1 sierpnia 2018r. w południe, w siedzibie Mysikrólików w Opalenicy stawiliśmy się w stuprocentowym składzie. Następnie udaliśmy się pod hotel Remes, gdzie czekał na nas nasz wspaniały autokar wraz z grupą bydgoską.
Ciekawe czy dla nas wystarczy miejsca w luku bagażowym -
- zastanawiają się VdL i Wilhelm Tell fot. Ater
Luk bagażowy Setry już prawie zapełniony fot. Ater
Ruszyliśmy stamtąd ku nowej przygodzie, mając do pokonania 1300 km drogi do Paryża.
Tomaszek śpiewa... fot. Ater
...a Czesio wszystko rejestruje na kamerze fot. Ater
Byliśmy na terenie Niemiec, kiedy na zegarze wybiła 17.00 – godzina „W”. W kraju słychać wtedy syreny alarmowe, my uczciliśmy chwilą ciszy pamięć bohaterów Powstania Warszawskiego.
Im dłużej jechaliśmy, tym weselej było w naszym autokarze. Nasi kierowcy – Maciek i Dawid dbali o dobrą muzę, a nam dopisywały humory wprawione w nastrój „ Justowym Winem” i „Darem Puszczy”. Dzieci bawiły się przednio na tylnych siedzeniach autokaru.
Rozmowy w autokarze fot. Ater
Degustacja trunków, ogóreczków kiszonych i smalczyku fot. Ater
Iga z Celiną fot. Ater
Jest super - gest johny'ego mówi wszystko fot. Ater
Postój przy niemieckiej autostradzie; Hanka w rozmowie
z naszymi kierowcami: Maciejem i Dawidem fot. Czesio1
Nocne śpiewy w autokarze, TomaszK wyśpiewuje "Jolkę" fot. Czesio1
Dopiero późną nocą zapadła cisza. Podróż przebiegła nam spokojnie i bezpiecznie.
2 sierpnia o 5.20 byliśmy na miejscu, na parkingu w pobliżu stacji metra Bercy – w Paryżu. Pobudka i toaleta na dworcu.
Na parkingu w pobliżu stacji metra Bercy fot. Czesio1
Wschód słońca w parku, przy stacji metra i pierwsze spojrzenie na Paryż z mostu na Sekwanie. Wokół nas tłumy ludzi, przyjeżdżających, odjeżdżających, mówiących w różnych obcych językach. Paryż od świtu tętnił życiem.
Ruszamy do stacji metra fot. Ater
Hanka z Oldmalarzem sprawdzają na mapie czy dobrze idziemy fot. Ater
O 8.30 była zbiórka i wyjeżdżaliśmy metrem pod Wieżę Eiffla. Kiedy wyłoniła się w całości z zabudowań, byliśmy zaskoczeni. Nie była tak wielka, jak sobie ją wyobrażaliśmy, była za to, w pięknym piaskowym kolorze, bardzo pasującym do otaczających ją kamienic.
Wieża Eiffla fot. Ater
Pod wieżą zastaliśmy niedługą kolejkę, ale „o zgrozo” okazało się, że nie wjedziemy – był strajk na najsłynniejszej wieży świata. Staliśmy chwilę niedowierzając.
Zlotowicze ze smętnymi minami przyjęli fakt, że z powodu
strajku na wieży nie będzie możliwy wjazd na górę fot. Ater
Zrobiliśmy kilka fotek pod Wieżą
Zlotowicze pod Wieżą Eiffla fot. Ater
Zlotowicze pod Wieżą Eiffla fot. Ater
Wieża Eiffla w całej okazałości fot. Czesio1
W drodze powrotnej w głowie Yvonne urodził się pomysł – „ płyniemy statkiem po Sekwanie”.
Kilka minut po 10 byliśmy już na „Bateaux Mouches”. Płynęliśmy po Sekwanie, a słońce grzało już mocno.
Eksplorator63 i panna Monika fot. Ater
Górny pokład statku fot. Ater
Górny podkład statku fot. Czesio1
Młodzież okupowała dolny pokład fot. Czesio1
Na rzece, na jednej z barek zupełnie, jak na zamówienie naszego „Panasamochodzikowego forum” stała amfibia – Pana Tomasza.
Amfibia Pana Tomasza fot. VdL
Płynąc podziwialiśmy piękne paryskie kamienice o piaskowych elewacjach, szarych okiennicach i srebrzystych dachach.
Budynki nad Sekwaną fot. Ater
Budynki nad Sekwaną fot. Ater
Mijaliśmy wiele pięknych mostów, wśród których stylem wyróżniał się most Aleksandra III.
Most Aleksandra III fot. Ater
Most Aleksandra III fot. Ater
Most Aleksandra III fot. Ater
Budynek Zgromadzenia Narodowego fot. Ater
Po lewej stronie widać było ogromny gmach Muzeum Luwr, po prawej budynek dworca – Muzeum d’Orsey.
Luwr fot. Ater
Muzeum d'Orsay fot. Ater
Widzieliśmy słynną paryską uczelnię – Sorbonę oraz ulubione miejsca piknikowe paryżan.
Instytut Francji fot. Ater
Rejs po Sekwanie fot. Ater
Rejs po Sekwanie fot. Ater
Rejs po Sekwanie fot. Ater
W końcu przed nami, na wyspie Cite wyłoniła się wspaniała Katedra Notre Dame.
Katedra Notre Damme fot. Ater
Z sentymentem patrzyliśmy na te wszystkie miejsca tak dobrze nam znane z książek i fotografii, a które teraz znajdowały się tak blisko, wokół nas. Byliśmy pod wielkim wrażeniem.
Pałac Sprawiedliwości fot. Ater
Rejs po Sekwanie fot. Ater
Rejs nasz zakończyliśmy pod niedostępną dla nas tego dnia Wieżą Eiffla.
Wieża Eiffla u kresu naszego rejsu po Sekwanie fot. Ater
Cmentarz Père-Lachaise został odwiedzony przez część Zlotowiczów. Na początku swojego istnienia nie cieszył się dużą popularnością gdyż był położony z dala od centrum i w biednej dzielnicy. Dopiero trzynaście lat od założenia w 1817, by zwiększyć ilość chowanych tam osób, przeniesiono tam, szczątki Moliera (którego grób przypadkiem znaleźliśmy) i średniowiecznych kochanków Abelarda i Heloizy.
Cmentarz Pere Lachaise fot. Czesio1
Cmentarz Pere Lachaise fot. Ater
Cmentarz Pere Lachaise fot. Ater
Cmentarz Pere Lachaise fot. Ater
Grobowiec Moliera fot. Czesio1
Grobowiec Moliera fot. Ater
Obecnie jest na nim pochowanych 300 tys. osób.
Gdy Słońce prażyło nas swoimi promieniami, dzielnie szukaliśmy muzycznych mistrzów: Frederyka Chopina, Edith Piaf i Jima Morrisona.
Grób Fryderyka Chopina fot. Ater
Grób Fryderyka Chopina fot. Czesio1
Grób Jima Morrisona fot. Czesio1
Grób Jima Morrisona fot. Ater
Cmentarz Pere Lachaise fot. Ater
Cmentarz Pere Lachaise fot. Ater
Cmentarz Pere Lachaise fot. Ater
Cmentarz Pere Lachaise fot. Ater
Grób Edith Piaf fot. Czesio1
Grób Edith Piaf fot. Czesio1
Grób Edith Piaf fot. Czesio1
Nie obyło się też od przypadkowego błądzenia ale to pewnie przez ten upał. Dzięki niemu widzieliśmy groby Joseph Louis Gay-Lussac, Théodore Géricault i Klementyny Hoffmanowej.
Mój Paryż się zmienił, zmienił się i mój Montmartre. Kiedy Yvonne zakomunikowała nam że raczej nie uda nam się wyrobić w czasie i "wzgórze" odpadnie nawet nie brałem takiej opcji pod uwagę. Na szczęście nasza kochana przewodniczka zgodziła aby podzielić nas na dwie grupy i pozwolić nam zwiedzić mój kochany Montmartre. Poradziliśmy sobie bez trudu, PiTTy, VdL'e Hanka, panna Monika, Adam i oldmalarze.
Po wyjściu z metra mieliśmy prosto jak strzelił na wzgórze (zresztą po raz trzeci czy czwarty) jak pewnie większość turystów obraliśmy drogę w podkówkę czyli Bazylika plac du Tertre i Moulin Rouge.
Idąc powoli pod górę syciliśmy się atmosferą "starego" Paryża, tłumy turystów, masa sklepików i te słynne Schody przy Rue Foyatier, nie wyobrażam sobie nie wejść po nich. Do Bazyliki obok zrobiono windę dla leniwych ale nie przypominam sobie jej 20 lat temu (a może po prostu nie zwracałem na nią uwagi).
Schody przy Rue Foyatier na Montmartre źródło: Wikipedia
Cóż, turystyka... Po dotarciu na placyk przed Bazylikę Sacré–Cœur, oczom naszym ukazał się piękny widok – panorama Paryża. Jak dla mnie chyba nawet ładniejsza niż z Wieży Eiffla. Przed Bazyliką schody, na których pełno ludzi, jacyś uliczni grajkowie
Zwiedziliśmy zatłoczoną od turystów Bazylikę a następnie udaliśmy się w lewo uliczkami na Plac Tertre.
Jak powiedziałem Paryż się zmienił. Zmienił się i Plac Tertre, restauratorzy opanowali siedzibę malarzy spychając ich na obrzeża swoich w centrum usytuowanych ogródków piwnych. Smutne to. Kiedyś tak nie było, malarze zajmowali cały plac. Plotki głoszą że restauratorzy chcą ich całkowicie wyeksmitować. Byłby to koniec pewnej epoki. Gdzie podzieją się wtedy duchy Matissa, Roussea, Barque, Apollinaira ,Grertrudy Stein czy van Gogha snujące się po uliczkach Montmartru w naszej wyobraźni? Gdzie będzie się zataczała zapijaczona zjawa Modillianiego próbująca znaleźć swoją drogę do atelier?
Plac Tertre źródło: Wikipedia
Nasza grupka po zrobieniu kółeczka na placu malarzy skierowała się na Rue Norvins by spacerkiem poszwendać się po uliczkach urokliwego Montmartre, kierując się lekko w dół w stronę Moulin Rouge, klucząc uliczkami prawdopodobnie mijaliśmy Apartament Picassa przy Rue Ravignan ale czas nas gonił wiec chyba go przeoczyliśmy.
Z plątaniny tych uliczek wyszliśmy gdzieś koło Placu Pigalle chyba z Rue Germain Pilon. Od teraz kierunek był prosty w lewo na Plac Blanche w stronę kabaretu gdzie spędzał większość czasu „malarz kankana” – Henri Toulouse-Lautrec.
Kiedyś również inny widok sprawiał bulwar de Clichy, więcej było „ciekawych widoków” teraz podobno tylko w nocy..
Chwila ochłody w stylu Marilyn Monroe w tym upale na Placu Blanche, z jednym wyjątkiem, że zamiast sukienki pofrunął kapelusz panny Moniki.
Plac Blanche źródło: Wikipedia
Nacieszyliśmy oko i aparaty widokiem czerwonego młyna i truchcikiem dość szybkim (bo "czas" nas gonił ) podążyliśmy do stacji metra.
I tak zakończyła się nasza przygoda w legendarnym części Paryża, frywolnej i artystycznej, gdzie dla mnie wciąż snują się duchy wielkich artystów z nieodłącznym absyntem...
Hm... początki zawsze bywają trudne. Zwłaszcza jeśli długo oczekiwane marzenie zaczyna się spełniać. Dzięki pracy włożonej przez naszych Adminów i Yvonne… wreszcie, po ...dziestu latach od przeczytania PS i Fantomasa mam okazję być w zamkach nad Loarą.
Pogoda nas dopieszcza, czasami aż za bardzo. W samochodzie pokazuje się bagatela 51 st C podczas jazdy na autostradzie. Zastanawiam się, czy podgrzewane siedzenia to dobry pomysł, może Volvo powinno instalować dodatkowe nawiewy zimnego powietrza na warunki tropikalno–francuskie?! Ale dość narzekania, klimatyzacja daje radę. Koledzy z forum jadą autokarem, my za nimi po topiącym się pod kołami asfalcie, samochodem. I nie, nie jest to żart, naprawdę opony mam oblepione resztkami asfaltu! Ciekawość mnie mimo wszystko zżera... przeczytałam wszystko, co tylko znalazłam na temat zamku; a jak wypadnie konfrontacja z rzeczywistością?
Pierwsze wrażenie dość niesamowite: ...parking. Zalany słońcem. Nie sposób znaleźć bodaj skrawka cienia. Idziemy wszyscy (czołgamy się?) w stronę wejścia.
Alejka prowadząca do zamku fot. Czesio1
Zlotowicze w oczekiwaniu na zwiedzanie zamku fot. Ater
Dziedziniec parkowy fot. Ater
Ogrody zamkowe fot. Czesio1
Ogrody zamkowe fot. Czesio1
Ogrody zamkowe fot. Czesio1
Alejka wśród trzcin nad oczkiem wodnym fot. Ater
Oczko wodne fot. Ater
Zlotowicze po obejrzeniu ogrodów udają się
na zwiedzanie zamku fot. Ater
W drodze do zamku fot. Ater
Następne zaskoczenie: wielkość. Może po Malborku wszystko wydaje się...małe ?! Ale spodziewałam się czegoś większego.
Zamek z daleka, i z bliska robi jednak monumentalne wrażenie. Wygląda jednak inaczej, niż na fotografiach. Podoba nam się jego kolor, przyjazny kształt, wręcz zapraszający do wejścia.
Zamek Chaumont-sur-Loire fot. Czesio1
Zamek Chaumont-sur-Loire fot. Ater
Zamek Chaumont-sur-Loire fot. Czesio1
Zlotowicze przed zamkiem Chaumont-sur-Loire fot. Ater
Yvonne, TomaszK i Beata przed zamkiem fot. Czesio1
Zamek Chaumont-sur-Loire fot. Ater
Zastanawiam się, czy tak czuli się goście w dawnych czasach? Wszak był to jednak zamek obronny stojący na straży dwu sąsiednich krain: Anjou i Blois. Wybudowany podobno w momencie, kiedy cały ówczesny chrześcijański świat spodziewał się powtórnego przyjścia Chrystusa, w roku Pańskim 1000. Z tego pierwszego zamku warownego niewiele się jednak zachowało, został prawie całkowicie zniszczony w XV w. Pod koniec tego samego stulecia został jednak odbudowany, i odrestaurowany. Zamek był własnością rodziny Amboise, i to im zawdzięcza swój obecny renesansowy kształt. W roku 1550 stał się własnością Katarzyny Medycejskiej. A dekadę później Diany de Poitiers. To jej podobno zawdzięczamy widoczne obecnie ozdobne parapety i wieżę Św. Mikołaja.
Dwieście lat później wyburzono północne skrzydło co dało możliwość bezpośredniego podziwiania Loary i okolicy. Renesansowy wystrój wnętrz jest podobno zasługą późniejszej właścicielki zamku, Marie–Charlotte–Constance Say która po jego zakupie i odnowieniu wnętrz, została żoną nie byle kogo, a księcia...Henri–Amédée de Broglie ! Nie ma to jak być bogatą dziedziczką. Nie trzeba nawet...całować żab!
Tak w skrócie wygląda historia zamku, tego który obecnie mogliśmy zwiedzać jako muzeum. Pisałam na początku o upałach, i niestety był pewien problem, ciężko chłonąć historię, nawet najciekawszą, w momencie jak temperatury mocno przekraczają te w których czujemy się komfortowo. Odczuwały to zwłaszcza dzieciaki, dla nich ta nasza wycieczka była po prostu męcząca. Dochodziła do tego niezbyt dobra wentylacja całości. Na zmianę było duszno albo gorąco. Pół biedy jeśli jesteśmy turystami, ale co mieli robić mieszkańcy tego zamku? Chyba nie był jednak najwygodniejszy do codziennego mieszkania.
Zamek Chaumont-sur-Loire fot. Ater
Zamek Chaumont-sur-Loire fot. Ater
Zamek Chaumont-sur-Loire fot. Ater
Zamek Chaumont-sur-Loire fot. Ater
Witraże fot. Ater
Zamek Chaumont-sur-Loire fot. Ater
Zamek Chaumont-sur-Loire fot. Ater
Portret Diany de Poitiers fot. Ater
To, co zwróciło moją największą uwagę to gobeliny (nie wiem, czy były to arrasy). Mimo upływu tylu lat, dalej zachowały swoją kolorystykę. Dla nich warto było przejechać pół Europy. Stanowią najciekawszą, moim zdaniem, część ekspozycji muzealnej, tym bardziej wartą uwagi, iż zachowaną praktycznie w stanie nienaruszonym, tak jak były oryginalnie wykonane. Ciekawa jest sama technika wykonania: przyglądając się z bliska można zauważyć, gdzie łączono poszczególne elementy w ramach jednego dużego, tkanego obrazu. Niektóre połączenia są praktycznie niewidoczne (interesuje mnie sztuka użytkowa, stąd wiedziałam gdzie „dopatrywać się” tego łączenia). W innych może rzemieślnicy zatrudniali niezbyt zdolnych pomocników, łączenia widać bardzo mocno. Nie zmienia to jednak faktu, że gobeliny są po prostu wspaniałe. Praca włożona w ich projekty a potem wykonanie jest trudna do pojęcia a przecież tak, w ostatecznym rachunku, wieczna! Nie znamy nie tylko nazwisk tkaczy, ale nawet pracowni, jedynie ogólnie tereny z których pochodzą poszczególne gobeliny.
Oczywiście nie sposób nie wspomnieć o Katarzynie Medycejskiej. Czy faktycznie jej sypialnia którą można zwiedzać tak wyglądała w czasach jej zamieszkiwania, nikt zapewne nie wie. Ale historia Perseusza i Pegaza utkana przez renesansowego rzemieślnika do dziś robi wrażenie.
A był to przecież w tamtych czasach przedmiot wybitnie użytkowy. Zamki były wyjątkowo źle ocieplane, na zmianę lodowate bądź gorące, i wszystkie gobeliny, arrasy i tapesties służyły przede wszystkim do zapewnienia minimum bodaj komfortu mieszkańcom. Moim zdaniem, wstawienie jednak XIX w. łoża do renesansowego wnętrza buduaru Katarzyny trochę mijało się z celem. Ale fakt, zwraca na siebie uwagę!
