Cytat:
No to ja nietypowo, bo koniec końców nie jestem fanem popu. Bardzo, ale to bardzo przypadła mi do gustu płyta "Ray of light" Madonny.
Też nie jestem fanem popu ale po twojej recenzji właśnie słucham tej płyty, która towarzyszy mi teraz w pracy.
Ma klimat.
To może żeby zamknąć temat Taty Kazika, to dodam jeszcze"Tatę Kazika 3", czyli Tata Kazika kontra Hedora Kazika i Kwartetu ProForma.
Płyta nie jest moim zdaniem tak dobra jak dwie pierwsze. Posiada kawałki, które mimo opływu lat pomijam, ponieważ mnie nużą. Są też oczywiście fajne piosenki i dla nich warto przesłuchać na pewno płytę. Z resztą gusta są różne i mój kumpel z którym od lat jeździmy na koncerty Kult-u i KnŻ-tu, gdy jeszcze grał, uważa że jeden z odrzuconych przeze mnie, bardzo mu się podoba. Mowa o "Ogrodniku".
Ja jednak chciałbym podać do posłuchania mój ulubiony z tej płyty, a mianowicie "Most" Kazikowi moim zdaniem bardzo zmienił się głos i niektórych piosenek nie wyciąga, a w tej piosence brzmi dobrze i powinien w tą stronę pójść.
https://www.youtube.com/watch?v=Pg1HA2H0lwM
Wiek: 42 Dołączył: 25 Sie 2015 Posty: 3123 Skąd: Ciechocinek
Wysłany: 2018-03-21, 16:25
Ja po ostatnim moim koncercie Kultu też byłem załamany jak pogorszył się głos Kazikowi. To już nie to co 20 lat temu. Średnio się tego słuchało, szczególnie w porównaniu z płytami.
Nigdy jakimś wielkim fanem Judas Priest nie byłem ale poprzednia płyta spodobała mi się bardzo a i koncert w Łodzi zaliczyłem. Mając na uwadze pozytywne recenzje najnowszej płyty Brytyjczyków zakupiłem ją sobie.
Wrażenia wspaniałe. Lata lecą a panowie nie starzeją się muzycznie w ogóle, a poziom, który prezentują jest nieosiągalny dla innych.
Już pierwszy numer Firepower powala swoją mocą. Świetny thrashowy riff na początku, potem mocne wejście Halforda a w środku wymiana solówek raz bardzo melodyjnie i łagodnie a drugi mocno, znów ocierając się o klimaty bliskie Slayerowi na przykład. Kapitalny otwieracz. Jeszcze dobrze nie odetchnęliśmy a tu już leci Lightning Strike typowe judasowe granie, bardzo szybkie z mocną gitarą i chwytliwym refrenem. Następnie nieco zwolnienia ale ciężar niesamowity! Evil Never Dies, troszkę przypomina mi to MEGADETH. Oczywiście świetna solówka musi być! W następnej piosence Never The Heroes panowie za cel postawili sobie aby publika mogła głośno wykrzywiać refren na koncertach. Chyba najbardziej melodyjny kawałek na płycie. Transowe klawisze na początek, wejście perkusji i wyraźnie słyszalny podkład basu... Lecimy z koksem aż do refrenu aby wykrzyczeć razem z Robem neverdehirołs!!! Po tej dawce melodyjnego heavy, znów coś mocniejszego w postaci Necromancer. Agresja z jaką Halford wykrzykuje kolejne wersy jest niesamowita. Ciężar, szybkość, agresja! Czy ci faceci naprawdę podchodzą pod 70.? Po Necromancer piosenka, do której początkowo ciężko mi się było przekonać ale z każdym odsłuchem było lepiej. Duch Black Sabbath czuć na odległość. Jakby ten kawałek (Children Of The Sun) był autorstwa Iommiego i Butlera nie zdziwiło by mnie to. W żaden sposób nie traktuję jednak tego jako zarzut. Dzieci słońca umarły jeden po drugim a my słyszymy