Tegoroczny zlot w Pradze rozpoczynał się 1 maja. Bladym świtem pojechałam po Dżako do Włocławka i razem udaliśmy się do Łodzi. Tam razem z Panną Moniką, Olą i Zaliczką na dworcu Łódź Fabryczna wsiedliśmy do Flixbusa. Humory popsuła nam pani ze Straży miejskiej, bo pogroziła wysokim mandatem za wjazd na dworzec nieodpowiednią drogą. Staraliśmy się mimo to myśleć o przyjemnościach, spotkaniu, praskich zabytkach i czekających nas tam przygodach. Nie sądziliśmy, że jedna spotka nas już w drodze do Pragi.
Dżako, Hanka, panna Monika, Zaliczka i Ola w drodze na zlot fot. Hanka
Autobus ruszył i pomknął w stronę Wrocławia. Do wrocławskiego dworca było jeszcze ok 60 km, gdy zielony pojazd skręcił na tzw. MOP przy drodze ekspresowej S8. Kierowca mruknął do mikrofonu: „przerwa na papierosa 5 minut”. Pasażerowie wysiadali, a że było ich dużo, zajęło to sporo czasu. Poszliśmy do wc. Chwilę staliśmy w kolejce i nagle zadzwonił mój telefon. Usłyszałam przerażony głos Dżako, który wychodząc z wc zobaczył oddalającego się naszego Flixbusa. Kierowca odjechał zostawiając 7 pasażerów. Sądziliśmy, że gdy zgłosimy ten fakt na infolinię przewoźnika, to autobus zawróci i nas zabierze. Niestety, musieliśmy radzić sobie sami.
Do Wrocławia zabrał nas inny autokar, na dworzec dojechaliśmy Uberem. Flixbus czekał tam na nas tylko dzięki misi, która również jechała z nami na zlot i wsiadała właśnie na wrocławskim dworcu. Musiała bardzo się starać, by przekonać kierowcę, żeby na nas poczekał. Dalej podróż minęła już bez niespodzianek. Ja siedziałam i żadna atrakcja nie byłaby w stanie sprawić, bym wysiadła z autobusu wcześniej niż w Pradze.
Do hotelu z dworca zabrali nas TomaszK i Czesio. Na miejscu cieszyliśmy się ogromnie z tego, że nasza przygoda dobrze się skończyła i możemy wspólnie z innymi zacząć poznawanie czeskiej stolicy a szczególnie miejsc opisanych w książce „Pan Samochodzik i tajemnica tajemnic”.
Hotel Braník - nasza baza noclegowa w Pradze fot. Czesio1
Jednym z najważniejszych punktów zwiedzania Pragi była Katedra św. Wita, znajdująca się na wzgórzu zamkowym Hradczany. Katedra św. Wita jest największą czeską świątynią, jej wymiary to aż 124 na 60 m. Nie sposób jej nie zauważyć, gdyż wzniośle góruje nad Hradczanami, a jej wieże widać z każdej strony spoglądając na zamkowe wzgórze. Jest to też najważniejsza czeska świątynia i pełni rolę nekropolii królów czeskich, podobnie jak nasza katedra na Wawelu.
Widok z Ogrodów Królewskich na Katedrę św. Wita fot. misia
Baszta Prochowa fot. TomaszK
Katedra powstała w miejscu dwóch romańskich świątyni, jej budowa rozpoczęła się w 1344r, a ostatecznie zakończono ją dopiero w 1929r. zatem budowano ją prawie 600 lat!
Aby dostać się do katedry musieliśmy kupić kompleksowe bilety na kilka atrakcji. Dzięki naszej przewodniczce poszło nam całkiem sprawnie i nie musieliśmy stać w niekończącej się kolejce. Wstęp biletowany i organizacja zwiedzania okazały się świetnym rozwiązaniem, gdyż kiedy pierwszy raz zwiedzałem tę katedrę 20 lat wcześniej wstęp był niebiletowany, a tłok był taki duży, że traciło się całkiem przyjemność ze zwiedzania. W pamięci zostawało tylko to co zobaczyliśmy nad głowami innych turystów. Tym razem chodziło się swobodnie, tylko w niektórych miejscach zbierało się więcej ludzi.
Wejście na Hrad fot. misia
Żołnierz Gwardii Zamkowej w mundurze zaprojektowanym przez Theodora Pistka,
laureata Oscara za kostiumy do filmu "Amadeusz", Milosa Formana fot. Ater
Katedra św. Wita i budynek poczty fot. misia
Kolejka do komnat zamkowych fot. TomaszK
Pomnik. św. Jerzego fot. Ater
Wieża Południowa fot. Ater
Wieża Południowa fot. Ater
Złota Brama fot. Czesio1
Złota Brama fot. Ater
Architektura katedry to połączenie stylu gotyckiego i późniejszego stylu neogotyckiego. Sama katedra z zewnątrz wygląda monumentalnie, tym bardziej, że jest ona dosyć ciasno usytuowana i otoczona wieloma budynkami. Posiada trzy duże wieże. Jej kiedyś główne wejście, czyli przepięknie zdobiona złota brama wykonana w formie mozaiki z miliona elementów ze sceną z sądu ostatecznego jest zamknięta, do katedry wchodzimy inną stroną, ją podziwiamy później. Po przekroczeniu progu do katedry oprócz ogromu przestrzeni, największe wrażenie od razu robią wspaniałe kolorowe witraże, przez które przebijające się światło promieniuje po całej świątyni. Witraże bardzo malowniczo przedstawiają sceny biblijne i wpatrywaniem się w nie można poświęcić naprawdę dużo czasu.
Ciekawostką jest, że jeden z nich projektowany był przez słynnego artystę Alfonsa Muchę. Natomiast witraże są duże, a największa ogromna rozeta z witrażem „Stworzenie świata” ma ponad 100 m2.
Witraż fot. Ater
Witraż Cyryla i Metodego, zaprojektowany przez Alfonsa Muchę fot. Ater
Katedra to także skarbnica sztuki z przestrzeni wieków, znajduje się tam aż 19 kaplic, każda niepowtarzalna, bogato zdobiona. W kaplicach tych znajdują się groby władców, arcybiskupów, budowniczych katedry oraz relikwie świętych, m.in. skradzione 1000 lat temu z Gniezna relikwie św. Wojciecha. Jednym z ciekawszych zabytków jest duże barokowe mauzoleum Św. Jana Nepomucena wykonane z 2 ton srebra. Inną z pięknych i najważniejszych jest kaplica św. Wacława, która jest sercem katedry i zbudowana jest nad jego grobem. Lśni bogato zdobiona złotem i kamieniami szlachetnymi. W pobliżu znajduje się także komnata koronna, w której znajdują się klejnoty koronne, niestety niedostępne zwiedzającym.
Św. Wojciech fot. Czesio1
Nawa Główna fot. misia
Kaplica św. Wacława fot. TomaszK
Organy fot. Ater
TomaszK z Beatą fot. TomaszK
Grób św. Jana Nepomucena fot. TomaszK
Grób św. Jana Nepomucena fot. Ater
Św. Jan Nepomucen fot. Ater
Skazanie św. Jana Nepomucena fot. Ater
Ołtarz w katedrze św. Wita fot. Ater
Nawa główna fot. misia
Rozeta witrażowa fot. Ater
Nawa główna fot. Czesio1
W katedrze, która na każdym zrobiła wrażenie, udało nam się zrobić zbiorowe zdjęcie, przez cały czas przewodniczka interesująco ze szczegółami i ciekawostkami opisywała to miejsce. Po opuszczeniu katedry udaliśmy się na dalsze zwiedzanie wzgórza zamkowego.
Hradczany są miejscem akcji kilku scen powieści "Pan Samochodzik i tajemnica tajemnic". Bohaterowie odwiedzają Złotą Uliczkę, a w scenerii Zamku praskiego odbywa się spotkanie Smitha z przebranym Zdenkiem Blachą. Spotkanie zostało – jak się później dowiadujemy – zaaranżowane przez Franciszka Skwarka, który w ten sposób chciał odwrócić uwagę od swojej osoby. Austriacki biznesmen oraz właściciel motocykla Jawa są na zamku bacznie obserwowani przez Tomasza i Ludmiłę, potem w wydarzenia włącza się także Prot, a akcja przyspiesza. Wypatrując na rozległym terenie zamku tajemniczego Roberta, Tomasz wymienia wiele charakterystycznych zabytków i miejsc wartych zobaczenia.
Nawet gdyby jednak Praski zamek nie był tłem dla przygód Pana Samochodzika, zlotowicze nie mogliby ominąć podczas pobytu w Pradze miejsca, o którym narrator powieści mówi tak: „Od niepamiętnych czasów na skalistym ostrogu nad Wełtawą wznosiła się warownia umocniona murami i wałami ziemnymi. Jako siedziba królów czeskich były Hradczany ciągle upiększane, przebudowywane, każdy z władców miał ambicję wznieść jakąś nową imponującą budowlę i świątynię. W ten sposób w ciągu wieków powstało mnóstwo budynków o nieprzeciętnej urodzie, które razem tworzą swoiste dzieło sztuki i stanowią świadectwo historii Czech. Do upiększenia Zamku Praskiego najbardziej przyczynił się król Karol IV, który rządził w XIV wieku. On to kazał sobie wystawić wspaniały pałac królewski i wzniósł katedrę św. Wita, rozbudowywaną potem niemal do czasów współczesnych. Dobrze się też zasłużył Hradczanom król Władysław Jagiellończyk. Pozostała po nim między innymi wspaniała Sala Władysławowska, tak ogromna, że nie tylko mogły się w niej odbywać sejmy, bale dworskie, przeróżne zgromadzenia, ale nawet turnieje rycerskie. I dziś również jest to miejsce wielkich uroczystości narodowych. Zamek Praski posiada zresztą jeszcze inne sławne sale, jak choćby Sala Hiszpańska, znajdująca się nad dawnymi stajniami cesarza Rudolfa II, gdzie odbywają się ważne dla Czechosłowacji narady polityczne i społeczne.”
Zlotowicze w oczekiwaniu na wejście na Praski Zamek fot. TomaszK
Nic zatem dziwnego w tym, że zwiedzanie Zamku na Hradczanach stało się jednym z kluczowych punktów zlotu. Jako jedna z ważniejszych atrakcji turystycznych, zamek jest oblegany przez turystów. Także zlotowicze musieli poczekać w kolejce, nim mogli wejść do wnętrz.
Zlotowicze w oczekiwaniu na wejście na Praski Zamek fot. TomaszK
Sala władysławowska (Vladislavský sál) jest największą salą reprezentacyjną Praskiego zamku. Pomieszczenie wspomniane zostaje także w książce. Sala, mająca ponad 60 metrów długości, została zbudowana około 1490 roku, za panowania Władysława II Jagiellończyka. Do dziś jest użytkowana podczas ważnych czeskich wydarzeń państwowych.
Praski Zamek fot. TomaszK
Praga, jak każda stolica i jak każde wielkie miasto, była miejscem licznych wydarzeń historycznych. Jednym z nich, które wydarzyło się na Praskim Zamku, była II defenestracja praska (23 maja 1618). Wówczas to z okna na zamku – dokładnie tego samego, przy którym staliśmy i przez które wyglądaliśmy – wyrzucono cesarskich namiestników. Wydarzenie to jest uważane za bezpośrednią przyczynę wybuchu wojny trzydziestoletniej. Co ciekawe, mimo upadku z wysokości kilkunastu metrów, urzędnicy nie zginęli, gdyż upadli na hałdę odpadków lub nawozu.
Zlotowicze przy oknie defenestracji praskiej fot. TomaszK
Zlotowicze przy oknie defenestracji praskiej fot. Czesio1
Okno defenestracji praskiej fot. TomaszK
Widok z okna defenestracji praskiej fot. Czesio1
Myśląc o wydarzeniach, których świadkiem były mury Praskiego Zamku, trudno nie wspomnieć czasów późniejszych. Na Praskim Zamku podczas II wojny światowej przebywał Reinhard Heydrich, hitlerowski protektor Czech i Moraw – zbrodniarz wojenny, który zginął w słynnym zamachu zorganizowanym przez ruch oporu. Śmierć nazisty przyczyniła się do potężnej fali represji na mieszkańcach Czech – zginęło wówczas tysiące osób.