Zamek Chaumont-sur-Loire fot. Ater
Widok na Loarę z zamkowych okien fot. Ater
Zamek Chaumont-sur-Loire fot. Czesio1
Zamek Chaumont-sur-Loire fot. Ater
Zamek Chaumont-sur-Loire fot. Ater
Zamek Chaumont-sur-Loire fot. Ater
Zamek Chaumont-sur-Loire fot. Ater
Zamek Chaumont-sur-Loire fot. Ater
Zamek Chaumont-sur-Loire fot. Czesio1
Drugim pomieszczeniem, które pozostaje w mojej pamięci na dłużej to sala w której zbierano się na obrady. Znajduje się w niej Majolika (płytki) które były przywiezione przez ówczesnych właścicieli z włoskiego pałacu, i zainstalowane na miejscu. Zobaczyć tu mogliśmy też gobeliny Cykl planety i dni tygodnia, nawiązujące do mitologicznych powiązań każdego dnia tygodnia z jego (opiekuńczym) bóstwem z rzymskiej mitologii (jest to w sumie osiem różnych tkanych arcydzieł); pochodzą one z XVI wieku. Nie były oryginalnie częścią wyposażenia zamku, a zostały kupione przez ostatnich właścicieli, pod koniec XIX w.
Warto wspomnieć o tzw. pokoju królewskim, wyłożonym drewnem, w którym można zobaczyć dokumenty dotyczące samego zamku. Ostatnią rzeczą, bez której wizyta nie byłaby kompletna to kamienne, kręcone schody. Cóż mogę powiedzieć, dla mnie (po wypadku) tego typu arterie komunikacyjne stanowią spore wyzwanie. Ale dałam radę. Na końcu schodów można zobaczyć galerię sztuki nowoczesnej. Moim zdaniem niezbyt pasującą do całości ekspozycji. Być może przemawia przeze mnie brak zrozumienia (wiedzy?) dla nowoczesnej sztuki. Cóż, muszę z tym żyć.
Wnętrza, te które mogliśmy zobaczyć, to typowe wyposażenie muzealne. Ciekawe, ale nie jakieś wyjątkowe. Natomiast widoki z pewnością zapierają dech w piersiach. Był to pierwszy odwiedzony przez nas zamek, może nie najciekawszy pod względem historycznym (czy też w nawiązaniu do PS i Fantomasa); ale fascynujący jako sama budowla.
Nakład pracy, i umiejętności budowniczych sprawiły na mnie niesamowite wrażenie. Tym większe, jeśli weźmiemy pod uwagę samą lokalizację geograficzną zamku. Nawet przy użyciu dzisiejszej nowoczesnej technologii i wiedzy architektonicznej, wybudowanie w takim miejscu olbrzymiej budowli stanowiłoby kolosalne wyzwanie. A tysiąc lat wcześniej… poradzono sobie.
Ostatnio zmieniony 25 paź 2019, 08:02 przez Anna, łącznie zmieniany 1 raz.
Następnym punktem na naszej trasie był zamek królewski w Blois, który jest dość nietypowo położony. Znajduje się on bowiem nie nad rzeką czy na terenie parku, jak większość zamków, które zwiedziliśmy, ale w środku miasta. Miasta, które jest jednym z najpiękniejszych we Francji.
Zamek w Blois fot. Ater
Poprosiłam kierowcę, aby wrzucił najwyższy bieg, albowiem na miejscu czekał już na nas umówiony przewodnik. A przewodnik był to niezwykły, bo miał oprowadzać nas w języku polskim.
Okazał się nim przesympatyczny pan Fabien, którego znajomość naszego języka bardzo mile nas zaskoczyła.
Zamek w Blois fot. kadr z filmu zlotowego
Pan Fabien, nasz przewodnik po zamku w Blois fot. kadr z filmu zlotowego
Pan Fabien był do naszej wizyty solidnie przygotowany. Miał pomoc naukową, którą posługiwał się, kiedy chciał wyjaśnić pewne symbole lub pokazać wizerunek króla, królowej czy też innej osoby związanej z zamkiem w Blois.
Przewodnik opowiedział nam najpierw o samej bryle zamku, o jego bardzo interesującej i zróżnicowanej architekturze. Pokazał cztery skrzydła, każde zbudowane w innym stylu.
Dziedziniec zamkowy fot. Czesio1
Następnie udaliśmy się do zamkowych komnat, gdzie poznaliśmy historię zamku i jego mieszkańców. A dzieje zamku i ludzi w nim przebywających były naprawdę burzliwe i bogate w wydarzenia ważne dla historii Francji.
W całym zamku widać ślady wspaniałego francuskiego króla, Franciszka I. Jego symbolem była złota salamandra, która widnieje dosłownie wszędzie. Czasem towarzyszy jej gronostaj, który był symbolem żony króla – Klaudii.
Symbole zamkowe fot. Czesio1
Pan Fabien fot. Ater
Największe wrażenie na Zlotowiczach zrobiła historia Henryka de Guise, który został na tym zamku zamordowany w roku 1588.
Wydarzenie to upamiętnia obraz pokazany nam przez przewodnika.
Galeria obrazów fot. Czesio1
Łoże zamkowe fot. Czesio1
Galeria obrazów fot. Czesio1
Witraże zamkowe fot. Czesio1
Galeria obrazów fot. Czesio1
Galeria obrazów fot. Czesio1
Galeria obrazów fot. Czesio1
Udaliśmy się również do imponującej rozmiarami sali tronowej, gdzie każdy chociaż przez chwilę mógł poczuć się jak król lub królowa Francji.
Johny na tronie fot. Czesio1
Brunhilda ogląda historię zamku w trójwymiarze fot. Czesio1
Blois fot. Ater
Blois fot. Czesio1
Zwiedzanie zamku zakończyliśmy odpoczynkiem w zamkowej kawiarence delektując się lodami i napojami.
Następnie udaliśmy się na zwiedzanie miasta, po którym oprowadzał nas Ater.
Dane nam było zobaczyć spektakl, który rozgrywał się w oknach Domu Magii, przed którym stoi pomnik słynnego magika i iluzjonistę Houdin, który w Blois się urodził.
Smoki w oknach balkonowych w Muzeum Magii fot. Czesio1
Pomnik Roberta Houdin przed Muzeum Magii w Bois fot. Czesio1
Spokojnym krokiem udaliśmy się na spacer po Blois, które jest miastem pięknym i uroczym.
Fantomas na wystawie książkowej w Blois fot. Czesio1
Zwiedziliśmy Kościół św. Mikołaja, a następnie Katedrę św. Ludwika, w której spotkała nas miła niespodzianka. Mianowicie ktoś akurat grał na organach ćwicząc przed koncertem. Z przyjemnością wysłuchaliśmy tych pięknych dźwięków.
Kościół św. Mikołaja fot. Czesio1
Kościół św. Mikołaja fot. Czesio1
O obu budowlach ciekawie opowiedział nam Ater, czym zasłużył na wielkie brawa jako wspaniały przewodnik.
Ater, nasz przewodnik po miasteczku Blois fot. Czesio1
NOCNY POKAZ NA ZAMKU W BLOIS
Jedną z atrakcji zlotowych, którą zapamiętamy najlepiej, był nocny pokaz „Dźwięk i światło”, który mieliśmy przyjemność oglądać wieczorem dnia 4 sierpnia 2018r.
Mało brakowało, aby bramy prowadzące na dziedziniec wewnętrzny zostały dla nas tego wieczoru zamknięte. Chętnych na obejrzenie spektaklu było bowiem więcej niż miejsc na dziedzińcu i nie udało nam się kupić biletów.
Widowisko już się zaczęło a kolejka do kasy wciąż długa fot. Ater
Początkowo zmartwiliśmy się tym faktem, ale postanowiliśmy nie odpuścić i pokazać, że bardzo nam zależy na obejrzeniu spektaklu.
Bo przecież było niemożliwością, aby na Zlocie Fantomasowym zabrakło takiego punktu programu! Udaliśmy się zatem na negocjacje.
Udało się! Została podjęta decyzja, że jeśli poczekamy godzinę, specjalnie dla nas zostanie odegrany dodatkowy spektakl! To była piękna chwila, którą świętowaliśmy przed kasami tańcząc i śpiewając.
Godzina minęła jak z bicza strzelił i po kupieniu biletów zostaliśmy wpuszczeni na wewnętrzny dziedziniec, na którym właśnie ogląda się to widowisko.
To była magiczna chwila: tylko my plus kilkanaście osób, które weszły razem z nami, dziedziniec zamkowy spowity w ciemnościach i wspaniała bryła zamku otaczającego nas z każdej strony.
Zaczęło się! Z głośników popłynęła muzyka, a głos zaczął opowiadać historię zamku. Głos opowiadał po francusku, a historia, którą przekazywał była identyczna z tą, którą kilka dni wcześniej słyszeliśmy z ust pana Fabien.
Widowisko "światło i dźwięk" w Blois fot. Ater
Widowisko "światło i dźwięk" w Blois fot. Ater
Widowisko "światło i dźwięk" w Blois fot. Ater
Widowisko "światło i dźwięk" w Blois fot. Ater
Widowisko "światło i dźwięk" w Blois fot. Ater
Widowisko "światło i dźwięk" w Blois fot. Ater
Widowisko "światło i dźwięk" w Blois fot. Ater
Widowisko "światło i dźwięk" w Blois fot. Ater
Widowisko "światło i dźwięk" w Blois fot. Ater
Widowisko "światło i dźwięk" w Blois fot. Ater
Widowisko "światło i dźwięk" w Blois fot. Ater
Widowisko "światło i dźwięk" w Blois fot. Ater
Widowisko "światło i dźwięk" w Blois fot. Ater
Widowisko "światło i dźwięk" w Blois fot. Ater
Co to było za widowisko! Widzieliśmy Franciszka I i jego żonę, innych dostojników związanych z zamkiem, uroczyste wjazdy do zamku, huczne spotkania i bale, urządzone z przepychem królewskie komnaty, wielkie bitwy, wreszcie spiskowców i wykonawców zamachu na Henryka de Guise. Wszystko to wyświetlało się na murach zamku i tworzyło wspaniałą, trafiającą prosto do serc słuchaczy historię.
Po spektaklu wybiła północ i zaczęły się urodziny Anki, zatem jeszcze chórem zaśpiewaliśmy jej STO LAT na dziedzińcu zamkowym! Czyż to nie było piękne miejsce na złożenie życzeń urodzinowych?
Myślę, że Anka przez chwilę poczuła się jak królowa na wspaniałym zamku w Blois.
Zlotowicze na zamkowym dziedzińcu po zakończeniu
widowiska "światło i dźwięk" fot. Ater
Zlotowicze na zamkowym dziedzińcu po zakończeniu
widowiska "światło i dźwięk" fot. Ater
Ostatnio zmieniony 25 paź 2019, 08:11 przez Yvonne, łącznie zmieniany 1 raz.
Loches leży blisko Mareuil sur Cher, jechaliśmy tam niecałe pół godziny.
Zlotowicze w Loches fot. Czesio1
Zlotowicze w Loches fot. Czesio1
Nad małym miasteczkiem o ciasnych, zwartych uliczkach, góruje posępna wieża średniowiecznego zamku, zupełnie innego niż renesansowe Chaumont, Chambord czy Chenonceau.
Górująca nad miastem potężna wieża średniowiecznego
zamku w Loches fot. Ater
Przy bramie prowadzącej na wzgórze zamkowe dołączyła do nas Brunhilda i francuscy przyjaciele Yvonne: Patrick, Caludine, Marina i Gabriel.
Brunhilda i TomaszK fot. Czesio1
Targowisko pod zamkiem w Loches fot. Czesio1
Targowisko pod zamkiem w Loches fot. Czesio1
Brama zamkowa fot. Czesio1
Brama zamkowa fot. Czesio1
Agnieszka PiTTowa z Matyldą i Celiną fot. Ater
Brunhilda fot. Brunhilda
Brunhilda i Małgosia fot. Brunhilda
Zlotowicze przed zamkiem w Loches fot. Ater
Zlotowicze przed zamkiem w Loches fot. Ater
Zamek w Loches został wliczony do punktów naszego zlotu, bo najbardziej przypomina książkowe „Orle gniazdo”: zachował średniowieczny charakter, miał rzymskie początki, jest otoczony wysokim murem po którym można się wspinać na linie i ma wysoki donżon. Ale co najważniejsze, u podnóża wzgórza zamkowego znajdują się liczne domostwa wykute w skale a także kilka lokali podobnych do książkowej gospody „Pod czterema psami”.
Zamek w Loches fot. Ater
Dziedziniec zamkow fot. Ater
Zamek zachował średniowieczny charakter, dzięki swej mrocznej historii. W czasach rzymskich był warownym fortem otoczonym drewnianą palisadą. W obecnej formie został wybudowany w XIII w. przez Fulko Czarnego, możnowładcę aspirującego do zdobycia korony, budowniczego kilkunastu podobnych zamków, znanego z okrucieństwa. Swoją żonę podejrzewaną o niewierność kazał spalić na stosie w jej sukni ślubnej. Funkcje obronne i reprezentacyjne, zamek pełnił tylko przez 200 lat, od XV wieku mieściło się tu więzienie stanu – miejsce gdzie przetrzymywano więźniów cennych dla władcy i na tyle bogatych aby sami mogli się utrzymywać.
Zamek w Loches fot. Ater
TomaszK, nasz Przewodnik po zamku w Loches fot. Ater
Zwiedzanie zaczęliśmy właśnie od części więziennej, czteropiętrowej budowli obronnej z grubymi murami, małymi okienkami i wąską jak studnia klatką schodową. Stąd rzeczywiście nie dało się uciec. Więzienie funkcjonowało aż do 1926 roku, na ścianach jest wydrapane mnóstwo graffiti pozostawionych przez więźniów, z datami sięgającymi XVI wieku.
Zamek w Loches fot. Ater
Zamek w Loches fot. Ater
Zamek w Loches fot. Czesio1
Zamek w Loches fot. Ater
Forowa naklejka na murach zamku w Loches fot. Czesio1
Na tarasie stanowiącym dach więzienia, nakręciliśmy kolejny fragment filmu, ze wspinaniem się Tomasza na mury „Orlego Gniazda”.
"Pigeon spojrzał na zegarek. Zbliżała się dziesiąta.
— Idziemy — zdecydował.
(...)
Punktualnie o dziesiątej wieczorem opuściliśmy gospodę.
(...)
Zatrzymaliśmy się u stóp wysokiej, prostopadłej ściany. Długą chwilę nasłuchiwaliśmy. Ale ani ze szczytu baszty, ani z murów zamkowych nie dochodził nawet najcichszy szelest. Tylko w zaroślach za naszymi plecami grały świerszcze i koniki polne.
(...)
Wyznaję, że Pigeon zaimponował mi. Był pyszałkiem i zarozumialcem, lecz nie brakowało mu odwagi. Może wizja ogromnej fortuny, którą ofiarowywano za schwytanie Mózgu, dodawała mu odwagi? Jakie by jednak nie kierowały nim motywy, okazał się bardzo śmiały. Uzbrojony w latarkę elektryczną szedł „w paszczę lwa”.
— Czy umie pani gwizdać, madame? — zwrócił się do ciotki Eveline. — Gdyby pani dostrzegła grożące niebezpieczeństwo, należy nas jakoś uprzedzić.
— Gwizdać? Caramba, porca miseria, naturalnie że umiem gwizdać. Jak paryski ulicznik — to mówiąc ciotka Eveline włożyła dwa palce do ust i już zamierzała dmuchnąć z całej siły, lecz Pigeon chwycił ja za rękę.
— Nie teraz, madame. Tylko w wypadku niebezpieczeństwa.
— No, dobra, właźcie już na górę, bo tracę cierpliwość — odrzekła poprawiając na głowie swój stary hełm.
Pigeon ruszył pierwszy. Chwycił linę, podciągnął się na niej, a później, wspierając się nogami o cegły w ścianie, zaczął wolno, ale wytrwale piąć się ku górze. Po jakimś czasie zniknął nam z oczu i nie widzieliśmy, czy dotarł do okienka, czy też jeszcze wisi na stromej ścianie. Wreszcie poczułem szarpnięcie liny, znak dla mnie, że na górze wszystko w porządku. Teraz przyszła kolej na mnie.
Nigdy nie uprawiałem alpinistyki. Ale należą do mężczyzn wysportowanych, zręcznych, o dość silnych rękach. Wspinanie się po linie sprawiało mi jednak sporo trudności, choć co pół metra trafiałem na gruby węzeł i mogłem się go dobrze uchwycić dłońmi. Buty moje miały gumowe podeszwy i łatwo przylegały do porowatej ściany, dając mi oparcie.
Piętnaście metrów wspinaczki po linie to dużo czy mało? Jak Wam się wydaje, drodzy Czytelnicy?
Piętnaście metrów — to nie brzmi zbyt efektownie. Ale przecież było to mniej więcej tyle. ile sobie liczy czteropiętrowy blok mieszkalny. Już na wysokości drugiego piętra czułem, że ręce mi cierpną, krew z nich odpływa, a moje ciało zaczyna ważyć coraz więcej i więcej. Na wysokości trzeciego piętra pot zrosił mi czoło.
Tylko raz zerknąłem w dół. I aż mi się w głowie zakręciło. Odniosłem wrażenie, że patrzę w czarna czeluść bez dna.
Wspinaczka wydawała się nie mieć końca. Otaczała mnie ciemność nocy, tym gęstsza, że na tę stronę baszty nie padał blask księżyca. Pigeon przezornie przywiązał linę do okienka pozostającego w największym mroku, aby utrudnić odkrycie liny. Ale ciemność uniemożliwiała zobaczenie okienka, trudno więc było podczas wspinaczki obliczyć odległość. Odniosłem wrażenie, że wciąż wiszę między niebem i ziemią."
Punktualnie o dziesiątej wieczorem opuściliśmy gospodę fot. kadr z filmu zlotowego
— Czy umie pani gwizdać, madame? fot. kadr z filmu zlotowego
— Gwizdać? Caramba, porca miseria, naturalnie,
że umiem gwizdać. Jak paryski ulicznik. fot. kadr z filmu zlotowego
— Nie teraz, madame. Tylko w wypadku niebezpieczeństwa. fot. kadr z filmu zlotowego
— No, dobra, właźcie już na górę, bo tracę cierpliwość. fot. kadr z filmu zlotowego
Pigeon ruszył pierwszy. Chwycił linę... fot. kadr z filmu zlotowego
...podciągnął się na niej, a później, wspierając się nogami
o cegły w ścianie, zaczął wolno, ale wytrwale piąć się ku górze. fot. kadr z filmu zlotowego
Teraz przyszła kolej na mnie. fot. kadr z filmu zlotowego
Główny donżon co prawda nie jest okrągły jak w książce, ale jest imponujący, wieża ma 36 metrów wysokości i jest widoczna z odległości kilkunastu kilometrów. To nie tyle wieża, co raczej Zamek Górny, najtrudniejszy do zdobycia, w którym można było się bronić miesiącami. Obecnie pozostały tylko mury, bo drewniane kondygnacje stanowiące wnętrze wieży, runęły w pożarze podczas Rewolucji Francuskiej. Ale nawet teraz widać poszczególne poziomy, każdy z szeregiem okien i wnęką w której mieścił się kominek.
Miasto Loches fot. Ater
Miasto Loches fot. Ater
W jednym z ocalałych pomieszczeń wieży zorganizowano salę tortur i odtworzono klatkę do przetrzymywania skazańców. Nagraliśmy tam fragment filmu z uwięzieniem Pigeona przez Marchanta.
