W piątek 11 sierpnia 2017 roku około godziny 5 rano wyruszyłem na spotkanie kolejnej przygody. Tym razem swój wehikuł skierowałem na daleką północ w kierunku maleńkiego miasteczka Frombork. To właśnie w grodzie Kopernika wyznaczyliśmy sobie miejsce kolejnego, XIII już Forowego Zlotu.
Przede mną była długa droga ale każdy kilometr przybliżał mnie do wyznaczonego celu. Ponieważ czasu miałem dużo (początek zlotu wyznaczony był na godz. 16:00 na kempingu) to korzystając z okazji, że moja droga wiedzie przez Mazury Zachodnie postanowiłem odwiedzić kilka samochodzikowych miejsc.
Pierwszym moim przystankiem była Ostróda, a ściślej grób Gizewiusza. To niezwykłe miejsce po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć pięć lat wcześniej gdy wracałem m.in. z I Forowego Zlotu w Radzyniu Chełmińskim. Jak pamiętamy miejsce to odwiedził kiedyś Tomasz z Moniką na kartach książki „Pan Samochodzik i Niewidzialni”: „Zatrzymaliśmy się przy grobie, na którym leżał pomnik w kształcie otwartej księgi. Na nagrobku napisano: Tu spoczywa Gustaw Gizewiusz. 21.V.1810 — 7.V.1848. Bojownikowi o polskość i ludowładztwo na Mazurach. W setną rocznicę Wiosny Ludów — Rodacy.
— Urodził się w Piszu — opowiadałem Monice — w rodzinie Giżyckich, którzy ówczesnym zwyczajem zlatynizowali swoje nazwisko na „Gizewiusze”. Z domu wyniósł umiłowanie polskiej mowy, ale jak mówi legenda, ideami niepodległościowymi zaraził się od swej żony, Żydówki, Anny Rebeki Fürst, która była wielką patriotką polską. W 1835 roku został Gustaw Gizewiusz pastorem w Ostródzie i odtąd toczył upartą walkę z pruskimi władzami w obronie szkoły polskiej. Do tego celu wykorzystywał swój talent krasomówczy i pisarski, słał pisma do władz niemieckich, odwoływał się do opinii publicznej w Niemczech. Zbierał źródłowe materiały, udowadniające polskość ludu mazurskiego, słał memoriały do wybitnych osobistości. Do jego przyjaciół zaliczał się Celestyn Mrongowiusz, również urodzony na Mazurach. On także bronił polskiego języka w Prusach, a jego książkami zachwycał się Adam Mickiewicz, który zresztą z Mrongowiuszem korespondował. W 1842 roku Mrongowiusz opracował memoriał do władz niemieckich wskazujący, że odbieranie ludowi mazurskiemu jego ojczystej mowy jest bardzo szkodliwe. A że był to okres nadchodzącej Wiosny Ludów, okres buntów i niepokoju, Gizewiusz, który doręczył władzom ów memoriał osiągnął wielki sukces: odtąd dzieci mazurskie mogły się uczyć po polsku. Ale germanizatorzy nie ulegli, podjęli z Gizewiuszem dalszą walkę. Wtedy Gizewiusz zrozumiał, że batalię o polskość trzeba powiązać z walką o wyzwolenie społeczne i narodowe. Wybuchła właśnie Wiosna Ludów. Gizewiusz, który cieszył się na Mazurach ogromną popularnością, stał się najpoważniejszym kandydatem na posła ludności mazurskiej do parlamentu we Frankfurcie. Niestety, wtedy to zmarł, przeżywszy zaledwie trzydzieści osiem lat. A gdy go nie stało, germanizatorzy znowu zaczęli tępić polskość. Lecz, jak pani wie, nigdy im się to nie udało. Mowa polska na tych ziemiach nie przestała rozbrzmiewać...”
Grób Gizewiusza w Ostródzie fot. Czesio1
Grób Gizewiusza w Ostródzie fot. Czesio1
Grób Gizewiusza w Ostródzie fot. Czesio1
Grób Gizewiusza w Ostródzie fot. Czesio1
Grób Gizewiusza w Ostródzie fot. Czesio1
Miejsce to jest niezwykle klimatyczne. Grobowiec ukryty pośród drzew, można przy nim stanąć i zadumać się nad burzliwą historią tych ziem.
Z Ostródy skierowałem swój wehikuł w stronę Elbląga. W miejscowości Małdyty skręciłem w lewo na drogę na Zalewo a stamtąd dalej na Dobrzyki i Jerzwałd. Pamiętacie? „Po dwudziestu latach z prawdziwym wzruszeniem wziąłem do ręki zżółkła teczkę i otworzywszy ją, na nowo odczytałem zrobione przeze mnie kiedyś zapiski. Mapka z zaznaczoną na niej trasą wskazywała, że zbiory wieziono na Pasłęk, a potem do miejscowości o nazwie Matyty. W tym miejscu ciężarówka skręciła na drogę do miasteczka, które zwie się obecnie Zalewo. Tu właśnie, w Zalewie, urywał się trop uciekającej ciężarówki.
Zalewo wówczas płonęło, zbombardowane przez samoloty radzieckie. Rynek pełen był cofającego się w popłochu hitlerowskiego wojska. Jeden z dawnych Zalewa przypomniał sobie, że wielotonową ciężarówkę z napisem „Muzeum w E.” widział stojącą na rozstaju dróg, przy wjeździe do miasteczka. Było to w czasie kolejnego nalotu i kierowca ciężarówki zjechał trochę z szosy, szosa bowiem stanowiła główny cel nadlatujących samolotów. Mieszkaniec ów ukrył się przed nalotem w piwnicy, a gdy uspokoiło się trochę i opuścił piwnicę, ciężarówki już nie zobaczył. Prawdopodobnie odjechała. Albo szosą na Stary Dzierzgoń, albo drogą do Jerzwałdu i Susza.
W Starym Dzierzgoniu — pamiętam — spędziłem bezowocnie aż dwa dni, wypytując ówczesnych mieszkańców miasteczka o ciężarówkę z napisem „Muzeum w E.”. Nie zauważył też jej nikt w miejscowościach położonych na tej samej trasie. Pozostawała więc tylko droga: na Dobrzyki, Jerzwałd i Susz, przez który można było dojechać dalej: do Prabut, Kwidzyna lub Malborka i jeszcze dalej na zachód — do Niemiec.”
To właśnie tą drogą jechały ciężarówką zbiory bursztynu, których potem poszukiwał Pan Tomasz w „Nowych przygodach”. Ja również przemierzałem po latach ten szlak, choć mną nie kierowała tym razem ani chęć odszukania zbiorów bursztynu ani też spotkania Tomasza, Czarnego Franka, pana Anatola czy pana Kazia. Ja chciałem dotrzeć do Jerzwałdu by po raz kolejny zobaczyć dom, w którym mieszkał i pisał nasz Mistrz Zbigniew Nienacki.
Oczywiście kilka dni wcześniej zadzwoniłem do obecnego właściciela dawnego domu Nienackiego, Pana Bogusława Godyckiego, z zapytaniem czy mógłbym Go odwiedzić na kilka chwil. Gospodarz domu jest bardzo miłym człowiekiem, który jeśli tylko pozwala Mu na to czas chętnie opowiada o Nienackim. Wspomnieliśmy nasz poprzedni zlot w 2012 roku w czasie którego również byliśmy w Jerzwałdzie. Pokazałem Panu Godyckiemu album z tamtego zlotu, patrząc na zdjęcia przypomniał sobie naszą wesołą ówczesną gromadkę.
Bociany na łące w Jerzwałdzie fot. Czesio1
Dawny dom Nienackiego fot. Czesio1
Tabliczka na dawnym domu Nienackiego fot. Czesio1
Chwilę później dotarła tu Hanka, która również zmierzała do Fromborka na zlot i także postanowiła zjechać z głównej trasy aby zobaczyć dawny dom Nienackiego.
Czesio1 i Hanka na tle Jeziora Płaskiego przed dawnym
domem Nienackiego fot. Czesio1
Akurat w tym czasie gościem Pana Godyckiego był aktor filmowy, teatralny i dubbingowy Jarosław Boberek, czyli słynny dubbingowy Kaczor Donald.
Zeszliśmy bliżej jeziora, gdzie pasły się konie Pana Godyckiego.
Hanka przy koniach Pana Godyckiego, w oddali na tarasie
Pan Boberek fot. Czesio1
Hanka przy koniach Pana Godyckiego fot. Czesio1
A nieco niżej znajdował się słynny mostek przed domem, na którym na zdjęciu uwieczniony został niegdyś Nienacki ze swoim psem. Mostek dziś jest już delikatnie podpróchniały i grozi załamaniem się pod ciężarem nieostrożnej osoby co niechybnie doprowadziłoby do nieplanowanej kąpieli w zimnej i brudnej wodzie.
Słynny mostek przed dawnym domem Nienackiego fot. Czesio1
Czesio1 na mostku niczym niegdyś Nienacki z psem fot. Czesio1
Kilka zdjęć na tle dawnego domu Nienackiego i pożegnaliśmy gościnnego Gospodarza.
Hanka przy dawnym domu Nienackiego fot. Czesio1
Skierowaliśmy swoje pojazdy na pobliski cmentarz, na którym spoczywają doczesne szczątki Zbigniewa Nienackiego.
Grób Zbigniewa Nienackiego fot. Czesio1
Czesio1 odczytuje napis na nagrobku Nienackiego fot. Czesio1
Czesio1 przy grobie Zbigniewa Nienackiego fot. Czesio1
Cóż za niesamowity zbieg okoliczności sprawił, że akurat w tym samym czasie przyjechała tam jakaś pani ze swoim nastoletnim synem i oni również chcieli odwiedzić grób Nienackiego. Nawiązaliśmy z nimi rozmowę, opowiedzieliśmy o nas, o forum, o tym że zmierzamy na kolejny zlot tym razem do Fromborka. Zdziwieni byli, że są tacy ludzie, którzy poszukują książkowych śladów przygód Pana Samochodzika. To jeszcze mocniej utwierdza mnie w przekonaniu, że takich pozytywnie zakręconych ludzi jak my jest na tym świecie jeszcze wielu. I że to tylko kwestia czasu gdy odnajdą się wspólnie w jednym miejscu. Na forum przygodowym im. Pana Samochodzika.
Opuściliśmy z Hanką Jerzwałd i przez Zalewo i Małdyty wróciliśmy na drogę w stronę Elbląga. Najlepiej byłoby dojechać szosą S7 do samego niemalże miasta i dopiero tam skręcić na dawną berlinkę. My jednak chcieliśmy dotrzeć do Fromborka śladami Pana Tomasza. „Za Pasłękiem rozstaliśmy się z międzynarodową drogą E 81, prowadzącą z Warszawy do Gdańska, i skręciliśmy na wąską szosę do Młynar. Potem szosa ta przeskakuje nad autostradą Elbląg — Kaliningrad i robiąc ogromny łuk, prowadzi przez Jędrychowo do Fromborka. Już od Pasłęka jedzie się przez Wysoczyznę Elbląską, a im bliżej Fromborka, tym więcej spotyka się owych przepięknych wąwozów, wyrytych przez erozję w równinie morenowej, wypiętrzonej kiedyś przez ogromny jęzor lodowca. Wąwozy te — jak już wspomniałem — są bardzo malownicze i na ogół lesiste.”.
Do Formborka dotarliśmy kilkanaście minut po 13—ej.
Frombork przed nami fot. kadr z filmu zlotowego
Mieliśmy jeszcze ponad dwie godziny do spotkania z władzami Fromborka. Podaliśmy nasze personalia w recepcji kempingu i zakwaterowaliśmy się w domkach. A właściwie bardziej adekwatne będzie stwierdzenie, że to Hanka się zakwaterowała ja bowiem zamierzałem biwakować w wehikule.
Korzystając z wolnego czasu i pięknej pogody podjechaliśmy do Fromborka żeby zobaczyć niespodziankę, którą przygotowaliśmy na ten zlot. Ale na razie o tym sza.
Wróciliśmy na kemping, a wkrótce dojechał kolejny uczestnik zlotu Eksplorator63. Przywiózł ze sobą masę gadżetów forowych, plakietki, naklejki i przede wszystkim ogromny forowy baner. Postanowiliśmy rozwiesić baner w widocznym miejscu. W czasie jednej z prób powieszenia banera przy wjeździe na kemping osunęła się drabinka i Czesio po betonowym słupie zjechał kilka metrów w dół. Efektem przetarcie na rękach i brzuchu i konieczna wizyta w aptece we Fromborku. Przygoda była więc już na samym początku zlotu.
Ostatecznie baner udało się powiesić w innym miejscu.
Forowy baner na kempingu fot. Czesio1
Teraz mogliśmy wszem i wobec ogłosić, że:
XII FOROWY ZLOT ZAGADKOWY ROZPOCZęTY!!
Wybiła godz. 16:00 i po chwili dojechali długo oczekiwani goście. Najpierw nasz Przyjaciel z forum czekoz czyli Czesław Kozłowski w towarzystwie swojej małżonki Leny, a wkrótce Pani Krystyna Lewańska i Pan Zbigniew Kędziora. Pani Lewańska była Burmistrzem a Pan Kędziora Zastępcą Burmistrza Fromborka gdy w 2012 roku przybyliśmy tu po raz pierwszy.
Z prawej Pani Krystyna Lewańska, pierwszy z lewej
Pan Zygmunt Kędziora, zdjęcie z 2012 roku fot. Czesio1
Zasiedliśmy przy stoliku przed kempingiem. Potoczyła się wesoła pogawędka. Nie mogło oczywiście obyć się bez wspomnień sprzed pięciu laty. Miło nam było, że dawni włodarze grodu Kopernika pamiętają naszą wizytę. Od pani Krystyny otrzymaliśmy upominek w postaci pamiątek z Fromborka. Zrewanżowaliśmy się płytą CD z nagranym przez Forowiczów audiobookiem „Pan Samochodzik i zagadki Fromborka”.