Zlotowicze w Praskim Zamku fot. TomaszK
Zlotowicze w Praskim Zamku fot. TomaszK
Pozostańmy jeszcze przy wydarzeniach historycznych. Akcja opublikowanej w 1974 roku powieści toczy się – zdaniem badaczy twórczości Nienackiego – w 1971 lub 1972 roku. Warto sobie zatem uświadomić, że w 1968 roku – zaledwie 3-4 lata wcześniej – w ramach Operacji Dunaj 500-tysięczne połączone siły żołnierzy radzieckich, polskich, węgierskich, bułgarskich i wschodnioniemieckich wkroczyły na teren Czechosłowacji, aby stłumić wolnościowe dążenia nazwane Praską Wiosną. W Pradze odbywały się brutalnie tłumione zamieszki, ginęli ludzie. Niestety, po ulicach czeskich miast poruszały się wówczas także czołgi z polskim załogami, gdyż PRL uczestniczył w inwazji w sile ok. 25 tysięcy żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego.
W powieści skierowanej do młodzieży, napisanej przez Nienackiego 50 lat temu, nie znajdziemy – co zrozumiałe – żadnego echa tych wydarzeń.
Tomasz – jak dowiadujemy się z powieści – w Pradze przebywał po raz drugi. Jeszcze całkiem niedawno wyjazd do Czech, wówczas Czechosłowacji, był zapewne w miarę łatwy dla pracownika ministerstwa, ale zdecydowanie trudniejszy lub wręcz niemożliwy dla większości innych ludzi. Dziś Polska i Czechy nie są przymusowymi uczestnikami takich organizacji, jak RWPG czy Układ Warszawski. Korzystając ze swobody przemieszczania się po Unii Europejskiej możemy odwiedzać Pragę tak często, jak będziemy chcieli.
Nie zawsze jednak tak było. Warto pamiętać o tym, spacerując w międzynarodowym kolorowym tłumie turystów po dziedzińcach i komnatach Zamku Praskiego – milczącego świadka historycznych wydarzeń. Będąc w Zamku, w którym dziś dumnie może być prezentowana flaga naszych południowych sąsiadów. W Pradze, w której przyjmowano nas gościnnie, tak jak gościnnie w swym domu rodzinnym przyjmował powieściowy pan Dohnal kolegę z Polski – Pana Tomasza.
Flaga czeska w Zamku Praskim fot. Czesio1
TomaszK w Praskim Zamku fot. Czesio1
Czytamy w powieści: „Nie zaciekawiło go [Smitha] także znajdujące się w rogu kaplicy wejście do Sali koronacyjnej, gdzie przechowywane są klejnoty koronne królów czeskich. A są one bogato zdobione drogimi kamieniami, co przecież powinno zainteresować jubilera.” Nie wiem, jak było w latach siedemdziesiątych, ale raczej tak, jak dziś, do faktycznego skarbca wejść nie było można. Autentyczne klejnoty koronne eksponowane są tylko w wyjątkowych historycznych okolicznościach. Turyści mogą jednak podziwiać ich wierne repliki, w tym zwłaszcza Koronę św. Wacława z XIV w.
Korona i berło - kopie czeskich klejnotów koronnych fot. TomaszK
Kopia korony królewskiej fot. TomaszK
Kopia berła królewskiego fot. TomaszK
Wyjście z Zamku Praskiego fot. TomaszK
Oddajmy na zakończenie głos Panu Samochodzikowi, który mówi tak: „[…]utrwalił się w mej pamięci obraz miasta o niepowtarzalnej urodzie. Wędrówka po nim jest nieustającą przygodą, bo co krok zaskakuje jakiś piękny zakątek. Trzeba by tu żyć długie lata, aby poznać wszystkie urocze zaułki, bulwary, skwery, place i placyki. I żyją tu ludzie bezgranicznie zakochani w swoim mieście”. Z całą pewnością zwiedzanie Zamku na Hradczanach także dla Zlotowiczów okazało się niezwykłą przygodą.
Na naszej zlotowej trasie nie mogło zabraknąć uroczej Złotej Uliczki. Jest ona bowiem w książce „Pan Samochodzik i tajemnica tajemnic” jednym z miejsc kluczowych dla rozwoju akcji. To tutaj pracuje panna Helenka, to tutaj włamania i kradzieży blaszki dokonał Zdenek Blacha, to wokół niej wreszcie osnute są ciekawe legendy i historie.
Złota Uliczka znajduje się na terenie Zamku Praskiego na Hradczanach. Przez lata zamieszkana była przez bardzo różne grupy. Pierwotnie mieszkali tam złotnicy (Żydzi pracujący dla skarbu). Później straż zamkowa. Wreszcie artyści, głównie pisarze i poeci. Obecnie znajdują się w nich oryginalne sklepiki, galerie i wystawy.
Nasza zlotowa brać zwiedziła Złotą Uliczkę we wczesne czwartkowe popołudnie.
Zlota Uliczka fot. TomaszK
Fantomas i Dżako na Złotej Uliczce fot. TomaszK
Zlota Uliczka fot. misia
Zbiorówka w Złotej Uliczce fot. misia
Zbiorówka w Złotej Uliczce fot. Czesio1
Wysłuchaliśmy opowieści naszej Pani Przewodniczki, po czym grupa podzieliła się na podgrupy, z których każda chciała najlepiej wykorzystać czas.
Jedni udali się na zwiedzanie kolorowych domków i z zaciekawieniem oglądali urządzone w nich wnętrza. Drudzy nieśpiesznie przechadzali się w tłumie (którego chyba nie da się w tym miejscu uniknąć) i robili pamiątkowe zdjęcia.
Tłumy w Złotej Uliczce fot. TomaszK
Konstrukcja szachulcowa domku w Złotej Uliczce fot. Ater
Złota Uliczka, budynek galerii malarskiej osób niepełnosprawnych fot. Ater
Złota Uliczka fot. Ater
Dobry Wojak Szwejk przed Galerią Niepełnosprawnych fot. TomaszK
Vasco przed Galerią Niepełnosprawnych fot. Czesio1
Gablota z bibelotami fot. TomaszK
TomaszK z Beatą w Złotej Uliczce fot. TomaszK
Pracownia jubilerska w Złotej Uliczce fot. TomaszK
Dom historyka filmu fot. misia
Pracownia Franza Kafki w domku nr 22 fot. TomaszK
Została też trzecia grupa, która pod bacznym okiem scenarzysty, operatora filmowego i pomysłodawcy naszych zlotowych filmików w jednej Czesiowej osobie, kręciła scenkę książkową.
"Nawet pobieżne zwiedzanie Hradczan — zajmuje cały dzień, dlatego nigdzie nie zbaczając poszliśmy wprost na Złotą Uliczkę, gdzie oczekiwała nas panna Helenka.
I ktoś jeszcze. Oczywiście, magister Franciszek Skwarek.
„Czy ten człowiek nigdy nie pozostawi jej samej?” — pomyślałem ze złością, a może z zazdrością?
— Ach, jakie wspaniałe ma pani perfumy — oświadczyłem całując na przywitanie dłoń panny Helenki.
I znowu strzeliłem gafę. Kobiety, które do tej pory znałem, cieszyły się, jeśli ktoś zwrócił uwagę, że używają dobrych perfum. Lecz panna Helenka, jak wiadomo, chciała za wszelką cenę upodobnić się do mężczyzny.
— To nie perfumy — oświadczyła z oburzeniem, niemal wyrywając mi z ręki swoją dłoń. — Nie należę do kobiet, które skrapiają się perfumami. Używam tylko męską wodę kolońską.
— Mam nadzieję, że nie po goleniu — odparłem z ironią.
Ludka zachichotała głośno, także pan Dohnal uśmiechnął się i lekki uśmiech pojawił się na ustach magistra Skwarka. Tylko panna Helenka okazała brak poczucia humoru.
— No, wie pan — pogardliwie wydęła wargi — to nie był najlepszy dowcip.
Nie ulegało wątpliwości, że znowu zrobiłem sobie z niej wroga. Ale przemogła niechęć, bo ciekawiła ją moja rozmowa ze Zdenkiem Blachą.
— Zdaje się, że przeniknęliśmy tajemnicę włamania do twego muzeum, Helenko — powiedział pan Dohnal, gdy skończyłem opowiadać.
— I zrobiliśmy to nie posiadając wybitnej inteligencji — dodała złośliwie Ludmiła spoglądając na pana Skwarka.
— Chwileczkę! — zawołał urażony Skwarek. — Czy państwo sądzą, że ja zasypiałem gruszki w popiele? Grzebałem w księgach, wysilałem mózgownicę i też to i owo przyszło mi do głowy.
— No, to skonfrontujmy nasze hipotezy — zaproponował pan Dohnal. — A teraz, Helenko, oprowadź nas po Złotej Uliczce."
Aktorzy dobrani wcześniej do ról odegrali scenkę zwiedzania Złotej Uliczki przez książkowych bohaterów.
W role bohaterów wcielili się: panna Monika (Helenka), Fantomas (Skwarek), Ater (Pan Samochodzik), Karen (Ludmiła) oraz Dżako (Dohnal), który zastąpił wytypowanego wcześniej do tej roli iryckiego, którego po długich poszukiwaniach nie udało się odnaleźć. Zapewne przepadł w klimatycznych wnętrzach kolorowych domków zauroczony ich aranżacją.
"Ach, jakie wspaniałe ma pani perfumy" fot. kadr z filmu zlotowego
"To nie perfumy. Nie należę do kobiet, które skrapiają się perfumami. Używam tylko męską wodę kolońską." fot. kadr z filmu zlotowego
"Zdaje się, że przeniknęliśmy tajemnicę włamania do twego muzeum, Helenko." fot. kadr z filmu zlotowego
"I zrobiliśmy to nie posiadając wybitnej inteligencji" fot. kadr z filmu zlotowego
"Chwileczkę! Czy państwo sądzą, że ja zasypiałem gruszki w popiele? Grzebałem w księgach, wysilałem mózgownicę i też to i owo przyszło mi do głowy." fot. kadr z filmu zlotowego
"No, to skonfrontujmy nasze hipotezy. A teraz, Helenko, oprowadź nas po Złotej Uliczce." fot. kadr z filmu zlotowego
Zaginięcie iryckiego nie było jedynym tego dnia.
Nasze zloty obfitują bowiem w sytuacje zaskakujące, zabawne, tajemnicze i do dziś niewyjaśnione.
Tak zaskakująco zakończyło się też zwiedzanie Złotej Uliczki.
Otóż na końcu Złotej Uliczki znajdują się dwa wyjścia: prawe prowadzi do wyjścia i tam ruszyła nasza grupa oraz lewe, prowadzące podobno na wieżę, a być może będące bramą do kolejnej, ukrytej przed oczyma ciekawskich i dostępnej jedynie dla wybranych, praskiej atrakcji.
Przejście na taras gotyckiego muru fot. Czesio1
O tym przekonał się Fantomas, który wybrał właśnie to tajemnicze lewe wyjście. I który pojawił się wśród nas dopiero podczas obiadu, z wielce tajemniczą miną, jakiś milczący i podekscytowany.
Do dzisiaj nie zdradził, jakie przygody przeżył na wieży, co widział, czego był świadkiem.
Być może spotkał tam alchemików i podpatrzył ich tajemnicze procesy? Albo trafił na ślad kolejnej zagadki godnej Tomasza? Wszak Praga to miasto niezwykłe.
Może kiedyś o tym opowie.
Po opuszczeniu zamku udaliśmy się na obiad. Po drodze nasza przewodniczka zaprowadziła nas do kamieniczki przy ul. Jansky vrsek 8, gdzie podobno miał mieszkać Edward Kelley. Obecnie mieści się tam Muzeum Alchemików i Magów, a w podwórku niewielka kawiarenka. „A Kelley? Jego życie pozostało już na zawsze związane z Pragą. A było to życie awanturnicze, o zmiennych bardzo kolejach losu… (...)
– Oto dom, w którym mieszkał Edward Kelley – tymi słowami powitał mnie pan Dohnal.
Dom był okazały, ongiś renesansowy, o czym świadczyły łączone okna i narożny wykusz. W późniejszych latach przebudowano go w stylu barokowym.”
Muzeum alchemików i magów starej Pragi fot. Czesio1
Muzeum alchemików i magów starej Pragi fot. TomaszK
Muzeum alchemików i magów starej Pragi fot. TomaszK
Wieża Kelley'a fot. Czesio1
Muzeum nie mieliśmy w planie, zresztą podobno to nie jedyne miejsce przypisywane temu magowi, miał też mieszkać w budynku przy Placu Karola, znanym obecnie jako Dom Fausta. Codziennie przejeżdżaliśmy obok niego tramwajem, jadąc z naszego hotelu do Centrum Pragi. Po wysłuchaniu opowieści naszej przewodniczki, poszliśmy dalej na obiad.