Więzienie zamkowe fot. Czesio1
Więzienie zamkowe fot. Ater
"W blasku lamp widziałem dokładnie każdy ruch Pigeona. Oto dopadł skrzyni. Pochylił się nad nią i zanurzył w nią rękę. Oto wyjął kopertę i triumfująco zerknął w moim kierunku.
Tylko kilkanaście kroków dzieliło go od donżonu. Stałem w drzwiach baszty i obserwując Pigeona bezwiednie wychyliłem głowę na dziedziniec.
I nagle...
Usłyszałem nad sobą cichy szmer. Instynktownie cofnąłem się do wnętrza baszty. W tym momencie gruba krata niemal otarła się o mnie, opadając w dół. Ja pozostałem w wieży, a Pigeon na dziedzińcu.
W mauretańskiej willi otworzyło się okno i rozległ się śmiech Marchanta:
— A mówił pan, że nie jest pan ciekawy. Panie Samochodzik! — zawołał sądząc widać, że wraz z Pigeo-nem pobiegłem do otwartej skrzyni po kopertę.
Pigeon dopadł kraty w drzwiach donżonu i chwycił ją kurczowo.
— Co się stało? Kto opuścił kratę? — zaczął się gorączkować.
— To oni. Ostrzegałem pana — zawołałem.
— Niech pan ją otworzy!
— Niestety, to nie jest w mojej mocy. Mogę tylko umknąć stąd jak najszybciej i sprowadzić policję.
To mówiąc co sił w nogach pobiegłem schodami na górę, do okienka, gdzie wisiała zbawienna lina."
— Co się stało? Kto opuścił kratę? fot. kadr z filmu zlotowego
— To oni. Ostrzegałem pana. fot. kadr z filmu zlotowego
(...)co sił w nogach pobiegłem schodami na górę, do okienka,
gdzie wisiała zbawienna lina fot. kadr z filmu zlotowego
"Willa okazała się pusta. Natomiast w podziemiach donżonu. za żelazna kratą, miotał się Pigeon.
— Wypuśćcie mnie! Na litość boska wypuśćcie mnie! — błagalnie krzyknął na nasz widok bohaterski detektyw Agencji Ubezpieczeniowej.
— Gdzie jest Marchant? — zawołał komisarz. — Czy nie wie pan, dokąd zwiał ten łajdak?
— Wypuśćcie mnie! — wołał Pigeon. — Domyślam się, gdzie on się ukrył. Ale najpierw musicie mnie wypuścić, to wam wszystko powiem. Ja tu nie chce być ani chwili dłużej. Tu są szczury! Chciały mnie po-żreć.
Któryś z policjantów miał przy sobie pęk uniwersalnych kluczy i z ich pomocą uporał się z potężna kłódka, zamykająca kratę lochu. Zataczając się jak pijany, Pigeon wybiegł na dziedziniec.
— O Boże — jęknął. — W tym lochu szczury są wielkie jak koty!
— Gdzie jest Marchant! — niecierpliwił się komisarz. Pigeon wskazał szczyt baszty.
— Tam. Widziałem go, jak tam uciekał. Na górę. Zapewne chce skorzystać z mojej liny i spuścić się z okna.
— Nie ucieknie — mruknął radośnie komisarz. — Pod basztą są moi ludzie.
Rzuciliśmy się wszyscy na schody w donżonie. Pierwszy biegł komisarz, ja sadziłem za nim, a za nami tłoczyli się policjanci, wśród których byli ciotka Eveline, Yvonne i Robert. Każdy chciał być świadkiem schwytania Fantomasa."
Natomiast w podziemiach donżonu. za żelazna kratą,
miotał się Pigeon. fot. kadr z filmu zlotowego
— Wypuśćcie mnie! Na litość boska wypuśćcie mnie! fot. kadr z filmu zlotowego
— O Boże. W tym lochu szczury są wielkie jak koty! fot. kadr z filmu zlotowego
Któryś z policjantów miał przy sobie pęk uniwersalnych kluczy fot. kadr z filmu zlotowego
— Tam. Widziałem go, jak tam uciekał. Na górę. fot. kadr z filmu zlotowego
Rzuciliśmy się wszyscy na schody w donżonie. fot. kadr z filmu zlotowego
W kolejnym budynku wewnątrz murów zamkowych, określanym jako „Martelet”, znajdują się schody prowadzące głęboko w dół – do lochów. Lochy są pozostałością po swoistych podziemnych kamieniołomach, skąd wydobywano materiał skalny na budowę zamku.
Wąskie schody do podziemi fot. Czesio1
"— Do licha! — zawołała ciotka Eveline. — Muszę zobaczyć podziemne więzienie. Fantomasa by w nim zamknąć, w dybach osadzić, na tortury skazać!
(…)
Nagle stanęła jak wryta.
— Pigeon? Caramba, porca miseria, czyżbym miała halucynacje? — mruknęła dość głośno.
(...)
Nie wiem, czy Marchant usłyszał głośne przecież mruknięcie ciotki Eveline i zauważył jej ogromnie zdziwioną minę. Aby powstrzymać madame przed dalszymi wyrazami zdumienia, chwyciłem ją mocno za ramię i wołając: „Do więzienia, do lochu!”, pociągnąłem ją w dół.
— Caramba, porca miseria! — wołała ciotka Eveline. — Co pan wyprawia, Panie Samochodzik? Przecież ja nogi połamię. I w ogóle, co to wszystko ma znaczyć? Yvonne na wózku z jarzynami, Pigeon jako murarz? Czy ja zwariowałam?
Gdy znaleźliśmy się w ciemnym, wilgotnym lochu, położyłem palec na ustach, dając znak, aby milczała.
— Później pani wszystko wyjaśnię. Po prostu Marchant to podejrzany osobnik. Pigeon go śledzi, pani rozumie?
— Ale Yvonne, caramba...
— Ciszej — syknąłem. — Musimy uważać. Jeśli Marchant zorientuje się, że jest śledzony, może to się źle skończyć dla Pigeona i Yvonne.
— Niech tylko spróbuje zrobić krzywdę mojej bratanicy — burknęła groźnie madame Eveline. — Nie radzę mu mieć ze mną do czynienia.
— Cichooo! — syczałem jak wąż.
— I po co pan tak syczy? — wzruszyła ramionami. — Nie jestem taka głupia, jak pan myśli.
Usłyszeliśmy na schodach czyjeś kroki.
(…)
Do podziemi zszedł ochlapany wapnem robotnik, był to Pigeon. Udając, że ogląda ślady po zamurowanych przewodach elektrycznych, zbliżył się do nas i szepnął:
— Będę potrzebował pańskiej pomocy. Proszę przyjść dziś wieczorem, o siódmej, do gospody „Pod Trzema Psami” w tutejszej wiosce.
To powiedziawszy Pigeon, pogwizdując przez zęby jakąś niewyraźną melodię, znowu wyszedł na górę.
— Ja też. Ja też przyjdę do gospody — mruknęła ciotka Eveline. — Coś mi się widzi, że szykuje się jakaś niezwykła sprawa. Może dostarczy mi więcej emocji niż jazda szybkim samochodem?
— Nie, nie — zaprotestowałem gorąco. — To nie jest sprawa dla kobiety.
— A Yvonne? Ją dopuściliście do tajemnicy? — madame wzięła się pod boki i spojrzała na mnie zaczepnie. — A może uważacie, że ja jestem za stara, hę?
— Ależ nic podobnego, madame — wykręcałem się. — Pigeon jednak tylko mnie zaprosił do gospody.
— Uważam, że postąpił nietaktownie i wyjaśnię mu to dziś wieczorem — burknęła."
— Pigeon? Caramba, porca miseria, czyżbym
miała halucynacje? fot. kadr z filmu zlotowego
(...)położyłem palec na ustach, dając znak,
aby milczała. fot. kadr z filmu zlotowego
Udając, że ogląda ślady po zamurowanych
przewodach elektrycznych, zbliżył się do nas fot. kadr z filmu zlotowego
— Będę potrzebował pańskiej pomocy.
Proszę przyjść dziś wieczorem, o siódmej,
do gospody „Pod Trzema Psami”. fot. kadr z filmu zlotowego
— Ja też. Ja też przyjdę do gospody fot. kadr z filmu zlotowego
Zwiedziliśmy tylko krótki fragment, ale podziemia stanowią głęboki labirynt, ciągnący się pod całym wzgórzem zamkowym, z ukrytym wyjściem u podnóża zamku, tzw. tunelem ucieczkowym. Zwiedzając lochy mogliśmy przez chwilę nacieszyć się chłodem, bo na powierzchni było 35oC.
Szczegółem który upodabnia zamek w Loches do książkowego „Orlego gniazda”, jest zielony ogród, jakiego nikt by się nie spodziewał wewnątrz wysokich, średniowiecznych murów. To w tym ogrodzie mogła stać willa w stylu mauretańskim, wybudowana przez Marchanta czyli Fantomasa. Willi co prawda nie ma, ale jak wiemy, Nienacki składał miejsca akcji swoich książek z kilku realnych miejsc. Willa która była inspiracją dla autora, została odnaleziona przez Johna Dee. Jak ustalił, taką właśnie willę miał angielski pisarz Wiliam Somerset Maugham współpracujący w latach 60–tych z „Odgłosami”, pismem w którym w tamtym czasie pisywał Nienacki. Willa znajduje się w miejscowości Saint–Jean–Cap–Ferrat niedaleko Nicei. Podobnie jak w „Fantomasie”, willa Maughama miała także basen.
Na wzgórzu zamkowym w Loches znajduje się jeszcze zamek królewski, właściwie zameczek, w którym zatrzymywali się władcy Francji odwiedzający to miejsce. Tu rezydowała Agnes Sorel, słynąca z urody metresa króla Karola VII. Tu także przybyła Joanna D’Arc aby prosić Karola VII o przyłączenie się do walki przeciw Anglikom. Tego punktu nie zdążyliśmy jednak zaliczyć, bo czas naglił, a w restauracji Georges Sand, czekał na nas obiad.
Po pysznym obiedzie zjedzonym w Loches w uroczej restauracji George Sand udaliśmy się do zamku Montrésor. Nazwa zamku w polskim tłumaczeniu to „Mój skarb” i możemy powiedzieć, że jest to też trochę nasz wspólny skarb, bo zamek od połowy XIX wieku znajduje się w polskich rękach. Wtedy to bowiem został kupiony przez Różę z Potockich Branicką dla jej syna, hrabiego Ksawerego Branickiego herbu Korczak. Róża pragnęła, by Ksawery zaczął prowadzić osiadły tryb życia i założył rodzinę.
Ksawery Branicki, który zresztą był jednym z bogatszych ludzi w ówczesnej Francji, olbrzymim nakładem kosztów przez dwadzieścia lat reperował i urządzał pełne przepychu wnętrza w stylu II Cesarstwa i sprowadził wiele specjalnie dla zamku zakupionych dzieł sztuki, a wśród nich bogate kolekcje malarstwa włoskiego (w tym płótno Veronese). Sprowadził również z Polski wiele portretów rodowych i innych pamiątek. Wielką pasją hrabiego była broń i polowania, co znajduje odzwierciedlenie w zamkowych komnatach. Do dzisiaj można w nich oglądać kolekcję broni oraz trofea myśliwskie.
Obecnie w zamku mieszka pani Maria Rey, bardzo miła i przyjazna pani o ujmującym sposobie bycia, o czym mieliśmy się przekonać tuż po zwiedzaniu zamku.
Zamek w Montrésor fot. Czesio1
Zamek w Montrésor fot. Ater
Po zakupieniu biletów przywitała nas miła pani, która okazała się naszą przewodniczką.
Pani Przewodnik po zamku w Montrésor fot. Ater
Pani Przewodnik po zamku w Montrésor fot. Ater
Pani Przewodnik opowiada historię zamku fot. Ater
Zaprosiła nas w gościnne progi zamkowe, oprowadziła po komnatach i opowiedziała o historii zamku, o jego poprzednich mieszkańcach, jak również uraczyła nas kilkoma ciekawymi anegdotami.
Kolekcja broni w zamku fot. Ater
Trofeum myśliwskie fot. Czesio1
Sala zamkowa fot. Czesio1
Ufff, można się przestraszyć fot. Czesio1
Z wielką przyjemnością oglądaliśmy piękne zamkowe wnętrza i słuchaliśmy opowieści pani przewodnik o barwnych stronach życia arystokracji, jak też o tych ciemniejszych chwilach, jaką była choćby zuchwała kradzież z zamkowego skarbca. Oldmalarza szczególnie zainteresowały obrazy wiszące na ścianach komnat, na temat których wdał się w pogawędkę z panią przewodnik, czego reszta grupy z ciekawością wysłuchała.
Galeria zamkowa fot. Czesio1
Galeria zamkowa fot. Czesio1
Galeria zamkowa fot. Ater
Galeria zamkowa fot. Ater
"Nędznicy" Wikotra Hugo w zamkowej biblioteczce fot. Czesio1
Pani bibliotekarka na tle książek fot. Czesio1
Sala zamkowa fot. Czesio1
Sala zamkowa fot. Czesio1
Xavery Branicki fot. Czesio1
Eksponaty w dawnym zamkowym skarbcu fot. Ater
Dar dla Adama Mickiewicza od przyjaciół Moskali fot. Czesio1
Po zwiedzeniu zamku i poznaniu niektórych jego tajemnic zostaliśmy zaszczyceni spotkaniem z właścicielką zamku. Pani Rey okazała się bardzo miłą i ciepłą osobą.
Pani hrabina Maria Rey z Potockich fot. Czesio1
Spotkanie z Panią Marią Rey fot. Ater
Spotkanie z Panią Marią Rey fot. Ater
Pani hrabina Maria Rey z Potockich fot. Ater
Otrzymała od nas w podarunku egzemplarz książki „Pan Samochodzik i Fantomas”, co wyraźnie ją ucieszyło.
TomaszK wręcza Pani Marii Rey egzemplarz książki
"Pan Samochodzik i Fantomas" fot. kadr z filmu zlotowego
Panią Marię Rey bardzo zainteresowała książka fot. Ater
Yvonne z Panią Marią Rey fot. Czesio1
Brunhilda z Panią Marią Rey fot. Czesio1
Pamiątkowa fotka z Panią Marią Rey z Potockich fot. Ater
Radość z wizyty była obopólna. Pani Rey była zadowolona, że tak bardzo interesuje nas historia zamku, a my cieszyliśmy się, że właścicielka takiej imponującej posiadłości znalazła dla nas czas.
Pewnie niejednemu zlotowiczowi przeszła przez głowę myśl: „Ciekawe, jakby to było mieć na własność zamek w Dolinie Loary?”
Naszej wizyty w miejscowości Montrésor nie mogliśmy jednakże zakończyć na zwiedzeniu zamku.
Montrésor fot. Czesio1
Montrésor fot. Ater
Był jeszcze jeden punkt programu, którego nie mogliśmy ominąć.
Naszym kolejnym celem był bowiem lokalny cmentarz, a na nim grób bardzo ważnej postaci z historii polskiej walki o wolność: admirała Józefa Unruga, który zmarł we Francji w roku 1973 i pochowany został właśnie w Montrésor.
Cmentarz w Montrésor fot. Czesio1
TomaszK na tle kaplicy na cmentarzu w Montrésor fot. Czesio1
Jego życzeniem było, aby przenieść jego prochy do kraju dopiero wtedy, kiedy zrehabilitowani zostaną wszyscy jego towarzysze broni:
„Admirał Józef Unrug zastrzegł w swoim testamencie, że sprowadzenie jego szczątków do Polski będzie możliwe tylko: jeżeli uprzednio lub równocześnie, zostaną podobnie uczczeni i zrehabilitowani także – mający prawo do pamięci Narodu – koledzy, oficerowie Marynarki Wojennej RP, niewinnie straceni lub zmarli w więzieniu.”
Grób Admirała Józefa Unruga w Montrésor fot. Ater
Grób Admirała Józefa Unruga w Montrésor fot. Ater
Johny przy grobie Admirała fot. Czesio1
Fantomas przy grobie Admirała fot. Czesio1
Odwiedzenie grobu Unruga było bardzo symbolicznym i ważnym punktem naszego zlotu.
Los chciał, abyśmy byli jednymi z ostatnich, którzy odwiedzili grób admirała Unruga we Francji.
Prochy jego i jego żony Zofii zostały bowiem przeniesione do Polski, do Gdyni, na początku października 2018 roku.
Zamek w Chambord uważany jest za najpiękniejszy obiekt reprezentujący francuski renesans. I rzeczywiście robi wielkie wrażenie. Olbrzymi, piękny, umieszczony pośrodku sporej przestrzeni ogrodowej, z daleka wygląda jak makieta. Zamek otoczony ogrodem, parkiem, z boku zabudowaniami gospodarczymi, jest nawet kaplica, zajmuje duży obszar.
Zlotowicze na parkingu w Chambord fot. Czesio1
Zamek w Chambord fot. Ater
Zamek w Chambord fot. Czesio1
Zbiorówka na tle zamku w Chambord fot. Ater
Zamek w Chambord fot. Czesio1
Przejażdżka końmi wokół zamku fot. Ater
Zamek w Chambord fot. Czesio1
W zamku na dole oprócz biletów można zamówić przewodnika w postaci ludzkiej albo wirtualnej. Wybrałam wirtualna bo IPad za 6.5 euro miał wgrana wersje polska, wiec mogłam, podwyższając statystyki, wysłuchać historii zamku po polsku. Dowiedziałam się, że budowę zamku rozpoczęto w 1519 na miejscu starej, średniowiecznej warowni obronnej wybudowanej przez hrabiów de Blois. Nowy Pałac wybudowano ku czci i z rozkazu Franciszka I Walezjusza, w samym sercu bagnistych ziem Chambord, w odludnym miejscu, blisko królewskiej miejscowości Blois. Młody władca lubował się w architekturze, otoczony blaskiem chwały po zwycięstwie w 1515 w bitwie pod Marignano chciał wystawić piękną budowlę, która miała olśnić świat. Zamek miał łączyć idee tradycyjnej, francuskiej architektury z włoskim renesansem. W pierwotnym zamyśle zamek nie był zbudowany jako stała rezydencja, król wiódł życie nomada, podróżował po całej Francji z licznym dworem a do Chambord przyjeżdżał doglądać budowy, na polowania w uprzywilejowanym towarzystwie i przyjmować gości w nowej, olśniewającej rezydencji. Król nie doczekał jednak zakończenia budowy zamku, od jego śmierci w 1547 prace spowalniały, żeby w końcu stanąć zupełnie na ponad wiek.
