Dosyć niespodziewanie udało mi się trafić do Zakopanego w czasie, kiedy miał się odbyć nasz zlot, więc postanowiłam choć na chwilę powrócić do forowego grona i przywitać starych znajomych oraz gospodarza, który okazało się ma swój domek 1,5 kilometra od mojego miejsca pobytu.
Tatry sprzed domku TomaszKa fot. Czesio1
Giewont fot. Czesio1
Giewont fot. Czesio1
Wsiadłam na rower i pojechałam, a tam od razu spotkałam pierwszych gości: Czesia z rodziną, Hankę oraz Ekspoloratora63, którego poznałam w tym momencie, a za chwil parę dojechał i sam gospodarz z baniaczkiem dobrego wina.
misia fot. Czesio1
Czesio wypoczywa na ławce a Eksplorator63
podjada truskaweczki fot. Czesio1
TomaszKowy ogródek fot. Czesio1
Domek był już ogarnięty przez naszą Hankę a w kuchni wrzała praca związana z przygotowaniem jadła dla przybywających gości, niestety głównie tych spożywających normalne jedzenie Lecz muszę tu dodać od razu, że tacy inni też mieli co jeść, co było zasługą wspomnianej już Hanki oraz Agnieszki i nikt niedożywiony nie musiał być. Na wstępie zadegustowaliśmy żółtego gazowanego płynu, były też płyny w kolorze białym, a po przybyciu gospodarza wiadomy czerwony. Przez cały czas oczekiwania na pozostałych gości rozmawialiśmy o powstaniu nowego stowarzyszenia, o spotkaniu z panem Michałem Szewczykiem w Łodzi oraz o reportażu z tego spotkania, który na dniach miał się ukazać na antenie Programu III Polskiego Radia. Nie omieszkaliśmy obgadać wszystkich nieobecnych. Z nowo poznanym Eksploratorem63 nawiązaliśmy też od razu kontakt balkonowy, wychodząc tam i wdychając czyste górskie powietrze z widokiem na Giewont i obserwując Pełnię Księżyca.
Księżyc nad Tatrami fot. misia
Księżyc nad Tatrami fot. misia
Chmury nad Tatrami fot. misia
Chmury nad Tatrami fot. misia
Księżyc nad Tatrami fot. misia
Księżyc nad Tatrami fot. misia
Księżyc nad Tatrami fot. misia
Księżyc nad Tatrami fot. misia
Księżyc nad Tatrami fot. misia
Księżyc nad Tatrami fot. Czesio1
Jak tylko pojawili się następni goście, rodzina johnego, musiałam wracać rowerem do domu, żałując, że już na drugi dzień muszę opuścić Zakopane i wracać do miasta Łodzi.
Pierwsi Zlotowicze na tle pięknego banera forowego,
dzieła Eksploratora63 fot. Czesio1
Bardzo się cieszę z choć chwilowego pobytu w gronie bliskich mi osób i obiecuję poprawę w utrzymywaniu dobrych relacji z naszym forum.
"Prawda leży pośrodku - może dlatego wszystkim zawadza" - Arystoteles
Czwartek, ostatni dzień maja bieżącego roku to dla części osób pierwszy pełny zlotowy dzień. Tego dnia TomaszeK zaplanował w grafiku zlotowym jedyne wyjście w góry. Po cichu liczyłem, że może będą to Rysy albo przynajmniej Giewont ale niestety nie był to żaden z tych szczytów. Plan zakładał zdobycie jedynego miejsca samochodzikowego w Tatrach czyli Sarniej Skały. Chociaż stwierdzenie „samochodzikowe miejsce” to też trochę na wyrost bowiem góra owa została jedynie wspomniana w książce „PS i tajemnica tajemnic”.
„A jaką treść kryje ów dziwny znak podobny do czwórki albo odwróconego do góry nogami krzesełka?
Znałem go dość dobrze, zetknąłem się z nim już kilkakrotnie. Tajemniczy zakon templariuszy używał go dla oznaczenia niebezpieczeństwa, ryto go na murach w miejscach, gdzie kryły się wszelkiego rodzaju pułapki i zapadnie. Ten sam znak spotkać można również w polskich górach, jak na przykład w skałach Wymytego, na Sarniej Skale w Tatrach. Wykrył go pan Jacek Kolbuszewski, znakomity znawca naszych gór i autor świetnej książki „Skarby Króla Gregoriusa”, o poszukiwaczach skarbów w XVII i XVIII wieku.”
Podczas naszych kilkakrotnych forowych zlotów i mini-zlotów po tatrzańskich szlakach nie udało nam się nigdy wejść na Sarnią Skałę. Nasze tropy wiodły zawsze innymi ścieżkami, a nawet gdy byliśmy dość blisko (na Polanie Strążyskiej) to brakowało nam albo sił albo motywacji, żeby wspiąć się stromym czarnym szlakiem ścieżki nad Reglami ku tej górze. Tym razem nadszedł ten czas aby nadrobić zaległości.
Niestety z wyjścia w góry wycofał się TomaszK pomimo, że od samego początku obiecywał solennie, że będzie z nami na szlaku. Ba, mało tego, Jego zapał do zdobycia Sarniej Skały był tak wielki, że wszystkim dodawał sił i animuszu. Niestety, okazało się, że był to słomiany zapał. TomaszeK wybrał tego dnia pilnowanie domu. Oj coś czuję, że następnym razem to już nie przejdzie i ruszymy wspólnie na szlak. A tymczasem... „Wczesnym” rankiem tuż przed 10–tą Ekipa Tatrzańska rozpoczęła przygotowania do wyjścia w góry.
Ekipa Tatrzańska szykuje się do wyjścia w góry fot. johny
Pogoda póki co była piękna, słoneczne niebo zachęcało do eksploracji gór. Prognozy jednak zapowiadały w dalszej części dnia opady deszczu, pomni z doświadczenia, że pogoda w górach zmienna jest jak kobieta postanowiliśmy odpowiednio przygotować się na wypadek dostawy wody z niebios. W plecakach nie zabrakło więc kurtek i płaszczów przeciwdeszczowych. Zabraliśmy również odpowiednio dużą ilość wody pitnej żeby nam po drodze języki nie wyschły, o prowiancie również pamiętaliśmy. Hanka chciała iść w góry w japonkach ale skutecznie wyperswadowaliśmy Jej ten pomysł z głowy.
Objuczeni mandżurami wskoczyliśmy w wehikuły i ruszyliśmy ulicami Zakopanego ku wylotowi Doliny Strążyskiej. Tu najpierw uiściliśmy haracz w wysokości 60 złotych za możliwość postawienia trzech wehikułów na placu, który śmiał się nazywać parkingiem a wyglądał jak kawałek pola, na którym ktoś wysypał tony grysu. Potem jakaś Gracja siedząca ze znudzoną miną w drewnianej budce kazała nam wysupłać z sakiewek kolejnych parę złotych od osoby abyśmy mogli przekroczyć drewniane wierzeje prowadzące na szlak. I dopiero wtedy wreszcie mogliśmy delektować się pięknem tatrzańskiej przyrody.
