Rumunia 2017
- PawelK
- Moderator
- Posty: 6392
- Rejestracja: 27 lip 2013, 10:25
- Podziękował;: 202 razy
- Otrzymał podziękowań: 144 razy
- Kontakt:
Rumunia 2017
Tak jak wcześniej pisałem, już za chwileczkę opiszę naszą krótką wycieczkę do Rumunii. Żeby trochę zbudować atmosferę wrzucam pierwsze zdjęcie
Za oknem skoro świt Kilimandżaro...
- PawelK
- Moderator
- Posty: 6392
- Rejestracja: 27 lip 2013, 10:25
- Podziękował;: 202 razy
- Otrzymał podziękowań: 144 razy
- Kontakt:
Przed przejechaniem granicy przypomniały nam się dawne czasy. Kolejka TIRów na prawym pasie wyglądała na kilka(naście) godzin stania, na szczęście osobówki były puszczane bez większych problemów. Niestety dalej nie było najciekawiej. Winiety kupowaliśmy po drodze i na Słowacji i na Węgrzech. I w jednym i w drugim kraju, niezależnie od miejsca gdzie kupowaliśmy (stacja benzynowa na Słowacji, knajpa na Węgrzech) nie było problemów, cena była taka jak na oficjalnych stronach. W Rumunii jest inaczej, niby podatek państwowy, cena winiet tylko 3 euro... zatrzymujemy się przy pierwszym punkcie sprzedającym winiety - kantor wymiany walut - prosimy o winietę i... zonk. Cena jest 5 euro lub forinty. My mamy leje, więc chcemy płacić w lejach. Pacjent w kantorze nie przyjmuje lokalnej waluty. Na szczęście przestaje kombinować i powiedział, że w lejach możemy zapłacić na stacji benzynowej sto metrów dalej - tam płacimy normalnie 14 lei.
Podsumowując - przejazd przez granicę węgiersko-rumuńską bardziej przypomina granicę tajsko-kambodżańską niż Unii Europejskiej, błotniste pobocza, dziesiątki bud, w których można wymienić walutę, kupić chodliwe towary, zjeść i napić się.
Podsumowując - przejazd przez granicę węgiersko-rumuńską bardziej przypomina granicę tajsko-kambodżańską niż Unii Europejskiej, błotniste pobocza, dziesiątki bud, w których można wymienić walutę, kupić chodliwe towary, zjeść i napić się.
Za oknem skoro świt Kilimandżaro...
- VdL
- Zlotowicz
- Posty: 4799
- Rejestracja: 29 maja 2014, 23:05
- Miejscowość: dokąd
- Płeć: Mężczyzna
- Podziękował;: 129 razy
- Otrzymał podziękowań: 89 razy
zbychowiec pisze:Ha ha, no nieźle Zaczyna się jak relacja z Afryki subsaharyjskiejPawelK pisze:W Rumunii jest inaczej, niby podatek państwowy, cena winiet tylko 3 euro... zatrzymujemy się przy pierwszym punkcie sprzedającym winiety - kantor wymiany walut - prosimy o winietę i... zonk. Cena jest 5 euro lub forinty. My mamy leje, więc chcemy płacić w lejach. Pacjent w kantorze nie przyjmuje lokalnej waluty. Na szczęście przestaje kombinować i powiedział, że w lejach możemy zapłacić na stacji benzynowej sto metrów dalej - tam płacimy normalnie 14 lei.
zaczyna się bardzo interesująco i klimatycznie.
- PawelK
- Moderator
- Posty: 6392
- Rejestracja: 27 lip 2013, 10:25
- Podziękował;: 202 razy
- Otrzymał podziękowań: 144 razy
- Kontakt:
Ja sklasyfikowałem Rumunię wśród krajów, które odwiedziłem, na poziomie Kambodża, Wietnam, Jordania. Z tym, że po pierwsze, w tamtych oczekiwania były inne (tzn. z założenia wiem, że tam jest "inny świat"), po drugie w dwóch pierwszych ceny za "jakość" są inne (czytaj: znacząco niższe). Rumunia cenowo nie różni się od Polski, noclegi i wyżywienie na poziomie warszawskim, piwo w restauracji jest tańsze, za to artykuły przemysłowe i ubrania droższe, benzyna nieznacznie droższa.zbychowiec pisze:Zaczyna się jak relacja z Afryki subsaharyjskiej
Nie będę dwa razy opisywał przejścia granicznego i miasta, w którym nocowaliśmy pierwszego i ostatniego dnia, dlatego już teraz wrzucam zdjęcia granicy i przejazdu z granicy do przygranicznego miasta - Oradea.
