Pierwsze ekipy wyruszyły na zlot już w środę 30 kwietnia, grupa północna ze Szczecina, Gdańska i Bydgoszczy oraz południowa - z Krakowa. Grupa krakowska, to znaczy Zbychowiec, Athenais i Tomasz z żoną Beatą, wyjechała już po południu, przedzierając się przez zakorkowaną Częstochowę i Łódź, próbując odtworzyć trasę, którą podążał kiedyś Tomasz swoim nowym wehikułem. Co prawda nie jechaliśmy tą samą drogą, bo trwałoby to znacznie dłużej, ale za to udało nam się sfotografować samochód z napisem pod tablicą rejestracyjną "Pan Samochodzik".
Grupa północna wyjechała trochę później, ale ponieważ Konfiturek, Gienek i Yvonne z harcerzami wstąpili w Toruniu na pizzę, do hotelu w Białych Błotach przyjechaliśmy w tej samej minucie. Pomimo późnej pory zebraliśmy się w jednym z pokoi, żeby przy cieście marchewkowym (dzieło Yvonne) powspominać poprzednie zloty i odbyć konkurs ze znajomości "Wyspy Złoczyńców".
Następnego dnia, 1 maja rano, zaskoczył nas Czesio, informując telefonicznie że jest właśnie w Antoninowie i że na dowód przywiezie nam zdjęcie.
Antoninów fot. Czesio1
Niewielką na razie kawalkadą dwóch samochodów, wyruszyliśmy do Brześcia, aby tam oczekiwać Ojca Prowadzącego. Spotkaliśmy się u bram miasta i jeszcze na drodze przebraliśmy się w przywiezione przez Czesia koszulki forowe, budząc tym sensację u kierowców przejeżdżających samochodów.
Brześć Kujawski okazał się miasteczkiem żywcem przeniesionym z książki Nienackiego: sklejone ze sobą parterowe domki odzwierciedlające średniowieczny układ urbanistyczny, z kwadratowym rynkiem, po którego jednej stronie stał ceglany kościół gotycki, a po drugiej budynek ratusza. Niskie domy nie mają więcej niż po sto lat, ale przez otwarte w jednym z nich drzwi prowadzące stromo w dół, można było zobaczyć, że piwnice tych domów są starsze o kilkaset lat. XIX-wieczny ratusz projektu Marconiego, tak jak pisał Nienacki, był najokazalszym budynkiem w tej części miasta, dwupiętrowym, z kwadratową wieżyczką zegarową, ozdobiony okazałym portykiem z wysoką kolumnadą.
Byliśmy mile zaskoczeni bo w drzwiach ratusza, w tymże właśnie okazałym portyku, wyszli nam na spotkanie przedstawiciele władz miasta, którzy zaprosili nas do sali obrad Rady Miejskiej.
Spotkanie w Urzędzie Miejskim w Brześciu Kujawskim fot. Konfiturek
Spotkanie w Urzędzie Miejskim w Brześciu Kujawskim fot. Konfiturek
Gościli nas Tomasz Chymkowski, Katarzyna Talarek i Justyna Gruszecka z Wydziału Promocji Miasta, Agata Kubajka dyrektor Brzeskiego Centrum Kultury, Anna Kozicka dyrektor Biblioteki Publicznej w Brześciu Kujawskim (nasz nowy forowicz), a po chwili przybył sam burmistrz Brześcia, pan Wojciech Zawidzki.
My podzieliliśmy się naszymi odkryciami odnośnie tego, że Brześć był dla Nienackiego pierwowzorem książkowego Antoninowa, a burmistrz opowiedział nam o kilkusetletniej historii miasta, tradycjach osadnictwa sięgających siedmiu tysięcy lat i planach odtworzenia osady neolitycznej na wzór Biskupina.
Usłyszeliśmy także kilka ciekawych informacji, których trudno by szukać w internecie, a które mogą potwierdzać, że to rzeczywiście Brześć Kujawski był pierwowzorem Antoninowa. Jak się okazało, na pobliskim jeziorze Cmentowo była kiedyś wyspa, która mogła być archetypem książkowej Wyspy Złoczyńców, a w okolicy są bunkry z okresu II wojny światowej. Ta ostatnia wiadomość tak nas zainteresowała, że burmistrz oraz znawca tematyki bunkrów Dariusz Kubajka, wskazali nam na mapie gdzie ich szukać.
Burmistrz Brześcia Kujawskiego Pan Wojciech Zawidzki
wskazuje na mapie położenie bunkrów fot. Konfiturek
Najwięcej jednak emocji wzbudziła informacja, że przy Rynku stał przez kilkadziesiąt lat prywatny sklepik "U Zosi", prowadzony przez Zofię Jabłońską, której opis jako żywo pasuje do postaci Pilarczykowej. W tej chwili sklep już nie istnieje, w miejscu rozebranego budynku jest niewielki skwerek, ale co ciekawe, po sąsiedzku miał siedzibę fryzjer, który tak jak u Nienackiego, był źródłem wszelkich informacji o tym co działo się w mieście.
Tu stał sklep Zofii Jabłońskiej - Pilarczykowej,
po tych schodkach wchodził Tomasz fot. Athenais
Na pożegnanie, oprócz materiałów promocyjnych, otrzymaliśmy w prezencie książkę prof. Ryszarda Grygla (N.B. dyrektora Muzeum Archeologicznego w Łodzi, które odwiedziliśmy na poprzednim zlocie): "Przygody archeologa pod starobrzeską lipą", opisującą jego wieloletnie badania archeologiczne prowadzone wokół Brześcia Kujawskiego.
Pamiątkowe zdjęcie przed Urzędem Miejskim w Brześciu Kujawskim fot. Konfiturek
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez TomaszK, łącznie zmieniany 16 razy.
Wychodząc z przemiłego i jakże ciekawego spotkania w ratuszu, twarze nasze jaśniały radością, a serca przepełniała nadzieja. Patrzyliśmy na siebie z niedowierzaniem, ale też z wyrazem oczekiwania na uśmiechniętych obliczach.
Czy naprawdę ją znaleźliśmy? Czy już za chwilę ją zobaczymy? Tę długo poszukiwaną, tytułową Wyspę Złoczyńców? Miejsce, w którym dzieje się tyle niesamowitych i mrożących krew w żyłach wydarzeń naszej ukochanej powieści?
Jeszcze nie chcieliśmy wierzyć do końca, jeszcze niektórzy się wahali i nie dopuszczali do siebie tej myśli, jakże pięknej a zuchwałej ...
Ale mina Hanki mówiła wszystko. Rysowała się na niej obietnica ...
Podjechaliśmy wehikułami w kierunku zarastającego jeziora Cmentowo, zaparkowaliśmy przy dużej skarpie i spojrzeliśmy w dół.
Chyba wszyscy uwielbiamy te momenty, które są nieodłączną częścią każdego zlotu. Chwile odkrywania. Odkrywania, identyfikowania, znajdywania. Zaznaczania na mapie miejsc samochodzikowych kolejnych punktów. Za każdym razem towarzyszą temu ogromne emocje, szybsze bicie naszych serc i wypieki na twarzy.
Tak było i tym razem. Przed naszymi oczami rozciągał się widok godny pióra Nienackiego: łagodnie opadająca w dół skarpa, mieniąca się różnymi odcieniami zieleni, a w dole zarys niegdysiejszej wyspy, dzisiaj już będącej bardziej częścią lądu, gęsto zarośniętej drzewami. Jednak widać wyraźnie, że jeszcze niedawno była to wyspa. Zresztą, czyż potrzeba nam dodatkowych dowodów, skoro obok nas stoi Hanka osobiście to potwierdzająca i wspominająca, że jako dziecko, kąpała się w tym jeziorze i doskonale je pamięta? Z roku na rok, jezioro coraz bardziej zarasta i staje się bardziej gęstwiną roślinności niż lustrem wody.
"Oczywiście nie potrzebowałem nikogo pytać, gdzie leży Wyspa Złoczyńców, miałem ją zaznaczoną na planie. Była to ta sama wyspa, na której owego pamiętnego wieczoru usłyszałem krzyk sowy, a potem wołanie "Ba-ra-basz"...
Z daleka Wyspa Złoczyńców wydawała się jakby dużą, jednolitą kępą starych topoli i krzaków wikliny."