Później ustaliliśmy wspólnie z Panem Czesławem plan na kolejne dni. Pięknie nam to wszystko rozpisał kto i kiedy będzie się nami opiekował. Z kim będziemy zwiedzać Katedrę, z kim poszukamy obozowiska Batury a kim będziemy przedzierać się przez krzaczory na Diablej Górze i w Wąwozie Straszliwego Asa. Wszystko było dopracowane ze szczegółami. Nie pozostało nam nic innego jak tylko przygotować się na wspaniałe przygody.
Przygody śladami Pana Samochodzika we Fromborku...
Ostatnio zmieniony 09 mar 2021, 08:35 przez Czesio1, łącznie zmieniany 1 raz.
Pierwsze spotkanie z Gospodarzami fromborskiej ziemi za nami. Z każdą godziną przybywali kolejni Zlotowicze. Meldowali się w recepcji po czym kwaterowali gdzie były wolne miejsca.
Zbliżał się wieczór, trzeba było przygotować ognisko. Miejsce było niezmienne od lat, teraz trzeba tylko przygotować opał. Pan z recepcji wskazał nam miejsce gdzie były nacięte klocki z usuwanych drzew, trzeba tylko je sobie przywieźć. Taczka się znalazła, chętni również, więc ruszamy po drwa na ognisko.
Nawieźliśmy tyle by wystarczyło również na kolejne wieczory. Jeszcze tylko narąbać szczapy...
TomaszK jako pierwszy chwycił za siekierę fot. kadr z filmu zlotowego
Kto następny? fot. kadr z filmu zlotowego
Eksplorator63 w akcji fot. kadr z filmu zlotowego
Czy tak dobrze? fot. kadr z filmu zlotowego
Hanka też spróbowała swoich sił fot. kadr z filmu zlotowego
A co, nie mówiłam, że dam radę? fot. kadr z filmu zlotowego
...i można rozpalać ognisko. Tego rytuału w zastępstwie nieobecnego na razie Mysikrólika dokonał Barabasz.
Barabasz rozpala ognisko fot. kadr z filmu zlotowego
Płonące wesoło ognisko wywabiło z domków kolejnych Zlotowiczów, którzy zdążyli już się rozlokować. Na stole pojawiły się przeróżne smakołyki. Przede wszystkim kiełbaska, którą nadziewaliśmy na metalowe pręty i smażyliśmy nad ogniem. Do tego chlebek, pomidorki, ogóreczki i inne dodatki, których nie zdołałem spamiętać dopełniły wieczornego posiłku. A wszystko zakrapiane domowymi trunkami.
Hanka w towarzystwie dwóch Tomaszów:
K. z lewej i L. z prawej fot. kadr z filmu zlotowego
Nie zabrakło przy ognisku wesołych rozmów. Powspominaliśmy nasze poprzednie zloty, również ten sprzed pięciu laty gdy tu, w tym samym miejscu również piekliśmy nad ogniskiem kiełbaskę.
Ognisko płonęło do późnych godzin nocnych podsycane kolejnymi szczapami drew. Mając na uwadze konieczność wczesnego zerwania się z łóżek następnego dnia (wszak to dopiero początek zlotu!) coraz to ktoś umykał do swojego domku. Umknąłem w końcu i ja by ułożyć swoje ciało w śpiworku na rozkładanych siedzeniach wehikułu. Pierwsza noc na fromborskiej ziemi przed nami. Dobranoc Zlotowicze...
Pierwsza noc spędzona na fromborskiej ziemi już za nami. Domki na kempingu były skromne, pozbawione luksusu ale najważniejsze było dla nas to, że mieliśmy gdzie ułożyć się do snu. Na zloty jeździmy przecież nie po to, żeby siedzieć w domkach przed telewizorami czy komputerami lecz po to aby przeżyć przygodę.
Dla mnie przygodą był również sam nocleg bowiem wzorem poprzednich zlotów postanowiłem noce spędzać w swoim wehikule. Na rozkładanych siedzeniach jak to nie raz zwykł czynić Pan Samochodzik. Ostatecznie trzysta sześćdziesiąt kilka nocy spędzam w zwykłym łóżku to na kilka nocy można a nawet wskazane jest oderwać się od szarej codzienności.
Kiedy tylko pojawiły się pierwsze promienie słońca coraz to jakaś postać pojawiała się przed domkiem i z ręcznikiem na ramieniu oraz przyborami do toalety w ręku raźnym krokiem szła w stronę kempingowej prysznicowni.
Po porannej toalecie zgromadziliśmy się przed jednym z domków, gdzie ustawiliśmy dwa a może trzy drewniane stoły. Każdy przyniósł ze swoich bagażów różne przysmaki, dziewczyny zarobiły herbatę, kawę, rozpoczęła się wspólna biesiada przy wesołych rozmowach. To też jeden z tych momentów zlotów, które bardzo nas do siebie zbliżają, sprawiają, że tęsknimy za kolejnymi zlotami.
Poranne śniadanie fot. kadr z filmu zlotowego
Poranne śniadanie fot. kadr z filmu zlotowego
Poranne śniadanie fot. kadr z filmu zlotowego
Poranne śniadanie fot. kadr z filmu zlotowego
Poranne śniadanie fot. kadr z filmu zlotowego
Poranne śniadanie fot. kadr z filmu zlotowego
Och, czegóż nie było na tych stołach! Pieczywo różnego gatunku. Bułeczki, chlebek, pomidorki, ogóreczki podwójne, smalczyk, dżemik i inne frykasy, których nie zdołałem zapamiętać. Do tego różne rodzaje kaw i herbat. Nikt nie odszedł głodny od stołu.
Zapowiadał się piękny dzień.
Po śniadaniu punktualnie o godzinie dziewiątej zebraliśmy się na placu przed recepcją kempingu.
Zlotowicze o poranku na parkingu kempingowym fot. Czesio1
Po chwili nadjechał nasz dzisiejszy Przewodnik Pan Zbigniew Kędziora. Część z nas miała już okazję Go poznać podczas poprzedniego zlotu we Fromborku, pięć lat temu. Wtedy Pan Zbyszek był zastępcą Burmistrza grodu Kopernika i również dzięki Niemu odkryliśmy wiele tajemnic Fromborka.
Pan Zbigniew Kędziora fot. kadr z filmu zlotowego
Pan Zbigniew Kędziora fot. kadr z filmu zlotowego
Nie inaczej miało być również i tym razem. Plany bowiem były wielkie.
Od lewej: Yvonne, Barabasz, Sokole Oko, Hanka,
TomaszL i Janusz fot. kadr z filmu zlotowego
Od lewej: Eksplorator63, zbychowiec, Yvonne, Barabasz i Sokole Oko fot. kadr z filmu zlotowego
Ater, Eksplorator63
i zbychowiec fot. kadr z filmu zlotowego
Adam z psem i Ater fot. kadr z filmu zlotowego
Czesio1 fot. kadr z filmu zlotowego
Pan Zbyszek wspomniał nasze poprzednie spotkanie z 2012 roku, a następnie pokrótce przedstawił nam plan na dzisiejsze przedpołudnie. Miał się bowiem zająć nami właśnie do godziny 12-ej. O tej porze rozpoczynał dyżur w Muzeum w Braniewie dokąd mieliśmy wspólnie dotrzeć.
Kolejność miejsc do zwiedzenia delikatnie wymienimy... fot. kadr z filmu zlotowego
...ale wszystko będzie tak jak w książce "PS i zagadki Fromborka" fot. kadr z filmu zlotowego
A zatem ruszamy w poszukiwaniu śladów bytności we Fromborku Pana Tomasza i szajki Waldemara Batury...
Ostatnio zmieniony 12 mar 2019, 09:32 przez Czesio1, łącznie zmieniany 1 raz.
Kawalkadą kilku wehikułów wyruszyliśmy szukać śladów Pana Tomasza we Fromborku i okolicach. Zaparkowaliśmy samochody w centrum miasteczka, tuż przy Wieży Wodnej. Zeszliśmy po schodach do niewielkiego parku.
Eksplorator63 na czele pierwszej grupki fot. kadr z filmu zlotowego
Piękna pogoda więc na twarzach Zlotowiczów gości uśmiech fot. kadr z filmu zlotowego
Tam zatrzymaliśmy się przed pomnikiem pamięci ofiar ludzi, którzy zginęli w trakcie przeprawy przez Zalew Wiślany i Mierzeję Wiślaną na przełomie stycznia i lutego 1945 roku.
Obelisk pamięci ofiar przeprawy przez Zalew i Mierzeję Wiślaną fot. Czesio1
„Bezsensowny rozkaz gauleitera Prus, Ericha Kocha, zmusił do ewakuacji ludność Warmii i Mazur. Była mroźna zima, zadymki śnieżne. Po oblodzonych drogach jak widma wlokły się kolumny chłopskich wozów, na których wieziono resztki dobytku, małe dzieci, otulone chustkami kobiety. Tysiące, dziesiątki tysięcy takich wozów ciągnęło nad Zalew Wiślany, nad Bałtyk, gdzie — jak mówili hitlerowcy — czekać miały okręty, aby ich wywieźć poza zasięg działań wojennych. Iluż tych wypędzonych ze swych domostw ludzi zmarło po drodze z głodu i chłodu? A ci, co dotarli nad skuty lodem Zalew Wiślany — nie zastali tam żadnych okrętów. Powiedziano im wówczas, że okręty czekają za mierzeją i trzeba się tam dostać po lodzie. I znowu tysiące wozów ciągnęło przez zalew, grzęznąc w błotnistym śniegu, wpadając w szczeliny lodowe. Siekł ich lodowaty deszcz ze śniegiem, na ogromnej przestrzeni pokrytego topniejącym lodem zalewu nie było gdzie się ogrzać. Ludzie marzli na wozach lub tonęli w przeręblach. Pod kołami wozów zapadał się kruchy lód. Powiadają, że prawie pół miliona ludzi zginęło podczas tej tragicznej wędrówki donikąd, bo żadne okręty i barki nie czekały na nich na morzu.” Jak dowiadujemy się z kamiennego pomnika 450 tysięcy mieszkańców Prus Wschodnich przeżyło ten exodus.
Obelisk pamięci ofiar przeprawy przez Zalew i Mierzeję Wiślaną fot. Czesio1
Wysłuchawszy krótkiego wykładu z historii ruszyliśmy w stronę fromborskiego portu. „— Odprowadzę cię, Baśka — zaproponowałem.
Chłopiec natychmiast zrozumiał, że chcę z nim porozmawiać na osobności. Poszliśmy piaszczystym brzegiem Zalewu Wiślanego w stronę fromborskiej przystani.
— Nasz obóz znajduje się nad brzegiem zalewu, ale po drugiej stronie przystani, za torem kolejowym — wyjaśnił Baśka. — Łatwo pan będzie mógł trafić do nas.”
Nieużywane tory kolejowe we Fromborku fot. Konfiturek
„Fromborska przystań nie jest duża. Składa się z szerokiego obmurowanego basenu, gdzie właśnie kołysało się na falach kilka motorówek, jachtów i łodzi rybackich. Z przystani wbijała się w wody zalewu dość długa ostroga betonowego falochronu, osłaniającego basen. Na końcu falochronu świeciła maleńka latarnia. Tu przybijały jachty i statki żeglugi gdańskiej.”
Przystań we Fromborku fot. Konfiturek
Statki cumujące w porcie fot. Konfiturek
Z fromborskiej przystani skierowaliśmy się wzdłuż torów do miejsca dawnej plaży miejskiej. Część z nas zrezygnowała z tej wycieczki bowiem nasz Przewodnik ostrzegł nas, że do miejsca tego nie wiedzie żadna wydeptana dróżka lecz trzeba się przedzierać przez krzaczory a zapewne i przez pokrzywy.
Nie takie przeszkody jednak już pokonywaliśmy więc i tym razem spora grupa śmiałków ruszyła w ślad za Panem Zbyszkiem. Najpierw droga wiodła przez nieużywane już tory kolejowe, które z każdym metrem znikały pod gęstymi zaroślami i pokrzywami. Po kilkunastu metrach skręciliśmy ku wodom Zalewu Wiślanego i po chwili naszym oczom ukazało się coś co podobno było kiedyś plażą miejską. Trudno nam było w to uwierzyć patrząc na zarośnięty brzeg zalewu i zaśmiecony teren.
Dawna plaża miejska fot. Czesio1
Dawna plaża miejska a na niej Ater fot. kadr z filmu zlotowego
Pan Kędziora twierdził, że prawdopodobnie to miejsce miał na myśli Zbigniew Nienacki pisząc „Zagadki Fromborka” i umieszczając pierwsze obozowisko Pana Tomasz i Cagliostro tuż po przyjeździe do grodu Kopernika.
Na tablicy miejsc samochodzikowych, która jak się dowiemy w jednej z kolejnych opowieści plaża miejska została zaznaczona po drugiej stronie przystani. Tam bowiem można w sezonie letnim spotkać kilka osób, które wystawiają twarz do słońca jak również moczą nogi w wodach Zalewu Wiślanego
Pan Kędziora opowiada o plaży miejskiej we Fromborku fot. kadr z filmu zlotowego
Pan Kędziora opowiada o plaży miejskiej
we Fromborku fot. kadr z filmu zlotowego
Co oni zrobili z takim pięknym miejscem - kręci
głową Mysikrólik fot. kadr z filmu zlotowego
„Siedzieliśmy na brzegu Zalewu Wiślanego, w pobliżu plaży miejskiej we Fromborku. Właśnie tam, nieco dalej od miasta, zdecydowałem się rozbić swój pierwszy biwak.
Cagliostro rozstawił mój namiot, nadmuchał pożyczony ode mnie materac i rozłożył dwa koce. Jego zwierzaki, nakarmione i zmęczone podróżą, spały w namiocie w specjalnie przygotowanych pudełkach, które wiózł ze sobą Cagliostro.
Zapadł wieczór. Na maszynce gazowej przyrządziliśmy kolację z moich zapasów i teraz, siedząc na piasku omywanym przez fale zalewu, patrzyliśmy ponad czarną tonią w stronę Mierzei Wiślanej.
Za naszymi plecami, nieco na lewo, leżał Frombork rozjarzony światłami. Gdzieś z dala dochodził śpiew młodych głosów, to zapewne jakąś wieczorną zabawę organizowali harcerze, biorący udział w operacji „Frombork 1001”. Ale tu, nad brzegiem zalewu, było cicho i pusto, tylko fale wypływające na brzeg szeleściły monotonnie.”