Za oknem skoro świt Kilimandżaro...
- PawelK
- Moderator
- Posty: 6392
- Rejestracja: 27 lip 2013, 10:25
- Podziękował;: 202 razy
- Otrzymał podziękowań: 144 razy
- Kontakt:
Pierwsze miasto - przygraniczna Oradea (tablica przy wjeździe jest dwujęzyczna - po węgiersku: Nagyvárad) to mieszanka narodowości i wiar. Miasto istniało już w XI wieku i od tego czasu przechodziło z rąk do rąk kolejnych władców tych ziem. Więcej o ciekawej historii Oradei oczywiście można przeczytać w wikipedii
Ja skupię się na naszych wrażeniach. Zaczęliśmy od zameldowania w hotelu i wybraliśmy się na spacer. Na początek słabo, bo pani w hotelu nie miała popularnej w wielu miejscach mapki centrum z zaznaczonym hotelem, tylko próbowała sprzedać nam plan miasta za 10 lei :shock:
Zdaliśmy się więc na google maps w telefonie. Do centrum na piechotę mieliśmy 10 minut. Na szczęście wpadliśmy na pomysł, że skoro telefon mówi, że będzie padać, to warto wziąć parasolki. W połowie zwiedzania zaczął siąpić deszczyk a po dłuższej chwili lunęło i wróciliśmy do hotelu. Mimo tego, że była to sobota wieczór, miasto wyglądało na wymarłe - tzn. śladowe ilości ludzi w knajpach i prawie wcale na ulicach, pasaż zamknięty dla samochodów pusty.
Gdy wróciliśmy do Oradei za tydzień w piątek po południu, było znacząco lepiej. Po pierwsze pensjonat, w którym się zatrzymaliśmy był zaopatrzony w mapki, po drugie pogoda dopisała i widać to było na ulicach. Knajpy z parasolkami na chodnikach pełne ludzi, kilka wycieczek i mnóstwo spacerowiczów. Miasto zaprezentowało się zupełnie inaczej. Przy okazji obejrzeliśmy, wybudowaną na planie gwiazdy pięcioramiennej, twierdzę wybudowaną w XI wieku. Twierdza była kilka razy niszczona i również kilka razy odbudowywana, obecnie mieści się tam m.in Instytut Sztuk Pięknych.
Ja skupię się na naszych wrażeniach. Zaczęliśmy od zameldowania w hotelu i wybraliśmy się na spacer. Na początek słabo, bo pani w hotelu nie miała popularnej w wielu miejscach mapki centrum z zaznaczonym hotelem, tylko próbowała sprzedać nam plan miasta za 10 lei :shock:
Zdaliśmy się więc na google maps w telefonie. Do centrum na piechotę mieliśmy 10 minut. Na szczęście wpadliśmy na pomysł, że skoro telefon mówi, że będzie padać, to warto wziąć parasolki. W połowie zwiedzania zaczął siąpić deszczyk a po dłuższej chwili lunęło i wróciliśmy do hotelu. Mimo tego, że była to sobota wieczór, miasto wyglądało na wymarłe - tzn. śladowe ilości ludzi w knajpach i prawie wcale na ulicach, pasaż zamknięty dla samochodów pusty.
Gdy wróciliśmy do Oradei za tydzień w piątek po południu, było znacząco lepiej. Po pierwsze pensjonat, w którym się zatrzymaliśmy był zaopatrzony w mapki, po drugie pogoda dopisała i widać to było na ulicach. Knajpy z parasolkami na chodnikach pełne ludzi, kilka wycieczek i mnóstwo spacerowiczów. Miasto zaprezentowało się zupełnie inaczej. Przy okazji obejrzeliśmy, wybudowaną na planie gwiazdy pięcioramiennej, twierdzę wybudowaną w XI wieku. Twierdza była kilka razy niszczona i również kilka razy odbudowywana, obecnie mieści się tam m.in Instytut Sztuk Pięknych.