Pierwowzór tytułowej Wyspy złoczyńców fot. Athenais
To była zdecydowanie jedna z najpiękniejszych chwil naszego zlotu. Staliśmy tak dość długo wpatrzeni we wspomnienie po wyspie, która zainspirowała autora "Wyspy Złoczyńców", wyobrażając sobie płynącą wolno po wodzie łódź Kondrasa, ojca Hanki oznajmianą pluskiem wioseł i skrzypieniem dulek oraz słysząc tajemnicze wołanie dochodzące z wyspy: "Ba-ra-basz". Była w tym jakaś magia i wielkie piękno ...
Brakowało jedynie szopy na wyspie, ale od czegóż jest wyobraźnia?
Zlotowicze na tle pierwowzoru Wyspy złoczyńców fot. Konfiturek
Jednak przygoda woła: "Dalej! Za mną!", zatem pora wyrwać się z zadumy i pojechać dalej, aby odpowiedzieć na jej zew. Następny punkt programu jest równie ważny i ciekawy. Wyruszamy na poszukiwanie bunkrów, które przecież odegrały w książce rolę jednego z głównych bohaterów.
Sznurek wehikułów ruszył. Na przedzie Gienek z Konfiturkiem, Yvonne z harcerzami, za nimi reszta. Wszyscy pasażerowie przyklejają nosy do szyb i wypatrują w leśnej gęstwinie szarych, betonowych elementów. Nagle Yvonne krzyknęła: "Jest! Po prawej!". Gienek zatrzymał się na poboczu, a reszta wehikułów za nim. Nie wszyscy ujrzeli bunkier z okien samochodów, dlatego posypały się zdziwione pytania, czemu zatrzymujemy się tutaj. Ruszyliśmy drogą do lasu i kiedy się w niego zagłębiliśmy, zobaczyli go wszyscy. Niezbyt duży, to prawda, ale był. Pojedynczy bunkier, mocno wystający na powierzchnię i właściwie całkowicie już odsłonięty, otoczony jedynie roślinną zielenią, stanowił ciekawy element leśnego krajobrazu. Był naprawdę niezwykle malowniczy.
Pierwszy odnaleziony bunkier fot. Czesio1
Podeszliśmy, ochotnicy wchodzili pojedynczo do środka robiąc sobie pamiątkowe zdjęcie z Nikodemem Plutą, a raczej z tym, co z biedaka zostało.
Atmosfera zrobiła się jeszcze bardziej wakacyjna i samochodzikowa, kiedy zostaliśmy zaatakowani przez rój niezwykle ciętych komarów, od których uciec było niepodobna. Gryzły zapamiętale skutecznie odstraszając nas od tego miejsca. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie...
Zlotowicze przed pierwszym odnalezionym bunkrem fot. Konfiturek
...i ruszamy dalej, na poszukiwanie kolejnych bunkrów.
A było to zadanie niełatwe. Okoliczni mieszkańcy, zapytani o to, gdzie możemy znaleźć bunkry, wskazali nam dwa miejsca. Oba okazały się niewypałem i nie były tym, czego szukaliśmy. Pierwsze z nich okazało się być betonową konstrukcją prawie całkowicie wkopaną w ziemię; wystawało tylko górne ocembrowanie całkiem jednak w środku zarośnięte.
Kolejny odnaleziony bunkier fot. Czesio1
Ruszyliśmy zatem dalej, na teren dawnej kopalni. Niestety, mimo przedzierania się przez krzaki i ciernie, przez doły i wykroty, nie znaleźliśmy ani śladu betonowych umocnień. Zobaczyliśmy jedynie paśnik, który oczywiście skojarzył nam się z leśnymi zwierzętami, o których ochronie tak pięknie pisał nasz ukochany autor.
Teren dawnej kopalni fot. Czesio1
Poszukiwania bunkrów na terenie dawnej kopalni miały jeszcze jeden skutek: coraz wyraźniej i głośniej burczało nam w brzuchach i stwierdziliśmy, że wyprawa wyprawą, ale odkrywcy też przecież czasem muszą jeść, aby nabrać sił na kolejne punkty programu, który przecież był, jak zwykle, bogaty. Udaliśmy się zatem do Brześcia Kujawskiego w poszukiwaniu miejsca, które wykarmi naszą gromadę.
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez Yvonne, łącznie zmieniany 7 razy.
Festyn w Brześciu Kujawskim z okazji obchodów 10 rocznicy wstąpienia Polski do Unii
Po wspaniałym przyjęciu zgotowanym forowiczom przez władze Brześcia Kujawskiego zostaliśmy zaproszeni na festyn z okazji dziesięciolecia wstąpienia Polski do Unii Europejskiej. Przygotowania do festynu mogliśmy obserwować przez okno pizzerii, która, być może, była kiedyś gospodą ludową lub kawiarnią "Kolorową", opisanymi w "Wyspie"?
Festyn czas zacząć fot. Konfiturek
Festyn rozpoczął się paradą młodzieży szkolnej, która przygotowała prezentacje poszczególnych krajów wspólnoty. Na straganach prezentowano specjały kuchni regionalnych...
...a na scenie występy artystyczne miały przybliżyć zgromadzonej publiczności kulturę danego kraju oraz naszą rodzimą tradycję.
Polska na scenie fot. Konfiturek
Swoistego chichotu historii możnaby się dopatrzeć w recyklingu piosenki jakże chętnie wykorzystywanej przez propagandę minionej epoki "Już w przedszkolu dzieci wiedzą co to Wisła, co to Bałtyk", zaadaptowanej do nowej sytuacji geopolitycznej.
Jakże wrażliwa na zawiłości francuskiej wymowy Yvonne zwróciła uwagę na ładne wykonanie francuskich piosenek przez uzdolnioną brzeską młodzież, wszystkie zresztą występy były bardzo atrakcyjne i stanowiły jakże wdzięczne preludium do kluczowego momentu festynu - prezentacji na scenie forum internetowego "Z przygodą na ty".
Forowicze "Z przygodą na ty" na scenie fot. Konfiturek
Dzięki zaangażowaniu i dobrej organizacji Czesia oraz zdyscyplinowanych forowiczów, jednolicie (prawie) przyobleczeni stanowiliśmy czarno-białe tło dla TomaszaK, który podjął trud publicznej prezentacji naszego forum.
Forowicze "Z przygodą na ty" na scenie fot. Konfiturek
Profesjonalnie, bez śladu tremy, barwnie i ze swadą Tomasz przedstawił historię powstania "Wyspy Złoczyńców", zachęcił do lektury, opowiedział o naszym forum i pochwalił uroki Brześcia. Jeżeli kiedyś nasze forum rozrośnie się tak, iż potrzebować będziemy rzecznika prasowego, wybór może być tylko jeden.
TomaszK opowiada o forum i o Wyspie złoczyńców fot. Konfiturek
Zapewne zdziwiłby się pan Nienacki widząc ten festyn i Antoninów/Brześć po 50 latach, z jednej strony bardzo podobny do tego opisanego w powieści, z drugiej zupełnie inny, ale wciąż interesujący i wart odwiedzenia.
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez panna Monika, łącznie zmieniany 5 razy.
Zwiedzanie Brześcia Kujawskiego z panem Kazimierzem
Niestety, nie było nam dane pozostać na festynie do końca. O umówionej godzinie zjawił się pan Kazimierz Andrzejewski - nasz przewodnik, z którym rozpoczęliśmy wędrówkę szlakiem okolicznych atrakcji (nie tylko "samochodzikowych").
Nasz przewodnik pan Andrzejewski fot. Konfiturek
Jeszcze na Placu Władysława Łokietka mogliśmy dowiedzieć się o najwcześniejszych dziejach tego miejsca.
To właśnie tutaj - niedaleko, bo na południowym brzegu jeziora Cmentowo, odkryto ślady neolitycznej osady, która charakteryzowała się nietypową zabudową. To z nią związana jest nazwa "Brześć Kujawski type longhouses", czyli charakterystyczne kilkudziesięciometrowej długości domy.
Spoglądamy także na posąg Władysława Łokietka. Przecież to jego rodzinne miasto. Wszyscy pamiętamy z lekcji historii burzliwe dzieje Polski związane z okresem jego panowania - zaostrzające się konflikty z Zakonem Krzyżackim. Liczne mniejsze i większe potyczki, ze słynną bitwą pod Płowcami na czele...