Czarna toń Zalewu Wiślanego fot. Konfiturek
Frombork w oddali za plecami Tomasza i Cagliostro fot. Konfiturek
Szukając miejsca dawnego obozowiska szajki Batury wyjechaliśmy z Fromborka w stronę Braniewa. Po około dwóch kilometrach skręciliśmy w lewo w drogę wiodącą przez las. Wąska to była droga, wyboista ale czuliśmy za jej zakrętem czeka na nas przygoda. „Oto do obozowiska Batury polną drogą podjechał czarny wartburg, (...)”
W drodze do miejsca domniemanego obozowiska
Waldemara Batury fot. kadr z filmu zlotowego
Droga po której jechał Stefan swoim wartburgiem fot. kadr z filmu zlotowego
Tą właśnie drogą przyjechał do Batury Stefan po skradzione z drugiego schowka kielichy. Miejsce na swój obóz wybrał sobie Batura wspaniałe. I na tyle blisko do Fromborka żeby móc na własną rękę szukać schowków pułkownika Koeniga i jednocześnie na tyle daleko, żeby uniemożliwić wytropienie obozowiska przez Tomasza i pomagających mu harcerzy.
I oto tego sierpniowego przedpołudnia przybyliśmy w to miejsce i my.
Nasz Przewodnik Zbigniew Kędziora fot. kadr z filmu zlotowego
Zlotowicze na mostku nad Baudą fot. Czesio1
Zgromadziliśmy się na mostku nad Baudą aby posłuchać paru kolejnych ciekawostek od Pana Zbyszka Kędziory. Z miejsca tego przy dobrej pogodzie widać oddaloną o kilka kilometrów Fromborska Katedrę. Jeśli bywał w tym miejscu i Waldemar Batura to zaiste piękny miał widok. Mógł patrzeć na Frombork uśmiechając się pod nosem, że znowu udało mu się wyprowadzić w pole Tomasza. Albo raczej wprowadzić do pułapki w podziemiach katedry.
Bauda zmierzająca do swojego ujścia fot. Czesio1
Bauda zmierzająca do swojego ujścia fot. kadr z filmu zlotowego
Bauda z drugiej strony mostku fot. Czesio1
Nie widział biedaczysko, że być może w tym samym momencie, z najmniej spodziewanej strony, czyli rzeki Baudy, obserwują go gałki oczne potężnego Asa. Aż tu bowiem dnem rzeki posłała swojego robota Ala aby obserwować jak zachowuje się w terenie. „Ala przekręciła jakąś gałkę na pulpicie sterowniczym i zaraz ukazał się nowy obraz. Zobaczyłem piaszczysty cypel, a na nim namiot turystyczny. Obok namiotu stał czerwony mustang Waldemara Batury. Po chwili dostrzegłem Baturę. Rozebrany do majteczek kąpielowych leżał na piasku nad wodą, a towarzyszyła mu panna Anielka, również w kostiumie kąpielowym.
— Co to jest? Co ja widzę? — zakrzyknąłem.
— Ogląda pan obóz Waldemara Batury.
— Ale jakim cudem go oglądam?
— Posłałam Asa korytem rzeki Baudy — tłumaczyła Ala. — As w tej chwili jest zanurzony w wodzie. Wystaje nad powierzchnią tylko kopułka z oczami, które są kamerami telewizyjnymi i reflektorami. As przekazuje obraz, który widzi.”
Bauda po prawej a po lewej domniemane obozowisko
szajki Waldemara Batury fot. kadr z filmu zlotowego
„Obóz Batury stał na pustkowiu, w pobliżu nie było żadnego człowieka. Chyba tylko ptak mógłby niezauważalnie zbliżyć się do namiotu.”
Domniemane miejsce obozowiska Batury fot. Czesio1
Okolica rzeczywiście spokojna, miejsce świetnie nadające się na rozłożenie obozu dla kogoś kto pragnie być z dala od tłumów ludzi. Jedno czego żałowałem to tego że mamy tak mało czasu i że nie mamy ze sobą kajaków. Fajnie by było popłynąć Baudą aż do samego ujścia do Zalewu Wiślanego. To przecież tak blisko stąd.
Ale czas nas gonił. Wsiedliśmy ponownie do naszych wehikułów i ruszyliśmy w drogę powrotną do Fromborka.
Po prawej stronie przed naszą bazą kempingową minęliśmy miejsce w którym kiedyś była stacja benzynowa. To tu w książce tankowała paliwo do czerwonego mustanga Czarna Anielka. To tu za szybą jej wozu Tomasz ujrzał pod przykrytym kocem sumiaste wąsy podobne do tych jakie miał staruszek Dąbrowski. I to właśnie tu rozpoczął się pościg za panną Anielką zakończony dopiero pod granicznym szlabanem...
„Pomknęliśmy w stronę stacji benzynowej, a błękitny opel inżyniera Zegadły dopiero po chwili ruszył za nami.
Od momentu porwania minęło już chyba kilkanaście minut, a przecież przy stacji benzynowej zobaczyliśmy czerwonego mustanga. Panna Anielka zatankowała już benzynę, a teraz dolewała oliwy do silnika. Przez chwilę odniosłem wrażenie, że czerwony mustang specjalnie tu na nas czeka. Lecz wrażenie to zaraz minęło.
Zauważyłem, że w mustangu nie było żadnego mężczyzny. Na tylnym siedzeniu leżał tylko jakiś tłumok nakryty kocem.
Wysiadłem z wehikułu i skierowałem się do panny Anielki. Jednocześnie zajrzałem przez szyby do wnętrza jej wozu. A wtedy stało się coś nieoczekiwanego. Ktoś ukryty pod kocem jakby usiłował się uwolnić. Na moment ujrzałem czyjąś twarz. Twarz ta miała sumiaste wąsy staruszka.”
W pogoni za mustangiem Batury, który "uprowadził"
staruszka Dąbrowskiego fot. kadr z filmu zlotowego
Razem z naszym przewodnikiem po Fromborku pojechaliśmy do wsi Wielkie Wierzno do gospodarstwa gdzie mieści się domowe muzeum starych przedmiotów codziennego użytku. Po krótkiej chwili wyczekiwania przywitał nas sympatyczny gospodarz Józef Kuciak ze swoją mamą. Gospodarzowi bardzo spodobała się nasza forowa przypinka, którą dostaliśmy od Eksploratora63 i poprosił o taką w prezencie. Z uwagi na to, że wszystkie eksponaty mieszczą się w niewielkich pokojach mieszkalnych, podzieliliśmy się na dwie grupy dla większej swobody podziwiania zbiorów.
Józef Kuciak, właściciel prywatnego muzeum w Wielkie Wierzno fot. kadr z filmu zlotowego
A taką odznakę to i ja poproszę fot. kadr z filmu zlotowego
W pierwszej izbie oglądaliśmy bogatą kolekcję butelek z różnych lat i po rożnych płynach oraz inne przedmioty domowego użytku jak pojemniki na artykuły spożywcze, karafki i kufle. Jednak dopiero w izbie na piętrze mogliśmy zapoznać się z ogromem zbiorów gospodarza. Po wąskich schodkach udaliśmy się na górę i naszym oczom ukazał się pokój cały zastawiony przedmiotami z minionej epoki. Przedmiotów było tam tak dużo, że z trudem znajdowaliśmy miejsce, aby na coś nie wpaść. Zbiory przedstawiały ogromna różnorodność, zarówno narzędzi wykorzystywanych na wsiach i miejscach domach, przedmioty z wyposażenia sklepów, części wojskowego umundurowania i uzbrojenia, ozdoby i wiele takich, które nie sposób było zgadnąć do czego służyły.
Elektryczna maszyna licząca fot. Czesio1
Naczynia domowe fot. Czesio1
Maszyna do pisania fot. Czesio1
Kolejne części zbiorów butelek fot. Czesio1
Zegary fot. Czesio1
Maselnice fot. Czesio1
Butelka po lemoniadzie fot. Czesio1
Przędzarki fot. Czesio1
Nożyce fot. Czesio1
Do czego służą te narzędzia? fot. Czesio1
Wagi fot. Czesio1
Obowiązkowy wpis pamiątkowy fot. Czesio1
Wszystko trochę na kupie ale gospodarz obiecał, że po remoncie domu wszystko będzie dużo lepiej wyeksponowane. Wszystkie zabytkowe przedmioty bardzo ciekawe i już niespotykane poza takimi klimatycznymi domowymi muzeami.
„Oto zbliżyliśmy się do elbląskiej autostrady, na którą dużą okolnicą wjechał czerwony mustang i ku naszemu zdziwieniu pomknął w stronę radzieckiej granicy.”
Dawna okolnica która prowadziła na autostradę fot. Czesio1
Całą kawalkadą samochodów zatrzymaliśmy się na jednym z wiaduktów przecinających drogę ekspresową wybudowanej w miejsce starej „berlinki”. Z tego miejsca mogliśmy w pełnej krasie obejrzeć jak przebiegała stara niemiecka autostrada. Co jakiś kawałek z pod trawy wyglądały fragmenty betonowej drogi sprzed lat. Na jej fragmentach przebiega już współczesna asfaltowa droga ekspresowa S22.
Dawna berlinka fot. kadr z filmu zlotowego
„Jak każda autostrada, tak i ta nie ma żadnego skrzyżowania, wszystkie przecinające ją drogi prowadzą albo pod nią, albo nad nią przez specjalnie zbudowane wiadukty i mosty. Z bocznych dróg wyjeżdża się okólnicami, co zwiększa widoczność i pozwala bezpiecznie włączyć się do ruchu na autostradzie, na której można rozwijać dużą szybkość.”
Jeden z wiaduktów nad dawną berlinką fot. kadr z filmu zlotowego
„Berlinka” czyli potoczna nazwa byłej niemieckiej autostrady, która miała połączyć Berlin z Królewcem. Droga nigdy nie została ukończona, a na jej fragmentach wybudowano drogę ekspresową S22, biegnąca od Elbląga do granicy z Rosją.
Nasz przewodnik Zbigniew Kędziora opowiada o berlince fot. kadr z filmu zlotowego
„I tu o autostradzie słów kilka, niezbędnych dla wyjaśnienia całej akcji.
Niemcy zaprojektowali budowę ogromnej, dwustrumiennej autostrady, łączącej Elbląg z Królewcem. Zrealizowano jednak tylko jeden odcinek tego projektu, i to częściowo. Autostrada posiada jeden betonowy strumień, budowę drugiego zarzucono.
Jak każda autostrada, tak i ta nie ma żadnego skrzyżowania, wszystkie przecinające ją drogi prowadzą albo pod nią, albo nad nią przez specjalnie zbudowane wiadukty i mosty. Z bocznych dróg wyjeżdża się okólnicami, co zwiększa widoczność i pozwala bezpiecznie włączyć się do ruchu na autostradzie, na której można rozwijać dużą szybkość.
Ale autostrada Elbląg-Królewiec jest dzisiaj zupełnie martwa, albowiem wraz z podziałem Prus między Polskę i Związek Radziecki straciła swoje znaczenie komunikacyjne i militarne. Jest ona niepotrzebna w naszej sieci dróg, gdyż przecina ją granica państwowa. Przejścia graniczne są w zupełnie innych miejscach, ludność korzysta z dróg bocznych, bardziej przydatnych, bo łączących wsie i osiedla.”
Czesio zorganizował także na berlince pokazowy pościg Tomasza za Mustangiem Batury, co ciekawe prędkości osiągane przez aktorów były porównywalne z tymi co osiągał wehikuł Pana Samochodzika z silnikiem Ferrari 410 SuperAmerica.
„Do granicy pozostawało jeszcze kilkanaście kilometrów pustej autostrady. Rozpoczął się prawdziwy pościg.”
Pusta autostrada fot. Czesio1
„Nie wiem, jaką maksymalną szybkość potrafi rozwinąć mustang. Ale już po kilku minutach jazdy autostradą spostrzegłem, że strzałka szybkościomierza wehikułu dotknęła liczby sto sześćdziesiąt. Nie był to jednak jeszcze koniec. Mustang mknął coraz szybciej i szybciej. Błękitny opel zaczął pozostawać w tyle...
A wtedy wydarzyło się coś takiego, co spowodowało, że z piersi panny Ali wydobyło się radosne westchnienie. Zaś magister inżynier Zegadło wpadł w takie zdziwienie, że o mało nie zjechał z autostrady i swoim błękitnym oplem nie wpadł do rowu.
Już owe sto sześćdziesiąt kilometrów na godzinę budziło zdumienie panny Ali. Mrugając oczami z niedowierzaniem patrzyła na licznik wehikułu, bo w głowie jej się nie mogło pomieścić, aby „rupieć” osiągał tak wielką prędkość. Ale ja jeszcze mocniej przycisnąłem pedał gazu.”
Pościg za mustangiem Batury fot. kadr z filmu zlotowego
„Trzysta pięćdziesiąt koni mechanicznych samochodu Ferrari 410 przyśpieszyło swój bieg. Trzysta pięćdziesiąt koni mechanicznych ruszyło z kopyta, jakby ktoś strzelił z bata. W dwunastu cylindrach żywiej zagrała krew samochodu — żółta, wysokooktanowa benzyna. Dwa gaźniki tłoczyły benzyną do cylindrów.
Sto siedemdziesiąt. Dwieście... Dwieście dziesięć... Dwieście dwadzieścia...”
Mustang Batury coraz bliżej fot. kadr z filmu zlotowego
Zlot we Fromborku pełen był niespodzianek. Nie przypuszczałam, że tak wiele można zobaczyć; mając do dyspozycji tylko kilka dni; ale organizatorzy – którym niniejszym jeszcze raz dziękuję, zadbali abyśmy każdą chwilę mieli wypełnioną po brzegi.
Przemiła pani kustosz, którą poznaliśmy w poprzedniej relacji – przekazała nas „konkurencji” tj. Towarzystwu Miłośników Braniewa – będącemu i właścicielem, i organizatorem ekspozycji muzealnej. Widać było wielką pasję, która pomogła niewielkiej grupie zapaleńców, zgromadzić potrzebne pozwolenia i fundusze konieczne do przystosowania gmachu (byłej biblioteki) do pełnienia funkcji ekspozycji muzealnej.