cudowną muzyczną frazę Guardians, która płynnie przechodzi w Rising From Ruins. Mocne bębny ostry riff i przepiękna solówka. Przed nami drugi najbardziej melodyjny kawałek na płycie. Do tego świetny śpiew Halforda! Ciarki na plecach! Po tym utworze kolejny Flame Thrower. Właściwie jedyny, do którego nie za bardzo mogę się przekonać. Nie to, że jest zły ale czegoś mi w nim brakuje. Ok, przeleciał i zaczyna się Spectre. Mroczny, ciężki słuchając go nieodparcie mam wrażenie, że zaraz coś się wydarzy, coś nie koniecznie przyjemnego... Nastrój fantastyczny a pod koniec znów super solówki. Traitors Gate wygrywa za to w kategorii najbardziej maidenowy kawałek na płycie. Początkowy riff niczym z The Wicker Man a później wokaliza, której z pewnością Maideni nie powstydzili by się! Podoba mnie się to! O pojedynkach gitarowych nie wspomnę! Nie poddamy się wołają panowie z Judas Priest. Tak właśnie traktuję kolejną pozycję w postaci No Surrender. Młodzieńczy wigor, piękne melodie i przekaz: JESTEŚMY DZIADKAMI ALE SIĘ NIE PODDAMY!!! Powoli dobijamy do końca. Lone Wolf to kolejny kawałek z Sabbathowym DNA we krwi. Halford w mojej opinii w tej kompozycji nawet zbliża się do tego co prezentuje Ozzy. Ta piosenka to nie mój faworyt ale muszę przyznać, że z każdym odsłuchem idzie bardziej na plus. No dobra, w końcu trzeba trochę odpocząć i podać parę łagodniejszych dźwięków... Ballada Sea of Red kończy album. Kończy go jednak w wielkim stylu. Piękna gitara akustyczna na początku i czyściuteńki śpiew Halforda a potem mocniejsze wejście... Rozkoszujmy się jeszcze tymi dźwiękami...
Muzyka cichnie, odtwarzacz zatrzymuje się a my chcemy płytę nastawić raz jeszcze. Tylu wspaniałych dźwięków nie słyszałem już dawno. Szkoda, że takie zespoły z oczywistych względów powoli będą schodziły ze sceny...
Ocena: 9,5/10
_________________ Stop PLANDEMII COVID-1984
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
XIII VII III I V XX XIV 1
Ostatnio zmieniony przez johny 2018-04-28, 13:23, w całości zmieniany 1 raz
Super recenzja johny
Słucham płyty cały czas w autku i jeszcze mi się nie znudziło.
Kurde, zniknęla moja recenzja płyty Judasów Firepower, a tyle nad nią siedziałem. Podobny problem jak w zagadkowni.
_________________ Stop PLANDEMII COVID-1984
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
XIII VII III I V XX XIV 1
Kurde, zniknęla moja recenzja płyty Judasów Firepower, a tyle nad nią siedziałem.
Jak to zniknęła? Skąd? Jak? Gdzie?
Z tego wątku Czesio. gream_reaper swój komentarz odniósł do tej recenzji.
_________________ Stop PLANDEMII COVID-1984
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
XIII VII III I V XX XIV 1
Z tego wątku Czesio. gream_reaper swój komentarz odniósł do tej recenzji.
Johny, czy chodzi o tę recenzję:
johny napisał/a:
Nigdy jakimś wielkim fanem Judas Priest nie byłem ale poprzednia płyta spodobała mi się bardzo a i koncert w Łodzi zaliczyłem. Mając na uwadze pozytywne recenzje najnowszej płyty Brytyjczyków zakupiłem ją sobie.
Wrażenia wspaniałe. Lata lecą a panowie nie starzeją się muzycznie w ogóle, a poziom, który prezentują jest nieosiągalny dla innych.