Pomnik Władysława Łokietka na rynku w Brześciu Kujawskim fot. Czesio1
Nieopodal znajduje się kościół p.w. św. Stanisława Biskupa. Jego losy są bardzo zagmatwane. Był on w przeszłości wielokrotnie przebudowywany i modernizowany. Kilkakrotnie uległ spaleniu. W wyniku tego dziś mamy tu praktycznie do czynienia z mieszaniną stylów architektonicznych, pośród których prym wiedzie styl neogotycki, w którym odrestaurowano go na początku XX wieku. Charakterystyczną cechą tej budowli są kolebkowe sklepienia oraz modernistyczna polichromia. Mogliśmy także podziwiać barokową rzeźbę Chrystusa Zmartwychwstałego (z pocz. XVIII wieku) złożoną w jednym z bocznych pomieszczeń. Na koniec, już po wyjściu na zewnątrz, przyjrzeliśmy się nagrobnej płycie z 1600 roku (została wmurowana na zewnętrznej ścianie zakrystii).
"Po drugiej stronie stoi kościół zbudowany z czerwonej cegły. Jego historia sięga XIV wieku, ale od tamtego czasu został on wielokrotnie przebudowany, tak że teraz stanowi brzydką mieszaninę najróżniejszych stylów."
Kościół p.w. św. Stanisława Biskupa fot. Konfiturek
Kościół p.w. św. Stanisława Biskupa fot. Konfiturek
Kościół p.w. św. Stanisława Biskupa fot. Konfiturek
Po wyjściu z kościoła udaliśmy się w kierunku starego pruskiego więzienia, które zostało wzniesione na fundamentach zamku powstałego jeszcze za czasów Kazimierza Wielkiego. Nas najbardziej ciekawiły, oczywiście, podziemia.
Budynek wzniesiony na fundamentach dawnego zamku fot. Konfiturek
Całkowita ciemność, ciężkie skrzypiące drzwi i grube mury to było to, czego się spodziewaliśmy. Patrząc na budynek od zewnątrz trudno uwierzyć, że skrywa on takie mroczne tajemnice. Obecnie mieści się tu m.in. biblioteka publiczna (bynajmniej nie w piwnicy), w której mamy już swój lokalny kontakt w postaci naszej forowiczki
Cela więzienna Pluty Hertla fot. Czesio1
Od dawnego budynku więziennego niedaleko już do podmiejskich murów. Ceglana konstrukcja została wzniesiona przez Krzyżaków w XIV wieku. Jej resztki zostały w większości wchłonięte przez okoliczną zabudowę, ale z łatwością można je odnaleźć i popodziwiać widoki z wysokości skarpy, na której zostały wzniesione.
Mury miejskie w Brześciu Kujawskim fot. Konfiturek
W okolicy znajduje się także kolejny kościół - p.w. św. Michała Archanioła. Budowla pierwotnie gotycka, obecnie (po wielu remontach i przebudowach) wzbogacona w wiele elementów neobarokowych. Korzystając z nadarzającej się okazji, wstąpiliśmy także do niego.
Kościół p.w. św. Michała Archanioła fot. Athenais
Obok swoją siedzibę ma zakon elżbietanek. Z informacji przekazanych nam przez przewodnika wynika, że siedziba jest obecnie wystawiona na sprzedaż z powodu braku nowych powołań. Podobno obecnie przebywają tam tylko dwie zakonnice. Mieliśmy szczęście zaobserwować połowę stanu liczebnego udającą się właśnie w kierunku centrum miasta.
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez Konfiturek, łącznie zmieniany 8 razy.
Dorośli bardzo rzadko przeżywają takie przygody jak Pan Samochodzik. Nie mają na to czasu.
Cukrownia w Brześciu, pałace w Wieńcu i Brzeziu, wieczorne ognisko
"O pół kilometra za miastem przechodzi tor wąskotorowej kolejki, po którym w okresie jesiennym kursują wagony z burakami, dowożonymi do niedalekiej cukrowni."
Budynki cukrowni w Brześciu Kujawskim robią obecnie dość przygnębiające wrażenie, jako że cały obiekt został zamknięty w 2008 roku (podobno w czasie swojej największej świetności). Obecnie jest to raczej obiekt-duch, który jeszcze nie popadł w ruinę, ale unosi się nad nim aura opuszczenia.
Nieczynna cukrownia w Brześciu Kujawskim fot. Konfiturek
Nie brakowało jednak ciekawszych akcentów, jak dom będący kiedyś siedzibą zarządu cukrowni, bardzo ładny pod względem architektonicznym.
Dawna siedziba zarządu cukrowni fot. Konfiturek
Innym ciekawym elementem lokalnego "folkloru" był pan obok budki z napojami różnymi, który przez cały czas podpierał stojący obok słup. Niestety, nikt chyba nie zrobił mu zdjęcia.
Za budynkami cukrowni ujrzeliśmy jeszcze jeden akcent, świadczący o tym, że Brześć Kujawski był pierwowzorem książkowego Antoninowa, czyli cytowany na początku tor kolejki wąskotorowej, po którym dowożono jesienią buraki do cukrowni.
Tor wąskotorowej kolejki fot. Czesio1
Zostawiwszy budynki cukrowni za sobą ruszyliśmy dalej. Po drodze zatrzymaliśmy się za mostem na rzece Zgłowiączce. Niezwykle malownicze to było miejsce, z jednej strony mostu zobaczyliśmy wędkarzy a z drugiej strony słychać było szum spadającej z niewielkiej wysokości wody.
Spiętrzenie wody na Zgłowiączce fot. Konfiturek
"(...)w głębi parku znajduje się renesansowy pałacyk dworski. Właściciel tego pałacyku, hrabia Dunin, uciekł stąd w 1945 roku, miał bowiem na swym sumieniu współpracę z okupantem i zląkł się nadchodzących wojsk radzieckich i polskich. Dwór hrabiego rozparcelowano, a ziemię rozdano byłym dworskim fornalom oraz podmiejskiej biedocie. (...) Ów renesansowy pałacyk - to jedyny ładny element architektoniczny w całej okolicy."
Z wygadanym (ale też często gubiącym się w swoich dygresjach) panem przewodnikiem pojechaliśmy również odwiedzić znajdujące się niedaleko Brześcia Kujawskiego pałace, należące do dawnego magnata tych ziem, Leopolda Jana Kronenberga, który mógł być pierwowzorem dziedzica Dunina (zważywszy na jego ogromny majątek oraz fakt, że został go pozbawiony po wojnie na mocy dekretu o reformie rolnej). Najpierw odwiedziliśmy pałac w Wieńcu, któremu mogliśmy się niestety przyjrzeć jedynie z oddali przez bramę, przy której nastroszyła się groźnie budka strażnika, w każdej chwili obawiając się, że ktoś z niej może wyjść i zapytać, co oznacza nasze zbiegowisko. Podobno pałac ten był kiedyś wystawiony na sprzedaż, jednak nie znalazł się nikt chętny do jego kupna. I wcale nie dlatego, że był brzydki, ale jak zwykle problem leżał w pozwoleniu na ewentualny remont, przy którym konserwator zabytków patrzyłby robotnikom na ręce i musiałby zatwierdzić każde wbicie gwoździa w ścianę.
Pałac w Wieńcu fot. Athenais
Kolejnym przystankiem na naszej trasie był neorenesansowy pałac w Brzeziu, również należący do rodziny Kronenbergów. Niestety, nie zobaczyliśmy zbyt wiele, tylko tyle, ile udało się dostrzec między drzewami w pałacowym parku przez prześwity w ogrodzeniu.
Wieczorem pierwszego dnia w planie zlotu figurowało tradycyjne ognisko. Pogoda zrobiła nam jednak małego psikusa, ponieważ, chociaż przez cały dzień w Brześciu nie padało, okazało się, że deszcz zjawił się w międzyczasie w Białych Błotach i zmoczył wspaniały stos z gałęzi, który miał dla nas zapłonąć. Wiele wysiłków i wylanego płynu do rozpalania kosztowało pana z obsługi zajazdu sprawienie, żeby ognisko w końcu wystrzeliło w górę płomieniem. Zlotowicze również pomagali, jak mogli, głównie za pomocą dmuchania na żarzące się gdzieniegdzie końce patyków.