Czwartkowy obiad mieliśmy w typowo czeskiej restauracji (chyba tylko w takich byliśmy) „Malostranská Beseda”. Nasza grupka była tym bardziej wygłodniała, że część osób pobłądziło i straciło sporo energii na szukaniu reszty, przygoda.
Zlotowicze w drodze na obiad fot. TomaszK
Nasze kubki smakowe rozkoszowały się smacznym rosołem, następnie sałatką, na koniec oczekiwał nas pyszny sznycel wieprzowy z purée ziemniaczanym. Zamówienie przeze mnie kawy okazało się błędem, ponieważ piwo było tańsze.
Cmentarz na Josefowie, Synagoga Staronova, Klausova Synagoga
Wizyta na Starym Cmentarzu Żydowskim w praskiej dzielnicy Josefov, była chyba najważniejszym punktem wycieczki mającej odbywać się śladami książki „Pan Samochodzik i tajemnica tajemnic”. To tutaj ukryte było rozwiązanie zagadki stanowiącej główną treść książki, tutaj także został znaleziony skarb. Miejsce jest bardzo popularne wśród turystów, bilety były na określone godziny.
Zlotowicze w oczekiwaniu na wejście na cmentarz w Josefovie fot. Czesio1
Cmentarz na Josefovie powstał prawie 600 lat temu, ale ostatnie pochówki miały miejsce pod koniec XVIII wieku, kiedy podobnie jak w Krakowie weszły w życie austriackie ustawy, zakazujące chowania zmarłych w centrum miast. Na cmentarzu nie widać tradycyjnego układu grobów, jest to raczej lapidarium kamiennych nagrobków z kilkusetletniej historii cmentarza. Tylko część grobów zachowała typowy układ, głównie tych, w których pochowano najznamienitsze osoby.
Cmentarz w Josefovie fot. Ater
Cmentarz w Josefovie fot. Czesio1
Cmentarz w Josefovie fot. misia
Cmentarz w Josefovie fot. Ater
Cmentarz w Josefovie fot. misia
Cmentarz w Josefovie fot. TomaszK
Cmentarz w Josefovie fot. TomaszK
Niestety nie można chodzić po całym cmentarzu, nie mogliśmy zatem poszukać grobu opisanego przez Nienackiego, z rysunkiem dwóch postaci pod Drzewem Wiadomości Dobrego i Złego. Zwiedza się wytyczoną ścieżką, która na szczęście przechodzi obok grobu rabina Jehudy Löw ben Becalela.
Zlotowicze wsłuchani w głos pani przewodnik fot. Ater
TomaszK i misia fot. Ater
Była to ważna postać w intrydze książki, bo to on zaproponował sposób ukrycia skarbu Davida Katza i Edwarda Kelleya. Mało kto wie, że urodził się w Poznaniu i mieszkał tam przez pewien czas, możliwe zatem, że znał język polski. Jego grób stoi przy granicy cmentarza, a właściwie przy ścianie wielopiętrowej kamienicy, jakie otaczają cmentarz. Grobowiec jest z różowego marmuru, a wedle żydowskiego zwyczaju leżą na nim kamyki pozostawiane przez wiernych. Miejsce to jest chyba popularne, bo wszyscy zwiedzający robią sobie przy nim zdjęcie. My oczywiście też, co spowodowało, że utworzył się niewielki korek, co jednak nie przeszkodziło nam nagrać w tym miejscu krótkiej scenki.
Grób rabina Jehudy Löw ben Becalela fot. Ater
Grób rabina Jehudy Löw ben Becalela fot. Czesio1
Czesio przy grobie rabina Jehudy Löw ben Becalela fot. Czesio1
TomaszK z połówką talizmanu Jowiszowego przy grobie rabina Jehudy Löw ben Becalela fot. TomaszK
„Było popołudnie. Słońce stało jeszcze dość wysoko i lekko czerwieniącym odblaskiem sączyło się przez gałęzie drzew obrastających stary cmentarz. (…)
Szliśmy wolno, poddani urokowi tego miejsca.
Ludmiła milczała dyskretnie, zapewne rozumiejąc, że jeszcze raz w spokoju chcę przemyśleć niektóre szczegóły sprawy, której nadałem kryptonim „Tajemnica tajemnic”. (…)
Na niewielkiej przestrzeni sterczało z ziemi dwanaście tysięcy kamieni nagrobkowych. (…)
...Drgnąłem. To Ludmiła chwyciła mnie za rękę i ścisnęła ją mocno.
— Niech pan spojrzy... — szepnęła.
Pobiegłem wzrokiem w ślad za jej spojrzeniem. Cmentarz był pusty, więc natychmiast zwróciłem uwagę na kogoś, kto szedł od bramy kierując się w naszą stronę. Po chwili poznałem tego człowieka.
Był to Zdenek Blacha. (…)
Teraz ja chwyciłem dłoń Ludmiły i nakazując jej największą ostrożność i ciszę, przygarbiony, pobiegłem między grobowcami. Oboje skryliśmy się za wysokim ozdobnym sarkofagiem. (…)
Nagle nastała cisza. Zdenek Blacha zatrzymał się.
Ostrożnie wyjrzałem spoza kamiennego nagrobka. Blacha stał odwrócony do nas plecami. Wyjął z kieszeni notesik i długopis, nabazgrał coś, potem wydarł kartkę — niebieską kartkę — i wsunął ją między szczeliny grobowca rebego. (…)
Teraz Blacha rozejrzał się po cmentarzu, jak gdyby chcąc się upewnić, czy nikt go nie obserwował.
Znowu usłyszałem zgrzyt żwiru i odgłos oddalających się kroków...
Jeszcze przez jakiś czas czekaliśmy cierpliwie, przyczajeni za grobowcem. Wreszcie wyjrzałem i upewniłem się, że Blacha opuścił cmentarz. Wówczas zrobiłem kilka dużych susów i stanąłem przy grobie Löwego. Dojrzałem niebieską kartkę — wsuniętą między kamienie. Wyciągnąłem ją błyskawicznie, rozwinąłem i przeczytałem:
Szanowny Panie.
Zrobiłem tak, jak pan kazał. W Pardubicach jeden facet, którego znam, za 500 koron wykonał zleconą przez pana robotę. Spotkamy się jutro o dwunastej na Hradczanach. Mam też panu coś ważnego do powiedzenia.
Zdenek
Przeczytałem kartkę dwukrotnie, aby nie uronić żadnego słowa. Potem podałem liścik Ludmile.
— I co o tym myślisz? — zapytałem, gdy skończyła czytać.
— To list do tajemniczego Roberta — odpowiedziała.”
"Szliśmy wolno, poddani urokowi tego miejsca" fot. kadr z filmu zlotowego
"Był to Zdenek Blacha" fot. kadr z filmu zlotowego
"Oboje skryliśmy się za wysokim ozdobnym sarkofagiem" fot. kadr z filmu zlotowego
"Dojrzałem niebieską kartkę — wsuniętą między kamienie" fot. kadr z filmu zlotowego
"Wyciągnąłem ją błyskawicznie, rozwinąłem i przeczytałem" fot. kadr z filmu zlotowego
„I zaraz po obiedzie poszedłem znowu na stary żydowski cmentarz. Towarzyszyła mi tylko Ludmiła, z kamerą filmową. Postanowiła uwiecznić mnie na taśmie filmowej właśnie w miejscu, gdzie kryła się „tajemnica tajemnic”. (…)
Z napięciem wpatrywałem się w bogaty sarkofag rebe Löwego. Ale do mych myśli nie wkradał się żaden szept, który odkryłby przede mną jej rozwiązanie. No cóż, nie dziwiłem się temu. Byłem tu intruzem, przed takimi właśnie jak ja — historia klejnotów otoczona została niewidzialną zasłoną. Powinienem posiadać obydwie połówki talizmanu, wtedy dopiero byłbym w prawie wedrzeć się za tę zasłonę.
— Niech pan jeszcze raz podejdzie do grobu Löwego — usłyszałem głos Ludmiły, która filmowała mój spacer po starym cmentarzu.
Spełniłem jej życzenie, choć nie czułem się dobrze w roli kogoś, kogo się filmuje, utrwala jego ruchy i wyraz twarzy.”
"Towarzyszyła mi tylko Ludmiła, z kamerą filmową" fot. kadr z filmu zlotowego
Zlotowicze na cmentarzu w Josefovie fot. TomaszK
Zlotowicze na cmentarzu w Josefovie fot. Czesio1
Zlotowicze na cmentarzu w Josefovie fot. TomaszK
Po wyjściu z cmentarza kolejnym punktem była Klausova Synagoga, przylegająca do ściany cmentarza. Synagoga nie pełni już funkcji religijnych, zorganizowano w niej muzeum, prezentujące eksponaty związane z poszczególnymi świętami żydowskimi, życiem codziennym żydowskiej rodziny i obyczajami.
Klausová Synagoga fot. Czesio1
Klausová Synagoga fot. Czesio1
Klausová Synagoga fot. Czesio1
Klausová Synagoga fot. misia
Klausová Synagoga fot. misia
W chodniku między wyjściem z synagogi a wyjściem z cmentarza, znaleźliśmy pokrywę studzienki kanalizacyjnej i przez aklamację uznaliśmy, że to miejsce po dawnej studni, gdzie archeolodzy odkopali klejnoty z ceremonialnej tablicy Katza i Kelleya.
Zlotowicze przed Klausovą Synagogą fot. Ater
„— Odczytajmy więc jeszcze raz zdanie z grobowca Chawy. — proponowałem. — „U studni mądrości znajdziesz klejnot nieoceniony.” Jest to filozoficzna maksyma. Lecz zastanawiające brzmi w niej słowo „klejnot”. My szukamy klejnotów i w tym zdaniu jest mowa o klejnocie. Odrzućmy więc metaforyczną formę i przyjmijmy, że słowa te są po prostu wskazówką. Wówczas treść tego zdania brzmiałaby: klejnotu szukaj u studni...
— Ba, u jakiej studni? — westchnęła panna Helenka.- U studni na jakimś placu lub na ulicy, prawda?
— Tak jest. Tu przy cmentarzu musiała być jakaś studnia — oświadczyłem.
— Musiała być! — krzyknął gromko pan Dohnal. — Żydzi mieli przecież zwyczaj mycia rąk po opuszczeniu cmentarza po obrządku pogrzebowym. Tak, tak, coś sobie przypominam. Gdzieś widziałem studnię przy starym cmentarzu...
Mruknął coś niewyraźnie i pobiegł w kierunku wyjścia. Domyślaliśmy się, że udał się do domu po jakąś książkę.
(...)
Nadbiegł pan Dohnal, radośnie wymachując niewielką książeczką.
— Mam! Mam! — mówił zdyszany. — Znalazłem studnię! Na rysunku z końca XVIII stulecia, a ściślej z 1773 roku. Proszę, oto przewodnik zatytułowany „Stary żidovsky hrzbitov u Praze”. Na stronie dwudziestej czwartej jest rysunek. Widać wyraźnie wyjście ze starego cmentarza i przy studni Żydów myjących ręce. Studnię zasypano prawdopodobnie przed stu laty, gdy doprowadzono wodociągi.”
Studzienka po dawnej studni fot. Czesio1
Jeszcze tylko zbiorówka przed zabytkowym budynkiem Chewra Kadisza - domem żydowskiego Bractwa Pogrzebowego i poszliśmy dalej
Zbiorówka przed domem praskiego Bractwa Pogrzebowego fot. misia
Zbiorówka przed domem praskiego Bractwa Pogrzebowego fot. Ater
Zbiorówka przed domem praskiego Bractwa Pogrzebowego fot. Czesio1
Zbiorówka przed domem praskiego Bractwa Pogrzebowego fot. Ater
Kolejnym punktem była Synagoga Staronowa, również wymieniona w książce Nienackiego. Jest jeszcze starsza niż cmentarz, według legendy została wybudowana na kamieniach pochodzących ze Świątyni Salomona w Jerozolimie. Synagoga nadal jest użytkowana i pełni funkcje religijne, podobno jest najstarszą czynną synagogą w Europie. W czasie nabożeństw mężczyźni wchodzą do środka, podczas gdy kobiety muszą pozostać w przedsionku. Dla nas jednak zrobiono wyjątek (podobnie jak dla wszystkich turystów) i nasze Panie mogły wejść z nami.