Szlak Doliną Strążyską fot. VdL
Szlak Doliną Strążyską fot. VdL
Szlak nie był trudny, nie było na nim żadnych łańcuchów ani klamer. Wiódł delikatnie pod górę wzdłuż Strążyskiego Potoku. Miejscami potok przylegał do szlaku, dzięki czemu mogliśmy zatrzymać się na „szczelenie” grupówki.
Ekipa Tatrzańska na szlaku w Dolinie Strążyskiej fot. Czesio1
Ekipa Tatrzańska na szlaku w Dolinie Strążyskiej fot. johny
Spomiędzy drzew wyłaniał się Giewont fot. Czesio1
Na czele pochodu Psycholog z Michałem fot. johny
Tablica pamięci Edwarda Jelinka fot. Czesio1
Po kilkunastu minutach szlak stał się nieco bardziej stromy. Słońce mocno przygrzewało, pot zrosił nasze czoła, koszulki przylegały do ciała ale twardo parliśmy do przodu wykorzystując każde drzewo przy szlaku żeby choć przez chwilę chronić się błogim cieniu. Jeszcze jeden pagórek i oto naszym oczom ukazała się Polana Strążyska. Ponieważ pora była już południowa to ujrzeliśmy tłumy wędrowców wypoczywających na ławkach przed Herbaciarnią Parzenicą jak i na trawie wokół. Liczyłem, że uda nam się zjeść szarlotkę jako danie obowiązkowe w górskich schroniskach, ale moje nadzieje były płonne. Herbaciarnia była zamknięta. Czyżby brak towaru?
Odpoczęliśmy kilka chwil i podeszliśmy pod rozwidlenie szlaków żółtego wiodącego ku Siklawicy oraz czarnego wyznaczającego drogę ku Sarniej Skale. Chwila zastanowienia i wspólnie podjęliśmy decyzję że rezygnujemy z 10-minutowego podejścia pod Siklawicę i ruszamy na Sarnią Skałę. Zwłaszcza, że większość z nas widziała już wodospad Siklawica.
ścieżka nad Reglami wiodła w tym miejscu przez las ścieżką wydeptaną między korzeniami drzew.
ścieżka nad Reglami fot. VdL
Pojawiły się również schody zbudowane z kamieni.
ścieżka nad Reglami fot. johny
Nasza karawana ludzi rozciągnęła się. Do przodu wysforował się Psycholog, tuż za nim co mnie bardzo mocno ale jednocześnie pozytywnie zaskoczyło szły dziewczynki: Iga i Maja. Spodziewałem się raczej marudzenia na szlaku „daleko jeszcze?” albo „weź mnie na barana” a tu proszę najmniejsza młodzież śmigała do przodu że hej! W środkowej grupie szli Czesiowie, Hanka i Eksplorator63. W kolejnej VdL–owie a pochód jako straż ubezpieczająca szli johny'owie.
Po niespełna godzinie dotarliśmy na niewielką polanę z której w lewo prowadził 10– minutowy szlak na Sarnią Skałę. Zrzuciliśmy bagaże i rozlokowaliśmy się na ławkach. Po naszych twarzach widać było wielkie zmęczenie ale wszyscy byli dumni z siebie. Daliśmy radę!!
VdL i Marzena fot. Czesio1
Hanka i Agnieszka Czesiowa fot. Czesio1
Tatry fot. VdL
Rozwidlenie szlaków na Sarnią Skałę fot. VdL
Tatry raz jeszcze fot. VdL
Po krótkim odpoczynku postanowiliśmy się na kilkanaście minut rozdzielić. Dziewczynki oraz Michał pod opieką Anki johny'owej i Marzeny VdL–owej pozostały przy ławkach a reszta ruszyła ku Sarniej Skale.
Sarnia Skała fot. Czesio1
Sarnia Skała fot. Czesio1
Jeszcze kilka minut w potokach słońca i oto jest!! „Aż po tysiącach prób, przez przeraźliwą biel
opłacił się nasz trud- osiągnęliśmy cel
czuliśmy bicie serc i pod stopami szczyt
gdzie pewne było, że przed nami nie był nikt
lecz nie odezwał się tym razem żaden śmiech
bo wszyscy padli tu, zajadle łapiąc dech
i dziwny jakiś był zwycięstwa słodki smak
minęło parę chwil, aż ktoś wychrypiał tak:
Przepięknie jest
i tylko tlenu brak...
przepięknie jest
i tylko tlenu brak.”
Lady Pank – „Wspinaczka, czyli historia pewnej rewolucji”
Na Sarniej Skale fot. VdL
Tatry widziane z Sarniej Skały fot. johny
Zakopane fot. Czesio1
Z tym „przed nami nie był nikt” to oczywiście gruba przesada bowiem w tym samym momencie gdy dotarliśmy na szczyt było tam już kilka osób. Niemniej jednak fakt jest faktem: Sarnia Skała zdobyta!!!
Całe Tatry moje!! fot. johny
VdL na Sarniej Skale fot. VdL
Hanka na Sarniej Skale fot. VdL
Ekipa Tatrzańska na Sarniej Skale fot. Czesio1
Ekipa Tatrzańska na Sarniej Skale fot. Czesio1
Przyznam się, że inaczej sobie wyobrażałem ten szczyt. W moich wyobrażeniach Sarnia Skała to duży kamień usytuowany na szczycie jakiejś góry a wokół tego kamienia jest wydeptana przez turystów ścieżka. Pisząc duży miałem na myśli kamień na który może wejść maksymalnie 2–3 osoby. I na tym to kamieniu szukałbym napisu o którym wspomną Nienacki w „Tajemnicy tajemnic”. Tymczasem jest to ogromna płaska skała na której zmieściłaby się spokojnie stuosobowa wycieczka. A szukać na takiej skale drobnego napisu bez jakiejś wskazówki to niepodobna. Zresztą nie chcieliśmy zbyt długo przebywać na szczycie bowiem pogoda była bardzo niepewna.
Czas pokazał że była to jedyna słuszna decyzja, jaką mogliśmy wtedy podjąć. Oto bowiem gdy zeszliśmy z Sarniej Skały do reszty naszej grupy drobne krople deszczu zaczęły schładzać nasze rozpalone głowy. Niebiosa nam sprzyjały jednak, bo deszcz po chwili przestał. Zaczęliśmy mozolne schodzenie w dół w kierunku żółtego szlaku do Doliny Białego. Gdy doszliśmy do rozstaju szlaków zobaczyliśmy dwie znajome twarze idące ku nam z przeciwnej strony. To PiTT z Matyldą ruszyli na spotkanie z nami z drugiej strony naszej planowej pętli. Razem już bez większych schodziliśmy Doliną Białego do Drogi pod Reglami. Nie omieszkaliśmy nad Białym Potokiem popełnić jeszcze jedna grupówkę. To jedyne zdjęcie na którym jest w komplecie cała Ekipa Tatrzańska.