Muzeum w Braniewie fot. Czesio1
Po krótkim wprowadzeniu w historię Braniewa i regionu bezpośrednio go otaczającego, zostaliśmy zaproszeni do zwiedzenia wystawy. Ale zanim do tego doszło: niespodzianka.
Muzeum, które zajmuje parter dawnego Liceum Hosianum a późniejszego Zespołu Szkół Zawodowych, ozdobione jest na swojej ścianie szczytowej szeregiem tablic pamiątkowych. Kogo tu nie ma: św. Andrzej Bobola, Sapiehowie, i oczywiście sam kardynał Stanisław Hozjusz.
Tablica pamięci Kardynała Stanisława Hozjusza fot. Czesio1
Tablica pamięci Antonio Possevino fot. Czesio1
Tablica pamięci Władysława świtalskiego fot. Czesio1
Tablica pamięci Książęcej Rodzinie Sapiehów fot. Czesio1
Tablica pamięci Macieja Kazimierza Sabiewskiego,
herbu Prawdzic fot. Czesio1
Upamiętniają one bądź to lokalnych, bądź światowej sławy luminarzy nauki i literatury związanych z Braniewską uczelnią. Tablice te, docelowo mają zapełniać całą ścianę!
W środku muzeum, mieliśmy okazję podziwiać wyjątkowo różnorodną ekspozycję. Przedstawiono tam bowiem historię – od czasów dość odległych, do tych (prawie) współczesnych.
Eksponaty Browaru braniewskiego fot. Czesio1
Gazownia braniewska z 1867 roku fot. Czesio1
Fabryka cygar w Braniewie z 1885 roku fot. Czesio1
Sale, znajdujące się na parterze budynku wypełnione są gablotami z eksponatami przedstawiającymi m.in. czasy krzyżackie; czy zw. Braniewa z Hanzą (związek kupiecki obejmujący swym zasięgiem miasta leżące na głównych szlakach kupieckich).
Portrety w muzeum fot. Czesio1
Gablota z eksponatami codziennego użytku fot. Czesio1
Gablota z eksponatami codziennego użytku fot. Czesio1
Żelazka z początku XX wieku fot. Czesio1
Dawne zabawki fot. Czesio1
Dawne zabawki fot. Czesio1
Dawne zabawki fot. Czesio1
Produkty przywożone do portu braniewskiego fot. Czesio1
Dla mnie fascynujący był niezwykle szczegółowy model kupieckiego statku –dowiedziałam się, iż nosi on dość dziwną nazwę „szmaka”, inaczej zwany „kufą holenderską”.
Kufa holenderska fot. Czesio1
Mogliśmy podziwiać zachowane narzędzia rzemieślnicze, jak i wydawane tutaj książki. Interesująca była też historia dotycząca samego liceum. Ze zdziwieniem dowiedzieliśmy się, iż była to uczelnia która w okresie swojej największej świetności gromadziła wybitnych profesorów i studentów z wielu ościennych krajów.
Hozianum, swoją nazwę zawdzięcza jezuickiemu kardynałowi Hozjuszowi, który w XVI wieku zorganizował w Braniewie szkołę kształcącą zarówno świeckich, jak i zakonników. Ba, kształcono tu misjonarzy wysyłanych do...Skandynawii!
Ceramika budowlana fot. Czesio1
Wystawa obrazów fot. Czesio1
Mikołaj Kopernik fot. Czesio1
Zaplecze Muzeum fot. Czesio1
Zaplecze Muzeum fot. Czesio1
Schody prowadzące z zaplecza Muzeum fot. Czesio1
Muzeum, jest – jak nam powiedziano – ciągle w powijakach. Organizatorzy mają ambitne plany jego rozbudowy, przedstawienia wielu innych aspektów życia, i historii miasta.
Jako dodatkową ciekawostkę odnotowaliśmy fakt, iż podczas prac archeologicznych przy gmachu w którym obecnie jest muzeum, natrafiono na nieznane wcześniej podziemia. Miejmy nadzieję, że przy następnej wizycie będzie już wiadomo, co się w nich kryje, a nóż jakieś zapasy wielowiekowego wina mszalnego.
Forowy wpis do księgi pamiątkowej fot. Czesio1
Jeśli będziecie w okolicy muzeum warto odwiedzić. Ekspozycja jest przedstawiona w tradycyjnym stylu; przeważają eksponaty, plansze czy gabloty (a nie tablice z migającymi przyciskami) i moim zdaniem to właśnie jest jej ogromną zaletą. Nie ma przeładowania nadmiarem wrażeń, można spokojnie porozmawiać z oprowadzającymi, i dowiedzieć się mnóstwa interesujących szczegółów, które na długo pozostają w pamięci!
Parę dni przed zlotem Czesio we wstępnym planie XIII Forowego Zagadkowego Zlotu Frombork 2017 r. obiecał uczestnikom niespodziankę. Nie mogliśmy się jej doczekać. Niektórzy trochę się domyślali ale dla większości z nas była to wielka niewiadoma. Szybko pochłanialiśmy pyszny obiad w restauracji „Pod Wzgórzem”, by dokładnie o godz. 16 zjawić się na placu przy Wieży Wodnej. Tam bowiem miało się wyjaśnić, co za tajemnicę przygotował dla nas nasz nieoceniony Czesio1.
Katedra Fromborska fot. Bogusław Zych
Oczekując na niespodziankę oldmalarz przygrywa na gitarze fot. Bogusław Zych
Gdy minęliśmy budynek wieży naszym oczom ukazał się piękny widok: dokładnie naprzeciwko wejścia do wieży, u podnóża monumentalnej fromborskiej katedry, w niedalekiej odległości od pomnika naszego znakomitego uczonego Mikołaja Kopernika, czyli w miejscu godnym, najbardziej reprezentacyjnym znajdowała się Forowa TABLICA. Widniał na niej napis: Miejsca opisane w książce Zbigniewa Nienackiego „Pan Samochodzik i zagadki Fromborka”. Była bardzo duża i widoczna z daleka. W centralnym jej punkcie znajdowała się mapa Fromborka z zielonymi kółeczkami z liczbami. Dookoła mapy umieszczono legendę do niej czyli opis miejsc, które można znaleźć w powieści Nienackiego. Nie mogło również zabraknąć logo naszego Forum oraz kodu QR który po zeskanowaniu telefonem pozwoli wysłuchać forowego audioboooka. Nasza radość była ogromna.
Już za chwilę mieliśmy być świadkami bardzo podniosłej chwili, w której miało nastąpić odsłonięcie tej tablicy. Oprócz zlotowiczów na tą wyjątkową uroczystość zjawili się: Burmistrz Fromborka Pani Małgorzata Wrońska, Pan Bogusław Zych z Urzędu Miasta i Gminy Frombork, który na miejscu czuwał nad wykonaniem Tablicy, Przewodnik i przyjaciel naszego Forum Pan Czesław Kozłowski z żoną Leną, przedstawiciele miejscowych mediów, właściciele Wieży Wodnej, młodzi harcerze wraz z opiekunami oraz przebywający w mieście turyści.
Od lewej: Czesław Kozłowski (czekoz), Bogusław Zych i Czesio1 fot. Konfiturek
Pani Burmistrz, Anna, Czesław i Lena Kozłowscy fot. Bogusław Zych
Zlotowicze oczekują na odsłonięcie tablicy fot. Bogusław Zych
Młodzi harcerze przy mapie fot. Konfiturek
Młodzi harcerze przy mapie fot. Bogusław Zych
Tablica gotowa do odsłonięcia fot. Bogusław Zych
Gdy wybiła godzina 16 uroczystość rozpoczęła się. Jako pierwszy głos zabrał Pan Czesław Kozłowski. Miło nas przywitał, powiedział parę słów na temat tablicy i przekazał głos Szefowej Miasta.
Czesław Kozłowski, nasz forowy czekoz rozpoczyna uroczystość fot. Konfiturek
Wszyscy zasłuchani w głos czekoza fot. Konfiturek
Wszyscy zasłuchani w głos czekoza fot. Bogusław Zych
Wszyscy zasłuchani w głos czekoza fot. Bogusław Zych
Pani Burmistrz obiecała, że w tym roku zacznie się program „czytania dla młodzieży” i że pierwszą lekturą będzie „Pan Samochodzik i zagadki Fromborka”.
Burmistrz Fromborka Pani Małgorzata Wrońska fot. Konfiturek
Pani Burmistrz zachęca do czytania książek fot. Bogusław Zych
Pani Burmistrz opowiada o tablicy fot. Bogusław Zych
O naszym Forum zgromadzonym przepięknie i wzruszająco opowiedziała Yvonne.
Yvonne i Hanka gotowe do prezentacji
naszego forum fot. Konfiturek
Yvonne opowiada o naszym forum fot. Bogusław Zych
Yvonne opowiada o naszym forum fot. Bogusław Zych
O naszym Forum zgromadzonym przepięknie i wzruszająco opowiedziała Yvonne. Potem mogliśmy posłuchać TomaszKa, który zrelacjonował (krótko) o czym jest książka, zachęcił do jej czytania oraz jak powstała czyli o pobycie Nienackiego w grodzie Kopernika. TomaszK wraz z Czesiem są autorami tej cudnej, fantastycznej tablicy, natomiast sponsorem jest miasto Frombork z nieocenioną Panią Burmistrz.
TomaszK opowiada o powstaniu tablicy i o miejscach
książkowych we Fromborku fot. Konfiturek
I nadszedł długo wyczekiwany moment, zagrały fanfary i odsłonięcia Tablicy dokonali: włodarz miasta Pani Małgorzata Wrońska i nasz Ojciec Prowadzący Czesio1. Długo nie cichły brawa, bowiem serca nasze przepełniała radość, duma i wzruszenie.
Pani Burmistrz dokonuje z Czesiem odsłonięcia tablicy
miejsc książkowych we Fromborku fot. Konfiturek
Pani Burmistrz dokonuje z Czesiem odsłonięcia tablicy
miejsc książkowych we Fromborku fot. Konfiturek
Tablica odsłonięta! fot. Czesio1
Żeby uczcić tą podniosłą chwilę postanowiliśmy odśpiewać nasz Hymn Forowy a akompaniował nam oldmalarz. Nie mogło również zabraknąć grupowych zdjęć na pamiątkę tego wydarzenia.
Pamiątkowe zdjęcie z Gospodarzami Fromborka
i z młodymi harcerzami fot. Konfiturek
Forowa grupówka z Gospodarzami Fromborka fot. Konfiturek
Forowa grupówka z Gospodarzami Fromborka fot. Konfiturek
Rozmowy przy tablicy fot. Bogusław Zych
oldmalarz stroi gitarę fot. Konfiturek
Forowicze odśpiewują przy tablicy hymn forowy fot. Konfiturek
oldmalarz fot. Konfiturek
Forowicze odśpiewują przy tablicy hymn forowy fot. Bogusław Zych
Forowicze odśpiewują przy tablicy hymn forowy fot. Bogusław Zych
Po odsłonięciu Tablicy właściciele Wieży Wodnej Państwo Mirosława i Zygmunt Czarneccy zaprosili nas do jej zwiedzenia. Skorzystaliśmy z zaproszenia i weszliśmy na szczyt.
Zlotowicze na Wieży Wodnej fot. Bogusław Zych
Zlotowicze na Wieży Wodnej fot. Bogusław Zych
Jest to zabytkowa renesansowa wieża wodociągowa z przełomu XIV i XVI w. Kiedyś zapewniała mieszkańcom wodę pitną, obecnie pełni funkcję wieży widokowej. Widok z góry zapiera dech w piersiach.
Długo podziwialiśmy wszystkie cztery strony świata (Fromborka). Na południu widać cale wzgórze katedralne ze wszystkimi okalającymi je budynkami, na północy Fromborską Przystań, błękitnoszare wody Zalewu Wiślanego i zarys Mierzei Wiślanej, na zachodzie widać Stary Dworzec i Kościół św. Wojciecha, na wschodzie zaś miejską zabudowę z pięknym Rynkiem.
Katedra Fromborska fot. Bogusław Zych
Katedra Fromborska fot. Bogusław Zych
Frombork fot. Bogusław Zych
Frombork fot. Bogusław Zych
Wysłuchaliśmy trochę historii tej niezwykłej budowli i zrobiliśmy sobie kilka zdjęć.
Czesio1 i johny na Wieży Wodnej fot. Bogusław Zych
W sobotni wieczór udaliśmy się całą zlotową grupą do pobliskiego Ronina licząc na dobrą pogodę, która umożliwiłaby nam obserwację nieba.
„Park Astronomiczny Muzeum Mikołaja Kopernika znajduje się niespełna 2 km na południe od Wzgórza Katedralnego we Fromborku, w miejscowości Ronin, na najwyższym wzniesieniu w okolicy zwanym Górą Żurawią, na brzegu domniemanego krateru meteorytowego. Dysponuje siedmioma pawilonami z instrumentami do obserwacji nieba – teleskopy, lunety: trzema tarasami obserwacyjnymi oraz dwoma budynkami mieszczącymi salę recepcyjną, pracownie i podręczną bibliotekę. Służy głównie celom dydaktycznym. W Parku można obejrzeć teleskopy oraz popatrzeć przez lunety na plamy słoneczne a czasem na Księżyc. Znajdują się tam także zrekonstruowane instrumenty astronomiczne, używane przez Mikołaja Kopernika oraz kopie XVII wiecznych lunet kaliskich do obserwacji plam słonecznych.”
źródło: http://frombork.art.pl/pl/obserwatorium-astronomiczne/
Niestety, tym razem się nie udało, niebo skryło przed nami wszystkie swoje tajemnice. Pozostało nam więc jedynie zwiedzanie obserwatorium z przemiłą Panią Przewodnik.