Wieczorne ognisko fot. Konfiturek
Kiedy jednak wreszcie udało się rozpalić imponujący stos gałęzi, widok był przepiękny, z trzaskającymi w nocne niebo iskrami (niektórzy poczuli ich żar na własnej skórze, a raczej kurtkach). Ognisko nie tylko oświetlało nasze twarze, ale też pozwalało nam uciec od chłodu oraz upiec kiełbaski (wiele z nich niestety pochłonęło).
Wieczorne ognisko fot. Konfiturek
Doskonale rozgrzewało nas również TomaszKowe wino porzeczkowe. Wesołym rozmowom nie było końca, nie zniechęcało nas nawet coraz większe zimno, jako że cały długi weekend majowy nie należał do najcieplejszych. Rozrywki dostarczał Gienek, opowiadając rożnego rodzaju dowcipy (niektóre dopiero wtedy, kiedy żaden z harcerzy nie kręcił się w zasięgu słuchu), a Konfiturek był w swoim żywiole, fotografując ognisko i wszystkich wokół, a także uciekając przed iskrami i gryzącym dymem.
Wszystko ma jednak swój kres i gdy zlotowicze nasycili się kiełbaskami oraz sałatkami, tudzież ciastami (mniam, pyszny marchewkowiec Yvonne), przy ognisku pozostali już tylko najwytrwalsi, po czym nawet oni przenieśli się w niedługim czasie do pokoju johny'ego na dalszą część imprezy.
Tak oto zakończył się pierwszy, obfitujący we wrażenia, dzień Zlotu.
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez Athenais, łącznie zmieniany 6 razy.
Ciechocinek (fontanna Grzybek, spotkanie w Biurze Promocji Miasta)
W piątek 2. maja 2014 roku rozpoczął się następny dzień naszego zlotu. Zanim grupa obecnych już, dojechała do Ciechocinka, postanowiła nawiązać kontakt poprzez Skype z naszą koleżanką z forum, Brunią z Australii. Kontakt był udany, choć krótki, bo czas poganiał, a w Ciechocinku już czekała misia z miasta Łodzi, która dopiero dzisiaj dojechała na Zlot Złoczyńcowy. Około 10.45. spotkaliśmy się wszyscy pod słynną fontanną "Grzybek" ("W samym centrum Ciechocinka, tuż obok wielkiej fontanny w kształcie grzyba") i zrobiliśmy pierwsze tego dnia pamiątkowe zdjęcia grupowe.
Pamiątkowe zdjęcie przed "Grzybkiem" fot. Konfiturek
"- Taki sam wóz widziałam wczoraj w Ciechocinku. Stał na parkingu tuż koło fontanny podobnej do wielkiego grzyba - rzekła dziewczyna."
Fontanna ta jest cały czas monitorowana przez kamerkę internetową: http://oognet.pl/content/details/1153
Usytuowana w centrum uzdrowiska pełni funkcję lokalnej ozdoby, leczniczą i jest także obudową źródła nr 11, czyli głębokiego na 414 metrów odwiertu solanki. "Grzybek" został zaprojektowany w 1926 roku przez Jerzego Raczyńskiego, potem był wielokrotnie rekonstruowany i remontowany do stanu obecnego.
Fontanna "Grzybek" fot. Konfiturek
Po atrakcjach powitalno-fotograficznych udaliśmy się do Informacji Turystycznej i Biura Promocji Miasta, które usytuowane jest blisko fontanny.
Biuro Promocji Miasta fot. Czesio1
Miły Pan przyjął nas bardzo serdecznie i obdarował naklejkami promocyjnymi Ciechocinka. Okazało się, że w czasach szkolnych również przeczytał cały samochodzikowy kanon i jest zorientowany w temacie.
Spotkanie w Biurze Promocji Miasta fot. Konfiturek
Spotkanie w Biurze Promocji Miasta fot. Konfiturek
Na planie miasta zaznaczył wszystkie interesujące nas atrakcje oraz Biedronkę, o którą dopytywała najmłodsza część naszej grupy.
Z kolei Pan otrzymał od nas audiobook z "Wyspą Złoczyńczów", czytany przez nasze koleżanki i kolegów z forum, do odsłuchiwania w pracy i w wolnych od pracy godzinach.
Audiobook "Wyspa złoczyńców" w prezencie od Zlotowiczów fot. Konfiturek
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez misia, łącznie zmieniany 7 razy.
"Prawda leży pośrodku - może dlatego wszystkim zawadza" - Arystoteles
Po wizycie w centrum informacji turystycznej czym prędzej całą zlotową ekipą udaliśmy się do kawiarni "Zdrojowa"! Parę chwil i znaleźliśmy się w miejscu, w którym czas się zatrzymał na roku wydania "Wyspy Złoczyńców"… Nad wejściem do lokalu dumnie prezentował się nieco wyblakły napis ZDROJOWA.
Kawiarnia "Zdrojowa" fot. Czesio1
Weszliśmy do środka. Było dokładnie tak jak opisał Nienacki. Duża sala podzielona na część jadalną i część do tzw. dancingu. Byliśmy w siódmym niebie! Jak się później miało okazać, również personel tego przybytku wyczuł nasze zlotowe fluidy i chciał w jak najlepszy sposób odwzorować czasy słusznie minione!
Kawiarnia "Zdrojowa" fot. Czesio1
"Był wieczór, "Zdrojowa" dopiero zapełniała się gośćmi. Orkiestra już grała i na parkiecie kręciło się kilka par, ale wiele stolików w ogromnej sali było jeszcze pustych. Zajęliśmy mały stoliczek przy drzwiach, by obserwować stąd całą salę, a jednocześnie mieć baczenie na wychodzących i wchodzących do lokalu."
Stolik tuż przy wejściu do "Zdrojowej" fot. Konfiturek
Usiedliśmy przy stolikach i złożyliśmy drobne zamówienia. Przy okazji nagraliśmy kilka inscenizowanych scenek opisanych przez Nienackiego. Po dość długim oczekiwaniu otrzymaliśmy swoje zamówienia. Kawa moja i mojej żony podana była w nieco nadgryzionych zębem czasu filiżankach, które do tego były czyste inaczej! Ależ to mili ludzie pomyślałem sobie, żeby aż tak zadbać o realia epoki późnego Gomułki! Ręce same składały się do oklasków! Ale to jeszcze nie był koniec atrakcji Zdrojowej! W pewnym momencie udać się musiałem do toalety, które to miejsce w niczym nie przypominało tego rodzaju przybytku! Na szczęście pan, który potocznie jest nazywany babcią klozetową był tak miły, że dał nam 50% rabat za opłatę i zamiast 2 zł zapłaciłem tylko 1 polską złotóweczkę! W krótkich, serdecznych słowach wraz z Yvonne podziękowaliśmy za tak miłą obsługę!
Z chęcią byśmy zostali dłużej ale Ojciec Czesław poganiał i trzeba było dalej zwiedzać Ciechocinek. Poszliśmy zatem szukać dawnego pensjonatu Orbisu. Po kilku minutach marszu ukazał nam się widok nieco przygnębiający.
Dawny pensjonat "Orbisu" w Ciechocinku fot. Konfiturek
Owszem budynek jeszcze istnieje ale sprawia bardzo smutne wrażenie. Praktycznie jest to ruina i chyba nie została wyburzona tylko dlatego, że jest wpisana do rejestru zabytków. Patrząc na ten smutny widok można przekonać się o tym, że coś co jest państwowe to tak naprawdę jest niczyje… Szkoda, wielka szkoda. Takich budynków zresztą widzieliśmy w Ciechocinku kilka.
Ale, trzeba wrócić do czegoś milszego. Od pensjonatu Orbisu skierowaliśmy swoje kroki do parku zdrojowego a następnie do tężni.
Na mnie osobiście park zrobił bardzo pozytywne wrażenie i bardzo mi się podobał. Czyste, szerokie alejki z centralnie położonym stawem i mini zoo. Wykorzystaliśmy okazję do tego żeby szczelić parę fotek!