Chambord zaczął znowu żyć za panowania Ludwika XIV, który nakazał zakończenie budowy zgodnie z pierwotnymi planami. Zamek stoi na gigantycznych fundamentach, które miały zapewnić stabilność na bagnistym podłożu. Następnie wzniesiono na planie kwadratu donżon z czterema wieżami, który według pierwotnych planów miał być jedynym budynkiem. Zgodnie z planami w czterech rogach donżonu znajdowały się apartamenty mieszkalne. Na każdym piętrze rozmieszczone są w identyczny sposób, czyli główna Komnata i przylegające prywatne pomieszczenia jak garderoba, oratorium czy gabinet. Sieć schodów i krużganków zwanych logiami umożliwiała dostęp do każdego pomieszczenia. Królewscy goście byli zachwyceni porządkiem bo Marszałek Dworu dbał o przydział pomieszczeń dla dworzan i gości, nawet meblowały ich apartamenty.
Franciszek I zarządził jednak również dobudowanie dwóch skrzydeł, z których jedno miało być jego rezydencją. Ciekawostką zamku jest klatka schodowa w centrum budowli składająca się z dwóch spirali schodów skręcających w tę samą stronę. Schody w żadnym punkcie nie krzyżują się ze sobą.
Klatka schodowa złożona z dwóch spirali fot. Ater
Klatka schodowa złożona z dwóch spirali fot. Czesio1
Klatka schodowa złożona z dwóch spirali fot. Czesio1
Na parterze znajduje się główna komnata apartamentu dworskiego, wykorzystywana obecnie jako salon recepcyjny. Ozdobiona jest portretami słynnych ludzi związanych z zamkiem Chambord. Między innymi króla Polski Stanisława Leszczyńskiego, teścia Ludwika XV, który gościł w zamku, po utracie tronu polskiego w latach 1725-1733.
Kuchnia zamkowa fot. Ater
Malarstwo zamkowe fot. Czesio1
Zamek w Chambord fot. Czesio1
Łóżko galowe w pokoju królewskim fot. Ater
Pokój Franciszka fot. Ater
Malarstwo zamkowe fot. Ater
Zamek w Chambord fot. Ater
Zamek w Chambord fot. Ater
Zamek w Chambord fot. Ater
Portret Stanisława Leszczyńskiego fot. Ater
Portret Stanisława Leszczyńskiego fot. Czesio1
Zamek w Chambord fot. Czesio1
Malarstwo zamkowe fot. Czesio1
Regalia pogrzebowe Henryka, hrabiego Chambord fot. Czesio1
Zamek w Chambord fot. Ater
Zamek w Chambord fot. Ater
Zamek w Chambord fot. Ater
Zamek w Chambord fot. Ater
Zamek w Chambord fot. Czesio1
Zamek w Chambord fot. Czesio1
Zamek w Chambord fot. Czesio1
Ogrody zamkowe fot. Czesio1
Ogrody zamkowe fot. Ater
Ogrody zamkowe fot. Czesio1
Ogrody zamkowe fot. Czesio1
W zamku Chambord miałam okazje wypróbować swoich sił w prowadzeniu samochodu (to nic ze takiego dla turystów) po europejskiej stronie. Niby taki plastikowy dla turystów a prawo jazdy musiałam dać! Ucieszyłam się, ze na coś przydało się międzynarodowe prawo jazdy, które wyrobiłam sobie przed zlotem w nadziej, ze się jednak odważę... Poszło mi OK, na tyle, że nie wyjechałam do stawu przed zamkiem!
O naszej wycieczce do Chambord przypominam sobie czasem w sklepie alkoholowym.. otóż w późnych latach 1600, królowi Ludwikowi XIV w czasie jego wizyt w Chambord podawano likier malinowy produkowany właśnie niedaleko zamku, likier zainspirował producentów i tak powstała marka likieru malinowego Chambord. W skład wchodzą : czerwone i czarne maliny, vanilla z Madagaskaru, skórka z cytrusów marokańskich, miód i koniaczek.. dodam, ze pyszny z szampanem!
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez Brunhilda, łącznie zmieniany 1 raz.
Po zwiedzeniu bajkowego Château de Chambord wesoły autokar skierował się do Orleanu. Niestety musieliśmy się tam pożegnać z Brunhildą. Spod dworca kolejowego udaliśmy się do centrum miasta gdzie naszym oczom ukazała się przepiękna gotycka katedra świetego Krzyża.
Katedra w Orelanie fot. Szwagier
Katedra w Orelanie fot. Szwagier
Katedra w Orelanie fot. Czesio1
Budowa katedry rozpoczęła się w drugiej połowie XIII wieku i trwała do niemal XIX wieku. Liczy ponad 130 metrów długości, gdzie rozmieszczono trzynaście kaplic.
Wnętrze Katedry fot. Czesio1
Wnętrze Katedry fot. Czesio1
Makieta Katedry fot. Czesio1
Makieta Katedry fot. Czesio1
Pod koniec XIX wieku wstawiono piękne witraże przedstawiające sceny z życia Joanny d’Arc, o których opowiedziała nam Yvonne. Jeden z witraży przedstawiający spalenie na stosie Joanny d’Arc, przy odpowiednio padającym świetle słońca, wygląda jakby faktycznie płonął.
Witraż fot. Czesio1
Witraż fot. Czesio1
Wnętrze Katedry fot. Czesio1
Wnętrze Katedry fot. Czesio1
Organy fot. Czesio1
Katedra fot. Czesio1
Katedra fot. Czesio1
Najbardziej charakterystyczna jest fasada zachodnia z trzema rozetami i dwiema wieżami wysokimi na 88 metrów. Dzwonnica wznosi się na wysokość 114 metrów.
Po wyjściu z katedry udaliśmy się Rue Jeanne d'Arc w stronę placu du Martroi. Sama ulica odchodząca od katedry robi ogromne wrażenie. Szeroka, z dwoma pasmami ruchu, z których jeden to trakt tramwajowy.
Trakt tramwajowy w Orleanie fot. grim_reaper
Mnie i TomaszKa zainteresowało zasilanie trakcji tramwajowej w postaci trzeciej „szyny” – dla zainteresowanych link:
Udekorowana flagami i herbami rodów. Po obu stronach znajdują się butiki, cukiernie, biura firm oraz oczywiście mieszkania. Sprawia wrażenie jak gdyby za chwilę miała się odbyć tam parada. Spotkaliśmy także francuskich przyjaciół Yvonne, którzy oprowadzili nas po zaułkach miasta. Plac du Martroi usytuowany jest w centrum miasta, otoczony budynkami wznoszonymi od XVIII wieku aż po czasy współczesne.
Charakterystyczne dla tego placu są budynki szachulcowe. Pośrodku wznosi się pomnik konny Joanny d'Arc z brązu, na cokole umieszczono reliefy ze scenami z życia bohaterki.
Pomnik Joanny d'Arc fot. Szwagier
Pomnik Joanny d'Arc fot. Czesio1
Pomnik Joanny d'Arc fot. Czesio1
Karuzela na placu du Martroi fot. Czesio1
W Orleanie znajduje się również budynek, który nazywany jest domem Joanny d'Arc. Nazwa jest trochę na wyrost, gdyż bohaterka mieszkała tam tylko nieco ponad tydzień (od 29 kwietnia do 8 maja 1429). Dom został zrekonstruowany w XX wieku i obecnie jest muzeum, gdzie można obejrzeć makiety i pamiątki związane z Joanną d'Arc. Od placu zeszliśmy w dół uliczkami opadającymi w kierunku szeroko rozlanej Loary z piaszczystymi łachami pośrodku.
Most nad Loarą fot. Czesio1
Most nad Loarą fot. Czesio1
Loara fot. Czesio1
Zlotowicze nad Loarą fot. Ater
Zlotowicze nad Loarą fot. Ater
Orlean fot. grim_reaper
Po spacerze wzdłuż rzeki wróciliśmy do katedry wysłuchać choć kilku minut koncertu. W trakcie można było także oglądać wyświetlany na ekranie kunszt gry naszej rodaczki.
Koncert organowy
Lidii Książkiewicz fot. grim_reaper
Zamek w Chenonceau jest głównym punktem książki „Pan Samochodzik i Fantomas”. Tu dzieje się większość akcji, a zamek jest opisany najdokładniej ze wspomnianych przez Nienackiego zamków nad Loarą.
„Le Château de Six Dames to jeden z dziesiątków zamków, które jak paciorki różańca zdawały się być nanizane na srebrzystą wstęgę Loary i jej dopływów: Cher, Indre i Yienne. Wznosili je butni baronowie i książęta, przeciwstawiający się władzy królewskiej i tworzący na swych terytoriach udzielne państewka. Budowali je też królowie, gdy udawało im się — niekiedy jednak na bardzo krótko — okiełznać możnych wasali. Zamki i otaczające je latyfundia dawały oparcie wszystkim, którzy dumnie i wysoko nosili głowy w rycerskich hełmach.
(...)
Dozorca otworzył bramę parkową i wjechaliśmy w ogromną aleję wysadzaną starymi platanami.”
Aleja parkowa prowadząca do zamku fot. Czesio1
Zamek Sześciu Dam fot. Czesio1
Zamek Sześciu Dam fot. Czesio1
Zamek Sześciu Dam fot. Czesio1
Zamek Sześciu Dam fot. Czesio1
Kiedy jednak przyjechaliśmy na miejsce, pierwszą różnicą z książką, która rzucała się na oczy, była liczba zwiedzających. W „Fantomasie” byli to pojedynczy turyści, a tu czekał na nas tłum, przez który w części pomieszczeń trzeba się było przepychać.
Zamek Chenonceau został zbudowany na fundamentach warownego młyna, który w XIII wieku kontrolował przewóz towarów na rzece Cher. W następnej kolejności na brzegu obok młyna powstał kwadratowy zamek z czterema wieżami w narożnikach, wybudowany przez rodzinę Marques. Obecnie pozostała z niego jedna, stojąca samotnie wieża i studnia obok niej.
Samotna wieża zamkowa fot. Ater
TomaszK przy studni fot. Ater
TomaszK, nasz Przewodnik po Zamku Sześciu Dam fot. Ater
Tłumy na zamku fot. Ater
Po dwustu latach zamek popada w ruinę i przechodzi na własność rodziny Bohier. Nowy zamek powstaje na ciągle istniejących filarach warownego młyna, pełnych tajemniczych pomieszczeń i ukrytych wejść. Wtedy pojawia się pierwsza z sześciu dam, Diana de Poitiers, która w XVI wieku buduje most przez rzekę Cher, a kolejna, jej rywalka Katarzyna Medycejska, wznosi na moście dwupiętrową galerię.
Kiedy weszliśmy do zamku i szykowaliśmy się do pierwszego punktu – kaplicy wybudowanej na pierwszym filarze młyna, zostaliśmy odesłani przez strażnika do zwiedzania innych pomieszczeń. Tu panował zbyt duży tłok. W parterowej kondygnacji zamku Chenonceau, oprócz kaplicy znajduje się komnata Diany de Poitiers, Zielona Komnata – gabinet Katarzyny Medycejskiej w którym podejmowała najważniejsze decyzje polityczne, dalej salon Franciszka I oraz salon Ludwika XIV. W komnacie Ludwika XVI znajduje się obraz Rubensa „Dzieciątko Jezus i Jan Chrzciciel”, który w młodości kopiował nasz oldmalarz. A może wisi tu właśnie jego kopia? Czyż Fantomas nie podmieniał oryginałów na kopie?
Największym pomieszczeniem parteru jest pierwsza kondygnacja galerii na moście – długa i przestronna komnata, w której w czasie pierwszej wojny światowej mieścił się szpital wojskowy, prowadzony przez ostatnią z sześciu dam – Georges Menier. Na końcu tej galerii znajdują się drzwi, przez które można przejść na drugi brzeg rzeki Cher. Z kolei z okien można zobaczyć dwa samochodzikowe miejsca – wyspę na której ukrył się lokaj Filip z kolejkami barona oraz zjazd do rzeki, którym wjechał Tomasz swoim wehikułem, aby ratować go przed policją i Pigeonem.
Wysepka na rzece fot. Czesio1
Wysepka na rzece fot. Ater
„Nie odezwałem się już ani słowem. Doszliśmy do końca ogrodu Diany de Poitiers, a natrafiwszy na małą ławeczkę, usiedliśmy tuż nad brzegiem rzeki.
Objęła nas noc. U naszych stóp cichutko szemrała rzeka, płynąca do sklepień starego mostu, na którym Katarzyna Medycejska wzniosła galerię. W kilku oknach zamkowych paliło się światło. Drugi brzeg rzeki tonął w ciemnościach, ale zdawało mi się, że był tu bliżej nas. Czyżby rzeka zwężała się w tym miejscu?
Zapytałem o to Yvonne.
— Nie, proszę pana. W tym miejscu znajduje się wysepka. Rosną na niej drzewa, krzaki, trawa. Jest zupełnie bezludna. Szkoda, że dziś księżyc nie świeci, bo zobaczyłby ją pan nawet w nocy. A z pańskich okien nie widać jej na rzece?”
Zjazd do wody fot. Czesio1
„Wyprowadziłem wehikuł z zamkowych garaży. Wsiedliśmy do niego z Yvonne i pojechaliśmy do parku szeroką aleją wysadzaną starymi platanami. Noc była bardzo ciemna, ale nie zapalałem świateł. Nie chciałem, żeby nas zauważył złoczyńca. Jechałem niemal po omacku. Na szczęście Yvonne znała tu każde drzewo i nieomylnie wskazywała drogę.
— Chcę znaleźć się naprzeciw wyspy — tłumaczyłem dziewczynce. — Czy znasz tam skrawek plaży z dobrym zjazdem do wody?
— Chyba nie zamierza pan wjechać do rzeki? — roześmiała się.
— Nie wiem, czy to nie okaże się konieczne — odparłem z powagą, lecz ona myślała, że ja żartuję.”
Piętro wyżej na moście, znajduje się galeria Katarzyny Medycejskiej, w której organizowała huczne i rozpustne bale. W czasie naszego pobytu była tam urządzona wystawa poświęcona historii zamku, z opisem wszystkich sześciu dam. Tu np. można było przeczytać smutną historię piątej z dam – Marguerite Pelouze, żony pierwszego nie arystokratycznego właściciela zamku, która w XIX wieku przywróciła jego świetność, ale popadła przy tym w długi do tego stopnia, że nie mogła nawet być pochowana w wybudowanej przez siebie krypcie pod kaplicą. Na pierwszym piętrze zamku znajduje się jeszcze komnata pięciu królowych, z pamiątkami po królewskich małżonkach które ty bywały. Tu wisi jeden z najcenniejszych obrazów zamku – „Pokłon trzech króli” Rubensa.
Pokłon Trzech Króli fot. Czesio1
Obok znajduje się Komnata Katarzyny Medycejskiej z gabinetem rycin, a także komnata Cezarego Vendome i komnata Gabrieli D’Esters, kimkolwiek byli. Trudno wyobrazić sobie, aby baron de Saint-Gatien, książkowy właściciel zamku oraz jego rodzina, mieszkali w pomieszczeniach w których nawet nie wolno nigdzie usiąść. No ale cóż, autor książki nie musi być tak dokładny w opisach realiów.
święta Cecylia fot. Ater
Młodzież zlotowa na zamku fot. Ater
święty Józef fot. Czesio1
W Zamku Sześciu Dam fot. Czesio1
Dzieciątko Jezus i Jan Chrzciciel fot. Czesio1
Portret Katarzyny Medycejskiej fot. Czesio1
Kominek fot. Czesio1
Medale z popiersiami fot. Czesio1
Medale z popiersiami fot. Czesio1
Historia budowy Zamku Sześciu Dam fot. Czesio1
Zamek Sześciu Dam fot. Czesio1
Na najwyższym piętrze zamku Chenonceau, jedynym udostępnionym do zwiedzania pomieszczeniem, jest komnata Ludwiki Lotaryńskiej, czwartej z sześciu dam, żony naszego króla Henryka Walezego. Od czasu śmierci jej męża, komnata utrzymywana jest w scenerii żałobnej. Na tym samym piętrze jest jeszcze jedno miejsce samochodzikowe – poddasze galerii nad mostem, w którym w jednym z licznych pokoików mieszkał Tomasz. Nie mogliśmy niestety tam wejść.
Teraz mogliśmy wrócić do kaplicy. Piękne witraże są współczesne bo oryginalne zostały zniszczone w czasie ostrzału zamku w 1945 roku. Kontynuując internetowe poszukiwania Johna Dee, który zgłębiał gdzie ukryto wejście do krypty Marguerite Pelouze, znaleźliśmy je za ołtarzem.
Sklepienie kaplicy fot. Ater
Ukryte wejście do krypty Marguerite Pelouze fot. Czesio1
Ukryte wejście do krypty Marguerite Pelouze fot. Czesio1
Ale trumny nie dałoby się tamtędy wnieść, kręta klatka schodowa jest na to za wąska, do tego miała zapewne służyć drewniana klapa na środku podłogi. Krypta nigdy zresztą nie została wykorzystana i stoi pusta. Gdyby tłum był mniejszy, na pewno byśmy tam weszli. Jeszcze z zewnątrz sfotografowaliśmy okienko pod kaplicą, oświetlające kryptę.
Najniższą kondygnację zamku stanowią filary warownego młyna z XIII wieku. Wbrew temu czego można się spodziewać, filary nie są litym kamieniem, ale znajdują się w nich liczne pomieszczenia, z których dostępne do zwiedzania są zamkowe pomieszczenia gospodarcze. Są tu kuchnia, piekarnia, spiżarnia, jadalnia służby i rzeźnia.
Kuchnia zamkowa fot. Ater
To również samochodzikowe miejsce, bo właśnie tu baron ukrywał swoje kolejki i tu znajdowało się ukryte wejście z rzeki do zamku. Dostęp do niego jest niedostępny dla zwiedzających, jedynie patrząc z okienka drewnianego oszklonego pomostu, łączącego dwa XIII–wieczne filary, można zobaczyć wnękę w ścianie filara tuż nad wodą, z podestem i schodkami prowadzącymi w górę. W przewodniku ten podest jest opisany jako miejsce kąpieli Diany de Poitiers.
Schodki prowadzące do ukrytego wejścia do zamku fot. Ater
„— W trzecim filarze mostu są schody i drzwi, trochę powyżej poziomu wody. Nazwaliśmy je z baronem tajnym przejściem, ale to nie jest żadne tajne przejście. Gdy się płynie między filarami mostu, widać te drzwi.”
Na zakończenie przeszliśmy do ogrodów Diany do Poitiers i Katarzyny Medycejskiej, położonych symetrycznie po bokach wejścia do zamku. Obydwa piękne, z krzewami przyciętymi co do centymetra, ale w tym upale nie mogliśmy się już nimi zachwycać. Na szczęście gospodarze zamku rozmieścili kurtyny wodne, w których można się było ochłodzić. Jak co dzień, było 35 stopni.
Ufff, jak dobrze skryć się w cieniu i chwilę odpocząć fot. Ater
„– Podobno w Zamku Sześciu Dam nie ma żadnego tajemnego przejścia. Którędy pan wyniósł paczki?
– W trzecim filarze mostu są schody i drzwi, trochę powyżej poziomu wody. Nazwaliśmy je z baronem tajnym przejściem, ale to nie jest żadne tajne przejście. Gdy się płynie między filarami mostu, widać te drzwi. Ty przecież je znasz, Yvonne. Wszyscy wiedzą o tych schodach do wody.|
I tak wyjaśniła się jeszcze jedna zagadka.”