Już pierwszy numer Firepower powala swoją mocą. Świetny thrashowy riff na początku, potem mocne wejście Halforda a w środku wymiana solówek raz bardzo melodyjnie i łagodnie a drugi mocno, znów ocierając się o klimaty bliskie Slayerowi na przykład. Kapitalny otwieracz. Jeszcze dobrze nie odetchnęliśmy a tu już leci Lightning Strike typowe judasowe granie, bardzo szybkie z mocną gitarą i chwytliwym refrenem. Następnie nieco zwolnienia ale ciężar niesamowity! Evil Never Dies, troszkę przypomina mi to MEGADETH. Oczywiście świetna solówka musi być! W następnej piosence Never The Heroes panowie za cel postawili sobie aby publika mogła głośno wykrzywiać refren na koncertach. Chyba najbardziej melodyjny kawałek na płycie. Transowe klawisze na początek, wejście perkusji i wyraźnie słyszalny podkład basu... Lecimy z koksem aż do refrenu aby wykrzyczeć razem z Robem neverdehirołs!!! Po tej dawce melodyjnego heavy, znów coś mocniejszego w postaci Necromancer. Agresja z jaką Halford wykrzykuje kolejne wersy jest niesamowita. Ciężar, szybkość, agresja! Czy ci faceci naprawdę podchodzą pod 70.? Po Necromancer piosenka, do której początkowo ciężko mi się było przekonać ale z każdym odsłuchem było lepiej. Duch Black Sabbath czuć na odległość. Jakby ten kawałek (Children Of The Sun) był autorstwa Iommiego i Butlera nie zdziwiło by mnie to. W żaden sposób nie traktuję jednak tego jako zarzut. Dzieci słońca umarły jeden po drugim a my słyszymy cudowną muzyczną frazę Guardians, która płynnie przechodzi w Rising From Ruins. Mocne bębny ostry riff i przepiękna solówka. Przed nami drugi najbardziej melodyjny kawałek na płycie. Do tego świetny śpiew Halforda! Ciarki na plecach! Po tym utworze kolejny Flame Thrower. Właściwie jedyny, do którego nie za bardzo mogę się przekonać. Nie to, że jest zły ale czegoś mi w nim brakuje. Ok, przeleciał i zaczyna się Spectre. Mroczny, ciężki słuchając go nieodparcie mam wrażenie, że zaraz coś się wydarzy, coś nie koniecznie przyjemnego... Nastrój fantastyczny a pod koniec znów super solówki. Traitors Gate wygrywa za to w kategorii najbardziej maidenowy kawałek na płycie. Początkowy riff niczym z The Wicker Man a później wokaliza, której z pewnością Maideni nie powstydzili by się! Podoba mnie się to! O pojedynkach gitarowych nie wspomnę! Nie poddamy się wołają panowie z Judas Priest. Tak właśnie traktuję kolejną pozycję w postaci No Surrender. Młodzieńczy wigor, piękne melodie i przekaz: JESTEŚMY DZIADKAMI ALE SIĘ NIE PODDAMY!!! Powoli dobijamy do końca. Lone Wolf to kolejny kawałek z Sabbathowym DNA we krwi. Halford w mojej opinii w tej kompozycji nawet zbliża się do tego co prezentuje Ozzy. Ta piosenka to nie mój faworyt ale muszę przyznać, że z każdym odsłuchem idzie bardziej na plus. No dobra, w końcu trzeba trochę odpocząć i podać parę łagodniejszych dźwięków... Ballada Sea of Red kończy album. Kończy go jednak w wielkim stylu. Piękna gitara akustyczna na początku i czyściuteńki śpiew Halforda a potem mocniejsze wejście... Rozkoszujmy się jeszcze tymi dźwiękami...
Muzyka cichnie, odtwarzacz zatrzymuje się a my chcemy płytę nastawić raz jeszcze. Tylu wspaniałych dźwięków nie słyszałem już dawno. Szkoda, że takie zespoły z oczywistych względów powoli będą schodziły ze sceny...
Ocena: 9,5/10"
_________________ Lepiej spróbować i wiedzieć, że się nie udało, niż żałować, że się nie spróbowało
_________________ Stop PLANDEMII COVID-1984
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
XIII VII III I V XX XIV 1
Wkleiłem treść recenzji do już istniejącego postu bo niestety nie jestem w stanie dodać nowego postu w tamtym miejscu.
Tę recenzję dodałeś w czasie gdy kopiowałem wszystkie posty i ręcznie je wklejałem, jak widać gdzieś mi on umknął. Sorki.
_________________ Lepiej spróbować i wiedzieć, że się nie udało, niż żałować, że się nie spróbowało
_________________ Stop PLANDEMII COVID-1984
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
XIII VII III I V XX XIV 1
Wysłany: 2018-10-09, 10:31 METAL ALLEGIANCE - Volume 2, Power Drunk Majesty
Dawno czegoś nie było w tym wątku, także postanowiłem się podzielić moimi refleksjami ze słuchania 2 albumu METAL ALLEGIANCE. Ta grupa to jak chyba nie wszyscy wiedzą tzw. super grupa. Alex Skolnick (TESTAMENT, AST), David Ellefson (MEGADETH), Mike Portnoy (ex - DREAM THEATRE) i jedyny nie znany dotąd z udzielania się w jakimkolwiek bandzie Mark Menghi.
Panowie znów zaprosili do współpracy mnóstwo ciekawych postaci z Joe Satrianim na czele.