Nasza Pani Przewodnik po obserwatorium w Roninie fot. kadr z filmu zlotowego
Nasza Pani Przewodnik po obserwatorium w Roninie fot. kadr z filmu zlotowego
Pawilon obserwacyjny z obrotowa kopułą, pod którą
mieści się największy teleskop fot. Czesio1
Luneta firmy Sendtner z początku XX wieku fot. Czesio1
Teleskop wyprodukowany przez firmę Uniwersał
o średnicy zwierciadła 65 cm fot. Czesio1
Teleskop Uniwersał fot. Czesio1
Teleskop 65. centymetrowy fot. Czesio1
Teleskop Uniwersał fot. Czesio1
Zlotowicze obserwują znajdujące się w oddali miasteczko
Krynica Morska fot. Czesio1
Kopuła obserwacyjna fot. Czesio1
Teleskop Repsold fot. Czesio1
Teleskop Repsold fot. Czesio1
Johny dokonuje obserwacji przez teleskop zwierciadlany fot. Czesio1
Na pierwszym planie przyroda a w tle światła Fromborka fot. Czesio1
Budynek recepcyjny obserwatorium fot. Czesio1
Teleskop zwierciadlany fot. Czesio1
Teleskop zwierciadlany fot. Czesio1
Pawilon obserwacyjny z teleskopami zwierciadlanymi fot. kadr z filmu zlotowego
Mimo, że niebo było zachmurzone i obserwacje Perseidów były niemożliwe, na zakończenie zwiedzania obserwatorium czekała na nas atrakcja w postaci prezentacji dotyczącej meteorytów. Łukasz mimo młodego wieku miał ogromną wiedzę o kosmicznych gościach. Dzięki niemu mogliśmy się dowiedzieć, że meteory to nie spadające gwiazdy ale wpadające w atmosferę świecące drobiny kosmicznego pyłu które nie dolatują do powierzchni ziemi w przeciwieństwie do meteorytów które są skałami.
Piętnastoletni Łukasz opowiada o swojej pasji
czyli meteorytach fot. kadr z filmu zlotowego
Piętnastoletni Łukasz opowiada o swojej pasji
czyli meteorytach fot. kadr z filmu zlotowego
Kolejną ciekawą informacją był podział meteorytów na kamienne, żelazne i żelazne-kamienne i o trudności wykrywania tych pierwszych. Dodatkowo mogliśmy się dowiedzieć jak je rozpoznawać, po pierwsze po czarnej skorupie, po drugie za pomocą magnesu (żelazne) i jeśli posiadały zagłębienia zwane regmagliptami.
Piętnastoletni Łukasz opowiada o swojej pasji
czyli meteorytach fot. kadr z filmu zlotowego
Na samej teorii się nie skończyło i mogliśmy dotknąć te nieziemskie skały i przekonać się o ich wyjątkowości. Jak dla mnie najciekawsze były te z figurami Widmanstättena, po prostu coś pięknego. Po prelekcji Łukasz odpowiadał na nasze pytania.
Podsumowaniem może być zasłyszana wypowiedź słuchacza który stwierdził, że to rzadkość by tak młoda osoba miała taką pasję i z taką ciekawością o niej opowiadał.
W ramach XIII Zlotu Forum internetowego „Z przygodą na ty”, odwiedziliśmy Muzeum Historii Medycyny, będące oddziałem Muzeum Mikołaja Kopernika we Fromborku. Dział Historii Medycyny mieści się w dawnym, średniowiecznym szpitalu św. Ducha, tuż obok wzgórza katedralnego. W XV–wiecznym budynku przy ul. Starej. W ogromnej sali, która pełniła kiedyś funkcję zarówno kaplicy jak i zbiorowej sali chorych, zgromadzono niezwykłe eksponaty.
Główna sala Muzeum Historii Medycyny fot. Konfiturek
Pani Jowita opowiada o początkach Szpitala św. Ducha fot. Konfiturek
Oprócz starych ksiąg medycznych, zielników, jest np. zbiór ludzkich czaszek ze śladami przebytych urazów, w tym jedna na której można doliczyć się trzech osobnych, zagojonych ran rąbanych, zapewne od szabli. Są też czaszki ze śladami trepanacji, w tamtych czasach tą metoda próbowano leczyć choroby psychiczne – przez otwór miało ujść szaleństwo. Zmiany chorobowe też pozostawiają ślady na kościach czaszki – na tych czaszkach widać ślady jakiegoś swoistego procesu zapalnego, mogła to być gruźlica, kiła, albo trąd
Po lewej czaszka ze śladami trepanacji, po prawej
ze śladami trądu fot. Czesio1
Są też kości rąk i nóg ze źle zagojonymi złamaniami i zmianami chorobowymi. Niemniej ciekawy jest zbiór starych narzędzi chirurgicznych, np. do trepanowania czaszek, miniaturowych skalpeli w postaci scyzoryków, XIX–wieczny fotel ginekologiczny, zabytkowe protezy kończyn, klucze dentystyczne służące do wyrywania zębów, niezwykły „pobudzacz do życia” i wiele innych, niejednokrotnie budzących grozę urządzeń.
Składniki średniowiecznych leków fot. Czesio1
Pani Jowita opowiada o kolekcji zabytkowych protez kończyn fot. Konfiturek
Proteza dłoni fot. Konfiturek
Obszerny jest zbiór zabytków farmacji – naczyń aptecznych, niezwykłych ingrediencji stosowanych w dawnej medycynie, czy wyposażenie laboratorium, przypominającego pracownię alchemiczną. Jest nawet stary, drewniany stół sekcyjny, jako że sekcje zwłok osób zmarłych w szpitalu, pozwalały na poznawanie zmian w narządach, przyczyniając się do postępu medycyny.
Stary, drewniany stół sekcyjny fot. Konfiturek
W Sali wystawowej stoi też naturalnej wielkości figura przedstawiająca lekarza w stroju jaki mieli przywdziewać w czasie „Czarnej śmierci”, czyli epidemii dżumy, która w XV wieku zdiesiątkowała ludność Europy. Strój jest dość dziwaczny i jak mówiła Pani Jowita, dzieci się go boją. Wśród historyków medycyny pojawiają się jednak głosy, że ktoś piszący kronikę tego okresu, trochę to podkoloryzował
Pani Jowita opowiada o epidemii Czarnej śmierci
z XV wieku fot. Konfiturek
Strój lekarza zajmującego się chorymi w czasie epidemii
Czarnej śmierci fot. Konfiturek
Kaplica św. Anny fot. Konfiturek
Biały kruk – „Anatomia”
Andreasa Vesaliusa z XVI w. fot. Konfiturek
W zbiorze starych książek są prawdziwe białe kruki renesansowego piśmiennictwa medycznego, poczynając od dzieła Wesaliusza, który zapoczątkował współczesną medycynę, tworząc pierwszy nowoczesny podręcznik anatomii ciała ludzkiego. Są też najstarsze podręczniki chirurgii, ginekologii i farmacji. Większość z tych ksiąg napisana jest po łacinie, ale jest też z tamtego okresu, botanika w języku polskim, zbierająca ówczesną wiedzę o działaniu leków roślinnych
Zbiór naczyń aptekarskich z XVIII w. fot. Konfiturek
Kolejny biały kruk – zielnik Szymona Syreniusza, pierwszy
wydany po polsku, XVI wiek fot. Konfiturek
Kosmita z Roswell? fot. Konfiturek
Dumą muzeum jest odrestaurowany fresk w absydzie dawnej kaplicy – “Sąd ostateczny”. Nie jest to być może dzieło Michała Anioła, ale ukazuje średniowieczne interpretacje głównych prawd wiary.
Sąd Ostateczny, XV wiek fot. Czesio1
Fresk z XV w. „Sąd Ostateczny”, z kaplicy św. Anny fot. Czesio1
Fragment fresku – diabeł z drugą twarzą na pośladku,
wiezie skąpca do piekła fot. Czesio1
Fragment fresku – diabeł próbuje oszukiwać przy ważeniu
dusz idących do raju fot. Czesio1
Gotyckie łoże baldachimowe, XVI wiek fot. Konfiturek
W imieniu forum, Yvonne dokonuje wpisu w księdze
pamiątkowej muzeum fot. Konfiturek
Wpis naszego forum fot. Czesio1
Po muzeum oprowadzała nas kierownik Działu Historii Medycyny, pani Jowita Jagla, a przy okazji zostaliśmy poczęstowani pysznym sernikiem, autorstwa innej pani pracującej w Muzeum.
W ramach zwiedzania zostaliśmy poczęstowani pysznym
domowym ciastem fot. Konfiturek
Na zakończenie obejrzeliśmy jeszcze ogród, który zajmuje miejsce dawnego cmentarza. Przez kilkaset lat funkcjonowania Szpitala pełnił funkcje cmentarza przyszpitalnego, na którym chowano ciała pacjentów, nie odebrane przez rodzinę. Była to częsta praktyka w tamtych czasach, jako że szpital św. Ducha leczył najuboższych, których rodziny nie było stać na pochówek. Obecnie miejsce to pełni funkcję herbarium czyli ogrodu ziół, w którym uprawia się niemal wszystkie rośliny wykorzystywane w dawnej medycynie. Oprócz ziół leczniczych, wypatrzyliśmy też kocimiętkę (podobno koci narkotyk) i najsilniej trującą polską roślinę – tojad mordownik.
Ziołowy ogród fot. Konfiturek
Bocianie gniazdo fot. Konfiturek
Pani Jowita opowiada o Herbarium, czyli ogrodzie z ziołami
wykorzystywanymi w dawnej medycynie fot. Czesio1
Nagrobki z przykościelnego cmentarza. Te nagrobki
są dużo późniejsze fot. Czesio1
Fragment ogrodu fot. Czesio1
Okaz z Herbarium – Tojad mordownik, najsilniej trująca
polska roślina fot. Czesio1
Rozmaryn lekarski fot. Czesio1
Szpital św. Ducha fot. Konfiturek
Fragment ogrodu fot. Konfiturek
Frombork, to nie tylko katedra. Muzeum historii medycyny też jest warte odwiedzenia, a skądinąd wiemy, że ciągle przybywają nowe, ciekawe eksponaty.
Ostatnio zmieniony 18 mar 2019, 17:27 przez TomaszK, łącznie zmieniany 1 raz.
Kolejnym punktem programu zlotu było zwiedzanie zabytkowego cmentarza kanoników Kapituły Warmińskiej we Fromborku. Cmentarz ten położony jest w niezbyt dużej odległości od wzgórza katedralnego, dotrzeć można tam idąc przez tereny dawnych ogrodów kanonickich. Dzień był słoneczny, ale aleje wysadzane lipami i grabami zapewniały przyjemny cień.
Zlotowicze po lewej stronie minęli kapliczkę NMP w kształcie kamiennej groty. Budowla wzniesiona jest na miejscu nieistniejącego budynku kanonii pod patronatem św. Józefa. Kapliczka jest dość zaniedbana, nie ma do niej dobrego dostępu, ale – ukryta wśród drzew i krzewów – wygląda dość malowniczo.
W głębi widoczny jest opuszczony budynek kanonii pod patronatem św. Pawła we Fromborku. Budynek ma zamurowane okna – tym razem nie mieliśmy szansy go zobaczyć z bliska.
Figura Matki Boskiej w dawnych ogrodach kanonickich fot. PiTT
Aleja w dawnych ogrodach kanonickich fot. Czesio1
Zlotowicze w drodze na Cmentarz Kanoników fot. Konfiturek
Zlotowicze w drodze na Cmentarz Kanoników fot. Konfiturek
Kolejne ścieżki, prowadzące okrężną nieco drogą przez gęstniejący las, doprowadziły uczestników zlotu do zabytkowego cmentarza. Tymczasem w głowach kilku uczestników wycieczki powoli rodził się niecny plan uwzględnienia tej trasy podczas planowanej nocnej zabawy – marszu na orientację.
Cmentarz Kanoników fot. Czesio1
Gdy zabrakło miejsca w katedrze na pochówki kanoników, kolejne groby umieszczano na specjalnie założonym cmentarzu. Cmentarz powstał stosunkowo niedawno – w 1908 roku. Obecnie nie jest już użytkowany, a jego teren objęty został opieką konserwatora zabytków.
Czekoz opowiada o pochówkach Kanoników fot. PiTT
Czekoz opowiada o pochówkach Kanoników fot. Konfiturek
Po krótkim mocowaniu się z oporną furtką zlotowicze, pod opieką naszego fachowego przewodnika, weszli na teren niewielkiego cmentarza. Cmentarz ogrodzony jest kratą z kutego żelaza, umieszczoną w ceglanych słupkach.
Interesującą cechą cmentarza kanoników we Fromborku jest umieszczenie grobów w kwaterach wyznaczonych przez ścieżki położone w alejach wysadzonych lipami. Drzewa posadzone zostały na planie krzyża.
Cmentarz Kanoników wśród starych lip fot. PiTT
Cmentarz Kanoników fot. PiTT
Niewielka liczba grobów – tylko 23, brak osób odwiedzających, wysokie drzewa, cisza i spokój. Malutki cmentarzyk jest miejscem urokliwym. Zlotowicze rozeszli się po jego terenie odczytując napisy na nagrobkach, których style odzwierciedlały mijające lata. Dziś o porządek na terenie nekropolii dbają pacjenci pobliskiego szpitala.
Cmentarz przeznaczony był dla dostojników kościelnych – wielu z nich posiadało stopień doktorów teologii.
Na przedłużeniu głównej alei zbudowany został pomnik: wyrzeźbiona z piaskowca Grupa Ukrzyżowania (Chrystus Ukrzyżowany w asyście Matki Bożej i św. Jana Ewangelisty). Jest to wykonana na początku XX wieku przez Josepha Seitza kopia dzieła Tilmana Riemenschneidera (http://encyklopedia.warmia.mazury.pl/in ... _Fromborku).
Chrystus Ukrzyżowany w asyście Matki Bożej
i św. Jana Ewangelisty fot. Czesio1
Chrystus Ukrzyżowany w asyście Matki Bożej
i św. Jana Ewangelisty fot. Konfiturek
Ks. Władysław świtalski fot. Czesio1
Dr Johannes Wichert fot. Czesio1 Franciscus Dittrich fot. PiTT
Paulus Kussner fot. Czesio1
Cmentarz Kanoników fot. Konfiturek
Cmentarz Kanoników fot. Konfiturek
Hieronimus Spaeth fot. Konfiturek
Ks. Karol Staliński fot. Czesio1
Barabasz niczym Helenka z Tajemnicy tajemnic odczytuje
napisy na starych nagrobkach fot. Czesio1
Na cmentarz część zlotowiczów wróciła jeszcze raz w nocy, gdyż atmosfera tego miejsca skłoniła organizatorów nocnego zwiedzania Fromborka do umieszczenia tam jednej z zagadek.