Ekipa Tatrzańska w komplecie nad Potokiem Białym fot. johny
Biały Potok fot. Czesio1
„– Patrz Czesiu, a ta pani jednak szła w japonkach” – powiedziała do mnie z wyrzutem Hanka wskazującą jakąś wyperfumowaną dziewczynę zmierzającą w przeciwnym kierunku.
„Ciekawe tylko jak daleko zajdzie w tych klapeczkach” – pomyślałem.
Wkrótce dotarliśmy do wylotu Doliny Białego. Skręciliśmy w lewo na Drogę pod Reglami, po drodze wstąpiliśmy do napotkanej bacówki żeby kupić oscypki a po paru minutach byliśmy już przy naszych wehikułach. A w drodze powrotnej lunął deszcz...
P. S. Oczywiście z tymi japonkami Hanki to był żart. Nie ma w tym ani ziarenka prawdy.
Ostatnio zmieniony 31 mar 2019, 16:04 przez Czesio1, łącznie zmieniany 1 raz.
W czwartek na kolację nasz gospodarz TomaszK zaplanował potrawę, która nazywa się „pieczonka”. Gdy stanął przy desce by przygotować wszystkie potrzebne składniki chęć pomocy zgłosili wszyscy obecni przy stole: Agnieszka, Mysikrólik, johny, Pitt, Czesio i ja. Do obrania i pokrojenia były: cebula, marchewka, ziemniaki, kiełbasa i boczek, wszystko w dużej ilości, bo kociołek w którym miało to być pieczone był spory. Każdy wybrał sobie składnik, który chciał przerobić, zaopatrzył się w nożyk i deskę i ochoczo zabrał się do krojenia.
TomaszK kroi marchewkę fot. kadr z filmu zlotowego
PiTT i Agnieszka Mysikrólikowa szykują ziemniaki fot. kadr z filmu zlotowego
johny płacze nad cebulą fot. kadr z filmu zlotowego
Mysikrólik także roni łzę na cebulą fot. kadr z filmu zlotowego
Tomaszek wydawał instrukcję co do rozmiarów poszczególnych komponentów dania. Czy wszystko dobrze jest krojone kontrolował jeszcze Eksplorator, podchodząc do stołu bacznie obserwując ciężko pracujących tam zlotowiczów. Wszyscy spieszyliśmy się mocno, bo choć obiad był niedawno to jednak myśl o tej pysznej potrawie powodowała wzmożoną produkcję soków w żołądku. Wesoło sobie przy tym gawędziliśmy, co chwilę uśmiechy pojawiały się na naszych twarzach. Tylko johny co chwilę wycierał łzy płynące mu po policzkach, dostał bowiem do krojenia cebulę.
Przygotowania kociołka fot. PiTT
Gdy wszystko zostało już pokrojone TomaszK postawił na stole kociołek, wysmarował go Czesiowym smalcem i rozpoczął według sobie tylko znanego schematu układanie w nim składników. Nie dostrzegłam co jeszcze tam nasypał a dodał coś z pewnością bo przecież niemożliwe by połączenie tych kilku prostych warzyw i wędliny dało taki niesamowity smak.
Smalczykiem smarujemy kociołek fot. PiTT
Wykładamy kolejne warstwy warzyw i mięsiwa fot. PiTT
Tomaszek tłumaczy Eksploratorowi63 jak się
przygotowuje kociołkowe danie fot. PiTT
Gdy wszystkie składniki znalazły się w żeliwnym naczyniu, został on zamknięty i zaniesiony do rozpalonego opodal ogniska. Ponieważ padał deszcz podtrzymanie ognia nie było łatwe i mimo starań naszego zlotowego ogniomistrza trochę to trwało, zanim potrawa była gotowa.
Kociołek gotowy, można stawiać na ognisko fot. PiTT
Maja, Celina i Matylda bawią się na schodach fot. PiTT
Maja, Celina i Matylda bawią się na schodach fot. PiTT
Gdy Tomaszek i Mysikrólik wnieśli kociołek do domu nikogo nie trzeba było wołać (Czesia trzeba było).
Pieczonka gotowa fot. PiTT
Wygląda smakowicie fot. PiTT
Zgromadziliśmy się przy stole by rozpocząć ucztę. Potrawa była wyborna, lubię niewyszukane jedzenie może dlatego tak bardzo mi smakowała to, co serwowane było na świąteczną kolację.
TomaszeK wykłada kolejne porcje na talerze fot. Czesio1
Gdy zjedliśmy tomaszkowy rarytas przyszedł czas na kolejny punkt wieczoru a mianowicie świętowanie urodzin Agnieszki.
Dzisiejsza solenizantka fot. Czesio1
Na stole pojawił się przepiękny i niezwykle smakowicie wyglądający tort. Fałszując zaśpiewaliśmy Jubilatce Sto lat, wysłuchała jeszcze życzenia i dostała upominek. Jak fajnie mieć urodziny na zlocie świadczyć może uśmiech na twarzy Agnieszki. Myślę że każdy z nas chciałby obchodzić 40 (lub inną cyfrę) w tak niezwykłym miejscu i w towarzystwie tak sympatycznych ludzi.
Tort urodzinowy fot. Czesio1
Czwartkowy wieczór, gdy wszyscy zlotowicze byli już na miejscu był dobrym momentem by obdarować upominkiem naszego kochanego GOSPODARZA. Po raz kolejny, nie bojąc się zdemolowania swej góralskiej chaty, zaprosił nas do siebie i chcieliśmy mu za to bardzo, bardzo podziękować. Na pamiątkę od forowej gromady otrzymał deski do krojenia z wypalonym swoim nickiem i logo.
Prezent dla TomaszKa od Zlotowiczów fot. kadr z filmu zlotowego
Jak wiadomo Tomaszek jest smakoszem, znawcą kuchni całego świata i bardzo lubi gotować. Nieopatrznie kiedyś na forum napisał ze chciałby mieć taki gadżet, więc teraz już ma. Niech Mu służy do krojenia składników do wielu fantastycznych potraw.
Deska z planem Kolegiaty w Tumie fot. Czesio1
Nastał wieczór. Część zlotowiczów (Ace, Pitt, Mysikrólik, Adam, Wiewiórka, Michał, Psycholog, Robson) zasiadła przy stole by rozpocząć potyczki w planszówkach. Nie wiem w co grali ale bawili się z pewnością wybornie.
Kącik gier fot. johny
Kącik gier fot. johny
Ja znalazłam się w drugiej grupie, która toczyła dysputy przy małym stoliku. Słuchała przy tym muzyki, śpiewała piosenki i trochę nawet tańczyła. Chyba pierwszy raz na zlocie były takie pląsy (większość Forowiczów podobno nie lubi tańczyć). Vdl spełniał nasze muzyczne prośby włączając na tablecie fajne kawałki. Miodku, wina, piwa i innych napojów ubywało a my bawiliśmy się coraz lepiej. Ale przecież po to się spotkaliśmy by cieszyć się swoim towarzystwem. Niezapomniany, fajny, niezwykły czas.
DJ VdL nastawia muzykę, zabawę czas zacząć fot. johny
johny, VdL i Yvonne na parkiecie fot. johny
johny na parkiecie fot. johny
TomaszK i PiTT zapalniczkami tworzą nastrój fot. Czesio1
Kolejny dzień zaczął się od tradycyjnej jajecznicy, przygotowanej przez Mysikrólika. Tym razem jednak nie było odpowiedniej patelni żeby przyrządzić ją na ognisku, więc nasz zlotowy kuchmistrz, smażył kolejne porcje na kuchence, w miarę jak zaspani zlotowicze schodzili się na śniadanie.
W trasę wyruszyliśmy z planowym, godzinnym opóźnieniem. Kawalkadą sześciu samochodów pojechaliśmy w kierunku Czarnego Dunajca, gdzie w głębi lasu znajduję się rozległe torfowisko porośnięte lasem, o nazwie Puścizna Wielka. Kilka tygodni wcześniej zawarłem znajomość z kierownikiem Zakładu Produkcji Torfowej, zapaleńcem zafascynowanym Orawą, a ściągnęła mnie tu niezwykła historia związana z tym miejscem, ale o tym za chwilę. Dzięki uprzejmości pana Bogusława, uzyskaliśmy możliwość przejazdu kolejką wąskotorową na miejsce wydobycia torfu.
Zlotowicze na parkingu przy kolejce wąskotorowej fot. Mysikrólik
Kiedy przybyliśmy do Zakładu, czekał już na nas skład którym mieliśmy jechać oraz maszynista, który przyszedł specjalnie na nasz przyjazd, pomimo dnia wolnego.
Lokomotywa kolejki wąskotorowej fot. Mysikrólik
Lokomotywa kolejki wąskotorowej fot. Mysikrólik
Yvonne z Mysikrólikiem fot. Hanka
Hanka fot. Hanka
Zajęliśmy miejsca w zabytkowym wagoniku pasażerskim, dołączonym do malutkiej lokomotywki i ruszyliśmy w czterokilometrową trasę.
Podróżni w oknach wagoniku fot. Mysikrólik
Tory kolejki wąskotorowej fot. PiTT
Tory kolejki wąskotorowej fot. Hanka
Tory kolejki wąskotorowej fot. Hanka
Podróżni w wagoniku fot. Hanka
TomaszK fot. PiTT
Matylda konsumuje drugie śniadanie fot. PiTT
Torowisko jest dość stare i nie ma stacji na końcach, dlatego w tamtą stronę jechaliśmy pchani przez lokomotywkę, a z powrotem wagonik był ciągnięty.
Nie czuliśmy może wiatru we włosach, bo prędkość była niewielka, nie przekraczała dziesięciu kilometrów na godzinę, ale i tak przejazd był niesamowity.
Stacja docelowa podróży fot. Mysikrólik
Torfowisko fot. Mysikrólik
Torfowisko różni się od otaczających lasów tym, że rosnące tam drzewa są karłowate, a warstwę runa leśnego tworzy wysoki mech torfowiec. Miejsce wydobycia torfu wyglądało jak płytka kopalnia odkrywkowa, zagłębiona na 2-3m poniżej poziomu lasu. W miejscu gdzie kończyła się trasa kolejki, stała potężna maszyna wydobywcza i kilka wagoników przygotowanych do załadunku, a nasz maszynista opowiedział o wydobyciu torfu. Torfowisko ma grubość od 3 do 6 metrów, ale wykopuje się tylko dwa górne metry. Wydobycie postępuje powoli, metodą która jak najmniej ingeruje w środowisko naturalne. Wyrobisko istniejące od lat 50-tych, zajmuje powierzchnię 13 hektarów, co stanowi zaledwie 2% powierzchni torfowiska. Wydobyty torf trafia do zakładów ogrodniczych, a górna, najbardziej wartościowa warstwa – do uzdrowisk jako borowina.
Torfowisko fot. PiTT
Historia która mnie tu ściągnęła miała miejsce w 1969 roku. W czasie wydobywania torfu natrafiono na ludzkie zwłoki, zakonserwowane przez nietypowe środowisko w jakim się znajdowały. Było to ciało 40-letniej kobiety, która jak wykazały badania, zginęła w wyniku ciosu zadanego w głowę. Zwłoki były tak dobrze zachowane, że prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie o zabójstwo, jednakże późniejsze badania wykazały, że leżały tu 200 do 400 lat. Nie jest to może tyle, ile mają podobne zwłoki znajdywane torfowiskach Skandynawii, ale to i tak jedyny w Polsce przypadek „człowieka z torfowiska”, a z punktu widzenia medycyny sądowej, jedyny nasz przypadek tzw. „garbowania torfowiskowego.”
TomaszK opowiada o historii, która go tu ściągnęła fot. PiTT
TomaszK opowiada o historii, która go tu ściągnęła fot. Hanka
TomaszK opowiada o historii, która go tu ściągnęła fot. PiTT
Iga, Celina i Matylda na torfowisku fot. PiTT
Torfowisko fot. PiTT
Torfowisko fot. PiTT
Dno wyrobiska po których chodziliśmy było suche, ale nasz maszynista powiedział, że w chwili wydobycia wygląda to zupełnie inaczej. Kiedy zaprowadził mnie na drugą stronę torów kolejki, żeby pokazać jak naprawdę wygląda torfowisko, po kilku krokach poczułem jak gruba warstwa mchu ugina się pod stopami, a po chwili zacząłem zapadać się, przemaczając buty do kostek. Uciekłem. Utonięcia w torfowisku nie zdarzają się, ale raczej dlatego, że ludzie omijają to miejsce.
Zlotowicze na torfowisku fot. Hanka
Jeziorko na torfowisku fot. PiTT
Jeziorko na torfowisku fot. PiTT
TomaszK fot. PiTT
Torfowisko fot. PiTT
Torfowisko fot. Hanka
Zlotowicze na torfowisku fot. Hanka
TomaszK fot. Hanka
Powrotu nadszedł czas fot. PiTT
Pojechaliśmy w drogę powrotną kolejką, która wyglądała trochę jak z westernu, a po powrocie do samochodów, ruszyliśmy w dalszą trasę – na Słowację.
Kolejną częścią naszej podróży był Zamek Orawski, położony na Słowacji. Kawalkadą pięciu samochodów pojechaliśmy do miejscowości Orawskie Podzamcze, znajdującej się 40km od granicy w Chyżnem. Zamek wybudowany na stromym, niemal szpiczastym wzgórzu, góruje nad miasteczkiem i rzeką Orawą, a jego najwyższa część wyglądała, jakby wisiała nad nami.
Zamek Orawski fot. Mysikrólik
Zamek Orawski fot. Czesio1
Zwiedzanie zaczęliśmy jednak od zjedzenia obiadu na tarasie restauracji Toliar, z widokiem oczywiście na zamek. Zamawiane były specjały kuchni słowackiej, takie jak knedliki, smażeny syr czy schabowy z frytkami, a także czeskie piwa.
Restauracja Toliar fot. Czesio1
Restauracja fot. Mysikrólik
Zwiedzanie zamku zostało zakłócone przez panią z kasy, która uparcie twierdziła, że nie mamy rezerwacji. Dopiero stanowcze wystąpienie Yvonne spowodowało, że jednak rezerwacja się odnalazła, co lepiej, udało się jej załatwić przewodniczkę oprowadzająca w języku polskim.
Na zamek prowadzi kręta droga kończąca się zamkniętą na głucho bramą, która otwierana jest tylko dla zarezerwowanych wycieczek.
Droga na zamek fot. johny
Zwyczajowa zbiorówka fot. Czesio1
Nasza przewodniczka fot. Czesio1
Zamek zachował średniowieczny charakter, za wejściem zaczynał się długi tunel, ponury, ale za to łatwy do obrony. Po bokach widniały wejścia do wykutych w skale pomieszczeń dla żołnierzy i powozy konne z różnych epok. Niewielki dziedziniec nie był jedynym na zamku, ale za to największym.
Tunel obronny fot. johny
Powozy konne fot. Czesio1
Pierwszy dziedziniec fot. Czesio1
Wędrując w czasie zwiedzania coraz wyżej, szliśmy po coraz węższych i bardziej krętych schodach, a mijane kolejno dziedzińce były coraz mniejsze i mroczniejsze.
Pierwsze schody fot. Czesio1
Drugi dziedziniec fot. Czesio1
Drugie schody fot. johny
Trzeci dziedziniec fot. Czesio1
Trzeci dziedziniec fot. Czesio1
Trzecie schody fot. johny
Czwarty dziedziniec fot. Czesio1
Czwarte schody fot. Czesio1
Na czwartym dziedzińcu część muru stanowiła skała, ale i w niej był wykuty korytarz wiodący w górę, przez który oczywiście przeszliśmy.
Korytarz w skale fot. PiTT
Korytarz w skale fot. PiTT
Piąty dziedziniec fot. Czesio1
Zwiedzając komnaty usłyszeliśmy od naszej przewodniczki o kolejnych właścicielach zamku – rodzinach Trenczyńskich, Zapolyów i wreszcie Thurzonów, którzy doprowadzili go do rozkwitu i władali nim przez kolejne dwieście lat. Wśród właścicieli zamku przewinął się także Polak, Piotr Komorowski, poddany Kazimierza Jagiellończyka. Pomimo burzliwej historii zachowało się dość dużo wyposażenia – portrety kolejnych właścicieli, zabytkowe meble, piękne piece kaflowe.
Sala z portretami dawnych właścicieli zamku fot. Czesio1
Wnetrza zamkowe fot. Czesio1
Wnętrza zamkowe fot. Czesio1
Matylda we wnętrzach zamkowych fot. Czesio1
Wnętrza zamkowe fot. Czesio1
Wnętrza zamkowe fot. Czesio1
Jedna z komnat poświęcona jest filmom kręconym na zamku, z których najważniejszym był horror z roku 1922, „Nosferatu – symfonia grozy”.
fot. Ekcplorator63
fot. Czesio1
Kolejne kilka komnat to dział przyrodniczy, prezentujący rośliny i zwierzęta Orawy, dział ponad stuletni, zwierający także takie ciekawostki, jak dwugłowe cielę.
Przekrój przez pień 200-letniego drzewa fot. Czesio1
Dwugłowe cielę, eksponat z końca XIX wieku fot. Czesio1
Zwierzęta nadwodne Orawy fot. Czesio1
Rodzina lisów fot. Czesio1
Hanka z orawskim jeleniem fot. Czesio1
Tatrzański niedźwiedź fot. Eksplorator63
Na najwyższym udostępnionym piętrze, które kiedyś stanowiło ultimum refugium, czyli miejsce ostatniego oporu, praktycznie nie do zdobycia, mieści się dział archeologiczny. Były także schody prowadzące jeszcze wyżej, do ostatniej kondygnacji, niestety przegrodzone napisem „No trespassing”, chociaż byli chętni do dalszej penetracji.
fot. Eksplorator63
A tak w sumie, to ostatnie zdjęcie oznacza, że jednak tam weszli.
Najwyższe piętro fot. PiTT
Ostatnio zmieniony 28 mar 2019, 20:04 przez TomaszK, łącznie zmieniany 5 razy.
Wieczorem odbył się konkurs zorganizowany przez Yvonne, ze znajomości książek przygodach Tomasza, poświęcony kobietom w życiu Pana Samochodzika, a tych w całej serii książek przewinęło się dość sporo.
Organizatorka konkursu pt. "Kobiety
w życiu Pana Samochodzika" fot. kadr z filmu zlotowego
Organizatorka tłumaczy zasady konkursu fot. kadr z filmu zlotowego
Konkurs miał charakter drużynowy, na czele każdej z drużyn stanęła jedna forowych Gracji – Hanka, Ace79, Agnieszka i Anka, które kolejno dobierały sobie składy zespołów.
Kapitanowie a właściwie kapitanki
konkursowych drużyn fot. kadr z filmu zlotowego
Gracje wybierają składy drużyn fot. kadr z filmu zlotowego
Pierwsza część konkursu, polegała na odpowiedzi na 28 pytań, poświęconych kobietom, dziewczynom i dziewczynkom, które towarzyszyły bohaterowi w kolejnych książkach. Przykładowo: „jedyna kobieta, którą Tomasz mógł nazywać swoją żoną”, „z kim Tomasz spędził noc zamknięty w krypcie”, „którą z bohaterek Tomasz określił żmiją”.
Jedyna kobieta, którą Tomasz mógł nazywać swoją żoną to...? fot. kadr z filmu zlotowego
Drużyna numer 1 fot. kadr z filmu zlotowego
Jakie imiona nosiła Kika? fot. kadr z filmu zlotowego
Drużyna numer 2 zastanawia sie nad odpowiedzią fot. kadr z filmu zlotowego
Lucyna - TomaszK nie ma wątpliwości fot. kadr z filmu zlotowego
Co ostatecznie dowodzi według Tomasza że Milady
jest prawdziwą lady? fot. kadr z filmu zlotowego
Drużyna numer 3 zastanawia się nad tym pytaniem fot. kadr z filmu zlotowego
Jedyna kobieta która była w kawalerce Tomasza to? fot. kadr z filmu zlotowego
Greta Herbst - pada odpowiedź johny'ego fot. kadr z filmu zlotowego
Co Miss Kapitan zaproponowała Tomaszowi
za uratowanie żaglówki? - to pytanie dla drużyny
numer 2 fot. kadr z filmu zlotowego
Z kim Tomasz spędził noc zamknięty w krypcie?
- pytanie dla drużyny Agnieszki Mysikrólikowej fot. kadr z filmu zlotowego
Ile skalpów miała panna Monika? - Yvonne pyta
drużynę numer 3 fot. kadr z filmu zlotowego
Kogo i gdzie Tomasz określił mianem "żmija"?
- głowi się drużyna Hanki fot. kadr z filmu zlotowego
Kto był córką kamerdynera hrabiego von Haubitz?
- z tym pytaniem próbuje zmierzyć się drużyna Ace79 fot. kadr z filmu zlotowego
Jak naprawdę nazywała się Diana Denver? - PiTT
bezbłędnie odpowiedział na to trudne pytanie fot. kadr z filmu zlotowego
Jedyna harcerka wymieniona w kanonie z imienia to...? fot. kadr z filmu zlotowego
"Baśka" - podpowiedź Mysikrólika wywołała salwę śmiechu fot. kadr z filmu zlotowego
Druga tura konkursu obejmowała zdania, polegające na dokonaniu opisu kobiecej bohaterki, wylosowanej książki. Zabłysnął jak zawsze Psycholog, uzyskując wraz z zespołem (Anka, TomaszK), maksymalną liczbę punktów, razem z drużyną numer trzy. Do drugiej tury konkursu przeszły trzy drużyny, numer 1 – Czesio1, Ace79 i Eksplorator i drużyna numer 3 – Mysikrólik, Agnieszka i VdL i numer 4 – PiTT, johny, Michał i Hanka.
Yvonne objaśnia zasady drugiej rundy fot. kadr z filmu zlotowego
Konkursowicze oczekują na drugą rundę fot. kadr z filmu zlotowego
Teraz pytania były trudniejsze: „które kobiety spały w namiocie Tomasza”, „które kobiety tańczyły w obecności Tomasza”, „jakie kobiety wystąpiły w przebraniu”.
Czesio1 rozwiązuje zadanie z drugiej rundy fot. kadr z filmu zlotowego
Mysikrólik tłumaczy VdL jak zdobyć bonus
za lepszą odpowiedź fot. kadr z filmu zlotowego
PiTT pisze rozwiązanie zagadki drugiej rundy fot. kadr z filmu zlotowego
TomaszeK rozwiązuje zagadkę drugiej rundy fot. kadr z filmu zlotowego
Psycholog podaje rozwiązanie zagadki z drugiej rundy fot. kadr z filmu zlotowego
Czesio1 podaje rozwiązanie zagadki z drugiej rundy fot. kadr z filmu zlotowego
Mysikrólik podaje rozwiązanie zagadki z drugiej rundy fot. kadr z filmu zlotowego
Drużyna Hanki gotowa do podania
rozwiązania swojej zagadki fot. kadr z filmu zlotowego
Padre, sprawdziłem ją fot. kadr z filmu zlotowego
Greta Herbst, jest detektywem, prowadzi własne
biuro detektywistyczne fot. kadr z filmu zlotowego
Ma, kłopoty finansowe, możemy to wykorzystać fot. kadr z filmu zlotowego
Była w szlafroczku fot. kadr z filmu zlotowego
Musimy to wykorzystać fot. kadr z filmu zlotowego
Pojedziesz do Polski fot. kadr z filmu zlotowego
Możesz odejść fot. kadr z filmu zlotowego
Zabawa w pierwszej rundzie była przednia fot. kadr z filmu zlotowego
Które kobiety spały w namiocie Tomasza? - pytanie
dla drużyny Ace79 fot. kadr z filmu zlotowego
Które kobiety tańczyły w obecności Tomasza?
- pytanie dla drużyny Agnieszki fot. kadr z filmu zlotowego
Kto jechał z Tomaszem wehikułem gdy jechał on nim
najszybciej w kanonie? - pytanie dla drużyny Hanki fot. kadr z filmu zlotowego
Do ścisłego finału awansowały drużyny numer 3 i 4 fot. kadr z filmu zlotowego
Drużyny gotowe do decydującego pytania fot. kadr z filmu zlotowego
Kto odkrył, że samochód Tomasza posłużył do przemytu?
- to decydujące pytanie w konkursie fot. kadr z filmu zlotowego
Drużyna numer 4 była najszybsza fot. kadr z filmu zlotowego
Cały konkurs wygrała drużyna numer 4, a nagrodą było Czesiowe wino i słodkości od Organizatorki.
Drużyna numer 4 wygrała fot. kadr z filmu zlotowego
Wręczenie nagród fot. kadr z filmu zlotowego
Nagroda specjalna dla TomaszKa fot. kadr z filmu zlotowego
Nagroda specjalna dla TomaszKa fot. kadr z filmu zlotowego
„Czy znasz tę krainę ogrodem Francji zwaną…”
– to początek książki, którą otrzymał TomaszK fot. kadr z filmu zlotowego
Konkurs po raz kolejny pokazał, że tym co nas tu razem zgromadziło, jest młodzieńcza fascynacja książkami Nienackiego. Na pytania Yvonne, tak naprawdę mogli odpowiedzieć tylko wielbiciele książek o Panu Samochodziku, a na prawie wszystkie pytania padły poprawne odpowiedzi. Odpowiedź „Baśka”, na pytanie „jedyna wymieniona z imienia harcerka”, wywołała śmiech i ten żart też jest zrozumiały tylko dla fanów Nienackiego.
Po przygodach związanych z konkursem Yvonne całkiem zgrabną ekipą udaliśmy się w stronę tajemniczego, opuszczonego, upiornego hotelu.
Godzina była już dość późna także w skupieniu ale i wyposażeni we wszelkie niezbędne atrybuty eksploratora, w postaci butelki Perły czy też szklaneczki z mocno procentowym napojem, gęsiego, przebijając się przez wysoko porośnięte trawy dotarliśmy do opuszczonego hotelu.
Czesio popełnia grupówkę przed wejściem do upiornego hotelu fot. PiTT
Z zewnątrz nie wydaje się on aż tak duży. Weszliśmy do środka i dopiero tam można zobaczyć jak potężny miał być to budynek. Kilka pięter, mnóstwo pomieszczeń a nawet sporych rozmiarów basen. Punkt po punkcie oglądaliśmy wszystko w świetle ze dwóch latarek i światła z naszych komórek.
Upiorny hotel fot. PiTT
Upiorny hotel fot. PiTT
Upiorny hotel fot. PiTT
Upiorny hotel fot. PiTT
Upiorny hotel fot. PiTT
Upiorny hotel fot. PiTT
Upiorny hotel fot. PiTT
Widać, że to miejsce nie jest do końca opuszczone. Często jest areną twórczą domorosłych miłośników wszelakiego rodzaju graffiti. Nawet całkiem fajnie to wyglądało.
Upiorny hotel fot. PiTT
Grupówka w jednym z apartamentów upiornego hotelu fot. PiTT
Upiorny hotel fot. PiTT
Klimat był niesamowity, środek nocy, tajemniczy budynek, czego chcieć więcej! W pewnym momencie stwierdziliśmy jednak, że trzeba powoli zbierać się z powrotem. Nie do końca sprawny stan umysłu i obecność dzieci mocno ograniczała chęć dalszych spacerów po obiekcie pełnym dziur w podłodze, niezabezpieczonych schodów etc.
Wchodzimy na drugie piętro upiornego hotelu fot. PiTT
Upiorny hotel fot. PiTT
Upiorny hotel fot. PiTT
Upiorny hotel fot. PiTT
Przy wyjściu okazało się, że więcej turystów weszło do środka, niż miało chęć z niego wyjść. Okazało się, że to Mysikrólik z Robasem i Adam postanowili wejść na… dach. Niestety udało im się to. Co w okolicznościach przyrody, o których wyżej nie było zbyt rozsądne.
Ekstremalna część eksploratorów upiornego hotelu
wchodzi po drabince na dach fot. PiTT
Dach upiornego hotelu fot. PiTT
Szyb kominowy fot. PiTT
Upiorny hotel fot. PiTT
Upiorny hotel fot. PiTT
Upiorny hotel fot. PiTT
Na szczęście po ok. 10 minuta cali i zdrowi dołączyli do nas. Jedyna strata jaką odnotowaliśmy to szklanka Mysikrólika, który po uzupełnieniu elektrolitów zostawił ja przy wejściu na dach.
Wszyscy razem spokojnie, bez żadnych przygód wróciliśmy do domu Tomaszka…
Jak zwykle było zajefajnie!
POLEXIT!
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
Do Niedzicy przyjechaliśmy sobotnim przedpołudniem. W drodze zatrzymaliśmy się na chwilę w Głodówce aby w punkcie widokowym podziwiać piękną panoramę Tatr.
Zlotowicze na tle Tatr w Głodówce fot. Czesio1
Zlotowicze na tle Tatr w Głodówce fot. Czesio1
Panorama Tatr w Głodówce fot. Czesio1
Miasto przywitało nas piękną pogodą i jeszcze piękniejszymi widokami. Położone jest ono bowiem nad urokliwym Jeziorem Czorsztyńskim. Z jednej strony jeziora wznosi się dumnie Zamek w Niedzicy, a z drugiej wzrok przyciągają tajemnicze ruiny Zamku w Czorsztynie.
Zamek w Niedzicy fot. johny
Zamek w Niedzicy fot. johny
Jezioro Czorsztyńskie fot. Eksplorator63
W oddali ruiny zamku w Czorsztynie fot. Czesio1
Któż z nas nie znał wcześniej sylwetki Zamku w Niedzicy? śmiem twierdzić, że znał ją każdy. A przynajmniej każdy, kto chociaż raz oglądał serial „Wakacje z duchami”. To właśnie Zamek w Niedzicy został scenerią przygód, jakie przeżywali bohaterowie serialu nakręconego na podstawie książki Adama Bahdaja pod tym samym tytułem. Wiele razy z wypiekami na twarzy śledziliśmy perypetie Paragona, Mandżaro i Perełki. Dlatego pobyt w tym miejscu zapowiadał się dla nas, miłośników przygód, wspaniale.
Podczas, gdy reszta parkowała swoje wehikuły na parkingu, niezawodny Tomaszek udał się do zamkowej kasy biletowej. Okazało się, że wejście całej naszej grupy możliwe będzie dopiero po godzinie 15. Niezrażeni tym faktem (wszak Niedzica pięknym miejscem jest i atrakcji w niej nie brakuje) przeorganizowaliśmy nasze plany i postanowiliśmy najpierw posilić nasze żołądki.
Po bezskutecznym poszukiwaniu restauracji, która przyjęłaby naszą gromadę, postanowiliśmy się rozdzielić i w ten sposób spróbować szczęścia. Udało się to wszystkim. Część grupy zjadła pizzę w pizzerii Czardasz, część stołowała się w restauracji Hajduk.
Pizzeria Czardasz ugościła część Zlotowiczów fot. Czesio1
Po napełnieniu naszych żołądków, wezwała nas przygoda. Poszliśmy za jej głosem. Udaliśmy się na przystań nad Jezioro Czorsztyńskie, gdzie grupa podzieliła się na trzy podgrupy: Morsów, Sportowców i Obserwatorów.
Grupa pierwsza, czyli Morsy, w skład której wchodzili Cecylia, Sokole Oko i Mysikrólik nie zwlekając zrzuciła wierzchnie szaty i pozostając w kostiumach kąpielowych, ruszyła do wody.
Stateczek Dunajec przycumowany na Jeziorze
Czorsztyńskim fot. Eksplorator63
Grupa morsów gotowa do kąpieli fot. Eksplorator63
Kąpiel w Jeziorze Czorsztyńskim fot. Mysikrólik
Grupa druga – Sportowcy w składzie: Matylda, Michał, Pitt, Yvonne, Wiewiórka, Psycholog, Robson i Adam, udała się do wypożyczalni sprzętu wodnego i po chwili grupa trzecia, czyli Obserwatorzy (johny, Anka, Mateusz, Aga Mysikrólikowa), zobaczyć mogła dwa prujące wodę rowery wodne.
Grupa Sportowców na rowerach wodnych fot. johny
Grupa Sportowców na rowerach wodnych fot. johny
Grupa Sportowców na rowerach wodnych fot. johny
Johny z grupy Obserwatorów na tle zamku w Niedzicy fot. johny
Niestety, nie od dziś wiadomo, że pogoda to kapryśna panna. Nie pozwoliła Sportowcom długo cieszyć się urokami pływania. Deszcz, który najpierw padał słabo, jakby nie mógł się zdecydować, czy przestać czy nie, nagle przybrał na sile i zmusił obie załogi do szybkiego powrotu na brzeg.
Czas już był najwyższy, ponieważ zbliżała się pora naszego wejścia na zamek.
Udaliśmy się zatem w strugach deszczu na zamek w Niedzicy.
Makieta zamku fot. Eksplorator63
PiTT z Matyldą fot. Mysikrólik
Przewodnikiem naszym była młoda pani, która w barwny i ciekawy sposób opowiedziała nam historię zamku i związane z nim legendy. A historia zamku jest naprawdę intrygująca. Przechodził on bowiem z rąk do rąk i na przestrzeni lat był w rękach różnych rodów panujących. Herby tych rodów wiszą na ścianie w jednej z komnat i pani przewodnik o wszystkich ciekawie nam opowiedziała. Szczególnie zabawna była historia jednego z władców zamku, który zaprosił swoich poddanych na wielką ucztę, trwającą trzy dni i trzy noce. Na zakończenie uczty, pan ten zamknął wszystkie drzwi wyjściowe z zamku, aby nikt nie mógł go opuścić, zanim się nie pożegna z właścicielem. A pożegnanie to było zgoła oryginalne. Otóż właściciel zamku postanowił dać każdemu solidnego klapsa w miejsce, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę po to, aby zapamiętał, za czyje pieniądze tak dobrze i tak długo się bawił. Dodać należy, że klaps wymierzony był łopatą. Zaiste, ciekawy musiał to być człowiek.
Zwiedziliśmy lochy zamkowe, w których największe wrażenie zrobiło na nas miejsce, gdzie według legendy, przykuty był do skały Janosik. Do dzisiaj widnieje w skale dziura w miejscu, gdzie były przytwierdzone łańcuchy. Jeśli ktoś chce, aby spełniło się jego marzenie, musi włożyć do dziury palec (sam musi zdecydować który i której ręki), przekręcić w jedną stronę (również sam musi uznać w którą) i pomyśleć życzenie. Jeśli się nie spełni, należy wrócić do zamku i próbować z innym palcem. Ciekawe, czy spełni się życzenie Tomaszka?
Miejsce w którym według legendy przykuty był Janosik fot. Czesio1
Po wyjściu z lochów udaliśmy się na wewnętrzny dziedziniec ze słynną studnią. I właśnie tam pani przewodnik opowiedziała nam legendę o księciu Bogusławie i jego żonie Brunhildzie. Nie będę tu przytaczać legendy. Zainteresowanych odsyłam do zamku. Dodam tylko, że nie mogliśmy się powstrzymać i odegraliśmy scenę dialogu między dwojgiem tragicznych bohaterów. Mysikrólik wspaniale odegrał rolę księcia Bogusława i bardzo żałośnie wołał do studni: „Przebacz mi, przebacz mi, Brunhildo!”.
Z ust pani przewodnik dowiedzieliśmy się jeszcze wielu ciekawych informacji, z których najbardziej zaskakującą okazała się ta dotycząca pańszczyzny. Otóż z wielkim zaciekawieniem dowiedzieliśmy się, że pańszczyzna na terenach, które zwiedzaliśmy, utrzymała się bardzo długo, bo aż do roku 1931!
Podczas zwiedzania zamku, wyszliśmy również na dwa tarasy widokowe. Mimo złej pogody, widok z zamku był wspaniały, a ruiny zamku w Czorsztynie widoczne po drugiej stronie jeziora, rysowały się niewyraźnie i tworzyły niesamowite i odrobinę groźne wrażenie.
Wieża zamkowa fot. Eksplorator63
Dziewczynki wyglądają na zadowolone ze zwiedzania zamku fot. Mysikrólik
Zlotowicze na tarasie widokowym fot. PiTT
Sala zamkowa fot. PiTT
Sala zamkowa fot. PiTT
Sala zamkowa fot. PiTT
Sala zamkowa fot. PiTT
Sala zamkowa fot. Czesio1
Sala zamkowa fot. Czesio1
TomaszK na tle Jeziora Czorsztyńskiego fot. PiTT
Taras widokowy fot. PiTT
Zlotowicze w coraz większym deszczu na tarasie widokowym fot. PiTT
Jezioro Czorsztyńskie fot. Eksplorator63
Panorama zamkowa fot. PiTT
Po zwiedzaniu opuściliśmy Niedzicę i ruszyliśmy z powrotem do gościnnego domu Tomaszka.
Po atrakcjach w plenerze, przyszedł czas na kolację i wieczorne rozrywki.
Otoczywszy się wianuszkiem najmłodszych zlotowiczów płci męskiej (Michałem, Psychologiem, Robsonem i Wiewiórką) zasiadłam do gry „7 cudów świata”.
Dzieci wesoło bawią się na schodach domku TomaszKa fot. kadr z filmu zlotowego
Robson, Ace79 i Psycholog rozpoczynają grę fot. Czesio1
Michał w grze fot. kadr z filmu zlotowego
Gra "7 cudów świata" fot. kadr z filmu zlotowego
Pschyolog z Wiewiórką fot. kadr z filmu zlotowego
Niestety nie dane mi było wygrać, Robson rozłożył nas wszystkich na łopatki. Porażkę „osłodziłam” sobie pyszną kiełbaską, przygotowaną przez grono tłoczące się wokół grilla i debatujące nie wiedzieć o czym, bo przecież byłam zajęta grą
Grono debatujące na kanapie fot. Czesio1
TomaszK, PiTT i Hanka fot. Czesio1
Napełniwszy brzuchy, zasiedliśmy do innej gry – „Cardline”. W tej rozgrywce skład się zmienił, uczestniczyli w niej: Michał, jego mama Ania, Marzena, Adam i ja.
Ace79, Marzena, Anka i Michał fot. kadr z filmu zlotowego
Gra "Cardline" fot. kadr z filmu zlotowego
Ace79 tłumaczy zasady gry fot. kadr z filmu zlotowego
Marzena zastanawia się jak zagrać fot. kadr z filmu zlotowego
Skupienie na twarzy dziewczyn fot. kadr z filmu zlotowego
Tym razem palma pierwszeństwa przypadła Ance.
Oczywiście na dwóch grach się nie skończyło. Robson, Adam i Mysikrólik zasiedli do "Splendoru", w tym samym czasie ja z Michałem głowiliśmy się nad „Słownym Ninją”, a wieczór mijał.
Kolejny stolik gier, tym razem pod kierownictwem Mysikrólika fot. Czesio1
Mysikrólik tłumaczy zasady gier fot. kadr z filmu zlotowego
Gra "Splendor" fot. kadr z filmu zlotowego
Wiewiórka w grze fot. kadr z filmu zlotowego
Skupiony Mysikrólik fot. kadr z filmu zlotowego
Robson, Mysikrólik, Michał i Adam fot. kadr z filmu zlotowego
Gra "Splendor" fot. kadr z filmu zlotowego
Agnieszka Czesiowa też zainteresowała się grą fot. kadr z filmu zlotowego
Dziewczynki przeniosły się na piętro... fot. kadr z filmu zlotowego
...gdzie wciągnęły się w grę "Farmer" fot. kadr z filmu zlotowego
Wesołe śmiechy dziewczynek świadczą o tym,
że gra "Farmer" jest świetną zabawą fot. kadr z filmu zlotowego
Do kolejnej gry, tym razem drużynowej „Tajniacy”, Michałowi nie dane było już zasiąść, bo pora była naprawdę późna, ale zastąpił go johny, który dawał sobie radę równie dobrze, jak syn.
Drużyna czerwonych (Mysikrólik, Robson, Wiewiórka) kontra drużyna niebieskich (Adam, johny i ja) wspierani przez Yvonne rozegraliśmy kilka partii tej świetnej gry i zakończyliśmy przygodę z grami planszowymi na tym zlocie.
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez Ace79, łącznie zmieniany 1 raz.
Niedziela to już niestety ostatni dzień zlotu. Dzień najkrótszy bowiem wszystkich nas czekała jeszcze krótsza lub dłuższa droga do domu.
Pogoda dopisywała więc korzystając z tego wesoło gawędziliśmy na tarasie domku TomaszKa. Niebo było bezchmurne, w oddali pięknie prezentował się Giewont.
Rozmowy na tarasie domku TomaszKa fot. Czesio1
Rozmowy na tarasie domku TomaszKa fot. Czesio1
Kiedy wszyscy już spożyli śniadanie zebraliśmy się przed domkiem TomaszKa, żeby zrobić wspólną grupówkę.
Grupówka przed domkiem TomaszKa fot. Czesio1
Grupówka przed domkiem TomaszKa fot. Czesio1
Grupówka przed domkiem TomaszKa fot. Czesio1
Po niej nastąpił ten smutny moment wspólnych pożegnań.
„Tak niedawno żeśmy się spotkali, a już pożegnania nadszedł czas, tyleśmy ze sobą przeżywali a dziś już wspomnienia łącza nas”...