Kulinarna wyprawa na Daleki Wschód
: 05 mar 2018, 20:35
To może nietypowy tytuł jak na relację z podróży, ale prawdę mówiąc głównym celem wyjazdu (przynajmniej z mojej strony), było zakosztowanie tajskiej kuchni. Oczywiście były też zabytki, świątynie buddyjskie, plaże i jaskinie, ale moim marzeniem była wyprawa kulinarna.
Kuchnia dalekowschodnia to nie robaki ani inne dziwactwa, ale swoisty zestaw składników i przypraw. Ze wszystkiego co tam jadłem najbardziej smakowała mi zupa występująca pod różnymi nazwami, ale której podstawą smaku, jest pasta curry i mleczko kokosowe.
Jedliśmy ją wielokrotnie pod różnymi nazwami i w różnych zestawach kolorystycznych.
Inne składniki zupy, to trawa cytrynowa, liście kafiru (cokolwiek to jest) i sok z limonki – wszystko o cytrynowym aromacie. Zupa jest boska ! Dodatkowo wrzuca się do niej kawałki kurczaka lub owoce morza i jarzyny. Podaje się ją z ryżem.
Ten sam zestaw smaków występuje w potrawach o zbiorczej nazwie „curry”, bardziej gęstych i z większą ilością mięsa.
Inna zupa, podobno bardzo tutaj popularna, to rodzaj rosołu rybnego
Dobry może dla urozmaicenia, ale to nie mój smak.
Natomiast zdecydowanie w moim guście, jest makaron Pad Thai, ryżowy makaron z usmażonym jajkiem, sosem sojowym i dodatkami.
[/url]
Dodatki bardzo różne, najczęściej warzywa, kurczak albo krewetki
Owoce morza mają duże znaczenie w taskiej kuchni, może dlatego że kraj jest prawie otoczony morzem, a krewetki pozyskuje się nie tylko z połowów, ale także z hodowli. Jedliśmy zatem:
małże:
kalmary:
homara:
Beacie bardzo smakował, dopóki nie dowiedziała się, że to nie homar tylko langusta, ale powiedziała, że nie odpuści i musi spróbować homara. Nie wiecie, gdzie w Polsce można to zjeść ? (tanio )
Były też inne potrawy, np. krewetki z jarzynami
Prawdę mówiąc zamówiłem to przez pomyłkę. Ja wyjadłem krewetki a Beata jarzyny. Nawiasem mówiąc jako małżeństwo, uzupełniamy się w tym zakresie. Ja zjadałem zupę albo sos i mięso, a Beata jarzyny 
Jedliśmy też inne potrawy, np. tajskie sajgonki.
Ale to niestety nędzna podróba tego co można zjeść w krakowskich wietnamskich restauracjach – mało farszu, dużo ciasta.
Był też ryż z różnymi dodatkami, tu np. podawany w skorupie ananasa
Natomiast moim ulubionym daniem na gorąco (zaraz po zupie), okazały się kwadrciki z kalmarów panierowane i smażone w głębokim tłuszczu
Być może smakowały mi dlatego, że to zestawienie polskiego smaku (kotlety) z tajskim (kalmary). Już kupiłem mrożone kalmary, spróbuję to przyrządzić w domu.
Jedliśmy również mielone z krewetek. Też super.
Słodycze, prawdę mówiąc mają tu nijakie, głównie europejskie. Praktycznie nie jedzą wędlin, może poza parówkami. Jedyna swoista, tajska wędlina jaką tu znalazłem, okazała się dość dziwna.
Była tylko w wersji paczkowanej (chociaż dość różnorodna), po angielsku opisana jako „fermented sausage”, w smaku kwaśna i pieprzna.
Ale były też jajka leżakowane w jakiejś zaprawie. Tak wyglądają po obraniu ze skorupki:
A tak po przekrojeniu
W smaku słodkie.
Jutro napiszę o jedzeniu ulicznym.
Kuchnia dalekowschodnia to nie robaki ani inne dziwactwa, ale swoisty zestaw składników i przypraw. Ze wszystkiego co tam jadłem najbardziej smakowała mi zupa występująca pod różnymi nazwami, ale której podstawą smaku, jest pasta curry i mleczko kokosowe.
Jedliśmy ją wielokrotnie pod różnymi nazwami i w różnych zestawach kolorystycznych.
Inne składniki zupy, to trawa cytrynowa, liście kafiru (cokolwiek to jest) i sok z limonki – wszystko o cytrynowym aromacie. Zupa jest boska ! Dodatkowo wrzuca się do niej kawałki kurczaka lub owoce morza i jarzyny. Podaje się ją z ryżem.
Ten sam zestaw smaków występuje w potrawach o zbiorczej nazwie „curry”, bardziej gęstych i z większą ilością mięsa.
Inna zupa, podobno bardzo tutaj popularna, to rodzaj rosołu rybnego
Dobry może dla urozmaicenia, ale to nie mój smak.
Natomiast zdecydowanie w moim guście, jest makaron Pad Thai, ryżowy makaron z usmażonym jajkiem, sosem sojowym i dodatkami.
[/url]
Dodatki bardzo różne, najczęściej warzywa, kurczak albo krewetki
Owoce morza mają duże znaczenie w taskiej kuchni, może dlatego że kraj jest prawie otoczony morzem, a krewetki pozyskuje się nie tylko z połowów, ale także z hodowli. Jedliśmy zatem:
małże:
kalmary:
homara:
Beacie bardzo smakował, dopóki nie dowiedziała się, że to nie homar tylko langusta, ale powiedziała, że nie odpuści i musi spróbować homara. Nie wiecie, gdzie w Polsce można to zjeść ? (tanio )
Były też inne potrawy, np. krewetki z jarzynami
Prawdę mówiąc zamówiłem to przez pomyłkę. Ja wyjadłem krewetki a Beata jarzyny. Nawiasem mówiąc jako małżeństwo, uzupełniamy się w tym zakresie. Ja zjadałem zupę albo sos i mięso, a Beata jarzyny 
Jedliśmy też inne potrawy, np. tajskie sajgonki.
Ale to niestety nędzna podróba tego co można zjeść w krakowskich wietnamskich restauracjach – mało farszu, dużo ciasta.
Był też ryż z różnymi dodatkami, tu np. podawany w skorupie ananasa
Natomiast moim ulubionym daniem na gorąco (zaraz po zupie), okazały się kwadrciki z kalmarów panierowane i smażone w głębokim tłuszczu
Być może smakowały mi dlatego, że to zestawienie polskiego smaku (kotlety) z tajskim (kalmary). Już kupiłem mrożone kalmary, spróbuję to przyrządzić w domu.
Jedliśmy również mielone z krewetek. Też super.
Słodycze, prawdę mówiąc mają tu nijakie, głównie europejskie. Praktycznie nie jedzą wędlin, może poza parówkami. Jedyna swoista, tajska wędlina jaką tu znalazłem, okazała się dość dziwna.
Była tylko w wersji paczkowanej (chociaż dość różnorodna), po angielsku opisana jako „fermented sausage”, w smaku kwaśna i pieprzna.
Ale były też jajka leżakowane w jakiejś zaprawie. Tak wyglądają po obraniu ze skorupki:
A tak po przekrojeniu
W smaku słodkie.
Jutro napiszę o jedzeniu ulicznym.