Zamek Chenonceau jest malowniczo położony nad rzeką Cher. Bryła głównej budowli stapia się z mostem przez rzekę, tworząc wyjątkowe w swym rodzaju połączenie architektoniczne. Zamek niejako wkracza w nurt rzeki, przegradza ją i tworzy ramę dla dość leniwego nurtu.
W powieści „Pan Samochodzik i Fantomas” nadrzeczne położenie siedziby rodu de Saint–Gatien pozwala na prezentację niezwykłych możliwości wehikułu. Samochód–amfibia umożliwia bowiem wyciągnięcie lokaja Filipa z tarapatów, w które wpada on podczas próby sprzedaży kolejek elektrycznych stanowiących hobby barona de Saint–Gatien. Dzięki temu wehikuł uzyskuje najwyższą możliwą ocenę książkowej Yvonne:
„On jest cudowny! On jest nawet lepszy... od roweru – stwierdziła z mocą, a był to chyba najpiękniejszy komplement, jaki usłyszał mój wehikuł.”.
Skoro zlotowicze dotarli już do miejsca akcji książki, nie sposób było powstrzymać się przed weryfikacją tego, czy w istocie schody – owo „tajne przejście” – istnieją.
Gdy okazało się, że istnieje możliwość wypożyczenia łodzi wiosłowej, dwie załogi – jedna pod wodzą Mysikrólika, a druga PiTTa, wynajęły stateczki i ochoczo wyruszyły na poszukiwanie przygody.
Rejs przy Zamku Sześciu Dam fot. PiTT
Zamek Sześciu Dam fot. PiTT
Rzeka płynie tu dość wolno, a woda nie jest zbyt przejrzysta z uwagi na unoszące się w niej glony. Początkowo niezbyt zborne pociągnięcia wioseł, z czasem jednak znacznie skuteczniejsze, poprowadziły nas pod filary mostu.
Łódź zanurzyła się w mroku pod przęsłem. Kolejne fragmenty muru przesuwały się przed naszymi oczami. Gdzieś z góry hałaśliwi turyści robili zdjęcia, oglądali zamek i rzekę. My zaś powoli wsunęliśmy się w cień, gdzie czekały na nas schody.
Schody prowadzące do tajnego przejścia w zamku fot. PiTT
Tajne przejście w zamku fot. PiTT
Już wcześniej, podczas zwiedzania, z małego okienka widzieliśmy skraj schodów. Drzwi prowadzące do rzeki z zamkowej kuchni były jednak na głucho zamknięte.
Pod filarem, okryci we wnęce muru, z natężoną uwagą przyglądaliśmy się schodom. Prowadziły – dokładnie tak, jak w książce – do nurtu rzeki. Nieduża łódka mogłaby do nich dobić i wyładować bądź przyjąć towar z zamku. Schody, choć trudno dostępne, łatwo da się dostrzec – w istocie nie były „tajnym wejściem”.
„Od jednego ze środkowych filarów, na którym wspierała się galeria zamkowa, odbijała łódka. Siedział w niej chyba Filip, mogłem się tego tylko domyślać, bo mimo blasku reflektorów odległość była zbyt duża, aby rozróżnić rysy twarzy. Filip zorientował się, że jest widoczny w blasku reflektorów, chwycił za wiosła i zaczął nimi gorączkowo pracować. Czy odgadł, że to Pigeon zastawił na niego pułapkę? Ale komisarz przewidział podobną sytuację. Przy drugim brzegu cumowała łódź z motorem, w której siedzieli policjanci. Usłyszeliśmy warkot uruchamianego silnika. Łódź motorowa odbiła od brzegu i ostro ruszyła w kierunku łodzi Filipa.”
Ten obszar zamku nie jest odwiedzany przez turystów. W niepodzielne władanie objęły go ptaki. Na stopniach schodów pozostawiły nie tylko zwały guano, ale także pióra, a powyżej nawet całe gniazda z jajkami.
Gdy już wygramoliliśmy się z łódek i wykonaliśmy trochę zdjęć, ruszyliśmy schodami w górę. W górnej części schody kryją się w filarze.
W maleńkim korytarzu znajduje się dwoje drzwi. Jedne prowadzą wprost do zamkowej kuchni, drugie zaś… No właśnie, ta tajemnica pozostaje otwarta. Schody prowadzą w stronę filaru.
Tajne przejście odkryte!! fot. PiTT
Zamek Sześciu Dam fot. PiTT
Oldmalarz fot. PiTT
PiTT fot. PiTT
Rejs przy Zamku Sześciu Dam fot. PiTT
Rejs przy Zamku Sześciu Dam fot. PiTT
Rejs przy Zamku Sześciu Dam fot. PiTT
Z góry ekipie rejsowej przyglądają się:
Ola i Kasia (po lewej) oraz grim_reaper
i Magda (po prawej) fot. PiTT
Rejs przy Zamku Sześciu Dam fot. PiTT
Rejs przy Zamku Sześciu Dam fot. PiTT
Rejs przy Zamku Sześciu Dam fot. PiTT
Rejs przy Zamku Sześciu Dam fot. PiTT
Załoga Mysikrólika fot. PiTT
Załoga Mysikrólika fot. PiTT
Zamek Sześciu Dam fot. PiTT
Zamek Sześciu Dam fot. PiTT
Krążąc po rzece zobaczyliśmy także wspomnianą w książce wysepkę. Niestety, do jej brzegów nie można było dobijać.
Wysepka na rzece fot. PiTT
Wysepka na rzece fot. PiTT
Zamek oglądany z perspektywy wody wydaje się jeszcze większy. W szczelinach murów gniazda mają gołębie. Możliwość zobaczenia schodów wspomnianych w książce – choć trudno nazwać to jakąś zaawansowaną eksploracją – była wspaniałą przygodą. Krótki rejs po wodach Cher zaprowadził nas w miejsce, w które nie zaglądają typowi turyści. Choć pływaliśmy po rzece w pełnym słońcu, łatwiej wyobrazić sobie książkowe sceny odbywające się w nocy.
„– Pan sądzi, że ktoś z domowników jest Fantomasem?
– Nie. Ale jego pomocnikiem – powiedziałem. Przerwaliśmy rozmowę. Oto na ciemnej toni rzecznej pojawił się czarny, podługowaty kształt.
Od wyspy odbijała łódka. Płynęła szybko z prądem rzeki, wpadła między filary mostu pod galerią i zniknęła nam z oczu.
– I co teraz zrobimy? – zapytał mnie Robert.
– Nic – odrzekłem. – Wiemy, że ktoś z obecnych w zamku jest wspólnikiem Fantomasa. To dobra informacja, ale musi pozostać naszą tajemnicą, aby ptaszka nie spłoszyć.”
Zamek Sześciu Dam fot. PiTT
Zamek Sześciu Dam fot. PiTT
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez PiTT, łącznie zmieniany 1 raz.
Po zwiedzeniu Chenonceaux, zachęceni przez Pigeona, postanowiliśmy spróbować lokalnych win i udaliśmy się do winnicy Caves du Pere Auguste, w której do produkcji i przechowywania wina wykorzystuje się jaskinie.
Winnica Pere Auguste fot. Czesio1
Drewniane kadzie na wino fot. Ater
Jaskinia winnicy Pere Auguste fot. Czesio1
Prasa do tłoczenia winogron fot. Czesio1
Jaskinia winnicy Pere Auguste fot. Ater
Przyjął nas jeden ze współwłaścicieli winnicy, przedstawiciel piątego pokolenia prowadzącego winiarnię. Obecnie winnicę prowadzą Alain, Joël i Christine GODEAU. Winnica zajmuje 45 ha i rozciąga się na wzgórzu między miastami Civray de Touraine i Chenonceaux. Powstała ponad 100 lat temu i od tej pory tradycja winiarska przechodzi z ojca na syna.
Piwniczka ze starymi leżakującymi winami fot. Czesio1
Piwniczka ze starymi leżakującymi winami fot. Czesio1
Stare leżakujące wina fot. Ater
Piwniczka ze starymi leżakującymi winami fot. Ater
Szwagier w poszukiwaniu najstarszego
rocznikiem wina fot. Ater
Stare leżakujące wina fot. Ater
Właściciele są dumni z rodzinnych tradycji, a zdjęcia z początków działalności rodzinnej firmy umieścili na etykiecie pysznego czerwonego wina.
Zdjęcie rodzinne na etykiecie win fot. panna Monika
Tureńska lilia wytłoczona na szyjce butelki fot. panna Monika
Nasz przewodnik opowiadał o tajnikach produkcji wina i rodzinnej tradycji.
Współwłaściciel winnicy Pere Auguste
opowiada o jej historii fot. Ater
Opowieść o winnicy Pere Auguste
i winach robionych w Dolinie Loary fot. Ater
A do degustacji nie musiał nas usilnie namawiać.
Degustacja win fot. Ater
Degustacja win fot. Czesio1
TomaszK, Matylda i Małgosia fot. Ater
Oldmalarz i Agnieszka PiTTowa wznoszą toast
pysznym winkiem w winnicy Pere Auguste fot. Ater
Panowie zaprezentowali nam 5 win (różowe, dwa białe, czerwone i musujące), które zostały przez uczestników zlotu ocenione bardzo wysoko. Pigeon nie kłamał – wina z tego regionu Francji okazały się znakomite.
Pięć win, które degustowaliśmy
w winnicy Pere Auguste fot. Czesio1
Pamiątkowe zdjęcie ze współwłaścicielami
winnicy Pere Auguste fot. Ater
Pamiątkowe zdjęcie ze współwłaścicielami
winnicy Pere Auguste fot. Ater
Pamiątkowe zdjęcie ze współwłaścicielami
winnicy Pere Auguste fot. Ater
Ogromny kosz z winami fot. Czesio1
Ja tu zostaję - mówi Czesio fot. Czesio1
Półka z winami na sprzedaż fot. Czesio1
Zaopatrzyliśmy się zatem obficie, a nabywczyni największej ilości butelek została nagrodzona możliwością napisania relacji z degustacji wina.
Matylda pomaga TomaszKowi nieść
pudło z zakupionymi trunkami fot. TomaszK
Zlotowicze zaopatrzeni w wyśmienite
trunki wracają do autokaru fot. TomaszK
Zwiedzanie Clos Lucé, czyli państwo zamawiający obiad mają pierwszeństwo w siadaniu przy stolikach.
Zbiórka przed zamkiem w Clos Lucé fot. Czesio1
Wiecie co było fajne w Fantomasowym Zlocie nad Loarą? To, że pomimo upałów ani na chwilę nie zwalnialiśmy tempa. To był siódmy dzień naszego pobytu we Francji kiedy pojechaliśmy zwiedzać zamek Clos Lucé. Zamek znajduje się w Amboise i jest oddalony o 400 m od Zamku Królewskiego w Amboise, którego ze względu na napięty grafik zlotu nie udało nam się zobaczyć.
Zamek w Clos Lucé fot. Ater
Malowniczo położona posiadłość została wybudowana w XV wieku i przebywały w nim nawet koronowane głowy. Jednak najsłynniejszym lokatorem zamku nie był król lub królowa, lecz artysta, inżynier i wizjoner, człowiek wielu talentów, renesansowy maestro Leonardo Da Vinci.
"Jak dzień dobrze przeżyty daje dobry sen,
tak życie dobrze spędzone daje dobrą śmierć." fot. Czesio1
Mistrz przybył do Clos Luce w 1516 r., na osobiste zaproszenie króla Franciszka I. Król zadbał o wygodne życie Leonarda. Da Vinci chcąc się odwdzięczyć wykonywał różne zadania zlecone przez Franciszka I. Mistrz przywiózł ze sobą do Francji trzy obrazy, które dziś możemy podziwiać w Luwrze.
Zwiedzanie rozpoczęliśmy od I piętra posiadłości.
Łoże zamkowe fot. Czesio1
święta Katarzyna Aleksandryjska fot. Czesio1
Leonardo da Vinci fot. Czesio1
Obraz w pracowni Leonardo da Vinci fot. Czesio1
Obraz w pracowni Leonardo da Vinci fot. Czesio1
Na tej kondygnacji najważniejszym pomieszczeniem jest pokój Leonarda Da Vinci. Pokój został pięknie odrestaurowany i wyposażony w meble pochodzące z XVI i XVII wieku. To w tym pokoju Leonardo, w obecności przyjaciela, króla Franciszka, dokonał żywota 2 maja 1519 roku. Na I piętrze zobaczyliśmy także pokój siostry króla Franciszka, Małgorzaty z Nawary, który został odtworzony z podobną dbałością i starannością.
Zwiedzanie rezydencji Leonarda kontynuowaliśmy na parterze. Niesamowite wrażenie zrobiło na mnie oratorium Anny Bretońskiej. Kaplica zamówiona przez Karola VIII zachwyciła mnie pięknymi freskami i bogatymi zdobieniami. Zaraz potem przeszliśmy do pracowni Leonarda da Vinci. Pisałem już, że wszystkie pomieszczenia odtworzono z wielką dbałością o detale? Pracownia wyglądała tak, jakby Mistrz na chwilę wyszedł. Wydawało się, że za chwilę wróci z przechadzki i zaprosi nas na suty poczęstunek do salonu, który także znajduje się na parterze. Usiądziemy przy długim stole i utniemy sobie miłą pogawędkę.
Pracownia Leonardo da Vinci fot. Ater
Pracownia Leonardo da Vinci fot. Ater
Pracownia Leonardo da Vinci fot. Ater
Pracownia Leonardo da Vinci fot. Ater
Pracownia Leonardo da Vinci fot. Czesio1
Pracownia Leonardo da Vinci fot. Czesio1
Na najniższej kondygnacji była umiejscowiona kuchnia. Czy kucharka Mathurine dbała o rozkosze podniebienia Leonarda tego nie wiem. Mistrz był wegetarianinem. W podziemiach obejrzeliśmy także wynalazki Mistrza Da Vinci. W czterech salach oglądaliśmy machiny, których współcześni Leonarda nie umieli nawet nazwać. My ludzie XXI wieku wiemy co Maestro projektował. Widziałem czołg, karabin maszynowy Maxim, spadochron i wiele, wiele innych.
Wynalazki Mistrza da Vinci fot. Ater
Wynalazki Mistrza da Vinci fot. Ater
Wynalazki Mistrza da Vinci fot. Ater
Wynalazki Mistrza da Vinci fot. Ater
Wynalazki Mistrza da Vinci fot. Czesio1
Wynalazki Mistrza da Vinci fot. Ater
Wynalazki Mistrza da Vinci fot. Ater
Wynalazki Mistrza da Vinci fot. Ater
Po zwiedzeniu rezydencji Leonarda udaliśmy się do ogrodu.
Muszę się wam przyznać, że byłem nim podobnie oczarowany jak zamkiem Clos Luce. W parku Leonarda znajdowały się różne prace Mistrza, ale przede wszystkim spacer po ocienionych alejkach dał mi odpoczynek od nieznośnego upału. Aż chciałoby się zaszyć w tym zielonym gaju z butelką wina albo lepiej absyntu.
Ogród w Clos Lucé fot. Ater
Ogród w Clos Lucé fot. Czesio1
Ogród w Clos Lucé fot. Czesio1
Ogród w Clos Lucé fot. Czesio1
Wynalazki Mistrza da Vinci fot. Czesio1
Wynalazki Mistrza da Vinci fot. Czesio1
Ogród w Clos Lucé fot. Czesio1
Wynalazki Mistrza da Vinci fot. Czesio1
Wynalazki Mistrza da Vinci fot. Ater
Wynalazki Mistrza da Vinci fot. Ater
Wypoczynek na zielonej trawce w Clos Lucé fot. Ater
Wracając z przechadzki zakupiliśmy pamiątki i lody. Właśnie chcieliśmy zamówić kawę, kiedy kelnerka nas powiadomiła, a Yvonne nam jej słowa przetłumaczyła, że niestety pierwszeństwo w zajmowaniu stolika mają osoby zamawiające dania obiadowe. Cóż, Francuzi nie potrafią mnie zaskoczyć.
Mimo tego przyznam, że żal było opuszczać Clos Luce. Jednak czas nas ponaglał, czekało na nas miasto Tours z najpiękniejszym placem we Francji na apertif. Za chwilę miała zacząć się kolejna przygoda.
Zamek w Amboise fot. kadr z filmu zlotowego
Rozebrany już most na Loarze, po którym
jechał Pan Tomasz w "PS i Fantomas" fot. kadr z filmu zlotowego
Dolina Loary, piękna, przyciągająca masę turystów. Dojechaliśmy do Tours. Ulica, przy której wysiedliśmy biegła równolegle do Loary. Tu rzeka płynie wyjątkowo leniwie i rozlewa się szeroko.
Zlotowicze w Tours fot. Ater
Tablica pamięci Joanny D'Arc fot. Czesio1
Czesio1 z rodziną w Tours fot. Czesio1
Do godziny 14 mieliśmy czas wolny. Razem z Beatą, Yvonne i TomaszKiem postanowiliśmy spędzić go buszując po sklepach. TomaszKa oczywiście zaraz zgubiłyśmy, później odłączyła się także Yvonne.
Tours fot. Ater
Hanka z zakupami na uliczkach Tours fot. Ater
Tours fot. Ater
Po udanych zakupach i po podziwianiu pięknej architektury centrum miasta swe kroki skierowałyśmy do katedry Saint Gatien, podkreśla ona dawną potęgę chrześcijaństwa średniowiecznej Francji.
Położona jest przy Rue Lavoisier. Z daleka widzę jej wieże. Muszę mocno zadrzeć głowę aby się im przyjrzeć, subtelna koronkowa fasada. W dolnej części są trzy zdobne portale odpowiadające trzem nawom. Główny, największy, środkowy portal zdobi figura Jezusa Chrystusa. Wyżej umieszczono ogromną rozetę.
Wieże katedry w Tours fot. Ater
Katedra w Tours fot. Ater
Katedra w Tours fot. Czesio1
To najważniejsze miejsce w mieście świętego Marcina. Weszłam sama. Stanęłam pośrodku średniowiecznego zabytku. Kolorowe światło z ogromnej rozety leciało między hebanowe ławy. Ta monumentalna budowla swój wygląd pozyskała w latach 1440-1547. Nawa ma niemal 100 metrów długości a wieże 70 metrów wysokości. Fascynujący gotyk. Jaki niesamowity urok ma ten kościół.
Wnętrze Katedry fot. Ater
Wnętrze Katedry fot. Ater
Wnętrze Katedry fot. Czesio1
Wnętrze katedry jest bardzo skromne. Białe ściany zdobią obrazy i nieliczne, znajdujące się w bocznych ołtarzach, rzeźby. Absyda ma trzy poziomy witraży. Są ogromne i tworzą zbiór niezwykłej harmonii. To one są całą ozdobą tej świątyni. Dzięki nim wnętrze obficie zalewa światło. Większość z nich to zabytki pochodzące z XIII wieku, Jest to najbogatsza kolekcja po tej w Chartres. Od dawien dawna mówiono i pisano, że witraże katedr są jak Doktorzy Kościoła, którzy za pomocą Boskiej iluminacji objaśniają Pismo święte – bez Doktorów i Boskiego światła niemożliwe do poznania, podobnie jak wyobrażenia witraży pozostają nieme bez materii szkła i słonecznego blasku.