"(...) niech Pan natychmiast wsiada w swój wehikuł i przyjeżdża do Fromborka, gdzie przebywam na obozie harcerskim nr 2 nad Zalewem Wiślanym. Jestem tutaj już od końca czerwca, biorąc udział w akcji "Frombork 1001", to znaczy porządkuję gród Kopernika."
Podobnie jak Tomasz, zlotowicze odpowiedzieli na wezwanie Baśki i przybyli do Fromborka. W programie nie mogło zabraknąć wizyty w obozie harcerskim. Książkowy obóz znajdował się nad brzegiem zalewu "po drugiej stronie przystani, za torem kolejowym".
Aktualny obóz odnaleźliśmy w innym miejscu, na południowy zachód od wzgórza katedralnego, przy ulicy Elbląskiej.
Brama terenu obozu harcerskiego fot. Czesio1
Gości wita wprawdzie oficjalnie wyglądająca tabliczka, ale przyjęci zostajemy serdecznie.
Harcerska baza obozowa KH Elbląg fot. Czesio1
W stosunku do obozu opisanego w książce, z czasów akcji "Zagadek Fromborka", współczesna baza harcerska wydaje się dużo bardziej profesjonalna. Przy wejściu zaskakuje kilka solidnych murowanych budynków... A gdzie namioty? Gdzie codzienne obozowe wyzwania? Bębnienie deszczu o płótno namiotu? Wieczorny chłód? Ręczniki suszące się na namiotowych linkach? Poranna rosa?
"— Oto i nasz obóz — powiedział, wskazując kilkanaście namiotów rozstawionych na rozległej łące (...)"
Namioty w obozie fot. Konfiturek
Na szczęście wszystkie te uroki zlotowicze odnajdują kilkanaście kroków dalej. Obozowisko jest puste - harcerze mają w tym czasie inne zaplanowane atrakcje.
Kilkunastoosobowe namioty fot. Czesio1
Wielu zlotowiczy ma własne doświadczenia z życia obozowego. Inni patrzą z ciekawością...
Namiot harcerski fot. Czesio1
Namioty z czasów akcji powieści wcale aż tak wiele nie różniły się od obecnych.
Polowe łóżka - kanadyjki fot. Czesio1
Zlotowicze zwiedzają obóz fot. Czesio1
Oglądanie harcerskiego obozu dla części z nas było okazją do wspomnień z różnych - oddalonych o mniej lub więcej lat - biwaków i obozów pod namiotami.
Obóz w całej krasie fot. Konfiturek
Krzesełka turystyczne przeszły pewną ewolucję
w okresie ostatnich kilkudziesięciu lat fot. Konfiturek
Namioty fot. Czesio1
Nie pamiętam dokładnie, kto dokonał odkrycia (chyba Eksplorator63), które przeniosło nas w czasy "Zagadek Fromborka". Zniszczony, ale wciąż czytelny, znak akcji "Frombork 1001" zdobił ścianę stołówki. Literatura - po raz kolejny podczas zlotu - ujawniła swe związki ze światem realnym. Dziś już mało kto chyba pamięta te wydarzenia i ich tło. Współcześnie dla nas liczy się przede wszystkim związek z powieścią Nienackiego i fromborskimi przygodami Pana Samochodzika, choć warto bliżej zapoznać się z historią harcerskiej akcji sprzed kilkudziesięciu lat.
Współcześnie znak zasłonięty jest całkiem sporym drzewem. Minęło naprawdę sporo czasu...
Odkrycie na ścianie fot. Czesio1
ZPNT z wizytą u harcerzy fot. Konfiturek
Jak to wyglądało w tamtych czasach... fot. Konfiturek
Miejsce na ognisko fot. Czesio1
"Nie będę wam opisywał występów harcerek i harcerzy, bo przecież każdy z Was, drodzy Czytelnicy, uczestniczył w podobnych imprezach. Nadmienię tylko, że gdy harcerz prowadzący ognisko zapowiedział występy mistrza Cagliostro, dyrektor Marczak chciał wstać ze swego miejsca i niemal siłą zmusiłem go do pozostania".
Niestety, podczas naszej bytności w bazie harcerskiej żadnych występów nie było. Ognisko również tylko mogliśmy sobie wyobrazić. Na szczęście udało się to nadrobić na kempingu będącym bazą zlotu.
Ostatnio zmieniony 20 mar 2019, 11:03 przez PiTT, łącznie zmieniany 1 raz.
Zagadka pierwszego schowka pułkownika Koeniga, rozwiązana przez Pietruszkę (a w zasadzie Baturę), nie została szczególnie szeroko opisana w powieści. W zasadzie znamy ją tylko z relacji z drugiej ręki. Odkrycie miejsca ukrycia skarbów następuje przed czasem akcji utworu.
Zlotowicze postanowili jednak samodzielnie spróbować odszukać grobowiec, który mógłby spełnić warunki opisane w książce Nienackiego. Okazało się, że nie jest to wcale takie łatwe.
Cmentarz komunalny we Fromborku położony był niedaleko bazy zlotu. Sam cmentarz nie wyróżnia się niczym szczególnym w stosunku do dziesiątków innych polskich nekropolii w mniejszych miejscowościach. Sympatyczne wrażenie sprawia jednak to, że w przeciwieństwie do wielu innych miejsc tego typu część alejek porośnięta jest trawą, która nie została wykarczowana w ramach porządkowania grobów.
Cmentarz zabudowany jest lastrikowymi i betonowymi nagrobkami. Próżno szukać na nim jakichś artystycznie wysmakowanych pomników, na terenie nie ma też zbyt wielu drzew, poza pewną liczbą tui. W dzień trudno tam o nastrój jakiejś szczególnej zadumy.
"Och, jakże proste okazało się wyjaśnienie pierwszej zagadki.
Prostokąt z krzyżykami... Przecież właśnie w ten sposób na planach zaznacza się cmentarz."
Brama cmentarza komunalnego we Fromborku fot. Czesio1
Wielu ze zlotowiczów odwiedzających cmentarz zauważyło, że nie ma na nim w praktyce żadnych przedwojennych grobów. Pomniki też powstały w ostatnich kilkudziesięciu latach. Żaden grób nie mógłby być miejscem ukrycia skarbów Koeniga.
Ta kwestia wymagałaby wnikliwszego zbadania. Czy dawny cmentarz został, podobnie jak ogromna część miasta, zniszczony w wyniku działań wojennych? Czy nowi mieszkańcy usunęli - jak niestety działo się to w wielu miejscach - ślady po dawnych fromborczanach? A może w naturalny sposób nie opłacane, nie odnawiane groby, pozbawione opieki, ustąpiły miejsca innym pochówkom? Według mapy z 1944 roku cmentarz był położony w tym samym miejscu, choć był wówczas nieco mniejszy: http://igrek.amzp.pl/11780135. O ile czegoś nie przegapiliśmy, nie pozostała jednak żadna niemieckojęzyczna płyta nagrobna.
Krzyż przy wejściu - dość nowa konstrukcja fot. Czesio1
Jakiekolwiek były faktyczne dzieje cmentarza, grobów poprzedzających 1945 nie można było odnaleźć. Trudno było w ogóle odkryć jakieś starsze nagrobki, które mogłyby uchodzić za substytut książkowego miejsca, w którym Koenig złożył pierwszą część swoich wojennych łupów.
Gdzie wśród tych typowych nagrobków szukać
schowka Koeniga? fot. Konfiturek
"Litery „H” i „A” to „Haupt Alee”, czyli główna aleja na cmentarzu. „37” to numer grobu po prawej stronie, bo „R” to nic innego jak „Rechts”, czyli „na prawo”.
I tak było. Kryjówka znajdowała się, pod płytą trzydziestego siódmego grobowca w głównej alei cmentarnej po prawej stronie."
Powyższy opis wydaje się całkiem precyzyjny. Niemal każdy cmentarz ma jakąś główną aleję, która ma dwie strony, groby można policzyć. Tylko jak? Fromborski cmentarz nie ma 37 rzędów nagrobków - tyle mają tylko naprawdę duże nekropolie w sporych miastach. Jak zatem liczyć groby po prawej stronie? W jednym rzędzie nie ma 37 nagrobków, jak przejść w takim razie do kolejnego rzędu? Czy znowu zacząć dalsze obliczenia od alei centralnej, czy też liczyć "wstecz" - od prawej, z powrotem ku głównej alei? A właściwie to w którym miejscu zacząć? Pierwsze rzędy wydają się dodane później, groby są nowsze, ale w sumie to wszystkie są relatywnie nowe.
Poszukiwania starszych grobów w trakcie fot. Konfiturek
Zlotowicze usiłowali odszukać pasujący nagrobek, jednak w istocie szybko można było sobie uświadomić, że w opisie pierwszego schowka należy dopisać sobie dwie litery: LP - licentia poetica. Zagadki Fromborka nie zawierają mapy skarbów. Nie można przekładać literackiego opisu bezrefleksyjnie na rzeczywistość. Tajemnica pozostaje, wyobraźnia wciąż ma się czym zajmować. Schowek Koeniga pozostaje nieodkryty.
33, 34, 35, 36, 37... To tu! - chciałoby się móc
tak rzec, ale nie jest to takie proste fot. Czesio1
Czy grób, w którym książkowy Koenig ukrył skarby mógł wyglądać tak, jak widoczny na zdjęciu nagrobek wyszukany przez zlotowiczy? Nie wydaje się to zbytnio prawdopodobne, ale zniszczony przez żywioły nagrobek zmusza do zadumy. Pierwszego pochówku dokonano w nim w 1963 roku. 54 lata przed naszym pojawieniem się na fromborskim cmentarzu. Na trzy lata przed rozpoczęciem Operacji Frombork 1001. Zaledwie kilka lat przed napisaniem książki.
"Próżna ufność w marmorze, próżna i w żelezie,
to trwa do skonu świata, co na papier wlezie."
- ten nagrobek jest niemalże równolatkiem książki... fot. Czesio1
W niedzielne popołudnie po sutym obiedzie postanowiliśmy zostać jeszcze kilka chwil we fromborskiej restauracji. Poprosiliśmy obsługę jadłodajni o udostępnienie nam jeszcze stolików przez kilkanaście minut a ponieważ klientów już prawie nie było uzyskaliśmy bezproblemową zgodę. W planie mieliśmy odegrać trzy książkowe scenki z udziałem Tomasza (Ater), Pietruszki (zbychowiec), Cagliostro (Czesio1), Marczaka (TomaszK), panny Ali (Hanka) oraz kelnerki (Agnieszka PiTTowa). Reżyserem ujęć była Yvonne natomiast operatorem kamery Vasco.
Nie mnie oceniać jak zagrali aktorzy (byłem bowiem jednym z nich), ale nagranie tych kilku książkowych scenek było świetną zabawą. Dzięki nim mogliśmy przez chwilę poczuć się jak główni bohaterowie twórczości Nienackiego.
Aktorzy przygotowują się do gry fot. Konfiturek
Reżyser Yvonne tłumaczy zbychowcowi czyli Pietruszce
co ma zagrać w tym ujęciu fot. Konfiturek
Asystent ekipy filmowej Psycholog pomaga uprzątnąć
zbędne rekwizyty fot. Konfiturek
Operator kamery również grzeje sprzęt fot. Konfiturek
W rolę Cagliostro wcielił się Czesio1 fot. Konfiturek
Tomasza zagrał Ater fot. Konfiturek
„Wiemy dużo o życiu Kopernika i jego dziele, ale w którym miejscu dokonał swego odkrycia, które wstrząsnęło światem? Gdzie znajdowało się jego obserwatorium?
Przybywając do Fromborka wiedziałem, że będę musiał otrzeć się i o te zagadki. Nie byłem uczonym mężem, nie moim zadaniem było je rozwiązać. Ale z szacunkiem i podziwem spoglądałem na uczonych myśląc o wielu przyjemnościach, jakich mi dostarczą rozmowy z nimi.
Jedynym zgrzytem w tej miłej dla mnie atmosferze było zjawienie się w jadalni magistra Pietruszki. Wszedł, zobaczył mnie i na moment aż zdrętwiał.
Uprzejmie przywołałem go do stolika i przedstawiłem Cagliostra, który jadł ze mną śniadanie.
Pietruszka był niskim, chudym młodzieńcem o długich jasnych włosach i orlim nosie. Wyglądał jak Chopin, nosił okulary o grubych szkłach, ale nie kryły one jego podejrzliwych, małych, świdrujących oczek.
Z wykształcenia, podobnie jak i ja, był historykiem sztuki i świetnym znawcą flamandzkiego malarstwa. Ale odkąd na strychu pewnego kościoła odkrył obraz z pracowni Rubensa, ubzdurał sobie, że ma zdolności detektywistyczne.
— Nie obawiaj się — powiedziałem do niego na wstępie. — Nie przyjechałem, aby odebrać ci sprawę Koeniga. Mam opracować przewodnik po Fromborku.
— Wiem — burknął niegrzecznie. — Dyrektor Marczak poinformował mnie o tym telefonicznie. Ja zacząłem sprawę skarbów Koeniga i ja ją zakończę.
Pietruszka równie podejrzliwie odniósł się i do Cagliostra.
— Przepraszam, a kim pan jest? Bo podczas prezentacji jakoś nie dosłyszałem...
— Jestem Cagliostro, mistrz czarnej i białej magii — odrzekł dumnie.
Pietruszka myślał, że kpimy z niego.
— Pan... uprawia kuglarstwo? — wyjąkał poirytowany.
— Tak — skinął głową Cagliostro.
— Sztuczki magiczne, hokus-pokus? — upewniał się Pietruszka.
— Tak — znowu przytaknął Cagliostro. I dodał: — Jestem również różdżkarzem. Przy pomocy różdżki można odkrywać ukryte skarby.