Park Zdrojowy w Ciechocinku fot. Athenais
"Kuracjuszom wystarcza piękny park zdrojowy ze stawem, po którym pływają łabędzie, z pawiami dostojnie kroczącymi po trawnikach, wystarcza im zapach róż rozkwitających na kwietnikach, kawiarnia w parku, spacery po zadrzewionych asfaltowych uliczkach, podziwianie pięknych fontann i wodotrysków."
Park Zdrojowy w Ciechocinku fot. Athenais
Z parku udaliśmy się do tego z czego Ciechocinek jest znany najbardziej czyli do tężni. "(...)pełno tu ludzi starszych, statecznych kuracjuszy, którzy przyjeżdżają, aby wypoczywać i leczyć nadwątlone zdrowie. To dla nich przede wszystkim są sanatoria i łazienki z kąpielami solankowymi i borowinowymi. To przede wszystkim dla nich zbudowano słynne ciechocińskie tężnie, po których spływa solanka, nasycając powietrze zdrowotnym jodem. "
Tężnie w Ciechocinku fot. Konfiturek
Tam troch pospacerowaliśmy, pooddychaliśmy wysoce zjodowanym powietrzem a następnie jakoś tak samoczynnie wyszło, że zrobił się tzw. free time i każdy zajął się tym czym chciał. Jedni poszli na lody, drudzy udali się w okolice straganu aby dokonać zakupu miejscowych pamiątek, inni udali się na zlot starych BMW poszukując Turbo Waldka Batury, a jeszcze inni toczyli w podgrupach ożywione konwersacje.
Yvonne z Gienkiem na zlocie starych BMW fot. Konfiturek
Przygoda czekała na nas jednak dalej. Jej kolejnym etapem miało być szukanie bunkrów w okolicy Otłoczyna…
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez johny, łącznie zmieniany 6 razy.
POLEXIT!
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
Nasyciwszy płuca jodem zawartym w solankach spływających po ciechocińskich tężniach ruszyliśmy na poszukiwanie bunkrów w okolicach Otłoczyna. Skierowaliśmy wehikuły na drogę, którą Pan Tomasz z Hanką śledził Hertla.
"Pan Hertel ruszył szosą do Torunia. Potem skręcił na drogę do Antoninowa.
Zapadł zmierzch. Czarna limuzyna miała wspaniałe światła, Hertel mógł więc rozwinąć znaczną prędkość, tym bardziej że szosa nie była tu ruchliwa."
Skręciliśmy na drogę do Otłoczyna i po kilkudziesięciu metrach przed nami pojawiła się...czarna limuzyna! To musiał być Hertel! Czesio1 prowadzący kawalkadę pojazdów przyspieszył, żeby nie zgubić pana z czarną bródką. Mógł on w tym miejscu rozwinąć większą prędkość bowiem szosa była prawie pusta. Hertel ujrzawszy we wstecznym lusterku sznur jadących za nim pojazdów chyba wystraszył się, zwolnił i wreszcie zatrzymał na poboczu. Przemknęliśmy obok i po kilku minutach ujrzeliśmy znak drogowy "Otłoczyn". Aż prosiło się by tu wstawić książkową nazwę "Antoninów".
"W pobliżu miasteczka Hertel zmniejszył szybkość, a ja natychmiast zmieniłem światła długie na krótkie. Nie chciałem, aby zwrócił uwagę, że ktoś go ściga od Ciechocinka.
Minęliśmy Antoninów.
(...)
Wkrótce zaczął się las - wysoko-pienny, gęsty, rozległy."
Wszystko zgadzało się idealnie. Jadąc przez las minęliśmy zabudowania, zapewne dawną gajówkę. Wkrótce wąska szosa skończyła się a zaczęła polna droga-żwirówka, biegnąca wzdłuż torów. Doprowadziła nas ona do niewielkiej polany, na której pozostawiliśmy wehikuły.
Ruszamy na poszukiwanie bunkrów fot. misia
Ruszyliśmy w las na poszukiwanie pierwszego bunkru.
Nagle stanęliśmy jak wryci, oto przed nami, wśród świerkowego zagajnika, ukazał się niezbyt głęboki ale dość długi rów.
"Najpierw był szmat wysokopiennego sosnowego starodrzewia, a później świerkowy zagajnik, przecięty głębokim rowem przeciwczołgowym. Ten właśnie rów zapewne rozpoczynał system umocnień. Rów był głęboki, o stromych brzegach a ponieważ las w tym miejscu leżał dość nisko, rów wypełniała woda, czarna i śmierdząca od gnijących w niej liści."
Rów, na który natrafiliśmy nie był wprawdzie głęboki, ani wypełniony wodą ale wzięliśmy poprawkę na to, że śledzimy wydarzenia sprzed prawie pół wieku.
Miejsce tak niesamowicie książkowe że odegraliśmy tu scenę, gdy Hanka śledząc Tomasza wpada w zastawioną przez niego pułapkę. Czesio1 naprędce załatwił atrapę kładki i już po chwili książkowa Hanka czyli Yvonne wylądowała na dnie rowu i zmuszona była skorzystać z pomocnej dłoni Tomasza czyli zbychowca. Opierała się trochę ale widząc, że sama nie da rady, przyjęła wyciągniętą rękę zbychowca, "wgramoliła się na brzeg i tu przykucnęła".
Tomasz (zbychowiec) wyciąga Hankę (Yvonne) z rowu przeciwczołgowego fot. misia
Po wyjściu z zagajnika spotkała nas zabawna historyjka. Oto drogą jechały dwie kobiety, jedna z nich powiedziała, że swoimi samochodami zablokowaliśmy przejazd. Doprawdy, czyżby tak mało tam było miejsca, że rowerem nie mogła przejechać? Postraszyła nas, że zadzwoni na policję, ale przyjęliśmy to jako żart i zajęliśmy się dalej tym, co nas sprowadziło w to piękne leśne zacisze.
Korzystając z mapki wydrukowanej przez Czesia już bez problemu odnaleźliśmy bunkier. Był ogromny, z zapartym tchem patrzyliśmy na niesamowitą budowlę stanowiącą element systemu umocnień Twierdzy Toruń.
Bunkier fot. Athenais
"Odkryłem także kilka bunkrów zbudowanych z żelbetonu. Ich potężne konstrukcje zostały starannie osypane piaskiem i obłożone darnią, a potem zasadzono tu krzewy i młode świerki. Stanowiły jakby maleńkie pagórki spoglądające w stronę rzeki pustymi oczodołami, w których zapewne znajdować się miały lufy karabinów maszynowych lub małokalibrowych działek."
Po obejściu bunkra dookoła okazuje się, że jest on chętnie odwiedzany przez miejscowy element spragniony trunków niskiego kalibru.
Być może to właśnie w tym bunkrze harcerze z zastępu Łuczników odnaleźli szczątki zamordowanego Nikodema Pluty?
Bunkier fot. Konfiturek
Odegraliśmy w tym miejscu scenkę odnalezienia czaszki i przyniesienia jej Zaliczce. W role harcerzy wcielili się chłopcy Yvonne i syn johny'ego, Zaliczkę odegrała Athenais, Tomaszem był zbychowiec, Opałką TomaszK a w rolę pana Karola wcielił się johny. Nie zabrakło również akcentów z czasów akcji książki. Oto bowiem mieliśmy ze sobą gazetę z 1961 roku, w którą harcerze owinęli znalezioną czaszkę Nikodema Pluty.
Gazeta, w którą harcerze owinęli czaszkę Nikodema Pluty fot. Czesio1
Aktorzy spisali się wyśmienicie, co można obejrzeć na zlotowym filmie.
Książkowa scena wręczenia czaszki Pluty Zaliczce przez harcerzy fot. Konfiturek
Po kilku minutach ruszyliśmy na poszukiwanie kolejnych bunkrów, które jak podawała mapka powinny znajdować się po drugiej stronie torów kolejowych. Tu czekała na nas przeszkoda w postaci opuszczonego szlabanu kolejowego na żwirówce. Na słupie wisiały napisy ostrzegające o niebezpieczeństwie (był to teren poligonu wojskowego) i kamera monitoringu łypiąca na nas podejrzliwym okiem. Już mieliśmy się wycofać, gdy johny wypatrzył na słupie dzwonek. Nie zastanawiając się długo nacisnęliśmy guzik i po kilku chwilach szlaban uniósł się do góry.