Za oknem skoro świt Kilimandżaro...
- PawelK
- Moderator
- Posty: 6392
- Rejestracja: 27 lip 2013, 10:25
- Podziękował;: 202 razy
- Otrzymał podziękowań: 144 razy
- Kontakt:
Drugie i trzecie zdjęcie to część naszego śniadania. Generalnie było duuuużo więcej, tylko już standardowego jedzenia, poczynając od jajecznicy. Właścicielka pensjonatu, w którym się zatrzymaliśmy czuła się winna ponieważ "sąsiedzi" z piętra wyżej przez pół nocy nie pozwalali nam zasnąć. Dopiero ok 5 rano zostali wyrzuceni z pokoju.zbychowiec pisze:Menu pierwsza klasa
Za oknem skoro świt Kilimandżaro...
- PawelK
- Moderator
- Posty: 6392
- Rejestracja: 27 lip 2013, 10:25
- Podziękował;: 202 razy
- Otrzymał podziękowań: 144 razy
- Kontakt:
Chyba z papryką, ale nie był na ostro, raczej łagodny, dobrej jakość bez chrząstek itd.TomaszK pisze:Ciekawy salceson. Jakiś inny niż polski, czyżby z zpapryką ?
Nie był to majonez, raczej coś jogurtowo-serowego. Dziewczyna z recepcji próbowała nam wytłumaczyć, ale chyba jej słów zabrakło (tzn. nie znała nazw składników).TomaszK pisze: A pasta jajeczna też jakby inna, nasza jest żółta a nie biała. Tyle majonezu ?
Generalnie Rumuni mają sporo różnych białych serów i szczerze powiem, że są bardzo smaczne. Zasmakowały mi również bardzo aromatyczne pomidory, takich u nas nie jadłem a regularnie kupujemy "od producenta".
Za oknem skoro świt Kilimandżaro...
- PawelK
- Moderator
- Posty: 6392
- Rejestracja: 27 lip 2013, 10:25
- Podziękował;: 202 razy
- Otrzymał podziękowań: 144 razy
- Kontakt:
Później wjeżdżamy na obszar, w którym na ulicach widać sporo Romów (a właściwie Romki w kolorowych spódnicach i chustach oraz dzieci). Ludzi nie udało mi się tutaj sfotografować za to budowane domy..., domy pamiętające początki Wielkiej Rumunii i dziesiątki przydrożnych sklepików sprzedających rękodzieło.
Za oknem skoro świt Kilimandżaro...
- PawelK
- Moderator
- Posty: 6392
- Rejestracja: 27 lip 2013, 10:25
- Podziękował;: 202 razy
- Otrzymał podziękowań: 144 razy
- Kontakt:
Z Kluż-Napoki jedziemy 30 km do Turdy. To niewielkie miasto z jedną z największych w Europie kopalni soli. Kopalnia zaczyna się już na poziomie wejścia, na początek odwiedzamy "komnaty" na tym samym poziomie aby finalnie trafić do szybu Terezia z diabelskim kołem, placem zabaw dla dzieci, polem do mini golfa i podziemnym jeziorem, po którym można popływać łódką (za ekstra opłatą). Na dół schodzimy schodami, do góry pojechaliśmy windą
Podobno to jedna z największych atrakcji Rumunii...
Przy okazji, oprócz typowo rozrywkowej części kopalni jest tam również część "lecznicza" gdzie pacjenci pod nadzorem lekarzy korzystają z terapii leczniczych i rehabilitacyjnych.
Podobno to jedna z największych atrakcji Rumunii...
Przy okazji, oprócz typowo rozrywkowej części kopalni jest tam również część "lecznicza" gdzie pacjenci pod nadzorem lekarzy korzystają z terapii leczniczych i rehabilitacyjnych.
Za oknem skoro świt Kilimandżaro...