Witraże katedralne fot. Ater
Witraże katedralne fot. Ater
Pani przewodnik opowiadając o katedralnych zabytkach zaprowadziła nas do miejsca w którym obejrzeliśmy nagrobek dzieci Karola VIII i Anny Bretońskiej. To jedno z pierwszych renesansowych dzieł w regionie. Wiele jeszcze pięknych miejsc skrywa ta świątynia ale musieliśmy iść dalej, by obejrzeć inne niesamowite zabytki.
Pani przewodnik po Tours fot. Ater
Nagrobek dzieci Karola VIII i Anny Bretońskiej fot. Ater
Nagrobek dzieci Karola VIII i Anny Bretońskiej fot. Ater
Katedra w Tours fot. Ater
Katedra w Tours fot. Ater
Witraże katedralne fot. Ater
Organy katedralne fot. Ater
Witraże katedralne fot. Czesio1
Boczna nawa Katedry fot. Czesio1
Katedra w Tours fot. Czesio1
Pamiątkowy wpis w księdze katedralnej fot. Czesio1
Obok katedry rośnie od ponad 200 lat monumentalne, olbrzymie, potężne drzewo iglaste. To cedr libański. Opodal jest szklane pomieszczenie, w którym stoi znaturalizowany słoń o imieniu Frizt. Występował w cyrku Barnum & Bailey. Pochodził z Azji. Podczas transportu statkiem inne towarzyszące mu słonie nie przeżyły podróży. Frizt trafił do cyrku z którym podróżował po całej Europie. Nie był spokojnym zwierzęciem. Zabił swego opiekuna. W 1902 podczas parady ulicami Tours słoń wpadł w szał i dyrektor podjął decyzję o uśmierceniu kolosa. Pan Bailey, dyrektor cyrku, zdecydował o przekazaniu martwego słonia do miasta. I tak Fritz jest wystawiany w stajni Muzeum Sztuk Pięknych w Tours w pobliżu katedry.
Słoń o imieniu Frizt fot. Ater
Pani przewodnik prowadzi nas dalej. Przez park i dalej pięknymi uliczkami zbliżamy się do neobizantyjskiej Bazyliki św. Marcina. Ciekawe życie miał ten Marcin ale o tym można poczytać w Internecie. W podziemiach świątyni w krypcie grobowej oglądamy szczątki świętego.
Tours fot. Ater
Tours fot. Czesio1
Bazylika świętego Marcina fot. Czesio1
Ołtarz Bazyliki świętego Marcina fot. Ater
Sklepienie Bazyliki świętego Marcina fot. Ater
Bazylika świętego Marcina fot. Czesio1
Bazylika świętego Marcina fot. Czesio1
Cały czas zasłuchani w opowieści przewodniczki podziwiając architekturę miasta (piękne domy budowane metodą szachulcową) zmierzamy na najpiękniejszy plac w Tours. Tam mamy kilka minut by wypić aperitif, piwo, kawę lub zjeść lody.
Yvonne wskazuje na najpiękniejszy plac w Tours fot. Ater
Zlotowicze na najpiękniejszym placu w Tours fot. Ater
Zacny trunek fot. Ater
Podążając do autokaru w którym to oczekuje nas część zlotowiczów zatrzymujemy się jeszcze z Beatą i Tomaszkiem by zrobić zdjęcie przed Kościołem św. Juliana – dawnego kościoła opactwa benedyktyńskiego. I tak kończy się zwiedzanie tego jakże pięknego miasta.
Wszystko co dobre kiedyś się kończy, dobiegł więc już kres naszego pobytu w Dolinie Loary. Spakowaliśmy swoje bagaże, umieściliśmy je w lukach bagażowych Setry i ruszyliśmy w drogę do Paryża. Tu nasi wspaniali kierowcy mieli odbyć swój planowany odpoczynek przed czekającą ich długą drogą do Polski a my mieliśmy zaplanowane zwiedzanie kolejnych paryskich atrakcji. Według planu mieliśmy zobaczyć Luwr i Katedrę Notre Damme.
W drodze do Paryża w autokarze okazało się, że jest kilka osób chętnych na ponowną próbę wjazdu na Wieżę Eiffla. W grupie tej byłem i ja wraz z rodzinką. Wieża Eiffla była dla mnie w Paryżu tym najważniejszym punktem, który chciałem zobaczyć. Pierwszym razem nie udało się z powodu strajku pracowników Wieży, tym razem jak się zorientowaliśmy kanałami internetowymi tego typu „niespodzianki” nie były planowane.
Czasu w Paryżu nie mieliśmy zbyt wiele, bo cóż znaczy owe przynajmniej 9 godzin, którymi dysponowaliśmy niejako z musu, bo taką przerwę musieli mieć kierowcy. Luwr, katedra Notre Damme, obiad w restauracji pod Katedrą, plus kolejki w kasach i czas na dojazd do tych miejsc w zupełności wypełni nam ten czas w całości. Gdzie wiec upchnąć tu Wieżę Eiffla? Grupa „wysokościowa” musiała zatem z czegoś zrezygnować. Padło na Luwr. Nie wiem jak inni, ja nie czułem zbyt wielkiego ciśnienia, żeby zwiedzać to słynne paryskie muzeum. Sztuka, malarstwo nie za bardzo mnie pociąga, zdecydowanie bardziej wolałem mieć możliwość rzucenia okiem na Paryż z wysokości kilkuset metrów.
Szwagier zaparkował Setrę pod hotelem, chwila oczekiwania na załatwienie formalności (po co nasza grupa w tym czasie tam kwitła zamiast ruszać ku Wieży, tego po dziś dzień nie wiem) i ruszamy w gronie dziesięciu osób do pobliskiej stacji metra.
Uliczki Paryża fot. Czesio1
Podróż zajęła nam dobre pół godziny zanim stanęliśmy u stóp potężnej żelaznej budowli.
Wieża Eiffle'a fot. Czesio1
Pomnik twórcy wieży fot. Czesio1
Kolejka do kontroli nie była ani długa ani krótka, po kilku–kilkunastu minutach zostaliśmy sprawdzeni przez obsługę i mogliśmy wreszcie stanąć w kolejce po bilety. Ta kolejka była już znacznie dłuższa. Wiła się jak zaskroniec Piotruś, albo raczej jak kilka takich zaskrońców.
Nie patrzyłem na zegarek ale jak mniemam z półtorej godziny minęło zanim dostaliśmy się do kasowego okienka. Mój Boże pomyślałem, jak tu tyle ludzi jest przed nami to co będzie tam na górze? Czy znajdzie się tam miejsce i dla nas?
Ale nic to, bilety kupione ruszamy ku windzie, która ma nas dostarczyć najpierw na drugi poziom. W oczekiwaniu na windę miła pani z obsługi „szczeliła” nam grupówkę.
Grupa "Eiffle'owców" przed windą na wieżę fot. Czesio1
Wreszcie doczekaliśmy się, nadjechała winda, którą powoli wznosiliśmy się coraz wyżej podziwiając z okien wspaniałe widoki. Czegoś podobnego można doświadczyć chyba tylko w górach, lecz tam podziwia się przyrodę a tu mniejsze i większe budynki, które wraz z kolejnymi metrami stają się podobne do małych klocków dla dzieci.
Na poziomie drugim ludzi było rzeczywiście sporo, ale znalazło się miejsce i dla nas.
Widok z poziomu II wieży Eiffle'a fot. Czesio1
Sekwana u stóp wieży a dalej Park Jardins du Trocadéro
i Palais de Chaillot fot. Czesio1
Sekwana u stóp wieży a dalej Park Jardins du Trocadéro
i Palais de Chaillot fot. Czesio1
Sekwana u stóp wieży a dalej Park Jardins du Trocadéro
i Palais de Chaillot fot. Czesio1
Widok z poziomu II wieży Eiffle'a fot. Czesio1
Widok z poziomu II wieży Eiffle'a fot. Czesio1
Pola marsowe fot. Czesio1
Widok z poziomu II wieży Eiffle'a fot. Czesio1
Pola Marsowe fot. Czesio1
Czesio1 z Agnieszką na poziomie II fot. Czesio1
Obeszliśmy cały poziom dookoła, obfotografowaliśmy Paryż i nie chcąc naciągać struny czasu stanęliśmy…w kolejnej kolejce, tym razem do windy jadącej na sam szczyt Wieży. I tu nagle stała się rzecz niepojęta. Oto okazało się, że zgubiłem swój bilet. Przeszukałem kieszenie, pokrowiec aparatu, bezskutecznie. Trzy bilety były a mój gdzieś wyparował. A bez niego wjazd na górę jest niemożliwy. No cóż, trudno, za gapiostwo się płaci, postanowiłem że zostanę na poziomie drugim z Mają, która nie chciała już jechać wyżej. „Mam lęk wysokości” – mówiła.
Ostatecznie zamiast mnie została Agnieszka a reszta ruszyła do kolejnej zaskrońcowej kolejki. Znowu kilkanaście dobrych minut oczekiwania na windę. Oj trzeba w tym Paryżu wykazać się ogromną cierpliwością, żeby cokolwiek zobaczyć.
Ale wreszcie udało się! Osiągnęliśmy szczyt Wieży Eiffla!! Niesamowity widok ukazał się naszym oczom. I pomyśleć jak niewiele brakowało żeby tej wieży nie było.
W czasie II wojny światowej Hitler planował bowiem zniszczenie Paryża na wypadek odwrotu swoich wojsk z Francji już od 1942r. Na liście wyburzeń znalazły się m. in. główne gmachy rządowe, most na Sekwanie oraz zabytkowe budowle w tym również słynny symbol Paryża – Wieża Eiffla.
Na szczęście plany Hitlera spełzły na niczym dzięki czemu mogliśmy w tym dniu znaleźć się kilkaset metrów wyżej i podziwiać z góry stolicę Francji. A było co podziwiać!
Z jednaj strony Park Jardins du Trocadéro z przepięknym u kresu Palais de Chaillot. Z drugiej długie Pola Marsowe (Champ de Mars).
U stóp Wieży wiła się Sekwana, na wodach której cumowało kilkanaście statków, a kilka kolejnych, wypełnionych mrówkami (przepraszam: turystami, wyglądającymi z góry jak te pracowite owady) odbywało rejsy wycieczkowe po błękitnych wodach rzeki.
A wokół jak okiem sięgnąć aż po sam horyzont mniejsze i większe budynki wyglądające z wieży niczym miniaturowe domki z klocków.
Widok z poziomu III wieży Eiffle'a fot. Czesio1
Widok z poziomu III wieży Eiffle'a fot. Czesio1
Widok z poziomu III wieży Eiffle'a fot. Czesio1
Wspaniałe to widoki i absolutnie nie żałuję, że podjęliśmy drugą próbę wjazdu na Wieżę Eiffle'a nawet kosztem Luwru. Szkoda tylko, że tak dużo było tam ludzi, bo coraz to nowe fale tłumów wylewające się z wind zmusiły nas do szybkiego opuszczenia wieży.
Udaliśmy się do stacji metra, którym pojechaliśmy w pobliże następnego punktu programu czyli Katedry Notre Damme.
Ostatniego dnia zlotu we Francji, kiedy to ponownie zwiedzaliśmy Paryż, doszło do kolejnego podziału naszej grupy na dwie podgrupy.
Jedna grupa, żywiąc w swych sercach nadzieję, że żaden strajk nie trwa wiecznie, udała się na drugą próbę podboju Wieży Eiffla, która, jak wiemy, zakończona została pełnym sukcesem.
Druga grupa, spragniona obcowania ze sztuką, ustawiła się w kolejce do Luwru.
Luwr fot. Ater
Kolejka przed Luwrem fot. Ater
Jak wiadomo, ten dawny paryski pałac królewski jest obecnie imponujących rozmiarów muzeum, w którym zgromadzone są najpiękniejsze dzieła sztuki artystów z całego świata.
Mieliśmy szczęście. Czekaliśmy w kolejce nie dłużej niż 40 minut. Po zakupieniu biletów, rozdzieliliśmy się według upodobań. Jak wiadomo, niemożliwością jest zobaczenie wszystkich eksponatów w Luwrze podczas kilku zaledwie godzin. Trzeba było zatem dokonać pewnych wyborów.
Yvonne przewodnikiem po Luwrze fot. Ater
Każdy więc udał się tam, gdzie go oczy, nogi, pęd w duszy i zew w sercu poniosły.
Warto nadmienić, że ścieżki nasze wielokrotnie się krzyżowały, bowiem poszczególne grupy co jakiś czas spotykały się w muzealnych salach.
Wraz z Hanką skoncentrowałyśmy się na dwóch tematach: najsłynniejsze dzieła sztuki znajdujące się w Luwrze oraz malarstwo.
Zgodnie z planem, najpierw zobaczyłyśmy te najbardziej znane dzieła sztuki znajdujące się w Luwrze: rzeźby Wenus z Milo i Nike z Samotraki, obraz da Vinci „Mona Lisa” oraz „Gody w Kanie Galilejskiej” Veronese.
Nike z Samotraki fot. Ater
Wędrując między poszczególnymi salami i galeriami, nie odmówiłyśmy sobie wizyty w imponującej przepychem sali, w której znajdują się królewskie klejnoty. Eksponowane są one w szklanych gablotach i robią naprawdę ogromne wrażenie na zwiedzających.
Ciekawostką jest polski akcent – orzeł polski, wykonany z emaliowanego złota, granatów, rubinów, szmaragdów i pereł.
Na tabliczce przeczytać można, że klejnot ten pochodzi z kolekcji Ludwika XIV, który nabył go na drodze sukcesji po królowej Polski, Ludwice Marii Gonzaga.
Najwięcej czasu spędziłyśmy z Hanką podziwiając wielkie dzieła mistrzów pędzla.
Zobaczyłyśmy kilka prac Rubensa, prace impresjonistów – Renoira i Pissarro, wspaniałe obrazy Vermeera: „Koronczarkę” i „Astronoma”, obrazy Leonadra da Vinci, „św. Cecylię” Domenichino, „Wolność prowadzącą lud na barykady” Delacroix, „Portret panny Riviere” Ingres i wiele innych wspaniałych dzieł powstałych na przestrzeni wielu lat i tworzących dziś imponującą kolekcję zebraną w tym pięknym muzeum.
Leonardo da Vinci - "Mona Lisa" fot. Ater
Leonardo da Vinci - "Mona Lisa" fot. Ater
Andrea Solari - "Matka Boska Karmiąca" fot. Ater
Jusepe de Ribera - "Kulawy chłopiec" fot. Ater
Luwr fot. Ater
Giovanni Paolo Pannini - "Piazza Navona in Rome" fot. Ater
Rafael Santi - "święty Michał pokonuje szatana" fot. Ater
Antonio Campi - "Tajemnice męki Chrystusa" fot. Ater
Leonardo da Vinci - "święta Anna Samotrzecia,
Dziewica z Dzieciątkiem i św. Anną" fot. Ater
Théodore Géricault - "Tratwa Meduzy" fot. Ater
Paul Delaroche - "Młody męczennik" fot. Ater
Jacques-Louis David - "Przysięga Horacjuszy" fot. Ater
Jacques-Louis David - "Koronacja Napoleona" fot. Ater
Kolekcja markiza de Campana fot. Ater
Sarkofag ze strigilami: głowy pasterza i lwa fot. Ater
Grób Nereidów fot. Ater
Tron kapłanki Cérès fot. Ater
Luwr fot. Ater
Luwr fot. Ater
Fantomas w Luwrze fot. Ater
johny w Luwrze fot. Ater
Statua Trajana fot. Ater
Luwr fot. Ater
Luwr fot. Ater
Luwr fot. Ater
Luwr fot. Ater
Yvonne i Hanka fot. Ater
Luwr fot. Ater
Luwr fot. Ater
Luwr fot. Ater
Luwr fot. Ater
Jean Baptiste Greuze - "Portret młodej kobiety" fot. Ater
Pierre Auguste Renoir - "Portrait de femme assise" fot. Ater
Król Słońce – Ludwik XIV fot. Ater
Luwr fot. Ater
Ater w Luwrze fot. Ater
Hanka w Luwrze fot. Ater
Yvonne w Luwrze na tle ulubionego obrazu Jana Vermeera „Koronczarka” fot. Ater
Bertholet Flemalle - "Le saint Sacrement de la Trinité" fot. Ater
Luwr fot. Ater
Luwr fot. Ater
Luwr fot. Ater
Ciężko było opuszczać Luwr nie zobaczywszy tylu innych pięknych dzieł.
Zbiorówka przed Luwrem fot. Ater
Zbiorówka przed Luwrem fot. Ater
Ale czekała już na nas Katedra Notre-Dame, a po drodze do niej punkt, którego nie mogliśmy ominąć.
Punkt iście samochodzikowy ...
Po zebraniu się wszystkich osób zwiedzających Luwr i zrobieniu pamiątkowego grupowego zdjęcia, udaliśmy się spacerkiem do Katedry.
Po drodze zrobiliśmy jedną przerwę, w miejscu jakże dla nas ważnym.
Otóż weszliśmy na most Pont Neuf, najstarszy istniejący do tej pory paryski most, na którym znajduje się tablica upamiętniająca pewne wydarzenie.
Wydarzenie, które miało miejsce 18 marca 1314 roku.
To właśnie wtedy, w tym miejscu, spalony został na stosie ostatni Wielki Mistrz Zakonu Templariuszy – Jakub de Molay.
Zlotowicze w miejscu upamiętniającym spalenie
Wielkiego Mistrza Zakonu - Jakuba de Molay fot. Yvonne
Miejsce upamiętniające spalenie Wielkiego Mistrza
Zakonu - Jakuba de Molay fot. Yvonne
Jakże piękna to była chwila, gdy mogliśmy stanąć przy tej tablicy i zadumać się nad historią, która tak pięknie opisana została przez naszego Mistrza, Zbigniewa Nienackiego, w książce „Pan Samochodzik i Templariusze”.
Ostatnio zmieniony 24 lis 2019, 16:32 przez Yvonne, łącznie zmieniany 1 raz.
Ostatnim punktem zwiedzania była katedra Notre–Dame, która jest położona na wyspie Île de la Cité. Nota bene przed katedrą znajduje się punkt „Point Zéro” z którego mierzy się odległość do wszystkich miast w Francji. W ciągu roku zwiedza ją 14 milionów ludzi i może dlatego kolejka stojących przed nią mnie trochę przeraziła.
