Zlot zaczynał się w piątek, w święto Trzech Króli, ale większość zlotowiczów przybyła już poprzedniego wieczora. Jako pierwsi TomaszK i Zbychowiec, mając w planie odmiatanie śniegu z parkingu. Okazało się jednak, że mój nieoceniony sąsiad, Władek, nie tylko odśnieżył ogród, ale także rozpalił kominek, więc przywitał nas ciepły dom.
TomaszK fot. zbychowiec
zbychowiec fot. zbychowiec
Domek powoli się zaludniał, najpierw przyjechali Czesiowie...
Czesio1 fot. zbychowiec
Agnieszka Czesiowa z Mają fot. zbychowiec
Czesio1 sprawdza co się dzieje na forum fot. zbychowiec
... i Mysikróliki
Mysikrólik z Robasem fot. zbychowiec
Agnieszka Mysikrólikowa fot. Czesio1
Mysikrólik fot. zbychowiec
Mogliśmy zatem zrobić pierwsze grupowe zdjęcie.
Pierwsza grupa Zlotowiczów, od lewej: zbychowiec,
Mysikrólik, Robas, Agnieszka Mysikrólikowa, TomaszK,
Kinga, Agnieszka Czesiowa, Maja i Czesio1 fot. zbychowiec
Jeszcze tego samego wieczora przyjechali całą czwórką Vandelorowie i jako ostatnia Hanka, która miała po drodze kłopoty z samochodem.
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez TomaszK, łącznie zmieniany 4 razy.
świąteczny poranek przywitał nas ostrym mrozem. Wskazówka na termometrze zeszła mocno poniżej 20 stopni na minusie. Widok z cieplutkich pokoi mieliśmy cudowny. Wszystko dookoła pokryte było śnieżną pierzyną, w oddali spomiędzy mgieł wyłaniały się szczyty gór. Mógłbym tak stać i stać w nieskończoność w oknie wpatrzony w tą piękną zimową scenerię.
Widok z okna naszej drugiej bazy na domek TomaszKa fot. Czesio1
Wielkie sople lodu zwisające z dachu domku TomaszKa fot. Czesio1
Panorama gór fot. Czesio1
Góry spowite mgłą fot. kadr z filmu zlotowego
Bałwanek lubi taką mroźną pogodę fot. kadr z filmu zlotowego
Lecz oto w domku u sąsiada pojawił się dym w kominie. Ależ tak, to przytulny domek naszego Przyjaciela TomaszKa. Gospodarz nie pozwolił sobie na długi sen, zerwał się z posłania bladym świtem, żeby napalić w kominku. To znak, że powinniśmy i my się tam udać, pomóc przygotować śniadanie.
Po wyjściu na dwór dzieciaki skorzystały z okazji by trochę poszaleć w białych zaspach śnieżnych. Maja brnęła w zaspach po kolana, nieco dalej Iga zasypywała Lolo białym puchem. Cisza, spokój, świeże, zimowe górskie powietrze – oto czego brakuje nam na co dzień a czym mogliśmy się teraz nacieszyć do woli.
Maja fot. Czesio1
Iga i Lolo fot. kadr z filmu zlotowego
Droga do TomaszKa fot. kadr z filmu zlotowego
Szereg domków w oddali fot. kadr z filmu zlotowego
Mróz trzaskał pod naszymi butami gdy szliśmy drogą do TomaszKa. Pomimo krótkiej trasy nosy nam zaczerwieniły się z zimna. Na szczęście u TomaszKa ogień już wesoło buzował w kominku. Z każdą pojawiającą się w saloniku osobą robiło się i cieplej i weselej. Ciepła herbata, pyszne śniadanko a potem kawa i możemy ruszać w teren.
Kilka osób udało się do Zakopanego na świąteczne nabożeństwo, zbychowiec zobowiązał się dopilnować kominka, żeby nie wygasł a my zabraliśmy sanki, jabłuszka do zjeżdżania i ruszyliśmy w stronę Doliny Małej Łąki.
Ruszamy ku Dolinie Małej Łąki fot. kadr z filmu zlotowego
Dzieciaki z przodu, nie mogły już doczekać się szusowania na górce fot. kadr z filmu zlotowego
Tuż przed samą główną szosą znajduje się dość stromy zjazd w kierunku zabudowań przy ulicy Małej Łąki. Zimą mało kto tędy jeździ, bowiem jest to dość krótki ale i bardzo śliski fragment drogi, lepiej jest dojechać do zabudowań drogą okrężną. Dla nas ten zjazd był jakby spełnieniem marzeń. Mogliśmy do woli poszaleć na sankach i na jabłuszkach.
Czesio1 z Mają fot. kadr z filmu zlotowego
Mysikrólik z Robasem fot. kadr z filmu zlotowego
Lolo z Igą fot. kadr z filmu zlotowego
Zjeżdżali wszyscy. I najmłodsze dzieciaczki: Iga, Maja i Robas, i te starsze: Kinga i Lolo. Ale dorośli też nie chcieli być gorsi, oto Agnieszka Czesiowa, Agnieszka Mysikrólikowa, Czesio1 i Mysikrólik też szusują saneczkowym torem. śmiechu było przy tym co niemiara.
Lolo jeszcze na jabłuszku, Iga już na plecach fot. kadr z filmu zlotowego
Mysikrólik na trasie fot. kadr z filmu zlotowego
Maja na jabłuszku fot. kadr z filmu zlotowego
Robas na jabłuszku, za nim pędzi Kinga fot. kadr z filmu zlotowego
Fik z jabłuszka fot. kadr z filmu zlotowego
Kinga poległa na stoku fot. Czesio1
Nasz saneczkowy tor widziany z góry fot. kadr z filmu zlotowego
Po saneczkowych szaleństwach postanowiliśmy jeszcze przejść się kawałek ku Dolinie Małej Łąki.
Idziemy ku Dolinie Małej Łąki, z przodu Lolo z Igą fot. kadr z filmu zlotowego
Robas, Agnieszka Mysikrólikowa, Maja i Agnieszka Czesiowa fot. kadr z filmu zlotowego
Fragment szlaku Doliny Małej Łąki, który można przejść bez biletu fot. kadr z filmu zlotowego
Przed wejściem na główny szlak odnaleźliśmy kolejną górkę do zjeżdżania.
Iga z Mają toczą kule na bałwana fot. Czesio1
Czesio1 z Agnieszką i Mają fot. Czesio1
Lolo z Igą fot. Czesio1
Nacieszywszy oko pięknym widokiem a płuca górskim, rześkim powietrzem postanowiliśmy wrócić do bazy. Godzinka czasu upłynęła ani się spostrzegliśmy.
A ja, choć za górami zimą nie przepadam, powoli zaczynam zmieniać zdanie...
Ostatnio zmieniony 04 lip 2018, 14:05 przez Czesio1, łącznie zmieniany 3 razy.
Już na starcie naszej wędrówki do upiornego hotelu musieliśmy przedzierać się przez zaspy śniegu. Sam hotel z daleka mrozi krew w żyłach, bo mimo swojej masywnej budowy wygląda jakby miał się za chwilę zawalić.
Upiorny hotel fot. Czesio1
Kiedy znaleźliśmy się w środku, panował półmrok. Zbychowiec jak zwykle był na wszystko przygotowany i jego lampa rozświetliła wszystko dookoła.
Hotelowy hall fot. Czesio1
Zaczęliśmy eksplorować parter hotelu. Tu i ówdzie walały się sterty śmieci, a na ścianach było mnóstwo graffiti.
Sterty śmieci fot. Czesio1
Sterty śmieci fot. Czesio1
rl] Graffitti na ścianie fot. VdL
Budowa hotelu stanęła w takim momencie, że wszystkie pomieszczenia wyglądały tak samo, można było łatwo się zgubić, nie było żadnych barierek, przez wielkie otwory, w których miały stać okna rozpościerał się widok na całą okolicę.
Widok z hotelowego okna na okolicę fot. Czesio1
Basen hotelowy fot. VdL
W jednym z pomieszczeń znaleźliśmy kryształową czaszkę rodem z Indiany Jones’a.
TomaszK z lodową czaszką fot. Czesio1
Lolo z lodową czaszką i długim soplem lodu fot. Czesio1
Zwiedzając natomiast podziemia „Upiornego Hotelu” napotkaliśmy „Obcego” niczym z filmu „8 pasażer Nonstromo”.
Czaszka w podziemiach upiornego hotelu fot. Czesio1
Czaszka w podziemiach upiornego hotelu fot. Czesio1
Obcy postanowił się reaktywować i nas unicestwić, oto postać, która zamiast głowy miała trupią czaszkę. Z zaskoczenia udało się go sfilmować i umknąć dalej, a postać z trupią czaszką spokojnie czekała na kolejnych forowiczów. Wbrew pozorom to była pozytywna postać... tylko osamotniona.
Postać z trupią czaszką fot. Czesio1
Na ostatnim piętrze była przygotowana pułapka na nieproszonych gości.
Stryczek dla złoczyńców fot. VdL
Wielki sopel lodu wiszący niczym miecz Damoklesa fot. Milady
Wielki sopel lodu wiszący niczym miecz Damoklesa fot. Milady
Hotel naprawdę jest upiorny w którym jest mnóstwo pułapek i niebezpieczeństw, możliwe że jest ukryty tam skarb?
Żegnaj upiorny hotelu... fot. Czesio1
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez VdL, łącznie zmieniany 4 razy.
Punktem kulminacyjnym dnia był wieczorny konkurs zorganizowany przez Czesia. Jak się później okazało był to jeden z bardziej oczekiwanych momentów spotkania będący częściowo wyznacznikiem tego czy to już zlot czy też jeszcze forowe spotkanie. Bo jak się dowiedziałam – nie ma zlotu bez konkursu!
Organizator tłumaczy zasady konkursu fot. kadr z filmu zlotowego
Co ten Czesiek znowu wymyślił? – zastanawiają się
konkursowicze fot. kadr z filmu zlotowego
Czesio wykazał się pomysłowością i w bardzo przystępnej formie poprowadził konkurs prowadzący nas przez wszystkie 12 części książek o przygodach Pana Samochodzika. W pierwszej chwili padł na wszystkich blady strach, nikt nie spodziewał się pytań spoza Wyspy Złoczyńców.
Składy drużyn wyglądał następująco:
* Drużyna Krakowska: TomaszK, zbychowiec
* Drużyna Kujawsko–Wielkopolska: Hanka i Mysikrólik
* Drużyna Łódzko–Warszawska: Milady oraz PawelK
* Drużyna Warszawsko–Łódzka: Anka, Mirmił, VdL i Lolo
Drużyna Krakowska: TomaszK i zbychowiec fot. kadr z filmu zlotowego
Drużyna Kujawsko–Wielkopolska: Hanka i Mysikrólik fot. kadr z filmu zlotowego
Drużyna Łódzko–Warszawska: Milady oraz PawelK fot. kadr z filmu zlotowego
Drużyna Warszawsko–Łódzka: Anka, Mirmił,
VdL i Lolo fot. kadr z filmu zlotowego
Pytania w formie pisemnej przekazywane były drużynom. Każda drużyna otrzymywała inny zestaw pytań dotyczący danej części kanonu. Każdej części dotyczyły 3 pytania i należało ustalić na nie odpowiedź w określonym, znanym tylko Czesiowi przedziale czasowym.
Jak miał na imię Kędziorek z „Niewidzialnych”? –
- nad tym pytaniem zastanawia się Drużyna
Warszawsko–Łódzka fot. kadr z filmu zlotowego
„Złota rękawica” jest bardzo lubianą częścią przez zbychowca,
więc bez trudu odgadł z TomaszKiem, że Wszędobylska
Hanna pracuje w tygodniku „Szanuj zieleń”. fot. kadr z filmu zlotowego
W Ogrodzieńcu czy w Gardzieniu znajdowały się ruiny dworu
pięknej Jenny z „Niewidzialnych”? – zastanawia się Mysikrólik fot. kadr z filmu zlotowego
A niektóre pytania trzeba przyznać były naprawdę wyszukane. Na przykład: Jak miał na imię Mysikrólik? Ciekawa jestem jak wielu z Was jest w stanie podać na szybko odpowiedź z głowy (powiem tylko, że PawelK potrafi).
Konkursowicze świetnie bawili się próbując odnaleźć odpowiedzi
na kolejne pytania fot. kadr z filmu zlotowego
Mysikrólik zerka na kartkę z pytaniami sąsiedniej drużyny,
czyżby zapomniał, że nie ma takich samych zestawów pytań? fot. kadr z filmu zlotowego
Oczywiście poziom zadawanych pytań był na tyle zróżnicowany, że nikt nie mógł mieć ostatecznie najmniejszych pretensji do osoby Organizatora. Odpowiedzi udzielane na bieżąco wspomagały rywalizację pomiędzy pełnymi ambicji i apetytu na pierwsze miejsce forowiczami.
Dokąd jechała autostopowiczka Teresa z „Wyspy złoczyńców” –
- tego Milady nie mogła nie wiedzieć, bowiem sama odegrała
rolę Teresy machającej Tomaszowi na pożegnanie fot. kadr z filmu zlotowego
Młyn nad jeziorem Jasień to na pewno Topielec – Hanka
nie może się mylić fot. kadr z filmu zlotowego
Oczywiście wszystko odbywało się w zdrowej atmosferze, na poważne pytania udzielane były nierzadko mało poważne odpowiedzi. Wiedzą na temat poszczególnych książek z cyklu Pana Samochodzika mógł wykazać się każdy członek drużyny.
TomaszK ze zbychowcem odgadli, że Zosia
z „Niesamowitego dworu” odnalazła w parku
wielokolorowy długopis fot. kadr z filmu zlotowego
Kapitan Petersen z „Templariuszy” palił fajkę –
- taką odpowiedź w imieniu drużyny odczytał Lolo fot. kadr z filmu zlotowego
Honorowo w konkursie wzięła udział Yvonne, którą to od zajęcia pierwszego miejsca uratowała tylko nieobecność w Kościelisku.
Czesio1 do udziału w konkursie zaprosił również Yvonne,
którą z nienacka telefonicznie zbombardował konkursowymi
pytaniami. Tylko trzech odpowiedzi nie znała! fot. kadr z filmu zlotowego
Jak myślisz TomaszKu, wygraliśmy? – szeptem
pyta zbychowiec fot. kadr z filmu zlotowego
Czas na rozstrzygnięcie konkursu fot. kadr z filmu zlotowego
Muszę napisać nieskromnie, że pierwsze miejsce w konkursie zajęła Milady i PawelK! Na drugie miejsce wspięli się Hanka i Mysikrólik. Trzecie miejsce przypadło TomaszKowi i zbychowcowi. Na czwartym uplasowała się Anka, Mirmił, VdL i Lolo.
Miejsce tuż za podium zajęli: Anka, Mirmił, Vdl i Lolo fot. kadr z filmu zlotowego
Brązowy medal dla Hanki i Mysikrólika fot. kadr z filmu zlotowego
Drugie miejsce dla TomaszKa i zbychowca fot. kadr z filmu zlotowego
A najlepsi okazali się Milady i PawelK fot. kadr z filmu zlotowego
Gratulacje dla zwycięzców od Organizatora fot. kadr z filmu zlotowego
Muszę przyznać, że konkurs mimo szerokiego zakresu tematyki został poprowadzony bardzo sprawnie a formuła jaką wymyślił Czesio okazała się w mojej ocenie jedną z ciekawszych.
Milady bije brawo wszystkim uczestnikom konkursu fot. kadr z filmu zlotowego
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez Milady, łącznie zmieniany 5 razy.
Lubimy towarzystwo, ale nie mo?emy znie?? ludzi ca?y czas ko?o siebie. Wi?c gdzie? si? gubimy, potem wracamy i znów znikamy w diab?y.
Dolina Małej Łąki znajduje się dokładnie na wprost drogi prowadzącej do domku TomaszKa. Aby znaleźć się na szlaku nie trzeba więc podjeżdżać nigdzie samochodem. Wystarczy krótki, kilkuminutowy spacer w kierunku głównej szosy i oto jesteśmy u wylotu Doliny.
W sobotni mroźny poranek Hanka, Agnieszka Czesiowa i ja postanowiliśmy przespacerować się fragmentem szlaku Doliny Małej Łąki.
Dom TomaszKa fot. Czesio1
Dom TomaszKa fot. Czesio1
Tatry w oddali fot. Czesio1
Giewont fot. Czesio1
Czerwone Wierchy fot. Czesio1
Ubraliśmy się ciepło stosownie do panujących warunków pogodowych i ruszyliśmy w drogę. Razem z nami wyszli również Maciek i Wiktoria ale oni tylko z zamiarem dotarcia na „tor saneczkowo–jabłuszkowy pod szosą”.
„Tor saneczkowo–jabłuszkowy pod szosą”. fot. kadr z filmu zlotowego
Czesio1 z Agnieszką na trasie fot. kadr z filmu zlotowego
Szusująca Hanka fot. kadr z filmu zlotowego
Tu zostawiliśmy Maćka z Wiktorią a sami przeszliśmy na drugą stronę szosy. Byłem ciekaw czy przy takiej pogodzie (jakby nie patrzeć ponad 20 stopni na minusie) będzie ktoś siedział w drewnianej budce przy wejściu na szlak i sprzedawał bilety. Nie jest to przecież najpopularniejszy szlak w Tatrach i do tego ten mróz. A jednak kasa biletowa była czynna!! Cóż nam pozostało? Mimo, że chcieliśmy przejść się tylko kawałek w górę to musieliśmy uiścić pełną opłatę.
Szlak był przetarty, po chwili minęła nas dwójka turystów na nartach. Czasem trafił się jeszcze jakiś wędrowiec. Ale poza tym pustka na szlaku. Cisza, spokój.
Agnieszka z Hanką na szlaku fot. kadr z filmu zlotowego
Agnieszka z Hanką na szlaku fot. kadr z filmu zlotowego
Czesio1, Agnieszka i Hanka fot. Czesio1
Czesio1, Agnieszka i Hanka fot. Czesio1
Zaskoczył mnie bardzo widok płynącego Małołąckiego Potoku, który towarzyszył nam obok szlaku. Górska bystra woda nie boi się siarczystych mrozów, jak ma płynąć to płynie.
Małołącki Potok fot. Czesio1
Małołącki Potok fot. kadr z filmu zlotowego
Małołącki Potok fot. kadr z filmu zlotowego
Szlak w Dolinie Małej Łąki fot. Czesio1
Szlak w Dolinie Małej Łąki fot. Czesio1
Czesio1 z Agnieszką fot. Czesio1
Podziwiając zimowe widoki dotarliśmy leśnym szlakiem do pierwszego rozwidlenia szlaków. Niebieski szlak odbijał w prawą stronę na Przysłop Miętusi, żółtym szlakiem w lewą stronę można było dojść na Wielką Polanę.
Ekipa spacerowa na rozwidleniu szlaków fot. Czesio1
Tu zrobiliśmy sobie przerwę. Nie zabrakło zimowych szaleństw jak za dawnych dziecięcych lat.
Trzymamy się mocno... fot. Czesio1
...hop do tyłu... fot. kadr z filmu zlotowego
...i leżymy w śniegu... fot. kadr z filmu zlotowego
...noga w górze... fot. kadr z filmu zlotowego
...i toniemy w białym puchu fot. kadr z filmu zlotowego
Jest super!! fot. kadr z filmu zlotowego
Ponieważ dziadek mróz nie odpuszczał postanowiliśmy już wracać do domku TomaszKa.
Sople lodu na skałach fot. Czesio1
Sople lodu na skałach fot. Czesio1
Szlak w Dolinie Małej Łąki fot. Czesio1
Do TomaszKa już niedaleko fot. Czesio1
Godzinka spaceru minęła dość szybko a mimo to porządnie zmarzliśmy się. Jak to dobrze, że kominek u TomaszKa wesoło buzował. Ogrzanie zmarzniętych policzków przy płonących drwach w takiej górskiej scenerii to sama przyjemność.
A to przecież nie koniec atrakcji na dziś.
Ostatnio zmieniony 06 cze 2018, 10:47 przez Czesio1, łącznie zmieniany 2 razy.
Pewnego grudniowego dnia zadzwonił mój telefon. Po drugiej stronie odezwali się zbychowiec i TomaszK. Rozmawialiśmy o styczniowym zlocie w Kościelisku. Wtedy to nieśmiało zaproponowałam, iż podczas tego spotkania można by zorganizować kulig. Tomaszkowi spodobał się mój pomysł. Podjął się zamówienia dla nas odpowiedniej ilości sań. Wymyślił dalsze atrakcje, po kuligu mieliśmy grzać się przy ognisku, zajadając pieczone kiełbaski i popijając szlachetne miody.
Staropolski kulig
Kulig to karnawałowa zabawa szlachty polskiej, znana od końca XVI w. Organizowana była od świat Bożego Narodzenia do środy Popielcowej. Celem kuligów była wspólna sąsiedzka zabawa, dająca możliwość bliższego poznania się czy złagodzenia sporów. Może my też chcieliśmy się poczuć jak towarzystwo ze szlacheckim pochodzeniem, poznać okolicę jadąc saniami zaprzęgniętymi w konie.
W sobotę 7 stycznia z niecierpliwością nasza wesoła kompania wyglądała przez okno z Tomaszkowego domu i wypatrywała góralskich zaprzęgów. Usłyszeliśmy najpierw dzwonki, potem trzaskanie bicza, skrzypienie przemykających po śniegu sań i naszym oczom ukazał się sznur pojazdów ciągniętych przez śliczne wierzchowce.
Pierwsze sanie już nadjeżdżają fot. PawelK
Dwukonne sanie fot. kadr z filmu zlotowego
Kroczyły majestatycznie i dumnie. Konie prezentowały się fantastycznie, kare, gniade, kasztanowe i siwe ustrojone były w dzwoneczki i kolorowe wstążki. Z ich nozdrzy w mroźne powietrze wydobywały się kłęby pary, ślicznie wygadały z błyszczącą sierścią upstrzoną śniegiem, z oszronionymi wąsami i rzęsami.
Konie z oszronionymi wąsami i rzęsami spokojnie
oczekiwały aż wszyscy zasiądą do sań fot. PawelK
Na dworze panował straszny ziąb, było chyba – 25 stopni. Choć słońce uśmiechało się chwilami serdecznie surowy mróz nie ustępował kolejny dzień. Cała okolica okryta była skrzącym całunem promiennej bieli. Opatuchalismy się więc solidnie by nie zmarznąć za bardzo podczas kuligu.
Pięknie prezentował się rząd sań w naszym kuligu fot. Maciek
Powoli mościliśmy się w saniach. Troskliwi górale okrywali nas kocami. Rozdali zapalone pochodnie i mogliśmy ruszać w drogę. Składy sań były następujące:
1) Czesio1, Agnieszka, Kinga i Maja
2) TomaszK, Hanka, Maciej, Wiktoria
3) Mysikrólik, Agnieszka i Robert
4) VdL, Marzena, Iga i Lolo
5) PawelK, Anka, Milady i Mirmił
W pierwszych saniach usiedli: Hanka, TomaszK,
Wiktoria i Maciek fot. Maciek
Wiktoria i Maciek fot. Maciek
Hanka i TomaszK fot. Maciek
W saniach drugich usiedli: Czesio1, Kinga,
Agnieszka i Maja fot. Czesio1
Agnieszka i Maja fot. Czesio1
Czesio1 i Kinga fot. Czesio1
Marzena i Iga w saniach numer trzy fot. VdL
Milady i Mirmił usiedli w ostatnich saniach fot. PawelK
Milady i Mirmił już z płonącymi pochodniami fot. PawelK
Nie wiem o czym dyskutowano w innych saniach. Ja miałam ogromną przyjemność siedzieć obok Gospodarza naszego zlotu, TomaszKa, który w niebywałą swobodą opowiadał historie Kościeliska i mieszkających tam ludzi.
W pięknej zimowej scenerii konie ruszyły z kopyta fot. Maciek
Płonąca pochodnia a w oddali między drzewami
masyw Giewontu fot. Maciek
Czas mijał niezwykle miło, podziwialiśmy tatrzańskie, ośnieżone szczyty. Aż chciało się śpiewać:
Ciągną, ciągną sanie, góralskie koniki,
Hej, jadą w saniach panny, przy nich janosiki.
Spod kopyt lecą skry, hej lecą skry,
Zmarznięta ziemia drży, hej ziemia drży.
Wielkie tatrzańskie polany pokryte grubym puchem śniegu fot. Maciek
Kulig fot. Maciek
Kulig fot. VdL
Kulig fot. VdL
Konikom coraz zimniej fot. Maciek
Gdy pędziliśmy z górki rzeczywiście drżała ziemia. Tymczasem purpurowy zachód rozgorzał za czarnymi czubami górskich sosen, zaczynało się robić coraz ciemniej. Księżyc wypłynął na niebo jak złota łódź. Powoli zbliżaliśmy się do mety naszego kuligu.
Płonąca pochodnia rozświetla zapadający wokół mrok fot. VdL
Zmarznięci ale bardzo zadowoleni opuszczaliśmy sanie myśląc już o smacznym obiedzie i czekających nas wieczornych konkursach. Ten kulig to niezapomniana przygoda. Dziękujemy TomaszKu.
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez Hanka, łącznie zmieniany 5 razy.
Kiedy po zakończeniu kuligu pod karczmą „Holny” okazało się że nie ma dla nas miejsca w tej gospodzie, postanowiliśmy zrobić sobie obiad w domu, pomimo że nie byliśmy na to przygotowani. Każdy jednak nawiózł jakiegoś jedzenia, więc z głodu nie powinnyśmy umrzeć. Na pierwsze danie Hanka zaofiarowała się błyskawicznie zrobić słynny żur kujawski, który co prawda był planowany, ale dopiero na wieczór.
Słynny kujawski żur już gotowy fot. kadr z filmu zlotowego
Słynny kujawski żur już gotowy fot. kadr z filmu zlotowego
Smacznego fot. kadr z filmu zlotowego
Drugie danie też było awaryjne, rozmroziliśmy kotlety, które moja ciocia upiekła w ogromnej ilości, zostały podgrzane w piekarniku. Sałatką zajęła się Marzena, a była to sałatka niezwykła, bo z pieczonym boczkiem, co w sałatkach spotykane jest rzadko (a szkoda).
Sałatka w wykonaniu Marzeny fot. kadr z filmu zlotowego
Dla mnie był to najprzyjemniejszy wieczór w Kościelisku. W domku był gwar, ruch, nikt się nie nudził, Maja i Iga okupowały schody i bawiły się lalkami w skomplikowaną grę fabularną,
Sobotnia wieczorna uczta fot. Maciek
Sobotnia wieczorna uczta fot. Maciek
niektórzy grali w bilard (brylował Lolo),
Zbychowiec przy bilardowym stole fot. VdL
TomaszK z trybun obserwuje pojedynek Czesia
ze zbychowcem fot. VdL
Czesio1 atakuje fot. VdL
a Mysikrólik zgromadził chętnych na grę planszową.
Jedna z wielu gier, które przywiózł na zlot Mysikrólik fot. Czesio1
Wszystkiemu oczywiście towarzyszyły rozmowy o tych co przyjechali, o tych co nie przyjechali, o następnych zlotach – czyli to co nas integruje. Było też pieczenie kiełbasy na kominku, co zastąpiło wstępnie planowane ognisko, odwołane z powodu siarczystego mrozu. Sąsiad pan Władek, przygotował nawet miejsce na ognisko na swoim polu i zgromadził drewno, ale ostatecznie spędził ten wieczór u nas.
Częścią wieczoru była zabawa przygotowana przez Hankę a prowadzona przy wsparciu Milady.
Hanka objaśnia zasady zabawy fot. kadr z filmu zlotowego
Hanka rozdaje uczestnikom czyste kartki do zabawy fot. kadr z filmu zlotowego
Każdy otrzymał kartkę, napisał na niej swój nick forowy i podał ją sąsiadowi. Z kolei na kartce otrzymanej od sąsiada z lewej, wpisywał odpowiedź na pierwsze pytanie i podawał sąsiadowi z prawej.
Pierwsze pytania już padły fot. kadr z filmu zlotowego
Ale fajnych znajomych ma ten mój sąsiad TomaszeK -
- zdaje się myśleć Władek patrząc na naszą wesołą ferajnę fot. kadr z filmu zlotowego
Nawet operator kamery Czesio został wciągnięty w wir zabawy fot. kadr z filmu zlotowego
Pytania dotyczyły osoby której nick był napisany na kartce, udzielane były anonimowo, kolejno przez wszystkich uczestników zabawy. Pytania były żartobliwe, np. „Jaki tytuł będzie mieć jego biografia”, odpowiedzi też były żartobliwe, ale w sumie mówiące danej osobie, co myślą o nim inni.
Hanka odczytuje odpowiedzi na kolejne pytania fot. kadr z filmu zlotowego
Wieczór przeciągnął się do północy, a dla niektórych nawet dłużej. A temperatura na zewnątrz spadała i spadała...
Ekipa zlotowa prawie w komplecie. Od lewej: Władek,
Marzena, Iga, Lolo, Maja, VdL, Mirmił, Milady, TomaszK,
Czesio1, Robas, Mysikrólik, Agnieszka Mysikrólikowa,
zbychowiec, Agnieszka Czesiowa,
Maciek (syn Hanki), Kinga, Hanka, Paweł i Anka. fot. Czesio1
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez TomaszK, łącznie zmieniany 3 razy.
Nieuchronnie zbliżał się czas wyjazdu. Bardzo wcześnie w niedzielę, bo już o 7 rano, w kominku zaczął wesoło trzaskać ogień i pierwsi zlotowicze schodzili się na śniadanie.
Wszystko fajnie, tylko był mały problem. Komu w ogóle odpali samochód. Mróz od rana był nadal potężny, blisko –30 stopni.
Niedzielny poranek fot. Agnieszka Czesiowa
Sobotnia próba wypadła pomyślnie dla VdL, Hanki, Czesia i o dziwo TomaszKa.
W niedzielę nie było już tak dobrze.
Opel TomaszKa chodził jak pszczółka, VdL i jego Skoda oraz Volkswagen Hanki również nie miały problemów z odpaleniem. Nieoczekiwane problemy miała za to „Renówka” Czesia w której prawdopodobnie paliwo zmieniło się w coś niezdatnego do rozruchu, mimo że miała chyba najlepszy akumulator ze wszystkich aut.
Kia Mirmiła i Milady, oraz Skoda Mysikrólika wyglądały jakby wyzionęły ducha.
Jakiekolwiek próby odpalenia na kable, nie dawały żadnego rezultatu.
VdL zaordynował kąpiele zdrowotne dla baterii obu samochodów i tak akumulator Kii pławił się w TomaszKowej misce do prania, a Mysikrólik podgrzewał swój w zlewie w kuchni.
W tym czasie Czesio próbował reanimować swój samochód za pomocą farelki.
Stało się jasne, że nie uda nam się wystartować na „Zakopiankę” przed tabunami wracającymi z długiego weekendu.
Cała załoga zlotowa lojalnie dotrzymywała towarzystwa uwięzionym w Kościelisku.
Po ok. trzech kwadransach podjęliśmy kolejne próby odpalenia. Na pierwszy ogień poszedł „koreańczyk” z miasta Łodzi. Tym razem do walczących dołączyła Milady, która postanowiła wspomóc duchowo swój samochód. Po kilku próbach wreszcie silnik zaczął pracować, czym sprawił radość właścicielom, a pozostałym wlał nadzieję w serca.
Skoda Mysikrólika, po zamontowaniu „zrelaksowanego” akumulatora i zastosowaniu podobnej techniki, odpaliła prawie od razu, choć w charakterystyczny dla diesli, terkotliwy sposób. Inna sprawa, że od mrozu zapaliły się wszystkie kontrolki i niektóre nie zgasły już aż do wizyty u elektromechanika, a drogę powrotną Skodzina przejechała na włączonych na stałe światłach stopu.
Pozostał więc samochód Czesia, który miał niestety problemy wykraczające poza nasze możliwości i została wezwana pomoc w postaci „Startera”.
Jako pierwsza opuściła nas Hanka z rodziną, która miała w planach poszusować jeszcze w Witowie. Następnie w drogę wyruszyła drużyna Mysikrólika, który miał najdalej. Pozostali wyjechali niewiele później. Akcja rozruchowa Renaulta poszła sprawnie i kawalkada aut, z Czesiem, Mirmiłem i VdL za kierownicami, pojechała za Oplem TomaszKa, aby sobie tylko znanymi drogami ominąć korki na „Zakopiance”.
Wyjazd nastąpił dopiero po 13-tej.
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez Mysikrólik, łącznie zmieniany 4 razy.
Dzień pierwszy. Piątek, 6 stycznia. Zimno. Rano (pojęcie względne, jak mawiał mój kolega ze studiów, rano jest 2 godziny po wstaniu z łóżka), czyli ok 9–13 stopni. Ponieważ wczesnym popołudniem jest przewidziana eksploracja rudery hotelowej w Kościelisku planujemy trasę po której zdążymy i na obiad i do Kościeliska. Padło na lajtową traskę na Halę Kondratową. Tam zawsze jest ciepła herbatka i jedyny, ze schronisk w Tatrach, piernik (w pozostałych jest szarlotka). Wyszliśmy na tyle rano, że na szlaku było w miarę pusto, sporo śniegu i niezbyt ślisko.
Szlak na Halę Kondratową fot. PawelK Szlak na Halę Kondratową fot. PawelK
śnieg pięknie ubrał drzewa w Dolinie Kondratowej fot. PawelK
Drzewa pokryte śniegiem fot. PawelK
Białe szczyty gór wyłaniające się powyżej drzew fot. PawelK
Kopa Kondracka w oddali fot. PawelK
Szlak niestety częściowo przecina się, częściowo pokrywa z nartostradą. Swoją drogą, zadziwiają mnie niesamowicie ludzie, którzy na plecach wnoszą narty dwie godziny w górę aby potem pół godziny zjeżdżać po ścieżce pełnej ludzi. Wracając do wycieczki – pod górę w miarę pusto. Na hali trochę ludzi ale bez przesady, miejsce w środku się znalazło, herbata z cytryną i piernik też.
Schronisko na Hali Kondratowej fot. PawelK
Schronisko na Hali Kondratowej fot. PawelK
Na hali ponad metr śniegu.
Znaki górskie tonące w zaspach śniegu fot. PawelK
Widoki w zależności od przewianych chmur, na zmianę trochę słońca, trochę chmurek. Wracamy oczywiście tą samą trasą, niestety znajduje się kilku „pseudo–narciarzy”, którzy nie zauważają, że śmigają ścieżką, po której chodzą ludzie i na centymetry wyprzedzają waląc w dół z pełną prędkością.
W drodze powrotnej fot. PawelK
Hotel Górski na Kalatówkach fot. PawelK
Po drodze umawiamy się z Tomaszkiem, że obiad o 14 i ktoś po nas podjedzie. Obiad zaplanowaliśmy u Ryśka. Wszystko by było fajnie, bo restauracja fajna ale wiele się zmieniło. Rysiek (knajpa) ma już ponad 1800 lajków na fejsie w związku z tym nagle stał się jedną z najbardziej popularnych jadłodajni w Zako. Konsekwencją są: wyższe ceny, mniejsze porcje i... coraz dłuższe kolejki. Tym razem kolejka była już na schodach do toalety i zrezygnowaliśmy z tej przyjemności (co więcej, ostatniego dnia odkryliśmy, że przy Strążyskiej, gdzie dotychczas kupowaliśmy czasami chleb z własnego wypieku, pani ma teraz oprócz chleba, również pierogi z jagodami, więc Anka już nie musi chodzić do Ryśka na pierogi). Jedzonko wzięliśmy w barze mlecznym przy Zamoyskiego a niedługo po obiedzie przyjechali po nas Milady z Mirmiłem.
Dzień drugi, Sobota, 7 stycznia. Jeszcze zimniej. Tym razem –24 na naszym termometrze.
Mroźny poranek w Zakopanem fot. PawelK
Ponieważ TomaszK zaplanował na 15:30 kulig a my chcemy coś jeszcze zjeść przed, rezygnujemy z wcześniejszych planów wycieczki Kościeliską do Hali Ornak i Smreczyńskiego Stawu na rzecz prostej i przyjemnej wycieczki Strążyską do Polany Strążyskiej i Siklawicy.
Szlak Doliną Strążyską fot. PawelK
Giewont w oddali... fot. PawelK
...i w zbliżeniu fot. PawelK
Ludzi jeszcze mniej niż w piątek (pewnie za zimno). Herbaciarnia na szczęście otwarta.
W herbaciarni na Polanie Strążyskiej fot. PawelK
Zamawiamy nieśmiertelną szarlotkę i idziemy obejrzeć, jak tym razem zamarzła Siklawica. Niestety pięknie zamarznięta zazwyczaj lecąca woda jest przykryta grubą warstwą śniegu ale nikt nam nie przeszkadza w oglądaniu i fotografowaniu, bo ludzi nie ma.
Zamarznięta Siklawica fot. PawelK
Zamarznięta Siklawica fot. PawelK
W drodze powrotnej spotykamy coraz więcej ludzi, również z dziećmi – ociepliło się, tylko –20 stopni.
W drodze powrotnej fot. PawelK
Zza chmur wyjrzało słońce fot. PawelK
Podróż balonem ponad Tatrami fot. PawelK
Zamarznięty Potok Strążyski fot. PawelK
Tym razem wcinamy w domu jajecznicę na boczku i śmigamy busikiem na kulig do Tomaszka.
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez PawelK, łącznie zmieniany 5 razy.