- PawelK
- Moderator
- Posty: 6392
- Rejestracja: 27 lip 2013, 10:25
- Podziękował;: 202 razy
- Otrzymał podziękowań: 144 razy
- Kontakt:
Dobra, przejechaliśmy przez nudniejszą część wycieczki. Zaczynamy rzeczy ciekawsze, trudno powiedzieć, żebyśmy wpadli w zachwyt, ale to miejsca warte odwiedzenia.
Jedziemy do Sighisoary - miasteczka powszechnie znanego z tego, że jest tam dom, w którym mieszkał Vlad Drakula.
Jedziemy oczywiście w oparciu o GPS i...nagle okazuje się, że GPS każe wjeżdżać nam za szlaban, przy którym stoi zakaz ruchu. Ulica brukowana wiodąca pod górę. Na szczęście obok parking i kibelek. Pani z toalety, gdy pokazałem jej naszą rezerwację, każe nam wjeżdżać za szlaban. A jak wiadomo panie z toalety rządzą Jedziemy dalej, przejeżdżamy za kamienną bramę i dalej GPS prowadzi nas na rynek starego miasta. Okazuje się, że mamy nocleg zarezerwowany na samej starówce. (Samochód niestety musieliśmy zostawić na tym parkingu poniżej, ale ponieważ jest to parking przed jakimś budynkiem urzędowym, to jest tam całodobowy monitoring i częste patrole policji. Jest również parkomat, a jak, ale ponieważ parkowanie jest płatne od 7 do 18 to po 18 urządzenie jest nieczynne, więc musiałem wstawać o 7 rano i zbiegać, żeby zapłacić. Nietyopwo jak na Rumunię opłaty są niskie, tj. 1,5 leja za godzinę (czyli normalnie) ale za to 5 lei za cały dzień.
Na początek nasz pokój, pensjonat i pokój jadalny w piwnicy oraz tabliczka z nazwą ulicy, przy której mieszkaliśmy.
Jedziemy do Sighisoary - miasteczka powszechnie znanego z tego, że jest tam dom, w którym mieszkał Vlad Drakula.
Jedziemy oczywiście w oparciu o GPS i...nagle okazuje się, że GPS każe wjeżdżać nam za szlaban, przy którym stoi zakaz ruchu. Ulica brukowana wiodąca pod górę. Na szczęście obok parking i kibelek. Pani z toalety, gdy pokazałem jej naszą rezerwację, każe nam wjeżdżać za szlaban. A jak wiadomo panie z toalety rządzą Jedziemy dalej, przejeżdżamy za kamienną bramę i dalej GPS prowadzi nas na rynek starego miasta. Okazuje się, że mamy nocleg zarezerwowany na samej starówce. (Samochód niestety musieliśmy zostawić na tym parkingu poniżej, ale ponieważ jest to parking przed jakimś budynkiem urzędowym, to jest tam całodobowy monitoring i częste patrole policji. Jest również parkomat, a jak, ale ponieważ parkowanie jest płatne od 7 do 18 to po 18 urządzenie jest nieczynne, więc musiałem wstawać o 7 rano i zbiegać, żeby zapłacić. Nietyopwo jak na Rumunię opłaty są niskie, tj. 1,5 leja za godzinę (czyli normalnie) ale za to 5 lei za cały dzień.
Na początek nasz pokój, pensjonat i pokój jadalny w piwnicy oraz tabliczka z nazwą ulicy, przy której mieszkaliśmy.
Za oknem skoro świt Kilimandżaro...
- PawelK
- Moderator
- Posty: 6392
- Rejestracja: 27 lip 2013, 10:25
- Podziękował;: 202 razy
- Otrzymał podziękowań: 144 razy
- Kontakt:
W latach, które są na tablicy (1431-1435) nie. Ponieważ urodził się w Sighisoarze właśnie w roku 1431 a w tym czasie jego ojciec nie był hospodarem, to pewnie mogli mieszkać w kamienicy. Nie mam zielonego pojęcia jak to działało na Wołoszczyźnie.TomaszK pisze:To Vlad Drakula nie mieszkał na zamku ?PawelK pisze:Ten dom (Vlada Drakuli) stoi na trasie rynek-wieża zegarowa
Ostatnio zmieniony 24 wrz 2017, 21:23 przez PawelK, łącznie zmieniany 1 raz.
Za oknem skoro świt Kilimandżaro...