"- Nie takie drzwi się przed nami otwierały" - powiedział Czesio.
Ostrożnie wkroczyliśmy na wojskowe tereny rozglądając się czy ktoś do nas nie wyjdzie z budynków znajdujących się tuż za szlabanem. Nic takiego nie nastąpiło więc już śmielej ruszyliśmy polną drogą w stronę kolejnych budynków. To gdzieś tam powinny znajdować się bunkry. Informację tę potwierdzili nam ludzie spotkani przy obejściu.
Bunkier jako pierwszy wypatrzył TomaszK. Znajdował się na niewielkim pagórku.
Bunkier na terenie poligonu wojskowego fot. misia
Nie był tak wielki jak poprzedni, jakże jednak idealnie pasował do książkowego opisu miejsca, gdzie Hertel z Karolem uwięzili Skałbanę. Spoglądając z góry na okolicę miało się wrażenie jakbyśmy przeżywali przygody Pana Tomasza z kart książki.
"- Chodźmy na wzgórek, gdzie ów Hertel zatrzymał się i rozglądał na wszystkie strony - zaproponowałem chłopcom.
Przedarliśmy się przez krzaki malin i pomaszerowaliśmy na wzgórek porośnięty młodym lasem.
O, właśnie tutaj zatrzymał się ten osobnik - Wilhelm Tell stanął na szczycie pagórka.
(...)
Zatoczyłem krąg o promieniu chyba pięćdziesięciu metrów, gdy natknąłem się na obrośnięty młodymi drzewkami wylot starego betonowego bunkra.
(...)
Tell pochylił się, przesunął na bok gałązki. Ukazało się okrągłe betonowe ocembrowanie, nakryte ciężką żelazną pokrywą, o promieniu około siedemdziesięciu centymetrów.
- Czy wiesz, co to jest, Tellu? - zawołałem radośnie. - Wydaje mi się, że odkryliśmy boczny właz do podziemnych umocnień."
Krzaków malin wprawdzie nie było, ale przez pół wieku i dzikie maliny zdążyły wyginąć. Cała reszta zgadzała się idealnie. Była droga, którą Tomasz ścigał wcześniej Hertla ("przespacerowałem się aż na drogę, po której przybyć miał czarny samochód. Tak, tą właśnie drogą przyjechałem przedwczoraj wieczorem ścigając wóz pana Hertla."), był pagórek, na którym odnaleźliśmy właz do bunkra, był bunkier, był też młody las, który przez te pięćdziesiąt lat zdążył się już nieco zestarzeć.
Nie omieszkaliśmy odegrać tu kolejnej książkowej scenki - historii z uwięzionym w bunkrze Skałbaną. W rolę rybaka wcielił się Czesio, a "odnaleźli" go harcerze (chłopcy Yvonne i syn johny'ego), Tomasz (zbychowiec) i Zaliczka (Athenais).
Scena odnalezienia Skałbany w bunkrze fot. Konfiturek
Kolejnych bunkrów już nie szukaliśmy, nie spodziewaliśmy się, aby były lepsze od tych, na które trafiliśmy. Zresztą zaczął siąpić drobny deszczyk, a mieliśmy jeszcze na ten dzień zaplanowane inne atrakcje. Po raz drugi na żądanie otworzyły się przed nami szlabany i już bez przeszkód dotarliśmy do naszych wehikułów.
Jeszcze tylko droga na skróty przez las i znaleźliśmy się na drodze do Torunia...
Ostatnio zmieniony 27 cze 2018, 10:37 przez Czesio1, łącznie zmieniany 7 razy.
Miejsce największej katastrofy kolejowej w powojennej Polsce, przeprawa promowa na Wiśle
Po obejrzeniu bunkrów udaliśmy się na miejsce największej katastrofy kolejowej w powojennych dziejach Polski. Katastrofa ta miała miejsce niedaleko Otłoczyna 19 sierpnia 1980 roku. Pociąg osobowy nr 5130 jadący z Torunia do Łodzi zderzył się wtedy z pociągiem towarowym nr 11599 jadącym z Otłoczyna do Wrocek.
Miejsce katastrofy pod Otłoczynem fot. Czesio1
W tym tragicznym zdarzeniu śmierć poniosło 67 osób. Upamiętnia to pomnik w postaci wycinka torów i tablicą z listą ofiar.
Pomnik upamiętniający ofiary katastrofy pod Otłoczynem fot. Konfiturek
Tablica upamiętniająca ofiary katastrofy pod Otłoczynem fot. Czesio1
Fragment toru i tablica z listą ofiar upamiętniające katastrofę pod Otłoczynem fot. Czesio1
W czasie, gdy prowadzono dochodzenie, opinia publiczna w Polsce nie była dostatecznie informowana o przebiegu śledztwa i wokół katastrofy narosło wiele domysłów i legend. Jedną z nich była plotka o zamachu terrorystycznym jakiegoś tajemniczego osobnika, który wyskoczył z pociągu tuż przed zderzeniem. Inna mówiła, że miał to być zamach na dygnitarzy partyjnych podróżujących kursującym tą linią pociągiem ekspresowym Kujawiak relacji Bydgoszcz - Warszawa. Inna znowu, że pociąg towarowy wysłano celowo - aby doprowadzić do zderzenia z transportem wojsk radzieckich zajmujących Polskę. Najciekawsza jednak jest chyba ta, która katastrofę wiąże z bezpośrednią bliskością poligonu wojskowego. Faktycznie, poligon jest bardzo blisko i nawet go zwiedzaliśmy, jak wcześniej opisał to Czesio.
Z miejsca katastrofy kolejowej nasze kroki skierowaliśmy w kierunku jednej z lokacji opisanych w "Wyspie Złoczyńców". Jest to miejsce, gdzie dawniej istniała przeprawa promowa. Obecnie po promie nawet nie ma tam śladu, ostał się jednak betonowy zjazd i to nawet w niezłym stanie.
Zjazd do dawnej przeprawy promowej na Wiśle fot. Konfiturek
"Zgodnie z mapą, jaką mi wyrysowano przed przyjazdem w tę okolicę, właśnie w tym miejscu powinna się znajdować droga schodząca do Wisły, do dawnego promu. Odnalazłem drogę - żółciła się wśród traw porastających brzeg. Wyjechałem na nią swym "samem", przesiadłszy się za kierownicę samochodową."
Wisła, w oddali drugi brzeg rzeki ze zjazdem dawnej przeprawy promowej fot. Konfiturek
Miłe okoliczności przyrody (otwarty widok na Wisłę i pozostałości wybetonowanego zjazdu do dawnej przystani) wykorzystaliśmy do odegrania scenki z książki. W scenie Pan Samochodzik (zbychowiec), Hanka (Yvonne) oraz harcerze (chłopcy Yvonne i syn johny'ego) są świadkami przejścia kłusowników. W kłusowników wcielili się TomaszK, johny oraz Gienek - i trzeba przyznać, że świetnie wypadli w tej roli.
"- Proszę. niech pani usiądzie - zaprosiłem Hankę do zajęcia miejsca na małym wzgórku, porośniętym trawą,"
Pan Samochodzik (zbychowiec) rozmawia z Hanką (Yvonne) nad brzegiem Wisły fot. Konfiturek
"Trzech ludzi z żelastwami zeszło nad Wisłę, ale nie w tym miejscu, gdzie piaszczysta droga stykała się z rzeką i gdzie kiedyś przybijał prom, lecz nieco dalej. Rosły tam krzaki, usłyszeliśmy ich szelest i potem stuk wiosła o burtę łódki. Ten dźwięk jest bardzo charakterystyczny, bo pudło łodzi rezonuje i woda niesie odgłos bardzo daleko."
Kłusownicy (johny, Gienek i TomaszK) fot. misia
"I raptem otoczyła nas gromadka chłopców.
- Łucznicy...
Wilhelm Tell położył mi palec na ustach.
- To są kłusownicy - szepnął mi do ucha."