Podejrzliwość Pietruszki dosięgła zenitu.
— Różdżka? — upewnił się. — Różdżka do wykrywania skarbów? A więc, Tomaszu, skoro jesteś z tym panem, to znaczy, że przybyłeś tu w złych zamiarach.
Wzruszyłem ramionami.
— Pan Cagliostro raczy żartować — oświadczyłem zakłopotany. — Czy wierzysz, że przy pomocy różdżki można znaleźć skarby?
Magister Pietruszka zastanowił się, co widać było wyraźnie po głębokiej zmarszczce, która przeorała jego łysiejące czoło.
— Różdżka? — zastanawiał się głośno. — Hm, kto wie, czy coś takiego nie mogłoby się okazać przydatne.
— Jestem do usług — ochoczo zgłosił swą gotowość Cagliostro. Ale magister Pietruszka tylko zamachał rękami.
— Nie, nie. Nie potrzebuję pomocników.”
W jadalni pojawia się Pietruszka fot. Konfiturek
Przepraszam, a kim pan jest? Bo podczas prezentacji
jakoś nie dosłyszałem... fot. Konfiturek
Jestem Cagliostro, mistrz czarnej i białej magii fot. Konfiturek
Reżyser w rozmowie z Cagliostro przed kolejną scenką fot. Konfiturek
Reżyser w rozmowie z Cagliostro przed kolejną scenką fot. Konfiturek
„Weszliśmy do kawiarni, mieszczącej się w obskurnym podłużnym baraku. Zamówiliśmy dwie duże kawy dla mnie i dla panienki. Cagliostro poprosił tylko o szklankę wody, co jak się później okazało, nie było bez znaczenia.
— Jak pani na imię? — wciąż zagadywał panienkę.
— Ala.
— Ala? Bardzo ładne imię — zachwycił się Cagliostro. — Przypominają mi się natychmiast moje beztroskie szkolne lata i elementarz Falskiego, w którym na pierwszej stronie figurowało imię „Ala”. Pamiętam, jak wkuwałem: „Ala ma kota”.
Dodałem:
— A dalej czytaliśmy w elementarzu: „To As”. I jeszcze dalej: „To As Ali”.
Cagliostro spojrzał na mnie uważnie, a zarazem ostrzegawczo, jakby chciał dać mi do zrozumienia: „Nie wymawiaj tego imienia nadaremnie”. Nie chciał się narazić Asowi i jego żelaznym łapom.
A ja powtórzyłem:
— To As Ali...
I coś mnie tknęło. Jakaś myśl, wspomnienie, reminiscencja jakiegoś przeżycia. Dlaczego ta dziewczyna wydawała mi się znajoma? Przecież nigdy w życiu jej nigdzie nie widziałem, nie spotkałem. A jednak jak-bym już ją widział, a może... słyszał? No tak. Przecież to chyba jej głos płynął do mnie z tajemniczego Asa. O rany, czyżby to była ona? Tajemnicza dama z groźnego pojazdu?...
Być może Ala zdawała sobie sprawę z narastających we mnie podejrzeń. Uśmiechnęła się zalotnie do Cagliostra i powiedziała szybko:
— A pan jest naprawdę iluzjonistą? Naprawdę zna pan sztuki magiczne? Niech pan zrobi jakąś sztuczkę, bardzo proszę...
— Ach, sztuki magiczne wymagają wielkiej koncentracji umysłu — oświadczył mistrz. — Pani pozwoli, że się trochę skupię nad gazetą.
Wyciągnął z kieszeni tygodnik ilustrowany, zdaje się, że „Zwierciadło”. Przez chwilę go kartkował, przewracając strona po stronie. Ale nigdzie dłużej nie zatrzymywał się wzrokiem.
Podeszła do nas kelnerka, niosąc na tacy dwie filiżanki kawy i szklankę wody.
— Dla kogo kawa, a dla kogo woda? — zapytała.
— Dla mnie i dla pani kawa — powiedziałem.
— A szklanka wody dla mojej gazety — powiedział Cagliostro zwijając gazetę w rulon.
Kelnerka uśmiechnęła się, myśląc, że Cagliostro robi głupie dowcipy.
A on wziął z tacy szklankę wody i wlał ją w... rulon „Zwierciadła”. Lał tę wodę wolno, widzieliśmy wyraźnie, jak zawartość szklanki znika w rulonie i ani kropla nie wycieka na podłogę.
— No, nareszcie gazeta trochę się napiła — powiedział Cagliostro do kelnerki. I rozwinął gazetę, znowu ją kartkując.
Kelnerka stała jak skamieniała biblijna żona Lota.
— Co pan zrobił? — wydusiła z siebie.
— Jak to, co zrobiłem? — udał zdziwienie mistrz czarnej i białej magii. — To raczej ja panią zapytam: dlaczego nie przyniosła mi pani wody, a tylko pustą szklankę?
— Pan wodę wlał do gazety — odrzekła kelnerka.
— Do gazety? Pani przecież widzi, że w gazecie nic nie ma — upierał się Cagliostro, jeszcze raz kartkując tygodnik, jakby szczerze szukając w nim wody.
— Pan wlał do gazety... — niepewnie stwierdziła kelnerka.
— Do gazety? — Cagliostro znowu zrobił zdumioną minę. — W takim razie poszukamy tego, co mi pani przyniosła.
Znowu zwinął gazetę w rulonik. A potem potrząsnął nią i z gazety do szklanki wysypały się kolorowe krążki confetti.
— Oto, co mi pani podała do picia — oświadczył wręczając kelnerce szklankę wypełnioną confetti. — Bardzo proszę to odnieść do bufetu i zamiast tego proszę jednak o szklankę wody.
Kelnerka patrzyła na Cagliostra jak na zjawę. Potem nagle roześmiała się i poszła do bufetu, aby zapewne opowiedzieć bufetowej o dziwnym gościu i jego sztuczce z wodą.”
Weszliśmy do kawiarni, mieszczącej się w obskurnym
podłużnym baraku fot. Konfiturek
Zamówiliśmy dwie duże kawy dla mnie i dla panienki fot. Konfiturek
A szklanka wody dla mojej gazety fot. Konfiturek
Lał tę wodę wolno, widzieliśmy wyraźnie, jak zawartość
szklanki znika w rulonie fot. Konfiturek
Co pan zrobił? Pan wodę wlał do gazety fot. Konfiturek
Kelnerka patrzyła na Cagliostra jak na zjawę fot. Konfiturek
Kolejne wskazówki dla aktorów od reżysera fot. Konfiturek
„Dyrektor Marczak posilał się w towarzystwie Pietruszki, który miał minę bardzo markotną. Marczak klarował mu coś, co budziło niezadowolenie magistra.
— Właśnie radzę koledze Pietruszce — wyjaśnił mi Marczak, gdy pozwoliłem sobie dosiąść się do ich stolika — aby połączyć umiejętności detektywistyczne was obu, moi panowie. I szybko zakończyć sprawę poszukiwań schowków Koeniga.
— Jestem gotów — odrzekłem.
— A ja się nie zgadzam, panie dyrektorze. Odnalazłem dwie skrytki bez niczyjej pomocy i odnajdą trzecią. Niech mi pan tylko pozostawi kilka dni czasu.
Dyrektor Marczak skrzywił się z niechęcią.
— Obowiązki dyrektorskie wzywają mnie do Warszawy, a chciałbym być przy otwarciu trzeciego schowka. Czuję, że Tomasz jest już na jakimś tropie...
— Nie chcę słyszeć o żadnych tropach Tomasza — Pietruszka aż zasłonił sobie dłońmi uszy. — Czy zawiodłem pana nadzieje, dyrektorze? Czy nie odkryłem dwóch skrytek? Niech mi pan da jeszcze trochę czasu i wolną rękę.
— No, trudno — westchnął Marczak. — Skoro pan się tak upiera...
Powiedziałem w głębokim zamyśleniu, patrząc w sufit jadalni:
— Wydaje mi się, że mój kolega Pietruszka już następnej nocy odnajdzie trzeci schowek Koeniga...
— Skąd wiesz, że już wkrótce dokonam odkrycia? — zdumiał się Pietruszka.
— Czy jest pan może jasnowidzem? — podejrzliwie zerknął na mnie dyrektor Marczak.
— Czasami posiadam dar przewidywania przyszłości. I oto widzę... — mówiłem wciąż patrząc w sufit — ...oto widzę, jak magister Pietruszka odkrywa jutrzejszej nocy skrytkę pułkownika Koeniga.
— To niemożliwe! — burknął Pietruszka zdenerwowany słowami, które brał za kpinę. — Nie jestem w ogóle na tropie do skrytki.
— Ale będziesz. Wkrótce trafisz na trop — oświadczyłem zdecydowanie.
I aż do końca kolacji, chociaż zasypywali mnie pytaniami, nie odezwałem się ani słowem na ten temat.”
Właśnie radzę koledze Pietruszce, aby połączyć
umiejętności detektywistyczne was obu, moi panowie.
I szybko zakończyć sprawę poszukiwań schowków Koeniga fot. Konfiturek
Czuję, że Tomasz jest już na jakimś tropie fot. Konfiturek
Odnalazłem dwie skrytki bez niczyjej pomocy i odnajdą
trzecią. Niech mi pan tylko pozostawi kilka dni czasu fot. Konfiturek
Nie chcę słyszeć o żadnych tropach Tomasza.
Czy zawiodłem pana nadzieje, dyrektorze?
Czy nie odkryłem dwóch skrytek? Niech mi pan
da jeszcze trochę czasu i wolną rękę. fot. Konfiturek
Skąd wiesz, że już wkrótce dokonam odkrycia? fot. Konfiturek
Główne wejście na dziedziniec katedralny fot. Konfiturek
Zlotowicze oczekujący pod katedralnym dębem na wejście
do muzeum fot. Konfiturek
Muzeum Mikołaja Kopernika we Fromborku fot. Czesio1
Muzeum Mikołaja Kopernika we Fromborku, wbrew nazwie nie jest poświęcone tylko Kopernikowi. Owszem, zbiór pamiątek po nim jest imponujący, ale są to raczej pamiątki z jego czasów i jego środowiska. Są zabytkowe inkunabuły poświęcone medycynie, astronomii i historii, zbiór monet z epoki, repliki instrumentów astronomicznych, a nawet ozdobne średniowieczne łoże.
Witraże fot. Konfiturek
Gabloty z eksponatami fot. Konfiturek
Gabloty z eksponatami fot. Konfiturek
Monety fot. Czesio1
Jest też wiele portretów wielkiego astronoma, pod najbardziej znanym z nich, autorstwa Jana Matejki, zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie.
Obraz Mikołaja Kopernika pędzla fot. Konfiturek
Czekoz opowiada o Mikołaju Koperniku fot. Konfiturek
Popiersia Mikołaja Kopernika fot. Konfiturek
Zbiorówka w mniejszym... fot. Konfiturek
...i w większym gronie fot. Konfiturek
Sala muzealna fot. Konfiturek
Sklepienie niebieskie fot. Konfiturek
Dzieło Kopernika fot. Czesio1
Znaki zodiaku fot. Czesio1
Pani Jowita Jagla naszym przewodnikiem po Muzeum Kopernika fot. Czesio1
Aniołek fot. Czesio1
Na wystawie „Rzemiosło artystyczne dawnych Prus, obok wielu metalowych i szklanych artystycznie wykonanych przedmiotów, najciekawszy był zestaw zabawek do zabawy w księdza – miniaturowe kielichy, krucyfiksy, a nawet monstrancja.
Miniaturowe sprzety liturgiczne fot. TomaszK
Monstrancje z XVII, XVIII i z przełomu XIX/XX wieku fot. Czesio1
Monstrancja retabulowa Christof Schmidt, Braniewo,
sprzed 1620 roku fot. Czesio1
Monstrancje z XVII wieku, Johann Gotfried Schlaubitz,
u dołu kielich z 1729 roku fundacji Nicolausa Noslera fot. Czesio1
Zegar fot. Konfiturek
Ostatnia wystawa „Anioły i demony w sztuce chrześcijańskiej”, została przygotowana przez znaną nam już dr Jowitę Jagla.
Anioł ze zbychowcem w tle fot. Konfiturek
Anioły fot. Konfiturek
Anioł fot. Konfiturek
Zlotowicze w Muzeum fot. Konfiturek
Księga z 1569 roku fot. Konfiturek
Anioły fot. Konfiturek
Anioły fot. Konfiturek
Anioły fot. Konfiturek
Ostatnio zmieniony 18 mar 2019, 17:35 przez TomaszK, łącznie zmieniany 2 razy.
Aby odwiedzić następne miejsca opisane w „Zagadkach Fromborka”, musieliśmy pojechać kilka kilometrów za miasto, w kierunku na wioskę Bogdany.
Kawalkada samochodów zdąża w stronę Bogdan fot. Konfiturek
Miejsce robi się modne, bo ktoś wykupił najładniejsze miejsca, podzielił na działki i sprzedaje pod zabudowę.
Malowniczy teren w Bogdanach fot. Czesio1
Malowniczy teren w Bogdanach fot. Konfiturek
Nasz cel – Diabla Góra, był widoczny już z oddali, jako niewielkie porośnięte drzewami wzgórze, położone na środku pola.
Diabla Góra w oddali fot. Konfiturek
Zlotowicze gotowi na pokonanie krzaczorów strzegących dostępu
do Diablej Góry fot. Konfiturek
Przedarliśmy się przez jakąś uprawę, prawdopodobnie soję i weszliśmy w chaszcze porastające Diablą Górę.
Zlotowicze dzielnie przedzierają się przez krzaczory
na Diablą Górę fot. Konfiturek
Zaraz na początku Eksplorator zauważył ślady poszukiwań prowadzonych przez detektorystów, w postaci porzuconej łuski do działa dużego kalibru. Pamiątka z wojny. Jak opowiadał czekoz, przechodził tędy front, a w okolicy rozrzucone były stanowiska artyleryjskie. W czasach Nienackiego podejrzewano, że Diabla Góra jest pozostałością po dawnym miejscu kultu towarzyszącym grodzisku, ale najnowsze badania wskazują, że jest dużo nowsze.