A album? W porównaniu do pierwszego nieco ciężej przyswajalny dla mnie. Nie znaczy to jednak, że jest zły. Po prostu, żeby go docenić trzeba go przesłuchać kilkanaście razy. Chyba jest bardziej thrashowy. Pierwsze trzy, cztery kompozycje to trashowe killery. Czuć w nich i duch Slayera i Anthraxu i Metalliki z Kill'em All.
Potem jest o wiele bardziej zróżnicowanie. Choćby taki King with a Paper Crown- od mocnego growlingu do nostalgicznego przejścia a na następnie powermetalowej melodii. Fantastyczny kawałek, jeden z najlepszych na płycie!
Kolejny z niesamowitym klimatem to Voodoo of the Godsend z gościnnym udziałem Maxa Cavalery. Spokojnie mógłby się znaleźć na kultowym RootsSEPULTURY.
Na koniec mamy kompozycję tytułową, podaną w dwóch odsłonach. Jedna bardziej heavy, druga bardziej melodyjna z pięknym głosem niejakiej Floor Jansen. Do tego przepiękna wymiana solówek między Skolnickiem a Joe Satrianim. Mocny, mocny kandydat do podium płyty.
Jeżeli ktoś lubi takie granie, ja lubię, to serdecznie polecam. Panowie to naprawdę wirtuozi swoich instrumentów, do tego fajne kompozycje, świetne sola etc. Kawał porżadnej nowoczesnej muzyki metalowej.
Ocena: 8,5/10
_________________ Stop PLANDEMII COVID-1984
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
XIII VII III I V XX XIV 1
Ostatnio zmieniony przez johny 2018-10-09, 10:32, w całości zmieniany 1 raz
Wysłany: 2018-10-18, 10:51 DEATH ANGEL - The Evil Divide
Swego czasu, chyba rok temu wybrałem się na koncert TESTAMENTU. Jednym z "rozgrzewaczy" był wtedy DEATH ANGEL. Nazwa w szczenięcych czasach obiła mi się o uszy, choć bliżej twórczości tej kapeli nie dane mi było poznać. To zobaczyłem w warszawskiej Progresji rzuciło mnie na kolana!!! Pierwszy raz zdarzyło mi, że nie znając ANI JEDNEGO kawałka kapeli koncert tak mi się spodobał. Bardzo żałowałem, ze panowie grali tylko 45 min.
Zaraz po koncercie nabyłem ich najnowszy krążek The Evil Divide. To był strzał w przysłowiową 10. Czegóż nie ma na tej płycie! Jest wszystko co miłośnik thrash metalu lubi a nawet więcej.
Płyta powala swoimi kompozycjami już od pierwszych sekund! The Moth spodobało mi się do tego stopnia, że do dzisiaj mam tę piosenkę jako dzwonek w telefonie! A taki Father Of A Lies? Połączenie buntu i niesamowitej agresji z cudownym progresywnym środkiem i akustycznym zakończeniem...
Chcecie posłuchać fajnej melodyjnej piosenki (oczywiście z mocno rockowym kopem), proszę bardzo jest Lost...
A może trochę punka? Breakaway daje Wam to.
Na tej płycie nie ma złych utworów. Po prostu jedne są przyswajalne z marszu, inne wymagają większego z nimi osłuchania. Wszędzie masz jednak drogi słuchaczu perfekcyjną grą muzyków, fantastyczne solówki etc.
Normalne wydawnictwo zamyka fenomenalny Let The Pieces Fall - przywołujący najlepsze czasy wczesnej Metallki okraszony nutką maidenowej przyprawy. W wersji De lux - taką jak mam ja - mamy jeszcze absolutnie świetny cover grupy The Mission - Wasteland (powinien przypaść do gustu Fan tomasowi z tego co zdążyłem zauważyć )
Ta płyta jest świetna w każdym aspekcie. Nawet okładka jest super. Chodzi za mną żeby główny motyw, motyla wytatuować sobie!
Ocena: 10/10
_________________ Stop PLANDEMII COVID-1984
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
XIII VII III I V XX XIV 1
Ostatnio zmieniony przez johny 2018-10-18, 10:57, w całości zmieniany 1 raz
Dzisiaj płyta, która ma już 30 lat choć ja osobiście poznałem ją bliżej parę miesięcy temu. Operation Mindcrime - bo o niej mowa - to koncept album opowiadający historię zmanipulowanego człowieka, narkomana, który poprzez prawnie mózgu ma wykonać pewne zadanie.