Harcerze z zastępu Łuczników (chłopcy Yvonne i syn johny'ego) fot. Konfiturek
Po tak owocnym dniu zasłużyliśmy na porządną zabawę. Tym razem, z powodu deszczowej pogody, zdecydowaliśmy się na grilla pod zadaszeniem. Była to bardzo trafna decyzja, o czym przekonały nas strugi deszczu na szybach niedługo po rozpoczęciu imprezy. Tuż po uroczystym rozpoczęciu wieczorku integracyjnego odegraliśmy parę scenek z książki, w których wystąpili Pan Tomasz (zbychowiec), Opałko (TomaszK) i Pilarczykowa (misia). Athenais przyniosła swojego laptopa, z którym nigdy się nie rozstaje, i rozpoczęliśmy projekcję filmu "Wyspa Złoczyńców" z 1965 roku (jedyna, obok "PS i Templariusze", udana ekranizacja przygód Pana Samochodzika). Ach, jak przyjemnie było sobie siedzieć w ciepłej świetlicy i pałaszować te wszystkie pyszności z grilla, zapijając piwkiem i... niespodzianką od Brunhildy.
Przesyłka od Brunii fot. Czesio1
Brunia bowiem nie omieszkała przysłać nam całej skrzynki wspaniałych win. W pierwszej kolejności zeszły wina białe, które zdecydowanie preferowały panie. Ja sam, będąc wielkim entuzjastą białego wina, z pewnym zdziwieniem obserwowałem męską reprezentację zlotu chłeptającą poślednie gatunki piwa. Gdzie się podziała nasza sarmacka tradycja? Nawet nasz nowo poznany forowicz, Nil77, który dotarł do nas w trakcie grilla, nie mógł wspomóc drużyny Dionizosa - a była to niepowetowana strata dla naszej imprezy, ponieważ Nil77 to chwat potężny jak tur i beczka wina to dla niego mało. Już miałem się poddać, gdy dotarły do nas nieoczekiwane posiłki. To Milady dojechała do nas w środku nocy, wracając prosto z Karkonoszy (!) w czerwonej sukience (!!) i szpilkach (!!!). Nie tracąc czasu wskoczyła na barykady, ujęła kieliszek w swą dzielną dłoń i wino zaczęło nam schodzić jak należy. I tak zabawa trwała w najlepsze. W międzyczasie, około północy, zadzwoniliśmy przez Skype do naszej wspaniałej Brunhildy i odbyliśmy fascynującą rozmowę na tematy, które lubi ona najbardziej: węże, pająki i inne jadowite stworzenia. Brunia powiedziała nam, że drży z zimna, bo temperatury u niej spadają nawet do, o zgrozo, 15 stopni Celsjusza. Gdy już grzeczna część naszej paczki rozeszła się do pokojów około godziny pierwszej (bez komentarza, powiem tylko, że w Hiszpanii o pierwszej wychodzi się na imprezę...), na placu boju pozostała czwórka najwytrwalszych: mua (zbychowiec) w swojej skromnej (ale bez przesady) osobie, Yvonne, Milady oraz misia. Tak się złożyło, że z ustawionych na sali balowej głośników puszczono nam około północy muzykę. Leciały głównie kawałki dyskotekowe w stylu remizowym. Byłoby grzechem przegapić taką okazję, szczególnie w stanie podwyższonej wesołości. Wskoczyliśmy więc ochoczo na parkiet i pozamiataliśmy go, dosłownie i w przenośni. Cóż się tam nie działo.. Nie mogę sobie wiele przypomnieć z tamtego wieczoru, bo pamięć trochę mi szwankuje na stare lata, ale jedno pamiętam dobrze: następnego dnia ciężko było mi wstać z łóżka a jeszcze ciężej chodzić.
Ostatnio zmieniony 27 cze 2018, 12:25 przez Czesio1, łącznie zmieniany 11 razy.
Za Nieszawą, czyli miejsce przeróbki wehikułu na amfibię
I nadszedł ranek... Oj, ciężko było wstać, ale i wyboru zbytniego nie było. Grono zlotowiczów zaczęło się powoli wybudzać ze snu. Zapach jajecznicy na kiełbasie wyciągnął część zlotowego grona do śniadaniodajni. W tym też czasie zapadła decyzja, iż zlot zostanie niestety skrócony o jeden dzień, więc konieczne stało się pakowanie tuż po śniadaniu. Tak więc w sobotnie przedpołudnie, po wymeldowaniu się z bazy stanęliśmy wszyscy pod naszą noclegodajnią i przystąpiliśmy do popełniania zbiorowego zdjęcia zlotowiczów. Zdjęcie pamiątkowe wykonaliśmy w prawie pełnej obsadzie (brakowało niestety żony TomaszKa, którą wygnało do miasta Thorn)...
Ekipa zlotowa przed bazą noclegową fot. Konfiturek
...i całą kawalkadą udaliśmy się na poszukiwanie miejsca, w którym Pan Samochodzik zjechał do Wisły.
"Dzień był bezchmurny, upalny, od rozgrzanej nawierzchni szosy bił żar. Za Nieszawą droga zbliżyła się do Wisły, przyjemnie powiało chłodem i kwaśnym zapachem wody.
(...)
Zjechałem z szosy aż na sam brzeg rzeki, który w tym miejscu był bardzo niski. Koła samochodu zatrzymały się tuż przy wodzie"
Poszukiwania nie trwały długo a miejsce namierzone zostało przez zlotowe grono precyzyjnie. Zostawiliśmy swoje wehikuły i ruszyliśmy w stronę wysokiego wału. Jedna tylko Yvonne przemarznięta do szpiku kości (cóż, od rana pogoda nas nie rozpieszczała) postanowiła zaczekać na nas w samochodzie.
Ruszamy na poszukiwanie zjazdu do Wisły fot. Konfiturek
Po wspięciu się na wał naszym oczom ukazała się Wisła oraz droga, którą mógł nadjechać Pan Samochodzik. Zapytaliśmy przebiegającej akurat obok nas dziewczyny czy zauważoną przez nas drogą możliwy jest dojazd od głównej drogi do samej Wisły. Dziewczyna potwierdziła nasze przypuszczenia. Zeszliśmy więc z wału na drugą stronę. Nasze intuicje bezbłędnie doprowadziły nas do miejsca zjazdu wehikułu do Wisły!
W tym miejscu Pan Tomasz po raz pierwszy zjechał wehikułem do wody fot. Czesio1
W tym też momencie zaczęło się wypogadzać, pokuszę się nawet o stwierdzenie, iż zrobiło się względnie ciepło. Widoczność była doskonała. W oddali widać było wspomnianą wieżę kościoła.
"Po prawej - wysoki brzeg porastał sosnowy las, po lewej - były wzgórza pokryte uprawnymi polami (...)"
Uprawne pola przy brzegach Wisły fot. Milady
"(...)na horyzoncie malowniczo zarysował się kościółek z wysmukłą wieżą."
Kościółek w oddali fot. Milady
"Tuż przy samej wodzie zieleniły się łąki przegrodzone wałami przeciwpowodziowymi, a za nimi sterczały kanciaste łby starych wierzb i wysokie topole."
Nad brzegiem Wisły fot. Konfiturek
To było dokładnie tutaj. Miło było znaleźć się w tym właśnie miejscu, które opisał Nienacki w jakże zacnym gronie. Stojąc nad brzegiem Wisły nie omieszkaliśmy odczytać uroczyście fragmentów "Wyspy złoczyńców", jakże pasujących do tego co mieliśmy przed oczami.
Czesio1 czyta fragmenty "Wyspy złoczyńców" fot. Konfiturek
Ciekawe czy sam Zbigniew mógł przypuszczać, że i to miejsce w wiele lat po opisaniu odnajdą pasjonaci przygód stworzonego przez niego bohatera?
Zapewne byłby wielce zaskoczony.
Pamiątkowe zdjęcie w miejscu gdzie Pan Tomasz zjechał do Wisły fot. Konfiturek
Po dość długim podziwianiu postanowiliśmy udać się dalej, ponieważ czas gonił a co nieco chcieliśmy jeszcze zobaczyć. Zaczęliśmy więc znów wspinać na wał. Gdy stanęliśmy na nim na Wiśle ukazał się statek/prom.
"Po Wiśle z prądem płynął statek. Na pokładzie brzmiała muzyka, przy burtach stali podróżni,"
Statek płynący po Wiśle fot. Konfiturek
Tak więc czas odwiedzenia tegoż miejsca był doskonały. Zeszliśmy z wału, z dołu już odmachując Teresie na pożegnanie. Udaliśmy się do wehikułów i ruszyliśmy w dalszą podróż.
