Wracamy do domu odpocząć, zjeść obiad i... jedziemy do O2 Arena na koncert Roda Stewarta.
O2 Arena to hala widowiskowa dla 20 tysięcy widzów. Konstrukcja bardzo stadionowa, tzn. krzesełka ostro w górę, tak aby widzowie byli jak najbliżej sceny. My oczywiście byliśmy daleko, bo bilety na płycie kosztowały prawie 200 funtów, nasze ca. 70.
Widownia na tym konkretnym koncercie w większości fanki i fani Sir Rodericka to jego fani od zawsze, pewnie większość pań w młodości kochała się w nim. Czyli średnia wieku 65+. Z tego powodu pewnie nie było szaleństwa pomiędzy krzesełkami ale... coś czego na takim koncercie nie da się usłyszeć w Polsce, gdy piosenkarz wyciszał swój mikrofon, dwadzieścia tysięcy ludzi śpiewało niezależnie od tego czy był to refren czy środek zwrotki. Dlaczego piszę, że nie da się usłyszeć w Polsce? Ponieważ nie znajdzie się u nas 20 tysięcy ludzi tak perfekcyjnie znających jego piosenek.
Teraz o samym koncercie - głos jeszcze daje radę ale słychać różnicę. Z drugiej strony trudno się dziwić, wokalista ma 72 lata. Fizycznie też już widać różnicę, raczej chodzi po scenie a nie biega, ale świecę potrafił zrobić
Koncert trwał dwie godziny, z dwiema przerwami, gdy RS się przebierał a na scenie występowały jego chórki. Trzeba jednak przyznać że Rod potrafi zrobić show. Wszystkie największe przeboje, odpowiednie do nich wyjaśnienia, dedykacje i grafiki. Całość powoduje, że łezka się w oku kręci. Chyba wszyscy mieli wilgotne oczy, gdy śpiewał piosenkę, którą zadedykował ojcu a na telebimie za artystą pojawiły się zdjęcia młodego Roda Stewarta z ojcem.
I na koniec ciekawostka, o której dowiedziałem się już po powrocie do domu. Rod Stewart wraz ze swoją najnowszą żoną przyjechał z ich podmiejskiej rezydencji komunikacją publiczną. Wpierw jechali pociągiem później metrem. Żona, która jest z zawodu fotografem robiła zdjęcia. Artysta był 'ukryty' pod kapturem długiego płaszcza i w związku z tym nie został rozpoznany. Podsumował tą wycieczkę żartobliwie, mówiąc, że w metrze przestał całą drogę, ponieważ nikt nie ustąpił miejsca siedemdziesięcioletniemu dziadkowi.
A, nie napisałem nic o supporcie, bo i nie było o czym pisać, jakaś śmieszna weselna kapela przebrana za Meksykanów, grająca covery znanych przebojów, tak że nikt nie wiedział co śpiewają.