Na środku sali stoi bima – podwyższenie otoczone kratą z kutego żelaza, gdzie uroczyście odczytywano Torę, a wzdłuż ścian ciągną się stalle czyli ozdobne ławy, każda z własnym pulpitem. Jedna ze stall, przeznaczona dla naczelnego rabina (podobno dla Jehudy ben Becalela) pozostaje zawsze pusta, a kto tam usiądzie, umrze w ciągu roku. Inne stalle są podpisane imionami i nazwiskami rabinów, którzy w nich zasiadali, Czesio znalazł tabliczkę z nazwiskiem Dohnal. Może dlatego ojciec Helenki miał szanse na mieszkanie z oknami wychodzącymi na Staronową Synagogę?
Bima w Staronovej synagodze fot. Tomasz
Bima w Staronovej synagodze fot. Ater
Tabliczka z nazwiskiem Dohnal fot. Czesio1
Staronová synagoga fot. Tomasz
Stalle czyli ozdobne ławy, każda z własnym pulpitem fot. TomaszK
Zlotowicze U starého hřbitova fot. misia
Najciekawszą legendą związaną z synagogą, jest historia Golema – olbrzymiej glinianej figury stworzonej przez Jehudę Löw ben Becalela, wykonującego na jego zlecenie wszelkie prace i broniącego go w czasie antysemickich wystąpień. Golem wszedł na stałe do kultury masowej, a według cytowanego przez Nienackiego Egona Erwina Kischa, jego szczątki mają spoczywać na strychu Synagogi Staronowej. Następcy ben Becalela zabezpieczyli się przed ponownym uruchomieniem Golema, rozbierając klatkę schodową wiodącą na strych. Pozostała tylko sfotografowana przez nas metalowa drabinka zewnętrza, ale i ona pozbawiona była dolnych szczebli, co uniemożliwiło nam tradycyjne w czasie zlotów, przeszukiwanie zamkniętych pomieszczeń.
Poszukiwanie kamienicy Dohnali na ul.Paryskiej, Muzeum alchemii
Na zakończenie zwiedzania Josefova, próbowaliśmy ustalić, w której z kamienic przy ulicy Paryskiej, nieopodal Synagogi Staronowej, mieszkali państwo Dohnalowie.
„Pan Dohnal zajmował trzypokojowe mieszkanie na drugim piętrze secesyjnej kamienicy, prawie naprzeciw Staronovej Synagogi. (...)
W jego mieszkaniu, przy ulicy Paryskiej, można było obejrzeć wiele staroci, które zbierał przez całe lata.”
Secesyjne kamienice z ulicy Paryskiej, to tutaj mieszkał pan Dohnal z córkami fot. Czesio1
Stoi tam kilka wysokich, pięknie odnowionych kamienic, niestety podobnych do siebie, co utrudnia wybór. Cześć zlotowiczów wskazywała zielony budynek z balkonem zdobionym kolumnami, odezwały się jednak glosy, że kolumny są greckie, podczas gdy według książki, kamienica miała być secesyjna. Padło zatem na sąsiednią, podobną, ale bez takich kolumn.
Kamienica z ulicy Paryskiej fot. TomaszK
Opuszczając Josefov przeszliśmy obok surrealistycznego pomnika Franza Kafki, który mieszkał gdzieś w pobliżu. Pomnik przedstawia pusty garnitur niosący „na barana” młodego mężczyznę – „K.” bohatera jego mrocznych powieści.
Pomnik Franza Kafki fot. Czesio1
Yvonne wielbicielka literatury pięknej, oddaje hołd swojemu bohaterowi fot. misia
Naszym kolejnym celem było Muzeum Alchemii, mieszczące się w zabytkowej Starówce Pragi. Muzeum jest pewną nowością, nie było go w czasach pobytu w Pradze Nienackiego, wtedy podobną rolę pełniła wystawa w baszcie Złotej Uliczki. W Pradze naznaczonej obecnością Johna Dee i Edwarda Kelleya, musi się znaleźć muzeum alchemii, a dla nas tropiących ślady „Tajemnicy tajemnic”, był to punkt obowiązkowy.
TomaszK na tle Muzeum Alchemii prezentuje "kryształową tarczę" fot. Ater
Jak się dowiedzieliśmy, w czasie remontu budynku przy ul. Hastalskiej 1, po powodzi z 2002 roku, kiedy Wełtawa zalała część Pragi (m.in. wyspę Kampa, którą zwiedzaliśmy w ostatnim dniu, a nawet praskie Metro) – pod średniowieczną kamienicą odkryto podziemne pomieszczenia. Głębokie piwnice nie są niczym niezwykłym w miastach o średniowiecznym rodowodzie, ale tutaj odkryto dawną pracownię alchemiczną, m.in. z piecem szklarskim.
Nasza grupa była zbyt duża, abyśmy weszli tam razem, musieliśmy podzielić się na dwie połowy.
Część Zlotowiczów w oczekiwaniu na swoją kolejkę zwiedzania Muzeum Alchemii fot. Ater
Pierwsza grupa wkracza do podziemnego muzeum fot. misia
Zwiedzanie z przewodnikiem trwa pół godziny i rozpoczyna się w zwyczajnym pokoju ze starymi księgami, czaszkami i kominkiem, ale jest tam też ukryte wejście do podziemi. Czeska przewodniczka ujawniła nam co należy zrobić, aby otworzyć ukryte wejście, ale prosiła by nie wrzucać zdjęć do Internetu.
Zlotowicze w Muzeum Alchemii fot. TomaszK
Ta komnata kryje ukryte wejście do piwnic fot. TomaszK
TomaszK i Dżako w podziemiach Muzeum Alchemii fot. TomaszK
Szafa kryjąca wejście do podziemi fot. Czesio1
Miejsce jest rzeczywiście niezwykłe, składa się z kilku piwnic wyglądających jak krypty, ale nie rozmieszczonych jak kolejne kondygnacje, tylko jakby odrębne wykopy, łączące się długimi korytarzami. W jednej z piwnic rzeczywiście stoi rekonstrukcja pieca szklarskiego i mnóstwo szklanych alembików – dawnych naczyń do destylacji.
Zabytkowe zestawy do destylacji fot. TomaszK
W innych pomieszczeniach również dużo zakurzonego szkła laboratoryjnego, tajemnicze zioła, ceglane piece i ślepe drzwi.
Piec alchemiczny fot. TomaszK
Piec alchemiczny fot. misia
Tajemnicze zioła fot. Czesio1
Piec szklarski fot. Czesio1
Za marmurową tablicą wmurowaną w jedną ze ścian, znaleziono podobno tajne przepisy alchemiczne na mikstury, które można obecnie kupić w sklepie przy muzeum.
Za tą tablicą odkryto podobno zapiski z tajnymi przepisami fot. TomaszK
Przewodniczka pokazała nam dwa niedostępne do zwiedzania korytarze, jeden prowadzący na rynek Starego Miasta, a drugi na Hradczany. Korytarze miały służyć do ucieczki w razie pogromu zwróconego przeciw magom i czarownikom.
Korytarz do kolejnej części podziemi fot. Czesio1
Korytarz w Muzeum Alchemii fot. TomaszK
I tu już nasza wyobraźnia odmówiła posłuszeństwa, zwłaszcza gdy na pytanie czy ten korytarz przechodzi pod Wełtawą, przewodniczka odpowiedziała twierdząco. Bez przesady! Można domyślać się, że w tym miejscu rzeczywiście była pracownia, ale bardziej chemiczna niż alchemiczna, np. zaplecze dawnej apteki i nie wytwarzano tu magicznych mikstur, ale nalewki i wywary stosowane w średniowiecznej medycynie. A korytarze prowadzą zapewne do sąsiednich piwnic, jak w podziemiach Kłodzka. Starym zlotowym zwyczajem próbowaliśmy zresztą zgłębić zamknięte pomieszczenia, ale akcja Mysikrólika i PiTTa spotkała się z żywym protestem czeskiej przewodniczki.
Mikstury sporządzone na podstawie tajemniczych receptur odkrytych za kamienna tablicą fot. Ater
Po drodze na Rynek Starego Miasta, zauważyliśmy pod jednym z hoteli białego porsche – wypisz, wymaluj samochód Henry’ego Smitha. Oczywiście sfotografowaliśmy go, a nawet nagraliśmy krótką scenkę.
Biały porsche Smitha fot. Czesio1
A potem poszliśmy coś zjeść, tym razem we własnym zakresie. Program wycieczki przewidywał obiad w polecanym przez zagraniczne przewodniki barze szybkiej obsługi „Havelská Koruna”, ale kolejka była nieziemska.
Zlotowicze w drodze na obiad fot. misia
Kolejka do baru Havelská Koruna fot. misia
My, to znaczy ja z Beatą i PiTTami poszliśmy do popularnej wśród polskich turystów restauracji „V Cípu” (co oznacza „w zaułku”), natomiast pozostali zlotowicze rozeszli się po innych staromiejskich lokalach.
Ostatniego zlotowego dnia zebraliśmy się rano na przystanku Malostranská. Po spotkaniu z naszą przemiłą Panią Przewodniczką ruszyliśmy na zwiedzanie. Zaczęliśmy od Ogrodów Wallensteina (Valdštejnska zahrada). Ogrody zaprojektowane są w stylu wczesnobarokowym jako ogród francuski i stanowią założenie powiązane z Pałacem Wallensteina (Valdštejnský palác), którego jednak nie zwiedzaliśmy.
Po wejściu na teren ogrodów (od strony wschodniej), rzucił nam się w oczy dość duży staw, w którym pływały olbrzymie ryby. Niektóre z nich miały ciekawy czerwonawy kolor. Nie wiem co to za gatunki, ale wyglądały imponująco. Na środku stawu znajduje się fontanna z Herkulesem (Herkulova fontána). W okolicy stawu przechadzały się też białe pawie, bardzo oryginalne.[/i]
Fontanna z Herkulesem i smokiem w ogrodach Wallensteina fot. TomaszK
Paw albinos fot. TomaszK
Paw indyjski fot. Czesio1
Ryby w stawie w ogrodzie Wallensteina fot. Ater
Ryby w stawie w ogrodzie Wallensteina fot. TomaszK
Fontanna z Herkulesem i smokiem w ogrodach Wallensteina fot. Ater
Hercules uwalnia Deianeirę od centaura Nessosa fot. Ater
Alejka ogrodowa fot. Ater
Kasztanowiec czerwony fot. Czesio1
Kasztanowiec czerwony fot. Czesio1
Fontanna fot. misia
Pałac Wallensteina fot. Czesio1
Alejka ogrodowa fot. Czesio1
Fontanna z rybą fot. misia
Idąc dalej przeszliśmy do części zachodniej ogrodów. Jej główną osią jest aleja prowadząca w stronę czegoś w rodzaju loggi przykrytej trzema łukami. Kiedyś urządzano tam przyjęcia, obecnie koncerty i przedstawienia. Jest to część Pałacu Wallensteina. Aleja prowadząca w tamtą stronę udekorowana jest rzeźbami. W centralnym punkcie znajduje się fontanna z rzeźbą Wenus i Amora (Fontána s Venuší a Amorem). Z lewej strony (patrząc w stronę pałacu) znajduje się część parku stanowiąca jakby zielony labirynt. Po przejściu labiryntu znaleźliśmy się przy czymś w rodzaju sztucznej groty. Jest to ściana pokryta dziwnymi ornamentami. Znajduje się tam też woliera dla ptaków.
Ściana stalaktytowa fot. Ater
Woliera dla ptaków fot. Ater
Pałac Wallensteina został zbudowany w latach 1623-1630 przez Albrechta von Wallensteina, księcia Meklemburgii (1583-1634), który zyskał sławę i fortunę jako głównodowodzący sił cesarskich w wojnie trzydziestoletniej. Został on zabity na rozkaz cesarza Ferdynanda II i w swoim pałacu przemieszkał jedynie rok. Wdowa po nim sprzedała pałac swojemu bratankowi i pozostał on w rodzinie Wallensteinów do 1945 roku. Po II wojnie światowej pałac stał się własnością państwa czechosłowackiego. Nasza Pani Przewodniczka wzmiankowała, że po wojnie teren popadł w ruinę i były nawet plany, by całość wyburzyć i przeznaczyć pod budownictwo, i dopiero po zmianie ustroju podjęto decyzję o odbudowie. Na stronach Wikipedii nie znalazłem tej informacji, ale jest wzmianka, że skomplikowana renowacja głównego budynku rozpoczęła się w połowie 1999 roku. Skoro renowacja była skomplikowana, to znaczy, że budynek nie był w najlepszym stanie, co pośrednio potwierdza słowa Pani Przewodniczki. Obecnie ogrody są otwarte dla zwiedzających, a sam Pałac Wallensteina stanowi siedzibę Senatu Republiki Czech. Według Pani Przewodniczki, na terenie ogrodów często spotkać można senatorów idących lub wracających z obrad.