Teresa (Milady) macha Tomaszowi na pożegnanie fot. Konfiturek
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez Milady, łącznie zmieniany 7 razy.
Lubimy towarzystwo, ale nie mo?emy znie?? ludzi ca?y czas ko?o siebie. Wi?c gdzie? si? gubimy, potem wracamy i znów znikamy w diab?y.
Po zwiedzeniu mocno działającego na wyobraźnię miejsca w którym Pan Tomasz po raz pierwszy płynął swym wehikułem po wodzie, udaliśmy się w stronę Włocławka, w celu odnalezienia kawiarni, w której Pan Tomasz zafundował śniadanie Teresie. Zadanie to było z góry skazane na niepowodzenie, bo tak naprawdę mogła to być dowolna kawiarnia z tamtych lat. Zresztą po 50 latach mogła to być też tylko ruina.
Zaparkowaliśmy auta na końcu (lub początku) bulwarów włocławskich i ruszyliśmy na spacer w kierunku widocznego w oddali mostu.
Spacer bulwarem nad Wisłą we Włocławku fot. Konfiturek
Same bulwary musiały być niedawno odnowione, bo były ładne, zadbane i czyste. Po prawej stronie leniwie płynęła Wisła, a daleko za nami widać było włocławską tamę, która sprawiła, że dzisiejsza Wisła wygląda trochę inaczej, niż ta opisana w "Wyspie Złoczyńców".
W oddali tama na Wiśle fot. Konfiturek
Słynie też z tego, że oddano ją do użytku w 1970 roku jako pierwszy element zespołu zapór, a jej samodzielne działanie obliczono na 10 lat. Reszty zapór nigdy nie wybudowano i włocławska tama stoi do dziś samotnie walcząc z naporem Wisły. Mimo planów budowy kolejnej zapory i pracom remontowym Wisła wciąż może wygrać tę walkę.
Nasz forowy paparazzo Konfiturek w akcji fot. Milady
Niedaleko mostu pożegnaliśmy johny'ego z rodziną...
Pierwszych rozstań nadszedł czas fot. Konfiturek
...i skierowaliśmy się do centrum rozglądając się za jakaś restauracją.
W poszukiwaniu jadalni fot. Konfiturek
Teoretycznie reprezentacyjna ulica 3 Maja bardzo mocno kontrastowała z bulwarami swym zaniedbaniem i ilością popadających w ruinę budynków i sklepów. Czy czasem spore gruzowisko naprzeciwko kościoła nie było poszukiwaną przez nas książkową kawiarnią...?
"We Włocławku zatrzymałem się przed kawiarnią i zaprosiłem dziewczynę na śniadanie."
Czyżby to były resztki poszukiwanej kawiarni? fot. Konfiturek
Po dość długim spacerze opustoszałą ulicą, znaleźliśmy oazę na pustyni w postaci rewelacyjnej pizzerii, w której było bardzo przyjemnie, a jedzenie bardzo smaczne.
Zlotowicze w pizzerii we Włocławku fot. Czesio1
Spędziliśmy tam sporo czasu i ruszyliśmy w drogę powrotną.
W okolicy kościoła przymierzaliśmy się do pożegnania kolejnych uczestników, w postaci panny Moniki, Kędziorka i ich córeczek, gdy Konfiturek zaczął wykonywać gwałtowne ruchy rękami, klepał się po wszystkich kieszeniach i przeszukiwał wszystkie zakamarki swej przepastnej torby fotograficznej. Wkrótce okazało się, że nie ma karty pamięci ze zdjęciami z całego dnia! Konfiturek natychmiast pognał z powrotem do pizzerii, bo tylko tam mogła być karta. Czekaliśmy na jego powrót w napięciu a Gienek umilał pozostałym uczestnikom zlotu nerwowe oczekiwanie opowiadając rozmaite anegdotki z pełnego podobnych przygód życia Konfiturka.
W oczekiwaniu na Konfiturka fot. Czesio1
Po około trzech anegdotkach Konfiturek wrócił z kartą, zdyszany, ale zadowolony. Bez dalszych opóźnień wróciliśmy do żegnania grupy panny Moniki, a potem wróciliśmy do aut.
Tu pożegnaliśmy już niestety ekipę krakowską, która musiała jeszcze wrócić do bazy noclegowej po Beatę i rzeczy.
Pożegnania nadszedł czas... fot. Konfiturek
Pożegnania nadszedł czas... fot. Konfiturek
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez Gienek, łącznie zmieniany 8 razy.
Żegnając Włocławek ruszyliśmy w stronę Nowego Duninowa gdzie czekały na nas ostatnie atrakcje.
Wyprawa już w dość okrojonym stanie (5 aut) wyrwała z kopyta za naszym przewodnikiem Cześkiem1. W połowie drogi odłączył od nas sportowy Opel TomaszkaK, żegnając nas machaniem ręki z otworu okiennego co wywołało smutek na naszych twarzach, gdyż została Nas już tylko garstka.
Jechaliśmy tak i jechaliśmy, aż naszym oczom ukazał się ostatni zakręt a za nim parking przed aleją "wspaniałości".
W jednym miejscu natrafiliśmy na 3 wspaniałe zabytki (oczywiście nasz przewodnik wszystko to zaplanował). Wiecie kto to taki??
Pierwszy ukazał się nam Pałacyk neogotycki, zameczek Ike-Duninowskich, który powstał w latach 1835-1840.
Zameczek Ike-Duninowskich w Nowym Duninowie fot. Milady
Budowla ta zbudowana z cegły posiada 3 kondygnacyjną wieżę oraz ostrołukowe otwory okienne. Obiekt ten pełnił różne funkcje: Kaplicy ewangelicko-augsburskiej, kina o nazwie Gosia czy hotelu klasy turystycznej.
Po wojnie przechodził kilka razy zmieniał właścicieli, aż wreszcie trafił w prywatne "ręce".
Zameczek Ike-Duninowskich w Nowym Duninowie fot. Konfiturek
Kilka metrów dalej natknęliśmy się na Pałacyk myśliwski barona Stefana Ike.
Jest to najstarszy budynek w Nowym Duninowie pochodzący z 1829 roku.
Neobarokowe kopuły wież są pozostałością po pierwotnym wyglądzie budowli.
Pałacyk był wielokrotnie przebudowywany przez co zatracił swoje barokowe cechy.
Obecnie został zaadaptowany na mieszkania pracowników Nadleśnictwa Gostynin.
Pałacyk myśliwski barona Stefana Ike fot. Milady
Zauroczeni dwoma pierwszymi budowlami natrafiamy na kolejny skarb architektury.
Tym razem mamy do czynienia z bardzo zniszczonym Neorenesansowym Pałacem Ike-Duninowskich. Powstał na przełomie lat 1862-1876 był wykonany z cegły,szkoda że czasy jego świetności minęły. Po wojnie przez prawie 50 lat w Pałacu znajdowała się Szkoła podstawowa. Pomimo wszystko jest to unikalny zabytek architektoniczny na Mazowszu.
Pałac Ike-Duninowskich fot. Czesio1
Wnętrze Pałacu Ike-Duninowskich fot. Milady
Pogoda robiła się coraz lepsza a My niestety musieliśmy wracać. Do aut wlekliśmy się niesamowicie, żeby tylko odwlec to co nieuniknione czyli rozstanie. Trochą dręczyły Nas owady mające swoją bazę w okolicznym stawie ale byliśmy dzielni. Truchcikiem dotarliśmy do naszych wspaniałych środków lokomocji. Po drodze Konfiturek oraz Czesiek1 wykonali ostatnie pamiątkowe zdjęcia.
Staw przed zameczkiem Ike-Duninowskich fot. Czesio1
Przewodnik Czesia z Pałacem Ike-Duninowskich w tle fot. misia
Pierwsi z parkingu wystartowali posiadacze Renault oraz Rovera, za nimi pojechał VW a na końcu wystartował Citroen.
Myślę, że Wszystkich martwiło, iż ta przygoda się kończy ale było jasne, że za chwilę zacznie się nowa. A może już się zaczęła??????
DO ZOBACZENIA...
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez Nil77, łącznie zmieniany 7 razy.