Już sama koncepcja nagrania tego typu albumu nosi w sobie pewne ryzyko. A jak wyszło? Wyszło fantastycznie! Włączając płytę słuchamy właściwie nie pojedynczych piosenek a właściwie żywo opowiedzianej historii zaczerpniętej niczym z dobrego thrillera. Muzycznie, cud, miód, malina! Bardzo techniczny heavy metal w wielu momentach zbaczający w różne inne zakamarki muzyczne. Bardzo dużo wnoszą tutaj "wypełniacze", choć to chyba zbyt krzywdzące określenie. To po prostu świetne łączniki między kolejnymi utworami. Do tego głos Geoffa Tate'a...
Oczywiście na upartego można słuchać pojedynczych kawałków - taki Eyes Of The Stranger nadaje się do tego znakomicie, ale jednak lepiej znaleźć wieczorkiem godzinę tylko i wyłącznie dla tej płyty i wysłuchać jej w skupieniu od pierwszej do ostatniej sekundy! Wtedy smakuje najlepiej!
Dla mnie MAJSTERSZTYK!
Ocena: 10/10
_________________ Stop PLANDEMII COVID-1984
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
XIII VII III I V XX XIV 1
Ostatnio zmieniony przez johny 2018-10-30, 23:41, w całości zmieniany 1 raz
Ronnie James Dio wielkim artystą był. To wiemy. Ale tak jak ja szerzej jego twórczość poznaję od nie tak dawna. Parę tygodni temu zakupiłem sobie fajny box zawierający 5 pierwszych płyt grupy DIO.
Na razie przesłuchałem pierwsze 4. Z zachwytu padam na kolana. Co za kompozycje, co za piosenki, co za GŁOS Ronniego, co za solówki... Na tych płytach znajdą się może ze 2,3 utwory, które nie miażdżą! Reszta trafia w mózg słuchacza niczym pociski wystrzeliwane z AK 47.
Holy Diver, Don't Talk ToStrangers, We Rock, Rock'n'Roll Children, Sunset Superman, All The Fools Sailed Away, Naked In The Rain...
Długo by wymieniać... Żal tylko, że niestety Ronnie gra już w "największej orkiestrze świata". Na szczęście dla nas pozostała jego muzyka a ja jestem szczęśliwy, że mogę poznawać i chłonąć ją!!!
Ocena całości: 10/10
p.s.
Zagadka dla chętnych, co wymyślił Ronnie James Dio!?
_________________ Stop PLANDEMII COVID-1984
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
XIII VII III I V XX XIV 1
Ostatnio zmieniony przez johny 2019-09-13, 22:18, w całości zmieniany 1 raz
To i ja chciałbym przedstawić recenzje ulubionych płyt. Kiedy słucha się dużo muzyki naprawdę ciężko się zdecydować, ktore płyty są tymi najważniejszymi. Zresztą gusta ulegają zmianie. Muzykę odbiera się inaczej będąc nastolatkiem, a inaczej w wieku dojrzałym. Jednak pewne płyty odgrywają szczególną rolę. Kojarzymy je z osobami i wydarzeniami oto lista 11 najważniejszych moich płyt. O każdej z nich napiszę kilka słów, a może któraś z płyt przypadnie Wam do gustu, kto wie
1. The Jesus And Mary Chain "Psychocandy"
2. Pixies "Doolittle"
3. Joy Division "Unknown Pleasures"
4. Sonic Youth "Sister"
5. Nirvana "Nevermind"
6. Mudhoney "Every Good Boy Deserves Fudge"
7. Pavement "Slanted And Enchanted"
8. Sex Pistols "Never Mind The Bollocks"
9. Smashing Pumpkins "Siamese Dream"
10. The Cure "Pornography"
11. The Smiths "Queen Is Dead"
A Dio rozpropagował tzw. corna, czyli ten gest
Brawo Fantomas!
Pistolski i Nvermind Nirvany bardzo pezypadły mi do gustu!
_________________ Stop PLANDEMII COVID-1984
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
XIII VII III I V XX XIV 1
Von Dobeneck [Usunięty]
Wysłany: 2019-09-14, 14:12
To ja też coś skrobnę. Pierwszą całą płytą, która mi się wwierciła w mózg były Trzy Szóstki KATA, może dlatego, że miałem mizerny dostęp do zachodnich kapel, w końcu wioska na Podlasiu, to nie Warszawa, Łódź czy inne duże miasta. Wcześniej słuchałem wszystkiego co było dostępne w radiu. Dopiero w średniej szkole miałem większy dostęp do muzyki, więc postaram się wymienić kilka kapel, które wtedy odcisnęły piętno na mojej nieskalanej metalowym brudem duszyczce. Nie piszę chronologicznie, bo nie pamiętam.