Zlotowicze przed siedzibą Senatu fot. Czesio1
Siedziba senatu fot. TomaszK
Pałac Wallensteina fot. Ater
Ściana stalaktytowa fot. Ater
Malowidła sufitowe w Pałacu Wallensteina fot. Ater
Malowidła sufitowe w Pałacu Wallensteina fot. Ater
Malowidła sufitowe w Pałacu Wallensteina fot. Ater
Zlotowicze przed siedzibą senatu, w tle fontanna z rzeźbą Wenus i Amora fot. Ater
Pałac Wallensteina fot. misia
Po przejściu przez park wyszliśmy na Plac Wallensteina (Valdštejnské námesti).
Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna.
Ściana Lennona w Pradze to Ikona Wolności i Ekspresji Artystycznej. Znajduje się na placu Velkopřevorské náměstí, w malowniczej okolicy na Małej Stranie, niedaleko Mostu Karola, to jedno z najbardziej fascynujących i odwiedzanych miejsc przez turystów z całego świata. To symbol wolności, pokoju i kreatywności.
Nie była w planach naszego zlotu, ale to miejsce, które koniecznie trzeba w Pradze zobaczyć i dlatego namówiłam naszą Panią Przewodniczkę do odwiedzenia jej i w tym miejscu proszę o wybaczenie... bo ostatecznie wcale tak dużo nie zboczyliśmy z zaplanowanej trasy a przy okazji mamy piękne zdjęcie grupowe pod Mostem Karola.
Zlotowicze przy Ścianie Lennona fot. misia
Ściana Lennona, pierwotnie zwykły mur, zyskała swoją nazwę i sławę w latach 80. XX wieku. Był to okres, kiedy Czechosłowacja znajdowała się pod reżimem komunistycznym, a wolność słowa była surowo ograniczona. Po tragicznej śmierci Johna Lennona w 1980 roku, młodzi Czesi zaczęli używać ściany jako miejsca, gdzie mogli wyrażać swoje pragnienia wolności, pokoju i sprzeciwu wobec reżimu. Ściana szybko stała się przestrzenią do wyrażania opinii i uczuć, przyciągając młodych ludzi, którzy malowali na niej graffiti inspirowane twórczością Lennona oraz hasła nawołujące do pokoju i miłości.
Ściana Lennona fot. Ater
Ściana Lennona fot. Ater
Ściana Lennona fot. Ater
Na przestrzeni lat miejsce to przechodziło liczne przemiany. Początkowo władze wielokrotnie zamalowywały graffiti, jednak nowe pojawiały się niemal natychmiast. To nieustanne odnawianie stało się swoistym symbolem nieugiętej wolności i nadziei. Dziś Ściana Lennona jest dynamicznym miejscem, na którym turyści i miejscowi artyści mogą pozostawić swoje przesłania i dzieła sztuki. My pozostawiliśmy tam naszą forową nalepkę.
Zdenek Blaha przykleja forową nalepkę na ścianie Lennona fot. kadr z filmu zlotowego
Forowa nalepka na ścianie Lennona fot. kadr z filmu zlotowego
Każda warstwa farby, każdy napis i każdy rysunek opowiadają historię marzeń i aspiracji ludzi z całego świata. Można tu zobaczyć cytaty z piosenek Beatlesów, kolorowe portrety Lennona, symbole pokoju i miłości, a także liczne przesłania w różnych językach.
Ściana Lennona fot. misia
Misia na tle ściany Lennona fot. misia
Ściana Lennona fot. Ater
Ściana Lennona fot. Ater
Ściana Lennona fot. Ater
Ściana Lennona to nie tylko atrakcja turystyczna, ale również miejsce refleksji. Dla wielu odwiedzających jest to przestrzeń, gdzie można poczuć ducha solidarności i wspólnoty, który łączy ludzi ponad granicami i kulturami. Ściana jest żywym pomnikiem, który wciąż rośnie i ewoluuje, przypominając nam o uniwersalnych wartościach takich jak wolność, miłość i pokój.
Zlotowicze przy Ścianie Lennona fot. Ater
"Prawda leży pośrodku - może dlatego wszystkim zawadza" - Arystoteles
Most Karola to obowiązkowy punkt programu zwiedzania Pragi. W podgrupach podziwialiśmy go wieczorem przez cały zlot, a wszyscy razem wybraliśmy się wraz z naszą przewodniczką pewnego pięknego słonecznego dnia.
Most łączy dwie urokliwe dzielnice: Stare Miasto i Malą Stranę.
"Praga liczy sobie ponad tysiąc lat i z powstaniem jej, jak z każdym starym miastem, związana jest legenda. Czeska — opowiada o księżnej Libuszy, która miała swój warowny gród na Vyszehradzkiej Skale i dla wzmocnienia obronności swej ziemi kazała wznieść po drugiej stronie rzeki drugą warownię, a przy niej powstało miasto — Praga. Legenda mówi również o złotej kolebce królów czeskich, którą Libusza ukryła w nurtach Wełtawy.
Miasto leży na siedmiu wzgórzach, po obydwu stronach Wełtawy, której piękno tak niezwykle i niepowtarzalnie wyraził w swej muzyce Bedrzich Smetana. Obydwa brzegi rzeki łączy wiele mostów, a najpiękniejszy chyba i najstarszy to słynny most Karola."
Okolice mostu kryją wiele malowniczych zaułków, np. Certovka (zwana Czarcim Potokiem) przez niektórych bywa nazywana małą Wenecją.
Rzeka Certovka (Czarci Potok) i pozostałości wodnego młyna fot. TomaszK
Wodnik na Certovce fot. Ater
Zwiedzanie Malej Strany fot. Czesio1
U podnóża mostu fot. Czesio1
Zbiorowe zdjęcia u podnóża schodów na most fot. misia
Zbiorowe zdjęcia u podnóża schodów na most fot. misia
Imię Karola najstarszy praski most nad Wełtawą nosi dopiero od 1870 roku. W przeszłości zwany był Kamiennym lub Praskim Mostem. Do roku 1741 był jedynym mostem nad Wełtawą w Pradze.
Na moście Karola fot. misia
Widok z mostu Karola na Wełtawę fot. misia
Na moście Karola fot. misia
Najsłynniejszy czeski święty i najbardziej znana rzeźba na moście - św. Jan z Nepomuk fot. Ater
Pod koniec XVII wieku przeprawę ozdobiono 30 posągami świętych i patronów, dziełami m.in. Matthiasa Bernarda Brauna i rzeźbiarzami z rodziny Brokoff - Jana, Michała i Ferdynanda (od roku 1965 oryginale figury zaczęto przenosić do lapidarium w Muzeum Narodowym w Pradze, zastępując je kopiami). Najpopularniejsza jest niewątpliwie figura św. Jana Nepomucena. Według tradycji, dotknięcie płaskorzeźby pod posągiem przynosi szczęście.
Forowicze ze św. Janem Nepomucenem fot. misia
Widok z mostu na praskie wzgórza fot. Ater
Święty Franciszek Borgia - generał jezuitów fot. misia
Most ma prawie 516 m długości i ok. 9,50 m szerokości. Jego 17 łuków spoczywa na 15 filarach. Fundamenty 12 filarów sięgają 2,4 metra poniżej dna rzeki. Budowla powstała z bloków z piaskowca połączonych zaprawą murarską wzmacnianą, według legend - kurzymi jajami (naukowcy z Uniwersytetu Chemiczno-Technologicznego znaleźli w zaprawie jedynie ślady mleka i wina).
Forowicze na moście zasłuchani w opowieść przewodniczki fot. TomaszK
Forowicze na moście fot. Ater
Widok na nabrzeże Malej Strany fot. misia
Mrowie turystów a w tle Hradczany fot. misia
Z obu stron mostu znajdują się wieże. Staromiejska, od strony Starego Miasta, zbudowana została pod koniec XIV wieku i jest jedną z najpiękniejszych gotyckich bram na świecie. Znajdują się na niej siedzące postaci cesarza Karola IV, jego syna Wacława IV oraz świętych: Wita, Wojciecha i Zygmunta. W 1621 roku, gdy ścięto głowy przywódcom buntu szlacheckiego, powieszono je na górnej części wieży. Głowy wisiały na moście ponad 10 lat! Dziś na szczycie wieży znajduje się taras widokowy.
Brama Staromiejska fot. TomaszK
Brama od strony Starego Miasta fot. Ater
Dekoracja rzeźbiarska i bogaty program heraldyczny bramy fot. Ater
Pomnik Karola IV fot. Czesio1
Kłódki pozostawione przez zakochanych fot. TomaszK
Rynek Staromiejski z praskim zegarem astronomicznym
Rynek Straomiejski w Pradze znajduje się pomiędzy Mostem Karola a Placem Wacława. Dla nas był ostatnim akcentem praskiej wyprawy. Miejsce jest bardzo urokliwe, głośne i pełne turystów z całego świata. Pięknie, dostojnie - to jasna i krótka myśl.
Barokowy budynek dawnego kolegium jezuickiego fot. Ater
Barokowy budynek dawnego kolegium jezuickiego fot. Ater
Viselec - wiszący Zygmunt Freud, rzeźba Davida Cernego fot. TomaszK
Viselec Davida Cernego fot. Ater
Zachwycam się gotycką fasadą kościoła Matki Bożej przed Tynem. Przemyślidzi przechodzi mi przez myśl. Panowie Czech. Nie to nie oni. Wszystko co piękne i gotyckie zbudowano na rozkaz Karola Luksemburskiego, tego samego, który na rozkaz ojca, uciekał spod Crecy.
Przed nami Ratusz Staromiejski, kiedyś większy, dziś nadal wspaniały, ale dużo mniejszy. Ozdobą Ratusza jest wspaniała wieża. Gotyk, wszędzie gotyk. Nieprawda. Niechętnie spoglądam w kierunku barokowego kościoła świętego Mikołaja. "Jemy w restauracji przy kościele św. Mikołaja.". W Pradze są dwa, a ten to jeden z nich, ten drugi. Tymczasem przed wieżą zebrał się duży tłum gapiów. Czekają już na pełną godzinę, aby zobaczyć figurki apostołów pojawiające się nad cudnej urody zegarem astronomicznym o skomplikowanym mechanizmie zwanym Orloj. Skonstruowany w 1410 roku przez zegarmistrza Mikołaja z Kadania i matematyka, prof. Jana Sindla, a według legendy ukończył go mistrz Hanusz oślepiony następnie przez władze miasta. Nieprawda, zegar działał od 1410r., a osiemdziesiąt lat później Mistrz Hanusz tylko dokonał jego przebudowy. Nikt Hanusza nie oślepił mówi pani przewodnik. Na ten zegar spoglądał Reynevan. Szybko sobie przypominam Jan Żeliwski, Jan Hus. To wszystko działo się tutaj. Tu pisała się historia. Zaraz zaraz Hus gdzieś tu jest. Zgadza się, spogląda na wszystkich z wysokości cokołu.
Wieża zegarowa praskiego ratusza fot. TomaszK
Praski Zegar Astronomiczny fot. Ater
Historia, teraźniejszość, wieki. Nie czekamy na pełną godzinę. Idziemy na Plac Wacława.
Jeszcze raz tu przyjdę obejrzeć świętych apostołów. Jutro wyjeżdżamy, ale jeszcze tu wrócę na Rynek Staromiejski do serca Czech.
Vaclavske Namesti, najbardziej reprezentacyjny plac współczesnej Pragi, pojawia się w książce kilkakrotnie. Jest tam hotel, w którym zatrzymał się Smith, sklep z obrazami, w którym Zdenek Blacha próbował sprzedać skradzioną ikonę i wreszcie pomnik Świętego Wacława, pod którym Tomasz umówił się z panem Dohnalem i Ludmiłą. Oczywiście Nienacki nie byłby sobą, gdyby nie wstawił krótkiego wykładu historycznego o Placu Wacława.[/i] "Nikt dokładnie nie wie, dlaczego miejsce to nazwano placem. Może dlatego, że ongiś był tu koński targ, a jak wiadomo, końmi handluje się nie na ulicy, lecz na placu. Dziś jest to po prostu bardzo szeroka i dość długa ulica o współczesnym, wielkomiejskim charakterze — wysokie domy, wielkie hotele, bogate sklepy i wystawne restauracje. Na placu stoi konny posąg świętego Wacława, domyślacie się więc chyba, że chodzi o Vaclavskie Namiesti, najbardziej ruchliwy punkt współczesnej Pragi."
Václavské náměstí fot. Ater
W czasach, kiedy powstawała „Tajemnica tajemnic”, plac był najbardziej ruchliwym punktem Pragi, a samochodu nie było gdzie zaparkować. Dzisiaj, dalej jest to najbardziej ruchliwy punkt, ale Vaclavske Namesti zostało opanowane przez pieszych a samochody mają na większość placu zakaz wjazdu. Dopiero będąc na miejscu można zauważyć, że miejsce nie do końca wygląda jak na fotografiach (a i Nienacki o tym nie wspomniał) bo plac nie jest poziomy, ale lekko spadzisty, opadając od pomnika św. Wacława w górze, w kierunku rynku Starego Miasta.
Zlotowicze wsłuchani w głos pani przewodnik fot. Ater
Zlotowicze na Placu Wacława fot. Ater
Zlotowicze na Placu Wacława fot. misia
Spacer po Placu Wacława fot. misia
Hotel Ambassador fot. Ater
Grand Hotel Europa fot. misia
Zlotowicze na Placu Wacława fot. misia
Plac Wacława fot. misia
Plac Wacława fot. misia
Pomnik św. Wacława fot. misia
Wizyta na placu była krótka, bo kończył się czas pracy naszej przewodniczki (ktoś rano wprowadził do programu zwiedzania dodatkowy punkt, którego nie było w planie) a chciała nam jeszcze pokazać miejsce, gdzie mieliśmy jeść obiad. Część ekipy rozeszła się po sklepach, ja kupiłem w sklepie firmowym pomarańczową Beherowkę – rzecz nie do zdobycia poza Pragą. I tylko Czesio z kilkoma osobami pobiegł w kierunku hoteli opisanych książce, aby zrobić zdjęcia.
Hotel Ambassador ma rodowód przedwojenny, powstał w secesyjnej kamienicy z początku XX wieku, a w książce pojawia się jako miejsce, przed którym (z trudem) udało się znaleźć Tomaszowi miejsce do zaparkowania wehikułu. "Z ogromnym trudem przebiłem się przez samochodowy korek i znalazłem wolny skrawek chodnika przed hotelem „Ambasador”. Parking ten okazał się płatny, ale nie miałem wyboru. Praga jest bogata w samochody, wątpliwe, czy znalazłbym w tej okolicy wolne bezpłatne miejsce na parkowanie. A zbliżała się dwunasta, to jest pora, gdy miałem stawić się na spotkanie przy pomniku świętego Wacława." Hotelowi Jałta poświęcił już dużo więcej uwagi, umieszczając tam Smitha – w najbardziej reprezentacyjnym praskim hotelu tamtych czasów. Hotel wybudowano w miejscu starej kamienicy zniszczonej w czasie wojny, a ponieważ powstawał w latach 50-tych, nadano mu styl socrealistyczny, z kamiennymi rzeźbami przypominającymi te na Pałacu Kultury i Nauki w Warszawie. W podziemiach mieści się muzeum zorganizowane w dawnym schronie atomowym. "W Pradze mimo zachęty pana Smitha, który obiecał, że potrafi mnie zakwaterować nawet w „Jałcie”, zatrzymałem się znowu na tym samym co poprzednio campingu. Uczyniłem to ze względu na psa, z którym w hotelu są zawsze kłopoty. Natomiast Marczak, jak przystało na wysokiego dygnitarza państwowego, zamieszkał w „Jałcie”. "
Hotel Jałta fot. Ater
Hotel Jałta fot. kadr z filmu zlotowego
Hotel Jałta fot. kadr z filmu zlotowego
Pomnik św. Wacława fot. Czesio1
Plac Wacława fot. Ater
Plac Wacława fot. misia
Zlotowicze w drodze na obiad fot. misia
Hotel Ambassador raz jeszcze fot. misia
Obiad zjedliśmy kilkaset metrów dalej, w restauracji Nekázanka. Ozdobą wąskiej uliczki, przy której znajduje się restauracja, są przebiegające nad nią kryte mostki łączące górne piętra kamieniczek.
Nieodzownym elementem każdego zlotu jest konkurs. Tym razem autorką konkursu była Yvonne. A sam konkurs jak zwykle dostarczył wiele radości.
Organizatorka konkursu przedstawia zasady zabawy fot. misia
Przygotowania do konkursu fot. misia
Yvonne rozdaje konkursowiczom plakietki z imionami książkowymi fot. kadr z filmu zlotowego
Uczestnicy podzieleni zostali na 3 drużyny: Hilary i jego tydzień, Załoga Tomasza i Przemytnicy ikon. Walka była zażarta. Również nieco młodsi forowicze (forowicze w drugim pokoleniu) dzielnie mierzyli się z niełatwą materią „Tajemnicy tajemnic”.
Wszyscy gotowi do rozpoczęcia konkursu, Dżako wykorzystuje ostatnie chwile na przypomnienie treści książki fot. misia
Widownia przygląda się rywalizacji drużyn fot. misia
Konkurs Yvonne naszpikowany był trudnościami, a imiona braci Gnatów wyrecytowałby każdy z uczestników obudzony w środku nocy. Talizmany jowiszowe, treść kabały, historia Pragi – wszystko to uczestnicy mieli w małym paluszku.
Załoga Tomasza uważnie słucha kolejnego pytania fot. misia
Narada w drużynie "Przemytnicy ikon" fot. kadr z filmu zlotowego
Członkowie drużyny "Hilary i jego „tydzień”" fot. kadr z filmu zlotowego
Zadanie dla wyznaczonych osób z każdej drużyny: Vasco, PiTT i Zaliczka w akcji fot. kadr z filmu zlotowego
Jednak najwięcej entuzjazmu uczestników i publiczności wzbudziły talenty aktorskie i inscenizacyjne forowiczów. Świetna była scena wręczenia kryształowej tarczy Johnowi Dee przez archanioła Uriela, ale i pogryzienie Skwarka przez Prota (w osobie Kiki) przejdą do klasyki kina zlotowego.
"Pogardziwszy jednak wysokimi godnościami, John Dee osiadł samotnie w swej pracowni w Mortakle, gdzie w otoczeniu książek i licznych instrumentów, które sam skonstruował, zajął się magią i czarnoksięstwem, poszukując kontaktu z siłami pozaziemskimi.
W 1583 roku — jak sam opowiadał — zjawił się w jego pracowni duch anioła Uriela i wręczył mu „kryształową tarczę”, na której można było zobaczyć przeróżne zjawy.
Trudno dziś dociec, jak to było naprawdę z tymi zjawami. Faktem jest jednak, że ci, którzy odwiedzali mistrza w jego pracowni, wraz z nim oglądali zjawy na „kryształowej tarczy” i mogli z nimi rozmawiać. Nawet królowa Elżbieta zawezwała kiedyś do siebie Johna Dee, aby w jej obecności pokazał przedziwne właściwości swojej tarczy. I chyba nie odniosła wrażenia, że ma do czynienia z szalbierzem, skoro potem wielokrotnie jeździła do Mortakle, aby brać udział w rozmowie z duchami."
Scenka wręczenia krzyształowej tarczy Johnowi Dee przez ducha anioła Uriela fot. kadr z filmu zlotowego
Scenka wręczenia krzyształowej tarczy Johnowi Dee przez ducha anioła Uriela fot. kadr z filmu zlotowego
Scenka wręczenia krzyształowej tarczy Johnowi Dee przez ducha anioła Uriela fot. kadr z filmu zlotowego
"Zaszemrała kamera Ludmiły. Pan Dohnal powiedział wzruszając ramionami:
— Ot, staroświecki samochodzik. Teraz jest moda na takie dziwne pojazdy.
Skwarek przestał gdakać tym swoim męskim, tubalnym śmiechem.
— Dziwny? Raczej dziwaczny. Wygląda, no, jak spluwaczka — zarechotał, rad ze swojego dowcipu. — Niech pan popatrzy na te szybki, na ten dach z płótna, na te klamki jak od komórki z węglem!
Tak mówiąc chwycił za klamkę, zapewne sądząc, że drzwi w samochodzie są zamknięte. Niestety, było inaczej. Drzwi się otworzyły i jednym ogromnym susem, jak pocisk armatni, wyskoczył z nich przyczajony w samochodzie Protazy. Złapał rękaw marynarki Skwarka i rozdarł ją potężnymi zębiskami. A gdy przerażony superman rzucił się do tyłu, aż pod mur domu, pies uderzył go klatką piersiową, przewalił, a potem stanął nad Skwarkiem z rozwartą paszczą."
Vasco w roli Skwarka ogląda wehikuł pana Samochodzika fot. kadr z filmu zlotowego
Kika jako Prot atakuje Skwarka, który próbował włamać się do wehikułu fot. kadr z filmu zlotowego
Zaliczka w imieniu drużyny udziela odpowiedzi fot. kadr z filmu zlotowego
Drużyna Hilarego rozwiązuje rysunkowe zadanie fot. kadr z filmu zlotowego
Przemytnicy ikon rozwiązują zadanie fot. kadr z filmu zlotowego
Po profesjonalnym podliczeniu punktów przez Marysię zwycięzcami zostali członkowie drużyny Hilary i jego tydzień. II miejsce zajęli Przemytnicy ikon, a III - Załoga Tomasza.
Miejsce 3 - Załoga Tomasza! fot. misia
Miejsce 2 - Przemytnicy ikon!! fot. misia
Miejsce 1 - Hilary i jego "tydzień"!!! fot. misia
Podziękowanie dla Czesia za organizację zlotu fot. misia
To już nasz ostatni wspólny wieczór na praskiej ziemi. Z jednej strony byliśmy w doskonałych humorach po świetnej zabawie w konkursie, a z drugiej był smutek, że powoli dobiega końca nasza tajemnicza przygoda. Postanowiliśmy trochę ją przedłużyć i zamiast iść spać padło hasło: „Praga nocą”. Chętnych na wyjazd znalazła się całkiem pokaźna grupa. I oto, gdy część osób wesoło gwarzyła przy grillu zajadając się kiełbaskami i popijając różne pyszne trunki, czternaście osób ruszyło na poblisku przystanek tramwajowy.
W planie mieliśmy zwiedzanie lewobrzeżnej Pragi, ale wysiedliśmy jeszcze po prawej stronie Wełtawy, żeby móc nocą przejść mostem Karola. Było już po 21-ej gdy wysiedliśmy na przystanku Staroměstská i ruszyliśmy na nocne zwiedzanie Pragi.
Najpierw chcieliśmy popatrzeć na most Karola z perspektywy innego mostu. Most Mánesa był odpowiednim do tego miejscem. Po Wełtawie wolno sunęły statki wycieczkowe, przy brzegu rozświetlona była Marina Ristorante z włoską kuchnią. A w oddali dumnie prezentował się most Karola. Na jego końcu jaśniała strzelista wieża z bramą od strony Starego Miasta, a obok niej, równie wysoka, zielona kopuła Muzeum Mostu Karola. Żadne zdjęcie nie odda uroku tego miejsca. To trzeba zobaczyć na własne oczy.
Praga nocą, w oddali wieża na wzgórzu Petřín fot. Czesio1
Na lewym brzegu Wełtawy Marina Ristorante z włoską kuchnią fot. misia
Most Karola, po lewej wieża z bramą i Muzeum Mostu Karola fot. misia
Praga nocą fot. Czesio1
Kolejnym punktem naszego zwiedzania miały być Hradczany i Złota Uliczka. Na zamkowe wzgórze wspinaliśmy się starymi zamkowymi schodami. To tutaj Ludmiła z Protem obserwowała wchodzących na zamek, aby wypatrzeć tajemniczego Roberta, z którym umówił się Zdenek Blacha. „O wpół do dwunastej zeszliśmy do wehikułu i pojechaliśmy na drugi brzeg Wełtawy. Zaparkowałem wóz na rynku Małej Strany i rozstaliśmy się.
Ja — wyglądając niczym jakiś hippis czy malarz — pomaszerowałem na Hradczańskie Namiesti, a Ludmiła w towarzystwie Prota poszła do Starych Zamkowych Schodów, aby od tamtej strony obserwować wędrujących na Hradczany. Któż bowiem mógł wiedzieć, którędy przybędzie Zdenek Blacha? Hradczany to ogromny kompleks budowli, dziesiątkach zakamarków. Nie mieliśmy żadnej pewności, czy w ogóle zdołamy zetknąć się z Blachą, skoro nie podał on w swoim liście, gdzie konkretnie wyznacza spotkanie na Hradczanach.”
To również tędy schodzili ku Wełtawie pan Smith z tajemniczym osobnikiem w prochowcu. „Ale pan Smith i człowiek w prochowcu stali przed pałacem i rozmawiali. Jegomość w prochowcu zdawał się o czymś przekonywać pana Smitha, który oponował, przecząco kręcąc głową. Wreszcie jednak chyba dał się przekonać. Obydwaj nagle ruszyli w stronę Starych Zamkowych Schodów. A ja poszedłem za nimi.
Na Starych Zamkowych Schodach nie zauważyłem Ludmiły, choć przecież powinna tam być, bo tak umawialiśmy się.
Tymczasem Smith i osobnik w prochowcu maszerowali w dół, w stronę Wełtawy.” Stare zamkowe schody świeciły pustkami o tej porze, co trochę mnie dziwiło. Czyżby nie było chętnych do zwiedzania Hradczan nocą? Odpowiedź na to pytanie przyszła szybciej niż się spodziewaliśmy. Dotarłszy na szczyt schodów czekała nas niemiła niespodzianka. Oto brama była zamknięta a stojący przy niej strażnik poinformował nas, że zwiedzanie dziś już się zakończyło.
Zlotowicze na starych zamkowych schodach fot. misia
Praga nocą fot. misia
Praga nocą fot. misia
Praga nocą fot. misia
"Szczeliliśmy" kilka fotek z punktu widokowego i ruszyliśmy schodami w dół.
Rozświetlonymi ulicami Pragi udaliśmy się w kierunku zbiornika wodnego Letná.
Zbiorówka w drodze na punkt widokowy fot. misia
To tam, jak mówił Mysikrólik, jest punkt widokowy z rozległą panoramą na Pragę. I miał rację. Naszym oczom ukazał się piękny widok na rozświetloną Pragę.
Praga nocą fot. Czesio1
Praga nocą fot. Czesio1
Praga nocą fot. misia
Praga nocą fot. misia
Na koniec nocnej przygody z Pragą zostawiliśmy sobie most Karola. Dzień wcześniej grim_reaper z Magdą narobili nam smaka opowiadając jak pusty był most nocą. Pomni na to jakimi dzikimi tłumami przedzieraliśmy się mostem za dnia liczyliśmy, że i nam się uda zwiedzić najsłynniejszy praski most z dala od ludzkiego zgiełku. Niestety płonne okazały się nasze nadzieje. Wciąż sporo ludzi spacerowało mostem Karola.
Wieża z bramą na most Karola fot. Czesio1
Wieża z bramą na most Karola fot. Czesio1
Most Mánesa fot. misia
Wełtawa fot. misia
Zrobiliśmy zbiorówkę na moście...
Zbiorówka na moście Karola fot. misia
...i udaliśmy się na przystanek Karlovy Lázně skąd wróciliśmy do naszej bazy noclegowej. Przy grillu siedziało jeszcze kilka osób, dołączyliśmy do nich i wspólnie miło spędziliśmy ten ostatni praski wieczór.
Wieczorem, gdy zmęczenie po całodziennym zwiedzaniu ustępowało jak ręką odjął, towarzystwo zbierało się w przyhotelowym ogrodzie. Ogród ten, w zamyśle z motywami dalekowschodnimi, był troszkę pod kątem infrastruktury wodnej zaniedbany, a rośliny wymagały ręki właściciela. Ten jednak postanowił się skupić na kulinariach, co zresztą wychodziło mu z mizernym skutkiem, o czym kilku zlotowiczów przekonało się na własnych podniebieniach. Wracając do ogrodu, miał on jednakże plus w postaci wiaty w stylu chińskim, z takimiż stołami obrotowymi, przystosowanymi do podawania posiłków kuchni azjatyckiej. W niej to i w najbliższych okolicach toczyło się wieczorne, a czasem nocne życie po dniu wypełnionym zwiedzaniem pięknej Pragi.
Wieczorne rozmowy fot. Czesio1
Adam, Agnieszka, Mysikrólik i Dżako fot. Czesio1
Wieczorne rozmowy fot. Czesio1
Hanka, Ania, Ater i Vasco fot. Czesio1
Wieczorne rozmowy fot. Czesio1
Misia, Agnieszka i Beata fot. misia
Czesio, Antek, irycki, Marysia, oldmalarz i Ola fot. TomaszK
Wieczorne rozmowy fot. TomaszK
Spotykaliśmy się więc, aby na świeżo poopowiadać o tym co udało się zobaczyć, czego ktoś nie dostrzegł i będzie musiał wrócić, co nas czeka w następne dni. Oprócz tego nie mogło się obyć bez wspominek czasów minionych. Czasem nawet takich dawno, słusznie minionych, gdy niektórych z naszych najmłodszych nie było na świecie, względnie byli bardzo mali. Młodzież słuchała z zainteresowaniem i miło jest zobaczyć, że życie nie musi zaczynać się i kończyć na elektronicznych gadżetach. Dla dorosłych znalazło się kilka magicznych napojów, które w umiarkowanych ilościach wspomagają prowadzenie rozmów, a jak wiadomo nikogo kto by przesadzał z nami nie było. Były z nami zatem miody TomaszKa i Mysikrólika, słynne miejscowe złociste piwo i czesiowe winko. Nie zabrakło też tradycyjnych przysmaków, dla których niektórzy specjalnie na zloty jeżdżą. Czym by były nasze spotkania bez smalczyku i ogórasów kiszonych. Specjalnie zakupiony przez TomaszKa grill posłużył do tradycyjnej zbrodni na kiełbasie, którą niektórzy nazywają smażeniem. Spalona kiełbasa ma jednak wszędzie wielu zwolenników, co niezmiernie mnie zawsze dziwi. Węgiel aktywny w dużych dawkach, oprócz znanego wszystkim działania wiążącego posiada również działanie odtruwające. Może to o to chodzi?
Barabasz dba o kiełbaski z grilla fot. TomaszK
Zlotowe frykasy fot. TomaszK
W takiej to atmosferze nie trzeba nikogo zachęcać do wspominek. Wspominaliśmy najzabawniejsze historie ze zlotów, sytuacje dziwne, czasem niebezpieczne. Wszystko co nas na szlaku Przygody spotkało. Niejednemu zakręciła się łezka w oku na wspomnienie naszego nieodżałowanego Eksploratora, choć on z pewnością wolałby nas widzieć zawsze pogodnych i uśmiechniętych. Takich jak sam starał się być. Wspominaliśmy też naszych znajomych, którzy z różnych przyczyn nie mogli z nami być. Snuły się więc nasze rozmowy, stopniowo przycichając wraz z upływającym czasem i znikającymi zlotowiczami, którzy głodni wrażeń dnia następnego, chcieli być wypoczęci na kolejne zwiedzanie.
Nie zabrakło także tradycyjnego konkursu z wiedzy o "Panu Samochodziku i tajemnicy tajemnic" oraz szeregu nagranych scen z książki, zaadaptowanej i wyreżyserowanej przez Yvonne i Czesia, a także brawurowo zagranych przez marnujących swoje talenty uczestników zlotu.
Przygotowania do kręcenia scenek książkowych fot. TomaszK
„W Cisnej, tuż przy szosie, zauważyłem mały obskurny barak, coś w rodzaju kiosku. Napis nad drzwiami głosił: „Pamiątki z Bieszczad. Józef Gnat”. W niedużym oknie wystawowym widziało się kolorowe pocztówki z widokiem gór bieszczadzkich i wycięte z dykty, pomalowane i przyklejone do deseczek przeróżne zwierzęta leśne, jak sarna, niedźwiedź, wilk. Na każdej z tych figurek barwny napis głosił „Pamiątka z Bieszczad”. Były tam też popielniczki wyrzeźbione w drzewie, cygarniczki i pudełeczka.
Piątek trącił mnie łokciem i wskazując kiosk zaproponował:
— Może kupimy kilka pocztówek, Baśka. Nie jesteś ciekaw, jak wygląda Józef Gnat?
Pomyślałem, że to dobry pomysł, i skierowałem się do baraku. Kupujących pamiątki nie było, siedział tam tylko młody chłopak, lat około dwudziestu, i pisał coś na pocztówce.
— Chciałbym widokówkę. O tę... i tamtą... — wskazałem te, które mi się podobały.
Wraz z nami podeszło do kiosku jeszcze kilku chłopców, a wśród nich grubasek przezwany Czwartkiem. Nigdy nie przypuszczałem, że z Czwartka jest aż taki esteta. Zaledwie rzucił okiem na wyłożone na wystawie „Pamiątki z Bieszczad”, zaraz odsunął mnie od okienka w kiosku, wsadził głowę do środka i zaczął wymyślać chłopakowi, który wybierał dla mnie widokówki:
— Jak się pan nie wstydzi sprzedawać coś takiego? Przecież to najgorsza tandeta i przykład złego gustu! To są sarny? Nie, panie, to są sarno-wilki! A to nie niedźwiedzie, tylko niedźwiedzio-borsuki! A tamto? To ma być wilk? Nie, to wyżeł, proszę pana. Za takie sprawy powinno się wsadzić do więzienia pod zarzutem szerzenia złego gustu.
Chłopak w kiosku aż oniemiał. A potem poczerwieniał z gniewu i wrzasnął:
— Co cię to obchodzi, szczeniaku! Wynoś się, bo jak ci przyłożę, to wylecisz z Cisnej jak z procy. Nie podobają ci się pamiątki? To nie kupuj ich, smarkaczu. Jazda stąd!
Zamachnął się ręką na Czwartka, który zdążył wycofać głowę z okienka.
— Ty też należysz do tej bandy? — zapytał mnie chłopak z kiosku. — Masz swoje pocztówki, płać i zjeżdżaj.
Trzęsącymi się ze złości rękami zgarnął kilka pocztówek ze stołu i rzucił mi je do okienka.”
Mysikrólik jako Franek Gnat fot. TomaszK
Czesio kręci scenkę książkową fot. TomaszK
Piątek oglądający zdjęcia w kiosku Gnata fot. TomaszK
"Leżałem w wehikule, rozmyślając.
Blaszka należała do Edwarda Kelleya, bo wyryte jest na niej jego nazwisko.
(...)
A jaką treść kryje ów dziwny znak podobny do czwórki albo odwróconego do góry nogami krzesełka?
Znałem go dość dobrze, zetknąłem się z nim już kilkakrotnie. Tajemniczy zakon templariuszy używał go dla oznaczenia niebezpieczeństwa, ryto go na murach w miejscach, gdzie kryły się wszelkiego rodzaju pułapki i zapadnie. Ten sam znak spotkać można również w polskich górach, jak na przykład w skałach Wymytego, na Sarniej Skale w Tatrach. Wykrył go pan Jacek Kolbuszewski, znakomity znawca naszych gór i autor świetnej książki „Skarby Króla Gregoriusa”, o poszukiwaczach skarbów w XVII i XVIII wieku. Zdaniem Jacka Kolbuszewskiego symbolu tego używali poszukiwacze skarbów w górach dla oznaczenia bardzo niebezpiecznego przejścia w drodze do pieczary ze złotą żyłą lub drogimi kamieniami. Ale chyba nie taką treść zawierał on na blaszce Kelleya. Przed jakim niebezpieczeństwem ostrzegałby czarnoksiężnik?
— Chwileczkę... chwileczkę... — mruczałem do siebie. I nagle przypomniałem sobie. Przecież ten znak jest bardzo stary, zanim stał się symbolem niebezpieczeństwa, oznaczał i nadal oznacza coś zupełnie innego. To jest symbol planety Jowisz!
Przypomniała mi się czytana kiedyś książka o talizmanach Corneliusa Agrippy: „Dzieła magiczne” wydana w Berlinie w 1921 roku.
Jowisz. Talizman Jowisza. Kwadrat magiczny Jowisza.
— Ciepło, ciepło, gorąco... — szeptałem do siebie.
Przyjrzałem się uważnie cyfrom na blaszce. Gdy podsumowało się obydwa rzędy, to suma cyfr w każdym rzędzie wynosiła 34. Zakładając, że to jest kwadrat magiczny, również i w prawą stronę każdy z czterech rzędów powinien dawać sumę 34.
Niestety, tak nie było.
Dlaczego?
Jeszcze chwila i nagle doznałem olśnienia. Miałem do czynienia z połówką talizmanu Jowiszowego. Ktoś rozłamał kwadrat magiczny. A musiało to się stać bardzo dawno, może jeszcze w czasach Kelleya, bo brzeg metalu zdążył sczernieć i upodobnił się do pozostałych krawędzi.
Również i rysunek po drugiej stronie blaszki, przedstawiający ludzką postać pod czymś, co przypominało palmę, a raczej połówkę palmy, zdawał się wskazywać, że mam do czynienia tylko z połową rysunku."