Fasada katedry Notre-Dame fot. Ater
Katedra Notre-Dame fot. Ater
Katedra Notre-Dame fot. Czesio1
Katedra Notre-Dame fot. Czesio1
Katedra Notre-Dame fot. Czesio1
Katedra Notre-Dame fot. Czesio1
Katedra Notre-Dame fot. Czesio1
Katedra Notre-Dame fot. Czesio1
Katedra Notre-Dame fot. Czesio1
Na szczęście johny nie zrażając się tym zajął miejsce w kolejce i mogłem do niego dołączyć. Ta pięcionawowa katedra oszołomiła mnie swoją wielkością i ilością detali jak choćby figury w portalu.
Moją uwagę zwróciły również przepiękne witraże. Zastanawia mnie tylko czarna sadza na suficie. W czasie naszego zwiedzania część świątyni była wyłączona ze zwiedzania przez odbywającą się msze.
Rozeta w katedrze Notre-Dame fot. Ater
Nawa główna katedry Notre-Dame fot. Ater
Nawa główna katedry Notre-Dame fot. Ater
Prezbiterium katedry Notre-Dame fot. Ater
Prezbiterium katedry Notre-Dame fot. Ater
Obraz Matki Bożej w katedrze Notre-Dame fot. Ater
Płaskorzeźba w katedrze Notre-Dame fot. Ater
Bogato rzeźbiony portal katedry Notre-Dame fot. Ater
Plac przed nią nosi imię Jana Pawła II i obok niej znajduję się jego pomnik.
Ostatnia kolacja na francuskiej ziemi dobiegła końca… Ostatni czas wolny Zlotowicze wykorzystali na krótkie spacery urokliwymi uliczkami Paryża.
Paryż wieczorową porą fot. Czesio1
Paryż wieczorową porą fot. Czesio1
Paryż wieczorową porą fot. Ater
Fontanna świętego Michała fot. Ater
Paryż wieczorową porą fot. Ater
Co poniektórzy kupowali ostatnie pamiątki. W końcu jednak trzeba było obrać azymut na parking gdzie czekał na nas nasz autokar. Jak się miało jednak okazać i ta nasza ostatnia podróż nie była zwykłym marszem… Najpierw tuz przed stacją metra podziwialiśmy całkiem sympatyczny pokaz stepowania w wykonaniu chyba ojca i dwóch kilkuletnich synów.
Pokaz stepowania na ulicach Paryża fot. Ater
Fajnie było ale trzeba się było zbierać... Schody w dół i idziemy na podziemny pociąg. A że kluczyć musieliśmy dość mocno z uwagi na gąszcz korytarzy prowadzących do różnych linii to droga wydłużała się. W pewnym momencie usłyszałem słowa Yvonne: o to coś dla johny’ego. Wpierw nie załapałem o co chodzi ale już po chwili zrozumiałem w czym rzecz. Tuż przy ruchomych schodach stał koleś z gitarą i cudnie śpiewał Allelujah Cohena! Jak wiecie jestem wielkim miłośnikiem Cohena a ten gościu robił to świetnie, sama zaś piosenka jest cudowna! Nie wiem jak to się stało, chyba tak wyszło po prostu, cała nasza grupa zatrzymała się aby posłuchać podziemnego barda.
Nikerson fot. Ater
Koncert Nikersona w paryskim metrze fot. kadr z filmu zlotowego
Koncert Nikersona w paryskim metrze fot. kadr z filmu zlotowego
Za chwilę kilkoro spośród nas zaczęło śpiewać wraz z nim! Sytuacja rozwinęła się błyskawicznie i w mig byliśmy na regularnym koncercie. Gościu tak był zachwycony naszą reakcją, że specjalnie zagrał dla nas jeszcze dwie piosenki… Jedna to „Wild World” a druga to „Stand By Me”! Co tam się działo! Zabawa na całego, przechodzący paryżanie zatrzymywali się ze zdumieniem patrzyli na nas, a niektórzy nagrywali to wszystko komórkami…
Zlotowicze wspaniale bawią się razem z Nikersonem fot. kadr z filmu zlotowego
"And darlin', darlin', stand by me, oh stand by me
Oh stand now, stand by me, stand by me" fot. kadr z filmu zlotowego
Chłopak zapytał się nas skąd jesteśmy, jak mu odpowiedzieliśmy to stwierdził publicznie, że kocha Polskę!
Było naprawdę magicznie! Piękne i wzruszające pożegnanie z Francją. W końcu jednak trzeba było udać się na pociąg.
Ale nawet wtedy przeżyliśmy przygodę! Otóż okazało się, że w tym natłoku różnorakiego natłoku wrażeń zagubiła się córka Czesia Kinga! Na początku nie było nam do śmiechu bo nie mieliśmy pojęcia gdzie Kinga się zawieruszyła i co się z nią dzieje. Na szczęście po kilku próbach odebrała telefon i ekipa ratunkowa bezpiecznie dołączyła do całej grupy. Już bez żadnych atrakcji dojechaliśmy metrem do stacji Bercy, gdzie czekał nas autokar.
W związku z tym, że zarówno Piękny Antonio jak i Szwagier mieli jeszcze kilkadziesiąt minut przymusowej pauzy usiedliśmy całą grupą na schodach tuz obok parkingu.
Ktoś włączył telefon, ktoś odpalił yuotube i tak po kolei zaczęliśmy intonować kolejne klasyki nie tylko polskiej muzyki… Oj działo się, działo. Znów było super, znów było magicznie. Tylko te piosenki to raczej takie melancholijne były… Pewnie dlatego, że doszło do nas, że kolejna przygoda poza nami…
Paryż wieczorową porą fot. Czesio1
"Jolka, Jolka, pamiętasz, lato ze snu,
Gdy pisałaś: 'tak mi zle', fot. kadr z filmu zlotowego
"Ale to już było, znikło gdzieś za nami
Choć w papierach lat przybyło
To naprawdę wciąż jesteśmy tacy sami" fot. kadr z filmu zlotowego
Żegnaj Paryżu... fot. kadr z filmu zlotowego
Punktualnie o 22.30 ruszyliśmy w drogę powrotną…
Dzięki naszym nieocenionym kierowcom droga minęła szybko, komfortowo i bezpiecznie. Oczywiście w autokarze ciągle trwały rozmowy na temat tego co razem przeżyliśmy przez ostatnie 9 dni. Raczyliśmy się jak zwykle najróżniejszymi trunkami.
Po kilkunastu godzinach podróży zjechaliśmy z Autostrady Wolności kierując się na Opalenicę, gdzie miała wysiąść pierwsza grupa Zlotowiczów. Tuż przed samym parkingiem z głośników Setry wydobył się z pełną siłą przebój „To już jest koniec”... Łezka się w oku zakręciła bo to był już faktycznie koniec naszej wspaniałej francuskiej przygody.
Parking przed hotelem w Opalenicy fot. Czesio1
Żegnajcie Zlotowicze fot. kadr z filmu zlotowego
Oldmalarz smuci się, że to już koniec fot. Czesio1
Tuż przed odjazdem autokaru Szwagier zaintonował pożegnalny fragment znany z szantów.
"Ile miesięcy Cię nie będę widział... fot. kadr z filmu zlotowego
...Nie wiem sam... fot. kadr z filmu zlotowego
...Lecz pamiętać zawsze będę Cię" fot. kadr z filmu zlotowego
Do zobaczenia... fot. kadr z filmu zlotowego
Do tej pory jak opowiadam znajomym o tym, ze wszystko sami zorganizowaliśmy nie mogą w to uwierzyć.
Stop PLANDEMII COVID-1984
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
Francja to nie tylko zamki nad Loarą i zabytki Paryża. Oprócz tych niewątpliwie pięknych miejsc, które szczęściem zachowały się mimo wojen do naszych czasów, Francja oferuje też wspaniałą kuchnię. Jest na forum spora grupa, która nasz zlot potraktowała, jako możliwość spróbowania niepowtarzalnych smaków. Oczywiście w dobie internetu można spróbować sobie odtworzyć każde danie, ale skosztować je w tych jakże pięknych okolicznościach przyrody, niepowtarzalnych i w tak zacnym gronie, to zupełnie inna bajka.
Naszą kulinarną przygodę rozpoczęliśmy w Cafè Biarritz w Paryżu. Pierwszy posiłek na francuskiej ziemi był zapowiedzią tego co czeka nasze podniebienia na tym zlocie.
Do wyboru mieliśmy dorsza z ryżem, tagliatelle z łososiem, oraz filet z frytkami. Z racji posiadania czteroosobowej rodziny starałem się tak zamawiać dania, aby każdy miał coś innego i móc spróbować jak najwięcej potraw.
Wybrałem tagliatelle z łososiem i nie żałuję swojego wyboru, choć po wymianie z Agnieszką muszę stwierdzić, że i dorszowi niczego nie brakowało. Bardzo dobry sos, który w połączeniu z rybą i ryżem nie wymagał już niczego do dodania. Zresztą wszystkie dania były idealnie doprawione i nie wymagały poprawek. Mogłem więc spokojnie poczekać na deser, a tu niespodzianka. Zamówiony głównie przez dzieci filet z frytkami, okazał się solidnym kawałkiem steku wołowego Chateaubriand z dodatkiem, jeśli mnie pamięć nie myli, sosu bearneńskiego. Na Robasa nie miałem co liczyć, bo je wołowinę nawet na surowo w formie tatara, ale Celina zadowoliła się frytkami i tym sposobem zaliczyłem trzecie danie główne tego dnia. Rozkosz w czystej postaci.
Minusem było to, że na pełne desery nie miałem już miejsca, co nie znaczy że nie spróbowałem. Co więcej jeśli człowiek jest już porządnie najedzony, a mimo to kolejne potrawy nadal mu smakują, to muszą być wybitnie smaczne. W zależności od gustów zamawiano lody, crème brulee, oraz tiramisu. Jako jedyna wyłamała się Yvonne, która dostała tartę cytrynową. Rzeczona tarta była jak wspomniałem jedynym daniem tego dnia którego nie zamówiłem, ale i tak dokonałem degustacji, w celach oczywiście poznawczych. O ile lody, aczkolwiek dobre, to nadal „tylko” lody, to crème brulee, tarta i tiramisu był niebiańskim zwieńczeniem pierwszego dnia w Paryżu.
Nie tylko z ciężkim sercem opuszczaliśmy przytulną Cafè Biarritz. Jedna grupa udała się na Montmartre, a druga na cmentarz Pere–Lachaise.
Jakże skromnie prezentowały się przy tym nasze posiłki w bazie w zamku Mareuil–Sur–Cher. Miały one jednak trochę inny cel, a było nim napełnienie naszych zgłodniałych brzuchów po trudach całodziennych wypadów. Myślę, że w tym zakresie spełniły swoje zadanie, a przy tym nikt nie zachorował.
Pierwszy wspólny posiłek przygotowany przez nas w zamku miał dwie odsłony. TomaszeK przygotował wariację na temat sosu bolognese, którego bazę przygotował w domu i po pasteryzacji, w słoikach bezpiecznie dotarł do Francji, gdzie po dodaniu sosu pomidorowego, osiągnął oczekiwany stan, który wszyscy jedzący chwalili. Nagotowaliśmy do tego tyle makaronu spaghetti, że starczyło jeszcze głodomorom na następne dni, gdy poczuli, ze danie dnia nie zaspokoiło ich potrzeb.
Sos bolognese fot. kadr z filmu zlotowego
Makaron spaghetti fot. kadr z filmu zlotowego
Makaron spaghetti z sosem bolognese fot. kadr z filmu zlotowego
Drugie danie dedykowane było jaroszom, ale skorzystali także niektórzy mięsożercy. Tagliatelle w sosie serowo–orzechowym z serem gorgonzola i połupanymi orzechami włoskimi uzyskało wcześniej pozytywną opinię Yvonne w teście na jadalność. Tak z grubsza zakończył się pierwszy dzień na francuskiej ziemi, przynajmniej jeśli chodzi o produkty stałe.
Pierwsza wspólna obiadokolacja fot. kadr z filmu zlotowego
Pierwsza wspólna obiadokolacja fot. kadr z filmu zlotowego
Drugi dzień zakończyliśmy wspólną wieczerzą, która wcześniej została zaakceptowana przez zlotowiczów. Dla przypomnienia podam, że było to danie z szeroko pojętej strefy azjatyckiej i składało się z piersi kurczęcych, warzyw które wydawały się kucharzowi odpowiednie i przypraw nadających potrawie orientalny smak. Nieodzowne było w takim wypadku dodanie młodych pędów bambusa, oraz mniej niestety znanych jeszcze w naszej kuchni, grzybów shiitake. Ich smak nadaje potrawie niepowtarzalny charakter, a w miejscach gdzie uprawiane są od wieków( Japonia, Chiny) uznaje się je za zdrowotne i są spożywane na wiele i to dość poważnych dolegliwości. Nie wiem ile w tym prawdy, ale smaczny to grzyb bez dwóch zdań. Oczywiście nagotowaliśmy do tego olbrzymie ilości ryżu. Wyszło nieźle.
Piersi kurczęce z dodatkiem warzyw i ryżu fot. kadr z filmu zlotowego
Druga wspólna obiadokolacja fot. kadr z filmu zlotowego
Dnia trzeciego, po zwiedzaniu Loches, zaplanowane mieliśmy posiłki w restauracji George Sand. Jakaż zawodna jest pamięć. Wszystko było tak pyszne, że przebiło to co jedliśmy w Paryżu, choć wydawało się to niemożliwe.
Zlotowicze w oczekiwaniu na podanie obiadu w Loches fot. Czesio1
Zlotowicze w oczekiwaniu na podanie obiadu w Loches fot. kadr z filmu zlotowego
Zlotowicze w oczekiwaniu na podanie obiadu w Loches fot. kadr z filmu zlotowego
Zachwyciła mnie na pewno przystawka. Kawałki przepysznego boczku na liściach sałaty, do tego dwa chipsy z serkiem kozim.
Przystawka w restauracji w Loches fot. Czesio1
Wino do obiadu fot. Czesio1
Danie główne w restauracji w Loches fot. Czesio1
Danie główne w restauracji w Loches fot. Czesio1
Danie główne w restauracji w Loches fot. Czesio1
Dzieci miały chyba udko kurczaka z frytkami, natomiast ja jadłem jedną z najsmaczniej przyrządzonych w moim życiu ryb. Deser był moim zdaniem chyba najsłabszy, ale to dlatego, że nie przepadam za sorbetami, choć w taką pogodę, ma on dodatkowe uzasadnienie. Po wszystkim ruszyliśmy w kierunku zamku Montresor.
Po takim obiedzie, w bazie zaplanowane było szybkie danie. Szybkie, ponieważ przygotowane przez naszą nieocenioną Hankę w domu, a wymagającą tylko podgrzania. Navarin to danie francuskie w typie ragoût, jednogarnkowe, czyli to co tygryski lubią najbardziej. Swoją premierę miało na łajbie na jeziorze Powidzkim i zastąpiło jako praktyczniejszy, żur kujawski który początkowo miał być wykonany na miejscu we Francji. Niespodziankę zrobiła Brunia, która przygotowała pikantnego kurczaka curry. Poza tym pożarte było wszystko co zostało z poprzednich dni, czyli po francusku repeta.
Kolejny dzień, po powrocie z Orleanu, zjedliśmy danie, które nie zachwyciło mięsożerców. Niesłusznie, bo oprócz sałat z przewagą lodowej, znalazło się tam sporo grillowanego kurczaka, grzanki, a wszystko polane sosem typu cesar, oraz posypane parmezanem. W wersji bezmięsnej, na którą nie skusił się nikt prócz Yvonne, kurczaka zastąpiły suszone pomidory. Zanim na stole pojawiło się zaplanowane danie, mieliśmy też niespodziankę Panny Moniki. Zaserwowała nam na przystawkę ślimaki. Należało je wyłuskać widelcem, umoczyć w sosie i rozpłynąć się wraz z nimi. Chętnych było wielu i dla Czesia nie starczyło. Mieliśmy zaliczony kolejny obowiązkowy punkt wyjazdu.
ślimaki gotowe do konsumpcji fot. Czesio1
Hanka z panną Moniką degustują ślimaki fot. kadr z filmu zlotowego
Na ślimaka skusił się też Ater... fot. kadr z filmu zlotowego
...i TomaszeK fot. kadr z filmu zlotowego
Sałata lodowa z kurczakiem fot. Czesio1
Czwarta wspólna obiadokolacja fot. Czesio1
Ważnym punktem każdego dnia, były też oczywiście wspólne śniadania, z francuskimi bagietkami i miejscowymi serami oraz warzywami. Oczywiście na stole znalazły się też produkty przywiezione przez nas z Polski. Innymi słowy, kto co lubi.
Poranne śniadanie fot. Czesio1
Poranne śniadanie fot. kadr z filmu zlotowego
Zamek Chenonceau był głównym punktem piątego dnia i poświęciliśmy prawie cały dzień na jego zwiedzanie. Również obiad zaplanowany był tamże, a konkretnie w Oranżerii. Znów mieliśmy okazję spróbować wspaniałej kuchni.
Zlotowicze w oczekiwaniu na obiad w oranżerii
w Chenonceau fot. Czesio1
Zlotowicze w oczekiwaniu na obiad w oranżerii
w Chenonceau fot. Czesio1
Zlotowicze w oczekiwaniu na obiad w oranżerii
w Chenonceau fot. Czesio1
Zlotowicze w oczekiwaniu na obiad w oranżerii
w Chenonceau fot. Czesio1
Zlotowicze w oczekiwaniu na obiad w oranżerii
w Chenonceau fot. Czesio1
Zlotowicze w oczekiwaniu na obiad w oranżerii
w Chenonceau fot. Czesio1
Jako przystawki podano zupę krem warzywny, bardzo smaczny z resztą po doprawieniu, oraz o wiele ciekawszą moim zdaniem tartę z kozim serem. Danie główne obejmowało nuggetsy dla dzieci, a dorośli mogli posmakować pysznej rybki, podanej z ryżem i zielonym groszkiem i bliżej nie znanym mi sosem. Dopełnieniem był deser lodowy, oraz znów tarta, ale tym razem owocowa. Czy muszę dodawać, że wszystko było pyszne?
Tarta z kozim serem fot. Czesio1
Danie główne fot. Czesio1
Deser owocowy fot. Czesio1
Po powrocie do bazy kończyliśmy kolacją, która podpatrzona została w restauracji meksykańskiej i mogłaby uchodzić za fajitas, gdyby nie to, że zamiast wołowiny użyłem polędwiczek wieprzowych. Do tego duże ilości papryki w różnych kolorach i czerwonej cebuli, a wszystko uduszone w sosie pomidorowym. Dominującą przyprawą był cząber, który moim zdaniem idealnie pasuje do tego dania. W oryginale powinniśmy przegryzać tortillą, ale zadowoliliśmy się bagietkami.
Przygotowanie piątej obiadokolacji fot. kadr z filmu zlotowego
Przygotowanie piątej obiadokolacji fot. kadr z filmu zlotowego
Przygotowanie piątej obiadokolacji fot. kadr z filmu zlotowego
Przygotowanie piątej obiadokolacji fot. kadr z filmu zlotowego
Przygotowanie piątej obiadokolacji fot. kadr z filmu zlotowego
Przygotowanie piątej obiadokolacji fot. kadr z filmu zlotowego
Bartolini Bartłomiej, herbu Zielona pietruszka.
Mamma mia! Do usług. fot. kadr z filmu zlotowego
Danie fajitas gotowe fot. kadr z filmu zlotowego
Samoobsługa do kolacji fot. kadr z filmu zlotowego
Nie mogło też zabraknąć nieśmiertelnej jajecznicy, która na stałe chyba weszła do zlotowego menu.
Poranna jajecznica fot. kadr z filmu zlotowego
Ostatni wspólny posiłek w naszej bazie, nie licząc oczywiście śniadania przed wyjazdem do Paryża w drodze powrotnej, składał się z gotowego sosu słodko–kwaśnego, z dodatkiem smażonych piersi kurczaka. Podane z makaronem penne stanowi szybką odpowiedź na głód, całość przygotowuje się w 30 minut, niezależnie praktycznie od ilości jedzących.
Makaron penne fot. kadr z filmu zlotowego
Pierś z kurczaka fot. kadr z filmu zlotowego
Sos słodko-kwaśny fot. kadr z filmu zlotowego
No gdzie?
No gdzie?
No gdzie jest ta kolacja? fot. kadr z filmu zlotowego
No już, już!
Już podaję! fot. kadr z filmu zlotowego
Proszę bardzo, może jeszcze troszeczkę? fot. kadr z filmu zlotowego
Makaron penne z filetem z kurczaka w sosie
słodko kwaśnym fot. kadr z filmu zlotowego
Jak było na początku, tak i na końcu. Prawie vis a vis katedry Notre Dame, przyszło nam pożegnać kulinarną część naszego zlotu. Jardin Notre Dame przygotował dla nas wbrew nazwie, całkiem pokaźną porcję białka. Na przystawkę poszła znów sałata z usmażonym boczkiem, oraz kawałkiem łososia. Do tego ogórek i pomidor, a wszystko podane z grzanką. Jak na przystawkę, całkiem sporo. Zachwyciło mnie danie główne. Nie spodziewałem się ziemniaka upieczonego w mundurku, dodatkowo owinięty w folię aluminiową. Ziemniak podany był z sosem chyba jogurtowym ze szczypiorkiem, a do tego smakowita jagnięcina. Uwielbiam baraninę, więc dla mnie to danie wygrało w osobistym rankingu. Deser stanowiły lody i sorbet.
Warto zauważyć, że między przepyszną kolacją przygotowaną przez Mysikrólika a konkursem miało miejsce pewne zdarzenie. Aby lepiej wypaść w konkursie co poniektórzy gracze musieli wspomóc się pewnymi środkami dopingującymi! Część zawodników, w tym również i moja skromna osoba wybrało degustację absyntu.
Słowo „degustacja” jest tu jak najbardziej na miejscu. Absyntu ot tak nie leje się do kieliszków i wypija... Całemu procesowi spożywania towarzyszy specyficzna celebra… Bezapelacyjnymi mistrzami owej ceremonii są oldi i TomaszeK! Ja jeno z boku rejestrowałem to w jaki sposób absynt należy podawać.
Przygotowanie absyntu fot. Ater
Przygotowanie absyntu fot. Ater
Otóż jest to proces chyba bardziej skomplikowany niż łapanie Fantomasa nad Loarą...
Tak więc najpierw na szklance trzeba położyć łyżeczkę, na łyżce jedną lub dwie kostki cukru, następnie trzeba nalać do szklanki absynt, przelewając przez cukier a potem podpalić kostki cukru. Po wypaleniu się alkoholu można zdjąć łyżkę i rozcieńcz absynt wodą, do pożądanego (mocnego dla lepszego efektu stężenia.
Przygotowanie absyntu fot. Ater
Przygotowanie absyntu fot. Ater
Przygotowanie absyntu fot. Ater
Cały proces wypadł chłopakom idealnie! Muszę przyznać, ze pierwszy raz piłem absynt i posmakował mi w stopniu znacznym!
Teraz najedzeni, z otwartym umysłem mogliśmy spokojnie przystąpić do konkursu...
Tuż po przepysznej, przygotowanej przez Mysikrólika kolacji rozpoczął się konkurs indywidualny ze znajomości Fantomasa… Ale… zanim się rozpoczął wszystkich uczestników zaskoczyła niemiłosiernie wizyta tego, którego postać była przeciwnikiem Samochodzika na francuskiej ziemi! Madame et mesiier, ladies and gentelmen przed Państwem we własnej osobie, w pełnej krasie szarlatan, który grabi z bezcennych obrazów zamki doliny Loary: FANTOMAS!!!
Fantomas jak na swój dość sędziwy wiek w zaskakująco dobrej formie. Daliśmy mu możliwość rozpoczęcia naszego forowego quizu.
Fantomas fot. Ater
Fantomas fot. Ater
Fantomas fot. Ater
Jak zwykle formuła programu 1 z 10, jak zwykle ostra walka i posiłkowanie się najróżniejszymi środkami dopingującymi. Do grona współzawodników dołączyli nawet i Piękny Antonio i Szwagier. Tylko Mysikrólika gdzieś wywiało! Pewnie nie przeczytał książki przed zlotem.
Uczestnicy konkursu "1 z 10" gotowi do walki fot. Ater
Organizator konkursu Czesio tłumaczy
zasady konkursu fot. Ater
Organizator konkursu Czesio fot. Ater
Kilku uczestników już poległo fot. Ater
Anna odpowiada na swoje pytanie fot. Ater
Yvonne śpiewająco odpowiada na kolejne pytanie fot. Ater
Panna Monika wciąż z kompletem szans fot. Ater
Panna Monika rozbawiona kolejnym pytaniem fot. Ater
Hanka nic a nic nie przejmuje się tym, że za chwile
odpadnie z konkursu fot. Ater
Po kilkudziesięciu minutach wyłoniła się grupa finalistów w osobach Yvonne (co za niespodzianka), panny Moniki i debiutanta w gronie konkursowiczów Adama!
Uczestnicy wielkiego finału konkursu "1 z 10":
Yvonne, panna Monika i Adam fot. Ater
Wynik finału mógł być tylko jeden! Drugie miejsce dla panny Moniki bardzo dzielnie walczącej niczym polska husaria pod Sammosierrą i trzecie miejsce (choć dla mnie to prawdziwy zwycięzca – biorąc pod uwagę jego debiut) dla Adama.
Yvonne zwyciężczynią konkursu fot. Ater
Nagroda dla Yvonne fot. Ater
Yvonne z nagrodami konkursowymi fot. Ater
Drugie miejsce dla panny Moniki fot. Ater
Nagrody dla panny Moniki fot. Ater
Nagrody dla panny Moniki fot. Ater
Trzecie miejsce w wielkim finale dla Adama fot. Ater
Adam z nagrodami fot. Ater
Gratulacje dla zwycięzców, drobne upominki i w końcu można było przejść do dalszej, nieoficjalnej części…
Stop PLANDEMII COVID-1984
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
W niedzielny wieczór Czesio zaprosił wszystkich na Konkurs drużynowy.
Drużyn było 5 i każda miała swoją nazwę.
1. Drużyna Tomasza w składzie: Yvonne (Yvonne), Ater (Tomasz), Robas (Robert), Psycholog (Vincent).
2. Kustosze zamków nad Loarą w składzie: PiTT (Kustosz Zamku Sześciu Dam), Beata (Kustosz Zamku w Amboise), Fantomas (Kustosz Zamku w Angers), Van de Loro (Kustosz Zamku Chambord).
3. Gospodarze Zamku Sześciu Dam w składzie: Adela (Ciotka Eveline), TomaszK (Baron Raoul de Saint Gatien), Lolo (Filip), Piękny Antonio (Ogrodnik), Hanka (Pokojówka).
4. Żandarmi znad Loary w składzie: Eksplorator 63 (Pigeon), Mysikrólik (Komisarz z Tours), Adam.
5. Fantomas i pomocnicy w składzie: oldmalarz (Marszant), Panna Monika (Robinoux), Wiewiórka (Facet z trzcinką), johny (Grubas)..
Do drużyn dołączyli jeszcze inni uczestnicy wyjazdu, członkowie rodzin naszych Forowiczów.
Kustosze zamków nad Loarą fot. Ater
Fantomas i pomocnicy fot. Ater
Ekipa Tomasza fot. Ater
Żandarmi znad Loary fot. Ater
Gospodarze Zamku Sześciu Dam fot. Ater
Czesio przygotował wiele trudnych, tendencyjnych pytań ale niektóre drużyny ciężko było czymś zaskoczyć. Wszyscy bardzo się starali by poprawnie odpowiadać za zadane drużynie pytania. Po pierwszej rundzie punktacja przedstawiała się następująco: miejsce 3 ex aequo Kustosze i Fanstomas po 4 punkty, miejsce 2 ex aequo Żandarmi i Gospodarze po 4,5 punktu, miejsce 1 Ekipa Tomasza punktów 7. Po tej części nastąpiła przerwa na reklamy.
W przerwie tej wiele się działo i był to bardzo piękny i chwilami wzruszający moment. Ponieważ zlot we Francji był specjalnym bo: najdalszy, najdłuższy, najdroższy i wiele osób włączyło się w jego organizację , był dobry moment by wtedy wyrazić swą wdzięczność i podziękować. Osoba, która jako pierwsza została obdarowana upominkiem była Yvonne. W imieniu wszystkich zadowolonych uczestników Fantomasowej wyprawy mowę dziękczynną wygłosił najpierw Czesio, coś tam dodała jeszcze Hanka.
Czesio z Hanką rozpoczynają festiwal podziękowań fot. Ater
Zaskoczenie naszej organizatorki było ogromne. A prezent dostała ładny i najważniejsze ze coś o czym marzyła i jeszcze z logo naszego Forum. W koszu piknikowym – bo to on był prezentem, znajdowało się jeszcze winko różane od TomaszKa, które Yvonne bardzo lubi.
Kosz piknikowy dla Yvonne wyrazem podziękowania
za organizację Fantomasowego Zlotu fot. Ater
Yvonne z koszem piknikowym fot. Ater
Wino różane od TomaszKa fot. Ater
Kolejną wywołaną na środek sali osobą był nadworny kucharz – Mysikrólik. Prezent – gustowny fartuch z logo Forum – wręczył naszemu kulinarnemu Mistrzowi TomaszeK a ucałowania dokonały w imieniu wszystkich nakarmionych Beatka i Agnieszka. Fartuszek oczywiście nie omieszkałam przymierzyć Mysikrólikowi, by przekonać się czy Bartolinoi Bartłomiej herbu Zielona Pietruszka wygląda pięknie.
Prezent dla Mysikrólika fot. Ater
Bartolini herbu zielona pietruszka dumnie
prezentuje się w forowym fartuszku fot. Ater
Prezentem chcieliśmy też uhonorować Eksploratora63. Za obdarowanie nas wspaniałymi gadżetami, za wykonanie superanckiego banera, za mnóstwo naklejek, przypinek, torebek, długopisów należało się głośne MERCI. Nasz forowy reklamodawca otrzymał dwie bardzo ciekawe książki.
Eksploratr63 dumnie prezentuje dwie książki fot. Ater
Czesio zrobił niespodziankę także Tomaszkowi i mnie. Za pomoc w przygotowaniu posiłków zamówił dla nas śliczne termooaktywne kubeczki. Są nie tylko opatrzone logiem Forum ale także jest umieszczony tam forowe imię. Bardzo lubię pić z niego herbatę w pracy, świetny pomysł na promocję, już niejedna osoba zwróciła na niego uwagę i pytała o Forum.
Prezent dla Hanki... fot. Ater
...i TomaszKa, a okazał się nim... fot. Ater
...forowe kubeczki termoaktywne fot. Ater
To jeszcze nie koniec obdarowywania upominkami. Było nam bardzo miło złożyć życzenia zdrowia szczęścia pomyślności z okazji urodzin trzem osobom. W niedzielę swoje święto miała Ania johny’ego. Oprócz prezentu odśpiewaliśmy jej po cichutku (coby żandarmeria nas nie goniła) 100 lat.
Paczuszkę z niespodzianką dostali również TomaszeK (Wielką księgę nalewek – by na kolejny zlot przywiózł znów cos pysznego do picia) oraz Agnieszka Czesiowa (portfelik na grubą kasę).
Hanka składa urodzinowe życzenia niedawnym jubilatom fot. Ater
Prezent dla Anki johny'ego... fot. Ater
Prezent dla TomaszKa fot. Ater
TomaszK prezentuje książkę o nalewkach fot. Ater
Prezent dla Agnieszki Czesiowej fot. Ater
Portfelik dla Agnieszki Czesiowej fot. Ater
W ten miły wieczór nie mogliśmy zapomnieć o tym wszystkim co zrobił dla nas Czesio. Także otrzymał skromny prezencik na pamiątkę. Jako że słynny z Niego wytwórca win dostał kieliszki do tego trunku.
Po rozdaniu tak wielu wspaniałych upominków głos zabrała nasza organizatorka Yvonne. Na sali zapadła cisza i z wielka uwagą słuchaliśmy tego, co ma nam do powiedzenia. A mówiła pięknie, o tym jak doszło do tego, że wyjazd w dolinę Loary został realizowany i kto Ją do tego zmotywował. Był to oczywiście zakochany we Francji równie mocno jak Yvonne – oldmalarz z Olą i Kasią.
Yvonne z oldmalarzem, Olą i Kasią fot. Ater
O Czesiu natomiast powiedziała tak: bankierzy lombardzcy mogliby się od Niego uczyć zarządzania finansami, Templariusze powinni mieć Go w herbie zakonnym jako przykład wzorowego bankiera i doradcy finansowego. Trafne to było bo Czesio z niezwykłą precyzja i dokładnością oraz sprawiedliwie potrafił obliczać i zbierać składki na wszystkie wydatki.
Yvonne odczytuje kolejne podziękowania fot. Ater
Yvonne z Czesiem fot. Ater
Podziękowała także Tomaszkowi, który bardzo dokładnie przygotował się do pełnienia roli przewodnika. Wśród wielu informacji wyłapał te najciekawsze, najważniejsze i okrasił to jeszcze anegdotami, wspaniała robota i zasłużony prezent.
Yvonne z TomaszKiem fot. Ater
Drugim naszym przewodnikiem, który równie dobrze wywiązał się z powierzonego mu zadania był Ater i On również otrzymał gratulacje i prezent.
Yvonne z Aterem fot. Ater
Następnie Yvonne powiedziała tak: są takie osoby, bez których nic by nie grało tak jak powinno, które czuwają nad całością pewnych wydarzeń i są aktywne od początku do końca. Osoby, które wprowadzają ład i porządek w sprawy, które wydają się być mocno chaotyczne. Jak się okazało, ku wielkiemu mojemu zaskoczeniu, powiedziała tak o mnie i wręczyła bardzo ciekawą książkę.
Yvonne z Hanką fot. Ater
Yvonne – miłośniczka francuskiej kuchni doceniła wkład, zaangażowanie i ogrom pracy i podziękowała Mysikrólikowi. Bo dla Francuzów jest najważniejsze jedzenie, bo oni żyją po to aby jeść a nie jedzą po to aby żyć.
Yvonne z Mysikrólikiem fot. Ater
Na koniec głos jeszcze raz zabrał Czesio i był to moment gdy nie jednej osobie popłynęły łzy. Nasz Ojciec Prowadzący podziękował nam wszystkim za determinację i chęć uczestnictwa w tym zlocie.
Miłe słowa skierował także do swojej żony, która ma ogromną cierpliwość i pozwala na poświęcanie ogromnej ilości czasu na zajmowanie się Forowymi sprawami. Kulminacyjnym momentem było otwarcie wina z „Winnicy Wojtka” czyli Czesia rocznik 2006. Gdy padło pytanie: kto chętny – ustawiła się długa kolejka winolubnych zlotowiczów.
Czesio1 z 12-letnim winem w ręku fot. Ater
Czesio polewa wino do dwóch kieliszków... fot. Ater
...i wznosi pierwszy toast ze swoją małżonką fot. Ater
No chyba nikt nie zaprzeczy że był to niezwykle przyjemny wieczór, pełen radości, wzruszeń, podziękowań. Ale takie już są te nasze zloty, najpierw świetnie się bawimy podczas konkursu potem potrafimy docenić czyjąś pracę, poświęcenie, zaangażowanie i pięknie mu za to podziękować. Cieszymy się wtedy z tego wspólnego przeżywania przygód, zwiedzania, podróżowania, odpoczywania. To był bardzo fajny czas na zlocie!
panna Monika fot. Ater
Hanka z Agnieszką PiTTową fot. Ater
Mysikrólik fot. Ater
Lolo i Sokole Oko fot. Ater
Maja Czesiówna, Celina Mysikrólikówna, Iga VdLówna
i Michał johny;ego fot. Ater
Anka johny'ego, Marzena VdLowa i Agnieszka Mysikrólikowa fot. Ater
Córki Anny fot. Ater
Czesio z drugim dzisiejszym winkiem fot. Ater
grim_reaper z Magdą fot. Ater
Agnieszka Czesiowa z Adamem fot. Ater
Wieczorową porą z ochotą zebraliśmy się w największej sali naszego zamku by zmierzyć się kolejny raz w konkursie drużynowym. Składy ekip pozostały bez zmian. Organizator konkursu – Czesio przygotował 3 rundy i 45 arcytrudnych pytań, dla każdej drużyny po 9. Za każdą poprawną odpowiedź przyznawany był 1 punkt. Zmagania trwały dość długo, każda grupa zanim odpowiedziała prowadziła dysputy i mimo ze starała się poprawnie odpowiedzieć nie zawsze jej się to udawało. Gdy Czesio uzyskał odpowiedz na ostatnie z zadanych pytań Agnieszka podliczyła punkty każdej drużyny i można było ogłosić wyniki. Pytania były bardzo szczegółowe, bo mimo tego ze każdy znał treść książki trudno było przypomnieć sobie pewne miejsca, daty, liczby, kolory. Fenomenalna pamięć ma do tego typu rzeczy ma Yvonne i to jej grupa zajęła w konkursie I miejsce.
Wyniki wszystkich drużyn:
I miejsce – Ekipa Tomasza – 22 punkty
II miejsce – Żandarmi znad Loary – 15,5 punktu
III i IV ex aequo Kustosze zamków nad Loarą i Fantomas i pomocnicy – 14 punktów
V miejsce – Gospodarze Zamku Sześciu Dam – 9,5 punktu.
Po ogłoszeniu wyników i owacjach na cześć zwycięzców rozdane zostały nagrody. Sponsor dla miłośników literatury przekazał oczywiście książki. Wszystkie były związane z Francją. Tradycji stało się zadość, konkursu nie może zabraknąć na samochodzikowym zlocie. Wielkie brawa dla Czesia za ciekawe pytania, fajną zabawę, miłą atmosferę.
Ostatnio zmieniony 24 lis 2019, 18:36 przez Hanka, łącznie zmieniany 2 razy.