PawleK, spoko, moje dzieciństwo przebiegało absolutnie normalnie, spokojnie bez traumatycznych przeżyć, mogę stwierdzić że nawet komfortowo i beztrosko. Oglądałem 4P, Cywila i Kolassa. Moi rodzice nie byli działaczami mieli kilku znajomych, którzy w stanie wojennym byli internowani. Trochę słyszałem o czym mówili. To nie miało dla mnie wtedy dużej wagi.PawelK pisze:VdL, sorry że się wtrącam, ale patrząc na Twój wiek, to przeprowadziłeś się gdy miałeś 11 lat. Poważnie wtedy myślałeś o szarej komunie i odskoczni?
Wydawało mi się zawsze, że dla jedenastolatka, o ile nie mieszka w kraju gdzie na jego oczach zabili mu rodziców, dali karabin w łapę i kazali strzelać do sąsiadów, to świat jest zawsze kolorowy. Założę się, że mając jedenaście lat nie myślałeś o ciężarze komuny, tylko o zabawie w chowanego, podchody, skakaniu przez wykopy na budowie, podbieraniu jabłek z dzikich sadów i podglądaniu dziewczyn.
Miałeś rzeczywiście ciężkie dzieciństwo i to wszystko Cię ominęło, czy mylisz spojrzenie z perspektywy czasu z ówczesną rzeczywistością?
Nie mniej jednak mieszkanie w Gdańsku i atmosfera choćby porozumień sierpniowych spowodowała zainteresowanie się tą sytuacją i zadanie sobie pytania dlaczego tak jest?
Nie wiem czy pamiętasz. Olimpiada w Moskwie i pogorszenie warunków bytowych? (Następnie porozumienie sierpniowe i atmosfera stanu wojennego i jego konsekwencje).
Efektem ubocznym porozumienia sierpniowego było to, że nie poszliśmy (my z trójmiasta ) 20 VIII do szkoły a 1 IX. To był dziwny okres miałem dużo czasu, jeździłem rowerem byłem kilka razy pod stocznią czytałem napisy na murach, ulotki, nawet rozmawiałem z nimi. Zadając proste pytanie po co, dlaczego? To nie socjalistyczne, gdy widzisz 300-400 chłopa na murach i dachach.
Niesamowita atmosfera z jednej strony pokaz siły i przemarsz kolumn wojska z drugiej entuzjazm i nadzieja ludzi że może się coś zmieni. Kilku moich kolegów ze szkoły miało ojców stoczniowców, chodziliśmy i kupowaliśmy w kiosku żyletki do golenia, papierosy i inne produkty i im nosiliśmy. Wydawało nam się że robimy coś innego, ważnego. Mieszkałem na Przymorzu do domu Wałęsy miałem 15 min rowerem, widziałem go w kościele i w Parku Oliwskim (nawet ma zdjęcie). Wywarło to na mnie wrażenie.
Pamiętam budowę i odsłonięcie pomnika trzech krzyży w Gdańsku oraz pomnika w Gdyni.
Przeprowadzając się do Łodzi odniosłem wrażenie, że to inny świat. Jakaś nicość. Wszyscy tylko narzekali i nic nie robili. Po za tym Zomosadyści łazili po mieście i okazywali wyższość, zgrywali Rambo, trzeba było ich ukarać. Przebiliśmy kilka opon w banalny sposób.
Przy okazji wyścigu pokoju chcieliśmy obejrzeć finisz z łódzkiego manchatanu w jechaliśmy na ostatnie piętro, byli tam zomosadyści i chcieli nas spałować. Takich sytuacji było kilka.
Mama mojego kolegi pracowała w jakimś chemicznym załatwiła nam spraye i malowaliśmy na murach. To było głupie, bo głownie w okolicach gdzie mieszkaliśmy .
Kiedy były wybory zdejmowaliśmy kierunkowskazy albo je niszyliśmy. Zbierałem znaczki Solidarności, namalowałem sobie taki napis na ścianie w swoim pokoju, nie spodobało się to moim rodzicom.
Wyszło na to, że byłem rewolucjonistą, atak nie było. Przy mnie "poseł Niesiołkowski, "który dał się złapać podczas malowania na pomniku i internować, to małe piwko przed obiadem. A to taka zabawa w partyzantkę niezrzeszonego małolata.
Nic wielkiego, dlatego kiedy odkryłem WIDZEW to były bardzo pozytywne klimaty i wreszcie coś było robione dobrze. To miałem na mysli.
Atmosfera, klimat i ludzie mogą wpłynąć na zmianę postrzegania świata.