"Chwileczkę... chwileczkę... Przecież ten znak jest bardzo stary, zanim stał się symbolem niebezpieczeństwa, oznaczał i nadal oznacza coś zupełnie innego. To jest symbol planety Jowisz!" fot. kadr z filmu zlotowego
"Pojechałem więc na camping przy ulicy Uledaren 55a, opłaciłem należność za parking, skorzystałem ze znajdującego się na campingu natrysku, zjadłem obiado-kolację w campingowej restauracji, nakarmiłem Prota i zatelefonowałem do pana Dohnala, aby poinformować go, że zjawiłem się w Pradze.
Odebrała telefon Ludmiła.
— Ach, to pan Tomasz! — zawołała uradowana, gdy się przedstawiłem. — Proszę do nas zaraz przyjechać! Ojciec strasznie się ucieszy. Nie ma go w tej chwili, ale zaraz wróci. I Helena także. Wyszła, żeby na Przikopie kupić pamiątkę dla magistra Skwarka, bo ona poznała tu pewnego Polaka, pana Skwarka. Halo, dlaczego pan milczy? Czy pan mnie słyszy?
(...)
— Przyjadę. Zaraź do was przyjadę. Tylko ten diabelski pies... — powiedziałem wreszcie do telefonu.
— Pies? — uradowała się jeszcze bardziej Ludmiła. — Niech pan przyjedzie z psem. Uwielbiam psy! Postanowiłam zrobić kolekcję fotograficzną psich fizjonomii.
Powiesiłem słuchawkę i wybiegłem z kabiny. Moje złe przeczucia przerodziły się w pewność. Albowiem od strony natrysków usłyszałem groźne ujadanie Prota.
Tłum turystów kłębił się wciąż przed drzwiami do umywalni.
— To jakaś szalona bestia! Czy on się nie wyrwał ze zwierzyńca? A może jest wściekły? Czyj to pies? Kto z państwa wie?
Te okrzyki padały w najróżniejszych językach. Po niemiecku, po angielsku i po francusku. A jakiś Włoch wykrzykiwał biegając przed drzwiami umywalni i wymachując rękami:
— Santa Madonna, on nas pożre! To lampart, nie pies! Czy nikt z państwa nie jest pogromcą zwierząt?
Rozepchnąłem tłum ludzi i wpadłem do umywalni, gdzie szalał rozwścieczony Protazy.
— Spokój! Na miejsce! Co się stało? — krzyknąłem na niego. Znieruchomiał, przestał ujadać, pomachał przyjaźnie ogonem.
A potem zadarł łeb do góry i wymownie spojrzał na mój zielony ręcznik wiszący przy umywalni. Tak, pilnował zapomnianego przeze mnie ręcznika i każdego, kto wchodził do umywalni, podejrzewał, że chce ten ręcznik ukraść.
Zdjąłem z wieszaka ręcznik. Przewiesiłem go przez ramię i wymaszerowałem z umywalni. Za mną krok w krok i ze stulonymi uszami wyszedł Protazy. Tłum rozstąpił się lękliwie, a pies, nawet nie zwróciwszy na nikogo uwagi, pomaszerował do wehikułu."
"Santa Madonna, on nas pożre! To lampart, nie pies! Czy nikt z państwa nie jest pogromcą zwierząt?" fot. kadr z filmu zlotowego
"Powiesiłem słuchawkę i wybiegłem z kabiny." fot. kadr z filmu zlotowego
"Zdjąłem z wieszaka ręcznik. Przewiesiłem go przez ramię i wymaszerowałem z umywalni." fot. kadr z filmu zlotowego
"Restauracja „Slovenska jizba” mieści się w hotelu „Paryż” przy ulicy U obecniho domu. Podają tam znakomite słowackie specjały, ale nie wymienię wam ich, ponieważ nie pamiętam już, co jadłem i piłem. Przez cały czas absorbowała mnie osoba pana Smitha.
Czekał już tam na nas przy suto zastawionym stoliku. Przyszliśmy bez Ludmiły, która z uwagi na późną porę pozostała w domu. Towarzyszył nam natomiast pan Dohnal, także bardzo ciekawy, jakie wiadomości miał nam do przekazania nasz dziwny nowy znajomy.
— Nazywam się Henry Smith — zaczął przedstawiając się po raz czwarty. — Mieszkam w Wiedniu, gdzie prowadzę jeden z największych w tym mieście sklepów i zakładów jubilerskich. Bractwo Różokrzyżowców, do którego należę, sobie tylko znanymi drogami otrzymało wiadomość, że w Pradze na Złotej Uliczce znajduje się połówka talizmanu należąca do jednego z naszych świętych mężów, Edwarda Kelleya. Z historią tego talizmanu związana jest zagadkowa sprawa ukrytych gdzieś klejnotów. Bractwo nasze, które stara się nawiązać kontakt z siłami pozaziemskimi, szuka po całym świecie relikwii służących dawnym różokrzyżowcom do kontaktu ze zjawami...
— Ach, to wspaniale — wyrwało mi się. — Gdyby tak udało się nam porozumieć z Kelleyem i wyjaśnić jego zagadkę. Albo nawiązać kontakt z Dawidem Katzem i usłyszeć, gdzie znajduje się druga połówka talizmanu.
Pan Smith zmarszczył brwi i powiedział z przyganą w głosie:
— Chyba pan zdaje sobie sprawę, że zarówno w świecie zmysłowym, jak i ponadzmysłowym trwa nieustanna walka Dobrego ze Złem. Dobre duchy powiedziały nam, że w Pradze Czeskiej na Złotej Uliczce znajduje się połówka talizmanu Kelleya. Przybyłem po nią wydelegowany przez nasze Bractwo. Lecz po przyjeździe do Pragi uzyskałem informacje, że z muzeum na Złotej Uliczce ktoś skradł połówkę talizmanu. Fakt ten skonstatowałem ze smutkiem.
— Nie ma powodu do zmartwienia — odezwała się panna Helenka. — Włamywaczowi odebrano jego łup. Odzyskaliśmy połówkę talizmanu, który znajduje się w moich rękach i wkrótce wróci do gabloty muzealnej.
Na twarzy pana Smitha pojawił się wyraz ogromnej ulgi.
— To świetnie. To świetnie. To świetnie — trzykrotnie powtórzył z zadowoleniem.
— No, nie wiem, czy ma pan aż taki powód do radości — stwierdziła z ironią panna Helenka. — Jak już wspomniałam, połówka talizmanu Kelleya wkrótce powróci do gabloty muzealnej. Jest ona własnością państwa. Jeśli wiedeńskie Bractwo Różokrzyżowców traktuje talizman jako swoją świętą relikwię, to będziecie musieli zadowolić się świadomością, że pozostaje ona w Pradze, a nie w Wiedniu.
(...)
Ale pan Smith przecząco pokręcił głową:
— Nie zależy mi na tej garści klejnotów, które mogli mieć Kelley i Katz. Wystarczy mi to, co posiadam w swoich kasach pancernych. Rzecz w tym, że w książce Katza znalazłem również rysunek i opis „stołu przymierza”, który zbudował kiedyś John Dee. Przy pomocy tego stołu nawiązywał on kontakt z istotami pozaziemskimi. I ja, proszę państwa, postanowiłem również taki stół zbudować! — obwieścił nam triumfująco.
— To nie jest takie skomplikowane — odezwał się pan Dohnal.
— Państwo się mylą — odparł Smith — „stół przymierza” odtworzyć łatwo, ponieważ zachował się jego rysunek. Ale wiadomo, że nie sam stół umożliwiał kontakty ze zjawami. Powodowały to szlachetne kamienie, którymi był ozdobiony. Niestety, w książce Katza nie wspomniano, jakie kamienie posiadał na swym stole John Dee. A ponieważ mają one przedziwne właściwości, nie jest obojętne, czy stół ozdobiony jest szafirami, rubinami, opalami czy szmaragdami. Jeśli odnajdziemy klejnoty Kelleya i Katza, wówczas dowiem się, jakie kamienie miały im służyć do „stołu przymierza”. Wtedy zbuduję stół, przyozdobię go odpowiednio i wniosę na salę posiedzeń naszego bractwa. Myślę, że to wystarczy, aby fabrykant pasty do butów przestał być sekretarzem i mnie powierzono to stanowisko.
— Pan powiedział: „odnajdziemy klejnoty”. Co pan przez to rozumie? — zapytała panna Helenka.
Pan Smith wstał z krzesła i oświadczył uroczyście:
— Pragnę państwu zaproponować współpracę przy poszukiwaniach klejnotów Kelleya i Katza. Do dyspozycji waszej oddaję swoją osobę, mój portfel oraz samochód marki porsche.
(...)
Panna Helenka przerwała wreszcie przykre dla Smitha milczenie.
— Pan chyba zdaje sobie sprawę, że odnalezienie klejnotów nie będzie łatwe. Potrzebna jest do tego druga połówka talizmanu.
— Tak jest — gorliwie zgodził się pan Smith. — Wiem o tym. Dlatego nawet przedsięwziąłem już pewne kroki dla ułatwienia naszych poszukiwań. Jutro w kilku gazetach ukaże się moje ogłoszenie, w którym powiadamiam, że „dla celów naukowo-badawczych poszukuje się za wynagrodzeniem informacji lub eksponatów związanych z osobą Kelleya”. Wydałem na to mnóstwo pieniędzy, ale jak powiadam, nie będę szczędził kosztów. Może tą drogą trafimy na ślad drugiej połówki talizmanu?
Panna Helenka okazała mu swoje niezadowolenie, z niesmakiem krzywiąc usta:
— Postąpił pan jak człowiek, który wierzy tylko w potęgę pieniądza. I niepotrzebnie nadał pan tej sprawie aż tyle rozgłosu. Jeśli pan chce nam... pomagać, proszę na przyszłość zawsze konsultować się przed poczynieniem podobnych kroków.
— Więc jednak przyjmiecie mnie do swego grona? — uradował się pan Smith.
— Tak — kiwnęła głową panna Helenka. — Ale powtarzam: nie należy działać na własną rękę. To ogłoszenie nic nam nie da. Talizman bowiem prawdopodobnie znajduje się nie w Czechach, ale w Polsce, w Lesku. Właśnie zamierzamy tam wyjechać.
Smith znowu podniósł się z krzesła i oświadczył uroczyście:
— Jestem do waszej dyspozycji. Ja, mój portfel i mój wóz. Kelner, szampana! — zawołał w stronę przechodzącego kelnera.
Wyjąłem z kieszeni kartkę z planem Leska i wręczyłem ją pannie Helence.
— Zdaje mi się, że to pani zostawiła ją przez roztargnienie w książce Dawida Katza — powiedziałem.
Schowała kartkę do torebki.
— Tak, to ja robiłam ten plan — skinęła głową.
Pan Dohnal popatrzył na mnie z uznaniem.
— Nie zasypia pan gruszek w popiele, panie Tomaszu. Zaledwie padło nazwisko Dawida Katza, a już pan sięgnął po jego książkę, podobnie jak Helenka. Innymi słowy, idziecie tym samym tropem."
"Nazywam się Henry Smith. Mieszkam w Wiedniu, gdzie prowadzę jeden z największych w tym mieście sklepów i zakładów jubilerskich." fot. kadr z filmu zlotowego
"Nie ma powodu do zmartwienia. Włamywaczowi odebrano jego łup. Odzyskaliśmy połówkę talizmanu, który znajduje się w moich rękach i wkrótce wróci do gabloty muzealnej" fot. kadr z filmu zlotowego
"Pragnę państwu zaproponować współpracę przy poszukiwaniach klejnotów Kelleya i Katza. Do dyspozycji waszej oddaję swoją osobę, mój portfel oraz samochód marki porsche." fot. kadr z filmu zlotowego
"Pan chyba zdaje sobie sprawę, że odnalezienie klejnotów nie będzie łatwe. Potrzebna jest do tego druga połówka talizmanu." fot. kadr z filmu zlotowego
"Jestem do waszej dyspozycji. Ja, mój portfel i mój wóz. Kelner, szampana!" fot. kadr z filmu zlotowego
"Zdaje mi się, że to pani zostawiła ją przez roztargnienie w książce Dawida Katza" fot. kadr z filmu zlotowego
"Nie zasypia pan gruszek w popiele, panie Tomaszu. Zaledwie padło nazwisko Dawida Katza, a już pan sięgnął po jego książkę, podobnie jak Helenka." fot. kadr z filmu zlotowego
"Pan podobno odkrył już wiele... tajemnic. Czy tę z talizmanem Kelleya może pan pozostawić wyłącznie dla mnie?" fot. kadr z filmu zlotowego
I tak oto dobiegła końca nasza praska przygoda śladami „Tajemnicy tajemnic”. Pozostały nam tylko piękne wspomnienia. Do zobaczenia...