Metallica - Master of Puppets. - Jakbym dostał młotem w łeb, po prostu miazga.
Iron Maiden - tutaj wymienię te płyty, które wtedy były najlepsze(w zasadzie, to dla mnie są najlepsze do dziś): Iron Maiden, The Number of the Beast, Powerslave, Piece of Mind, Somewhere in Time. Kocham te płyty.
Pink Floyd - Dark Side of the Moon. Niesamowita, magiczna płyta.
KSU - Pod prąd. Mam ogromny szacunek dla Siczki za to, że jest zawsze sobą.
KAT - Oddech wymarłych światów. Najlepsza płyta jaką znam, niezmiennie.
KAT - Bastard. Ciężka, mroczna muza ze złowieszczymi tekstami i balladką, którą kochają panienki. Deep Purple - In Rock. Geniusz Ritchiego jest niezaprzeczalny.
Rainbow - Rising. Geniusz Ritchiego jest niezaprzeczalny.
Nirvana - Nevermind. Lubię Curta za to, że nie był gwiazdorem. Normalny chłopak, zbyt wrażliwy żeby tu przebywać.
To chyba wszystko.
Wideoklip Smells Like Teen Spirit pojawił się w MTV jesienią 1991r. Pierwszy raz zobaczyłem Kurta Cobaina grającego na Jaguarze w czwartek wieczorem. W poniedziałek nie było już osoby, która nie obejrzałaby teledysku Nirvany choćby raz. Szczególnie skonsternowani byli fani Bon Jovi i Guns'n'Roses. Dotąd mogli twierdzić, że ich ulubione zespoły grają metal. Jednak przy drącym się Cobeinie ich idole wypadali bardzo blado. Ja byłem wtedy fanem Joy Division, Pixies, The Cure i JAMC. Lubiłem The Clash, Sex Pistols i Buzzcocks. Wydawało mi się, że wszystko co najlepsze w muzyce pochodzi z Wysp. Moim marzeniem poza M oczywiście, był wyjazd do Reading na festiwal. Nirvana od razu mi się spodobała za proste, bezkompromisowe granie oraz uwielbienie dla Pixies (zasłużone). Zespół nie ściągał nogi z gazu. Po pierwszym hitowym singlu pojawiły się kolejne: In Bloom, Come As You Are oraz Lithum. Pojawiły się też inne zespoły związane z nurtem grunge Mudhoney był najwspanialszy z nich, ale świetny był także Afghan Whigs albo Screaming Trees. Odrzuciłem Soundgarden jako zbyt metalowy jak na mój gust . Niezasłużoną estymą cieszył się i wówczas i teraz zespół Pearl Jam. Ich płyta Ten wydana w 1992 niknęła wśród wielu lepszych. Tak czy inaczej w tamtym 1991 roku Nirvana była wspaniałoscią nad wspaniałościami. Inne zespoły wykorzystały tylko drzwi, które z hukiem wybiła Nirvana. Kurt zapoczątkował modę na noszenie podartych jeansów, nakładanie t-shirtu na bluzę, wyciagnięte swetry. Temat Nirvany świętnie sprawdził się na wielu imprezach i w kontaktach obyczajowych . Dziękuję Ci Nirvano.
https://youtu.be/vabnZ9-ex7o
PS. Widzę, że wystawiamy oceny. Zatem biorąc pod uwagę atomową siłę rażenia Nevermind i fakt, że Nirvana zrobiła jedyną rewolucję, której byłem naocznym świadkiem daje ocenę subiektywną 10/10
_________________
Ostatnio zmieniony przez Fantomas 2019-09-24, 17:32, w całości zmieniany 3 razy
Wiek: 42 Dołączył: 25 Sie 2015 Posty: 3123 Skąd: Ciechocinek
Wysłany: 2019-09-24, 18:16
Fantomas napisał/a:
Temat Nirvany świetnie sprawdził się na wielu imprezach i w kontaktach obyczajowych
Mnie też dzięki Nirvanie, a dokładnie płycie "MTV Unplugged in New York" udało znaleźć wspólny język z pewną dziewczyną z zagranicy w czasie przerwy wakacyjnej w odległych już beztroskich, miło wspominanych latach.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum