Wywiad Brunhildy

Dział poświęcony sprawom ogólnym dotyczącym wolnych dyskusji o wszystkim
ODPOWIEDZ
TomaszK
Forowy Badacz Naukowy
Forowy Badacz Naukowy
Posty: 8891
Rejestracja: 09 lip 2013, 18:42
Płeć: Mężczyzna
Podziękował;: 50 razy
Otrzymał podziękowań: 404 razy

Wywiad Brunhildy

Post autor: TomaszK »

Zbychowiec wyjechał do Kuala Lumpur w Malezji ale korespondujemy ze sobą, a on z kolei koresponduje z Brunhildą. Dzisiaj przysłał mi tekst nowego wywiadu Bruni, który poniżej zamieszczam, jako że on nie ma teraz możliwości logowania się na forum.

Cześć Tomasz!
Mam wspaniałą nowinę! Nasza Brunia przeprowadziła wywiad z kapitanem statku porwanego przez piratów i przetrzymywanego jako zakładnik przez parę miesięcy. Zupełnie niesamowity materiał, jakbyś książkę czytał. Sprawdź zresztą sam. Brunia była też na tyle uprzejma, że zgodziła się, abyśmy zapis tego wywiadu w formie tekstowej zamieścili u nas na forum. Ja go więc przepisałem ze słuchu, Brunia poprawiła i teraz jest gotowy do publikacji.

A to treść:

Mam zaszczyt zaprezentować zapis wywiadu przeprowadzonego z człowiekiem, który przeżył przygodę, jakie można w normalnych okolicznościach zobaczyć w thrillerach i filmach przygodowych (i to tylko jeśli twórcy fabuły dopisze fantazja). To, przez co przeszedł nasz rozmówca, jest tak niecodzienne, że aż trudno uwierzyć, że do tego typu sytuacji mogło dojść w XXI wieku. Otóż pan Krzysztof Kotiuk, kapitan statku kontenerowego płynącego z okolic Dubaju do Mombasy został w 2009 roku porwany przez piratów! O tym i o jego niesamowitych przygodach dowiecie się z wywiadu. Miłej lektury! Aha, wywiad jest też dostępny w formie audio pod adresem: http://www.audycjeradia2000fm.blogspot. ... 51013.html

Niedługo druga, obszerniejsza część wywiadu. Po prezentowanym tu wywiadzie udało się namówić Kapitana na podzielenie się z nami jeszcze paroma wspomnieniami!
Wywiad prowadzi Beata Rumianek (to właśnie nasza Brunia) z Radia 2000FM w Sydney:

BR: Goszczę dzisiaj zupełnie niecodziennego gościa na naszej antenie. Mam przyjemność powitać pana kapitana Krzysztofa Kotiuka, który został porwany w 2009 roku przez Somalijskich piratów. Witam pana!

Kapitan: Dobry wieczór! Miło mi, że mogę wystąpić w polskim radio (wywiad jest dla radio 2000 FM z Sydney - przyp. prowadzącej). Przyleciałem właśnie z Europy do Australii, gdyż tutaj na Festiwalu Filmów Dokumentalnych będzie wyświetlany film o tym niesamowitym przeżyciu. Tytuł filmu "The Captain and his Pirat".

BR: Czyli "Kapitan i jego Pirat". Dlaczego JEGO pirat?

Kapitan: Tak sobie jakoś to wyobraził reżyser filmu, chcący pokazać dwie osobowości - dwóch dowódców na statku. Priorytetem dla reżysera był nie sam dokładny przebieg porwania ale studium tych dwóch postaci i ich zachowania: z jednej strony dowódcy statku, czyli mnie a z drugiej dowódcy piratów, którzy nas ochraniali przed innymi piratami i niebezpieczeństwami napotykanymi w trakcie rejsu.

BR: Powiedział pan: "piraci, którzy nas chronili". Czy to rzeczywiście była ochrona? Przecież to byli napastnicy.

Kapitan: Tak właśnie to można ująć. Można też powiedzieć, że chronili oni swojej zdobyczy. Bo oni traktowali nas jako swój łup i naturalnie musieli zadbać o to, żeby nam się krzywda nie stała a przy okazji żeby zarobić pieniądze za to porwanie.

BR: Żądali wysokiego okupu?

Kapitan: Zaczęło się od jakiejś strasznie wysokiej sumy piętnastu milionów dolarów. Jak każdy Arab potrzebuje się targować, tak i z nimi od początku należało podjąć pertraktacje i doszłoby bardzo szybko do obniżenia ceny. Zresztą tak mniej więcej to przebiegało, z tą jednak różnicą, że nie pertraktował armator ale to myśmy na statku próbowali im wytłumaczyć, że w życiu nie dostaną takiej sumy. Armator lekceważył ich i nie dawał znaku życia, w ogóle nie prowadził z nimi jakichkolwiek negocjacji. Dlatego to my musieliśmy pertraktować i to wskutek tego piraci z dnia na dzień spuszczali cenę i już po trzech tygodniach zgodzili się na dwa i pół miliona dolarów, co, jak się później okazało, było ceną niższą od tej, którą po łącznie czterech miesiącach przetrzymywania nas w końcu otrzymali.

BR: Czyli pan, będąc porwanym, jednocześnie z nimi pertraktował?

Kapitan: Tak to wyglądało. To właściwie trudno powiedzieć. Oficjalnie nie mogłem tego robić, myśmy im próbowali wytłumaczyć, że Niemcy są bardzo twardzi, nie będą rozmawiać z kimś, kto nie ma pojęcia o wysokości okupu i po prostu zostaną zlekceważeni. Z drugiej jednak strony, fakt podjęcia tych pertraktacji w takim trybie, stworzył dodatkowe niebezpieczeństwo, bo piraci, chcąc otrzymać te swoje pieniądze terroryzowali nas psychologicznie, straszyli nas. Wywołując u nas niesamowity strach zmuszali nas, abyśmy w panice wydzwaniali do armatora, że chcą nas zabić, zamordować.

BR: Jak was straszyli?

Kapitan: Dwa razy upozorowali rozstrzeliwanie. Powiedzieli nam, że armator się nie odzywa więc będziemy rozstrzeliwać zakładników jeden po drugim. Ja dwa razy byłem na takim "rozstrzelaniu", naturalnie nie wiedziałem, że jest to rodzaj presji psychicznej, tylko naprawdę myślałem, że to będą moje ostatnie chwile.

BR: A załoga? Jak załoga to zniosła?

Kapitan: Załoga, tak jak my wszyscy, byli bardzo wystraszeni. To jest bardzo ciężko opisać. Każdy na swój sposób przeżywał ten psychoterror. Wystarczy powiedzieć, że co trochę któryś z piratów podchodził do nas, przeładowywał karabin i przymierzał do nas, tak jakby chciał strzelać. Potem odładowywał go i odchodził. Pokazywano nam filmy z podrzynaniem gardeł ludziom na komórkach. Próbowali wszelkich sposobów, żeby stworzyć na nas presję, żebyśmy błagali na wszelkie świętości nasze rodziny i pracodawcę, żeby zapłacił okup za nas.

BR: Panie Kapitanie, nam, laikom, wydaje się, że piraci są podobni do tych z filmu "Piraci z Karaibów". Zdaje się jednak, że prawda jest całkiem inna...

Kapitan: To zupełnie inna historia. Trudno jest mi to opowiedzieć w naszym krótkim wywiadzie. Niedługo będzie można o tym przeczytać dokładniej w mojej książce, która ukaże się tu w Australii w księgarni "Favorita" i będzie prawdopodobnie dostępna 20 października w języku polskim a w języku angielskim w pierwszym kwartale następnego roku. W tak krótkim czasie trudno opisać wydarzenia typu pościg z ostrzałem karabinami maszynowymi, wyrzutniami rakiet RPG, pożarem statku. Można to też będzie zobaczyć częściowo na filmie.

BR: Prosimy o zdradzenie paru szczegółów. Przede wszystkim nurtuje mnie jedna rzecz: czy piratom udało się was zaskoczyć? Jak to było?

Kapitan: W skrócie: Miałem rejs z Jebel Ali, to jest koło Dubaju, do Mombasy. Oczywiście płynąłem bezpiecznym kursem, omijałem te niebezpieczne, że tak powiem, akweny, na których grasowali piraci i gdzie były poprzednie porwania. Dołożyłem sobie jeszcze dodatkowo 50 mil w stronę oceanu i spokojnie płynąłem, myśląc, że wszelkie niebezpieczeństwa mamy już za sobą. Rejs miał się ku końcowi, został nam jakiś niecały dzień do Mombasy. Zmieniłem kurs, skręciłem w kierunku Mombasy. Dwie godziny potem, o 9 rano, gdy siedziałem w kabinie i przygotowywałem papiery do oddania statku, rozliczenia miesięcznego i wysłania do armatora, nagle trzeci oficer krzyczy, że jakaś łódź się zbliża z bardzo dużą szybkością z przeciwnego kierunku. Natychmiast pobiegłem na mostek, zobaczyłem, co się dzieje. Mogłem tylko przypuszczać, że to piraci, bo odległość między nami była duża i nie można było tego jeszcze stwierdzić z pewnością. Natychmiast wydałem rozkaz "prawo na burtę", zawróciliśmy i z maksymalną prędkością, jaką może wytrzymać maszyna statku, zaczęliśmy uciekać. Piraci dużo szybciej podchodzili do nas, bo płynęli z szybkością 26-27 węzłów a mój statek kontenerowy osiągał jakieś 17.5 węzła, to było dla niego absolutne maksimum. W kilkanaście minut zbliżyli się do burty, zaczęli dawać znaki rękami i karabinami, żeby się zatrzymać, żeby zastopować statek. Ja oczywiście tego nie zrobiłem, zacząłem wykonywać procedurę, jaką żeśmy ćwiczyli miesiącami na wypadek takiej sytuacji. Trzeba było robić małe zygzaki żeby zbudować falę, która by odpychała i podbijała tą łódź napastników, żeby nie mogli oni dojść do naszej burty. Wtedy zaczęto strzelać do nas z karabinów maszynowych Kałasznikow, co też nie przyniosło skutku. Jeden z piratów podniósł wyrzutnię rakiet i strzelił w moją kabinę. Straszny huk, zatrzęsło statkiem, wybuch, potem statek zaczął się palić. W tym momencie leżeliśmy wszyscy na podłodze, na mostku. Mówiąc wszyscy mam na myśli grupę dowodzącą, bo wcześniej nakazałem całej załodze schronić się do swego rodzaju schronu, bezpiecznego miejsca w głębi statku. Na mostku byłem ja, pierwszy i drugi oficer, i sternik. Padliśmy więc na ziemię, a wtedy oni podpłynęli do burty. Chcieli zarzucić drabinę na burtę, ale dałem znów rozkaz "prawa na burtę", skręciłem bardzo mocno statkiem i jakby uderzyłem o ich łódź, która została odbita przez falę i została za statkiem. Ja wyprostowałem statek na kursie i myślę "O Jezus, udało się!". Drugi oficer, który cały czas się kontaktował z Dubajem i z Kuala Lumpur, z Anti-Piracy Center, powiadomił ich, że piraci zostali za nami, tamci zaczęli nam gratulować. Niestety, nasze szczęście trwało tylko chwilę, bo piraci zaraz dolali paliwa do silników i zaczął się pościg od nowa. Tym razem zaatakowali z lewej burty. Strzał z panzerfausta w kabinę pierwszego mechanika, tym razem odbiło się bez wybuchu. Statek, tak czy inaczej, płonął. Później, jak się okazało, przez 4 miesiące spaliśmy na niewypale. W każdej chwili mogła nastąpić eksplozja i pozabijać nas wszystkich. Trzecie podejście, znowu zrobili rundkę za rufą i tym razem nie dawali strzałów na postrach (celując w miejsca, gdzie nas nie było), tylko trzeci strzał był już wymierzony w mostek. Dzięki Bogu, łódkę podbiło na fali i rakieta rozerwała się powyżej mostku. Myśmy leżeli plackiem na podłodze, straszny huk, czuło się, jakby podrzuciło statkiem do góry, i w tym momencie właśnie piraci wskoczyli na burtę. Było jasne, że nie mamy już szans, gdy to się stało. Ja oczywiście błyskawicznie dałem maszynę na "stop", bardzo niebezpieczny manewr, bo silnik tak wielkich rozmiarów potrzebuje czasu aby zwolnić. Piraci wskoczyli na burtę a my nadal leżeliśmy na podłodze na mostku. Oddali parę strzałów po oknach, mieli problemy z wejściem bo drzwi były zamknięte, wybili więc szybę kolbą karabinu. Puścili serię z karabinu ponad naszymi głowami, potem doskoczyli do nas z wrzaskiem: "dlaczego nie zatrzymaliście maszyn?!". Ja pokazałem na telegraf i mówię: "Jak to nie zatrzymane. Proszę, popatrz, jest wyraźnie na stop. Statek ma swoją inercję i posuwa się jeszcze siłą rozpędu, jeszcze z 4 kilometry będzie tak płynął."
Herszt bandy zażądał od nas listy załogi. Studiował ją wnikliwie: "German, German, German..." - rozpromienił się i zatarł rączki - "oo, będzie kasa!". Tak właśnie walczyłem z nimi 42 minuty, tyle trwał pościg i potyczka.

BR: Panie Kapitanie, kim są współcześni piraci?

Kapitan: W większości młodzież, analfabeci. Większość nie umiała ani czytać, ani pisać. Kilku z nich było mniej więcej wyszkolonych. A, tutaj jeszcze muszę dodać, co jest bardzo ciekawe, że złapano nas 5-metrową łódką, na której nie było nawet wody do picia, mieli tam tylko broń, i, proszę sobie wyobrazić, 400 mil od brzegu. Złapało nas pięciu bandytów wyszkolonych do walki, którzy nie umieli nic innego tylko strzelać i zabijać ludzi, atakować, wskakiwać na burtę, pomimo odrutowania drutem kolczastym na relingu, pomimo mocnej ściany wodnej którą wytworzyliśmy manewrując statkiem. Mimo tych wszystkich zabezpieczeń opanowali statek błyskawicznie. Jak się okazało, ci ludzie nie znali języka angielskiego, nie mieli zielonego pojęcia o urządzeniach komunikacyjnych na statku, byli bardzo słabo wyszkoleni technicznie. Mieli za to znakomite wyszkolenie bojowe. Było dla nas jasne, że nie działali sami. Ktoś musiał tym ludziom pomagać, dawać im namiary i "podwozić" ich w miejsce ataku. Dodatkowo zauważyliśmy, że mieli małe urządzenie GPS, którego rolę w całym zajściu wytłumaczyli nam później. Okazało się, że w nocy na miejsce ataku dowiózł ich statek-matka. Dano im instrukcje, że w dzień będzie tędy przepływać statek i że mają tu czekać spokojnie kontrolując swoją pozycję przy pomocy GPS, żeby nie zdryfować.

BR: Z tego co mi wiadomo, pomimo, że byli to napastnicy, pan uratował kilku z nich życie.

Kapitan: No tak, to był pewien taki ludzki odruch. Ja to rozumiałem w ten sposób, że są to bandyci, ale jednak kierują nimi pewne ludzkie uczucia, i swój proceder uprawiają aby wyżywić swoje rodziny. Z drugiej strony uznałem, że pewnego rodzaju zbliżenie się do nich może być dobrą metodą nawiązania kontaktu i zniesienia pewnych barier, podziału na napastników-dzikusów z jednej strony i nieszczęśliwych marynarzy reprezentujących cywilizację z drugiej. Chciałem, żeby oni postrzegali to w ten sposób, że tworzymy jedną grupę ludzi znajdujących się w podobnej sytuacji. Wytworzyć u nich pewne poczucie podobieństwa także na zasadzie: my jesteśmy wykorzystywani przez armatora, a wy przez jakichś bezwzględnych ludzi, którzy wysłali was na tą misję. Żeby nie stwarzać niepotrzebnie dodatkowego elementu ryzyka, zaleciłem załodze, żeby się do nich normalnie odzywali, nie dawali im do zrozumienia, że są dla nich czymś gorszym, wstrętnym. Pomogliśmy im nawet się podleczyć, nasmarowaliśmy im rany różnego rodzaju maściami i podaliśmy leki. Już przez sam fakt poczucia dotyku drugiego człowieka ich postawa względem nas zmieniła się, my też staliśmy się dla nich bardziej ludzcy.

BR: A sam przywódca?

Kapitan: No, z przywódcą to było trochę ciężej. To był profesjonalny żołnierz, bardzo dobrze wyszkolony, pirat. Obsługiwał bardzo ciężki karabin maszynowy, opierając go na jednej uszkodzonej ręce, a drugą kierując ogniem (na filmie człowiek ten opowiada, jak doszło do tego, że jedna jego ręka była niesprawna). Bardzo niebezpieczny człowiek ale z drugiej strony również całkiem ciekawa osobowość. Widać, że inteligentny i sprytny. Zresztą sądzę, że generalnie nacja arabska jest bardzo inteligentna, pojętna i błyskotliwa. Doszedłem z nim do pewnej formy porozumienia bez słów, gdyż on nie znał angielskiego. Z czasem doszło nawet do tego, że w celu polepszenia komunikacji zaczęliśmy go uczyć angielskiego na statku. Z jednej strony wyglądało to jak jedna rodzina, z drugiej strony można było się spodziewać, że za chwilę pociągnie za spust i zastrzeli człowieka. W pewnej chwili rzeczywiście już chciał mnie zastrzelić, bo był wściekły na mnie, że się na mnie zawiódł, że go okłamałem. Była to nieprawda, on mnie zresztą później przepraszał, ale przeżyłem straszne chwile.

BR: Panie Kapitanie, wyrazy uznania, że przebrnął pan przez to wszystko i załoga pozostała nieuszkodzona.

Kapitan: To było moje zadanie. Moim priorytetem, tak jak każdego kapitana, było dobro załogi i uchronienie jej od niebezpieczeństwa. Dobro statku, ładunku, jest ważne, ale przede wszystkim trzeba dążyć do tego, aby załodze się nic nie stało. Przypuszczam, że gdybym znów został postawiony w podobnej sytuacji, postąpiłbym podobnie.

BR: Dziękuję za rozmowę.

Kapitan: Dziękuję.
Ostatnio zmieniony 14 paź 2013, 10:16 przez TomaszK, łącznie zmieniany 1 raz.
TomaszK
Forowy Badacz Naukowy
Forowy Badacz Naukowy
Posty: 8891
Rejestracja: 09 lip 2013, 18:42
Płeć: Mężczyzna
Podziękował;: 50 razy
Otrzymał podziękowań: 404 razy

Post autor: TomaszK »

Aż ciarki przechodzą. Gratulacje Bruniu, ciekawy wywiad, czekam na ciąg dalszy. A Ty Zbychowiec odważny jesteś że tam pojechałeś. Nie wybierasz się na na jakąś morską wycieczkę ?

Aha, zapomniałem, że nie możesz odpisać.
Awatar użytkownika
johny
Moderator
Moderator
Posty: 11667
Rejestracja: 09 lip 2013, 14:30
Miejscowość: Łódź
Płeć: Mężczyzna
Podziękował;: 250 razy
Otrzymał podziękowań: 207 razy

Post autor: johny »

No akcje niczym z Bonda, Bourne'a lub Mission Impossible! Tyle tylko, że to nie był film. Niesamowita historia. Skąd Ty Bruniu znajdujesz tak ciekawych ludzi do swoich wywiadów? Gratulacje! :564:
POLEXIT!
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
Brunhilda
Zlotowicz
Zlotowicz
Posty: 7221
Rejestracja: 10 lip 2013, 04:07
Płeć: Kobieta
Podziękował;: 90 razy
Otrzymał podziękowań: 112 razy

Post autor: Brunhilda »

johny pisze: Skąd Ty Bruniu znajdujesz tak ciekawych ludzi do swoich wywiadów? Gratulacje! :564:
:-D no sami przyjeżdżają Johny! Kapitan przed przyjazdem skontaktował się, ze będzie. Z polonijnycmi organizacjami. Akurat ja odpowiedziałam. A jak sama gdzieś jadę to ja kontaktuje się, jak z Galczynskim Jnr na przykład w Darwin. Mam tez wywiad ale po ang w większości i coś z tym musze zrobić. Mam jeszcze drugi, nieoficjalny wywiad z kapitanem. Chyba jeszcze ciekawszy.
Awatar użytkownika
johny
Moderator
Moderator
Posty: 11667
Rejestracja: 09 lip 2013, 14:30
Miejscowość: Łódź
Płeć: Mężczyzna
Podziękował;: 250 razy
Otrzymał podziękowań: 207 razy

Post autor: johny »

Byłem wczoraj w kinie. I przed seansem puszczany był trailer nowego filmu z Tomem Hanksem p.t. Captain Philips o porwaniu statku przez somalijskich piratów. To co widziałem w zapowiedzi jako żywo jest podobne do opowieści Kapitana Kotiuka. Czy ten film nie powstał aby w oparciu o te wydarzenia?
POLEXIT!
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
ODPOWIEDZ

Wróć do „Forum ogólne”