Barabasz dumnie prezentuje łuskę dużego kalibru fot. Konfiturek
Czesio przykleja na drzewie forową naklejkę fot. Konfiturek
Forowa naklejka na Diablej Górze fot. Czesio1
Zlotowicze na Diablej Górze fot. Czesio1
Na Diablą Górę przedarł się nawet PiTT dzielnie niosąc
wózek z Matyldą fot. Konfiturek
Na Diablej Górze odegraliśmy scenkę z książki z udziałem zbychowca (w roli magistra Pietruszki), Czesia (w roli Cagliostro) i Atera (jako Tomasza).
Przygotowania aktorów do odegrania książkowej
scenki na Diablej Górze fot. Konfiturek
"Wskoczyłem do swego wehikułu i popędziłem szosą w stronę Diablej Góry.
I przewidywania moje okazały się słuszne, choć nie całkowicie. Czarnej damy nie było na Diablej Górze. Magister Pietruszka w towarzystwie mistrza Cagliostra wolnym krokiem przechadzał się po wzgórzu.
Parsknąłem śmiechem, tak zabawny przedstawiali widok. Cagliostro miał zamknięte oczy i natchnioną minę. W wyprostowanej ręce trzymał cienką gałązkę. Kroczył ostrożnie jak ślepiec, podtrzymywany przez Pietruszkę, który baczył, aby Cagliostro nie wpadł do jakiegoś dołu. Obydwaj ci mężowie godnie i powoli kroczyli po płaskim wzniesieniu, jak ksiądz z monstrancją podczas procesji."
Pietruszka prowadzi Cagliostro trzymającego wykrywacz metali fot. Konfiturek
"Cagliostro co chwila przystawał i mówił:
— Gałązka drgnęła, tu coś jest.
— Ale co? Co? — dopytywał się niecierpliwie magister Pietruszka.
— Chyba zwykły kawałek żelaza — odpowiadał Cagliostro. — Gdyby to było złoto, gałązka zupełnie inaczej drgnęłaby w moim ręku.
I kroczyli dalej. Jeden z miną natchnioną, drugi — z twarzą wyrażającą najwyższe napięcie."
Caglisotro co chwila przystawał twierdząc, że coś tu jest fot. Konfiturek
Caglisotro co chwila przystawał twierdząc, że coś tu jest fot. Konfiturek
"— Pietruszkaaaa! — krzyknąłem, stojąc u stóp wzgórza. — Pozwól do mnie na chwileczkę."
Tomasz woła Pietruszkę fot. Konfiturek
"Magister Pietruszka, acz niechętnie, porzucił ramię Cagliostra i zlazł do mnie ze wzgórza.
— O co ci znowu chodzi, Tomaszu? — burknął. — Dlaczego przeszkadzasz mi w pracy?
— Czy naprawdę wierzysz w czarodziejską różdżkę mistrza Cagliostra? — zapytałem.
— Być może — odparł zaczepnie. — Muszę chwytać się innych środków, skoro nie wolno mi użyć zwykłej łopaty. Zresztą, mój drogi, czytałem w pewnym fachowym piśmie o różdżkarzu, który potrafił wykryć żyły wodne. Do niedawna ludzie drwili z radiestezji, a dziś skłonni są w niej widzieć nowe, nie znane dotąd siły natury.
— Drogi kolego — zacząłem łagodnie — czy nie zdajesz sobie sprawy, że znajdujesz się w rękach szarlatanów i oszustów? Czy nie rozumiesz, że jesteś w szponach Waldemara Batury?
— Batura jest tutaj? Widziałeś go we Fromborku?
— Nie widziałem go tutaj. Ale czuję jego obecność — odrzekłem szczerze. — Tymczasem działa przy pomocy swych ludzi. Cagliostro jest prawdopodobnie w zmowie z Batura. Być może ta czarna dama...
— Co? Panna Anielka? Chcesz mi wmówić, że ta urocza dama jest członkiem gangu Waldemara Batury? A co do Cagliostra, mój drogi, to przecież twój kompan. Nawet razem mieszkacie. Więc może ty także jesteś wspólnikiem Batury?
— Sprawa jest poważna...
— Tak. Sprawa jest poważna — potwierdził. — Powinieneś udać się po poradę do lekarza. Wydaje mi się, że chorujesz na nadmierną podejrzliwość, męczy cię mania prześladowcza.
— Posłuchaj mnie uważnie — powiedziałem, hamując gniew. Batura zamierza działać w następujący sposób. Będzie odnajdywał schowki, obłupiał je z najważniejszych przedmiotów, zamieniając rzeczy najcenniejsze na mniej wartościowe. Będziesz odkrywcą obrabowanych schowków.
— Chcesz powiedzieć, że właśnie tak się stało z pierwszym schowkiem? — zapytał cicho Pietruszka.
— Tak — odparłem.
Okazało się, że wybrałem najgorszą drogę. Uraziłem ambicję Pietruszki, wbiłem szpilkę w tkwiącego w nim węża. Pietruszka zbladł.
— Chcesz przez to powiedzieć, Tomaszu, że pierwszy schowek został odkryty nie przeze mnie, tylko przez Baturę, który mi „odstąpił” rozwiązanie zagadki? Wiem do czego zmierzasz. Pragniesz pomniejszyć moje zasługi! — krzyknął i zrobił ręką dramatyczny gest, wskazując stojący na szosie wehikuł. Innymi słowy, kazał mi odejść."
Rozmowa Tomasza z Pietruszką fot. Konfiturek
"— Pietruszka! — zawołałem. — Zrozum, co się tu dzieje. Tu nie ma skarbów. „Teufelb” z planu Koeniga to nie Teufelsberg, ale Teufelsbaum. Znam pewnego, staruszka, który może ci udzielić informacji.
Ale magister Pietruszka zatkał sobie uszy rękami i nie słuchając mnie wspiął się na wzgórze."
Pietruszka nie słucha Tomasza wspinając się na wzgórze fot. Konfiturek
Zlotowicze na Diablej Górze fot. Konfiturek
Diabla Góra fot. Czesio1
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez TomaszK, łącznie zmieniany 1 raz.
Zlotowicze ruszają do Krainy Straszliwego Asa fot. Czesio1
"Przejechaliśmy kilometr i znaleźliśmy się przy moście nad niewielką rzeką zwaną Baudą."
Most na Baudzie fot. Czesio1
"W miejscu, gdzie przystanęliśmy, rzeka Bauda rozdzielała się na dwie odnogi, tworząc małą deltę, stanowiącą jej ujście do pobliskiego Zalewu Wiślanego. W delcie Baudy rozciągały się mokradła porośnięte krzakami. Okolica była surowa, ponura i co najgorsze — bezludna. Nigdzie nie widziało się żywej duszy. Nie było nawet kogo zapytać o obóz archeologów."
Bauda z jednej... fot. Czesio1
...i z drugiej strony mostu fot. Czesio1
Nasz wspaniały Przewodnik czekoz opowiada o grodzisku fot. Konfiturek
Rysunek z końca XIX wieku przedstawiający rekonstrukcję grodziska fot. Czesio1
"Rozejrzałem się wokół i zobaczyłem dość wysokie wzgórza położone już za drugą odnogą rzeki. U stóp ich widać było wejście do głębokiego wąwozu. Chyba gdzieś w tej stronie należało szukać obozowiska archeologów."
Kierując się dalej śladami Tomasza i Cagliostra, przeszliśmy przez most na Baudzie i skręciliśmy w kierunku Wąwozu Straszliwego Asa.
Zlotowicze skręcają na drogę do Krainy
Straszliwego Asa fot. Czesio1
Początek Wąwozu Straszliwego Asa fot. Konfiturek
"Ruszyłem wehikułem.
— Co to za znak? — zapytał Cagliostro, wskazując przybitą do drzewa czerwono-białą tablicę.
— To znak drogowy: „zakaz wjazdu”.
— Więc czemu pan wjeżdża?
— Sądzę, że postawili go archeologowie, żeby nikt im tu nie jeździł i nie przeszkadzał w pracy. Ale jak pan wie, jestem tu służbowo, z ramienia Departamentu Muzeów i Ochrony Zabytków. Mnie ten znak nie dotyczy — wyprężyłem się dumnie."
Znak zakazu powitał i Zlotowiczów zmierzających do Krainy
Straszliwego Asa fot. Konfiturek
Wąwóz Straszliwego Asa fot. Czesio1
Z duszą na ramieniu Zlotowicze ruszyli wgłąb Wąwozu
Straszliwego Asa fot. Konfiturek
Co prawda wąwóz nie prowadzi jak w książce do Ośrodka Doświadczalnego Politechniki w G. ale na grodzisko, ale i tak jest imponujący.
Zlotowicze wsłuchani w kolejną opowieść czekoza
rozglądają się bacznie dookoła szukając śladów połamanych
przez gąsienice Asa krzaków fot. Konfiturek
Teren dawnego grodziska jak opowiadał czekoz, to wczesnośredniowieczna osada, centrum administracyjne i obronne poprzedzające powstanie Fromborka. Wykopaliska arechologiczne były tu prowadzone dwukrotnie, najpierw na przełomie lat 60–tych i 70–tych, i te opisał Nienacki, jako prowadzone przez Babie Lato.
Poszukiwania dawnego grodziska fot. Konfiturek
Drugie badania prowadzone były tuż przed naszym poprzednim zlotem we Fromborku, poszukiwaliśmy teraz śladów tamtych wykopalisk.
Poszukiwaliśmy też śladów kamiennej wieży, o której wspominają źródła historyczne, a której fundamenty odkryli podobno archeolodzy.
TomaszK odnalazł miejsce wykopalisk sprzed pięciu lat fot. Czesio1
Fundamentów nie znaleźliśmy, ale znaleźliśmy grzyby, które Mysikrólik ochoczo zaakceptował do jutrzejszej jajecznicy. Niestety znaleźli się malkontenci, wątpiący w ich jadalność (w tym ja) i pomysł upadł.
A teraz przez krzaczory ostro w dół do drogi fot. Konfiturek
I znowu na moście na Baudzie fot. Czesio1
Jeszcze jeden rzut oka na Diablą Górę... fot. Konfiturek
Jedną z atrakcji na które czekaliśmy z wielkim entuzjazmem było nocne zwiedzanie Katedry. Nic tak nie oddaje niezwykłego klimatu tej monumentalnej budowli jak możliwość zobaczenia jej nocną porą. Cisza, spokój, brak zwiedzających, przygaszone światła wewnątrz Katedry to jest to, czego nie da się w pełni odczuć za dnia.
I właśnie tej pięknej sierpniowej nocy nasz Przewodnik Pan Tadeusz Kochański zaprosił nas na zwiedzanie Katedry. Umówiliśmy się na godzinę 21:00 przed głównym wejściem przed mostem. Dlaczego przed? To się wyjaśniło po chwili. Oto bowiem czekała na nas niespodzianka. Udaliśmy się najpierw pod budynek dawnego schroniska PTTK, czyli miejsca gdzie nocował w książce Pan Tomasz z Cagliostro.
„Nie udało mi się pozbyć towarzystwa Cagliostra. W schronisku PTTK, mieszczącym się na wysokiej skarpie w pobliżu katedry, było bardzo tłoczno, ale moja legitymacja służbowa z Ministerstwa Kultury i Sztuki zrobiła pewne wrażenie na pani z recepcji i otrzymałem pokój, który miał dwa łóżka. W tej sytuacji nie potrafiłem powiedzieć „nie” Cagliostrowi i kazać mu iść spać na ulicy.
(…)
Wedle odnalezionych ostatnio dokumentów kanonią zewnętrzną należącą do Kopernika była kuria świętego Stanisława. Obecnie jest tu schronisko PTTK, gdzie mieszkam wraz z Cagliostro, jego zaskrońcem, dwiema myszkami i królikiem.”
Dawne Schronisko PTTK fot. Konfiturek
Czekali tam na nas harcerze z miejscowego hufca, którzy postanowili odegrać dla nas scenkę książkową uwięzienia Tomasza i Zosi w podziemiach Katedry.
„Pracowałem już dość długo, gdy usłyszałem pukanie. Po chwili uchyliły się drzwi i do pokoju wsadziła głowę Zosia Walczyk.
— Przed chwilą widziałam Waldemara Baturę — oświadczyła.
— Gdzie?! — zerwałem się gwałtownie od stołu.
— W uliczce koło katedry. Stał tam i jak gdyby na kogoś czekał.
Pozostawiłem na stole otwarty zeszyt z notatkami i wraz z Zosią Walczyk wybiegliśmy ze schroniska, znaleźliśmy się w ogrodzie, a stamtąd zeszliśmy na kamienne schodki prowadzące w dół, na ulicę u podnóża wzgórza katedralnego.
Był już późny wieczór. Zatrzymaliśmy się na schodach i popatrzyliśmy w dół, na skąpo oświetloną uliczkę. W blasku latarni ujrzałem sylwetkę szczupłego mężczyzny. Tak, to był Waldemar Batura. Stał w skórzanej marynarce i palił papierosa. Jakby na kogoś czekał. Może na Cagliostra?
Raptem spojrzał w górę i zobaczył nas na początku schodów. Szybko rzucił na ziemię papierosa, przydeptał go nogą i pomaszerował uliczką, która w tym miejscu, jak wiemy, pięła się na wzgórze katedralne. Zaraz też zniknął nam z oczu, ale w nocnej ciszy słyszeliśmy odgłos jego szybkich kroków.
Wyśledzić kryjówkę Batury, mieć możność obserwowania jego poczynań — to było to, o czym od dawna marzyłem. Rzuciliśmy się więc w pogoń, aby go nie zgubić z oczu.
Ale gdy my znaleźliśmy się na dole, on już był na górze i przepadł za rogiem ośmiobocznej wieży w murach otaczających warownię. To było oczywiste, że Batura miał coś na sumieniu, skoro na nasz widok dał drapaka.
Wybiegliśmy zza naroża wieży i zobaczyliśmy, że wpadł w bramę główną warowni. A więc uciekał na podwórzec fromborskiej katedry. Dlaczego właściwie tam, a nie w kierunku miasta?
Nie zastanawiałem się nad tym, tylko przyśpieszyłem kroku. Dopadliśmy z Zosią do bramy i znaleźliśmy się na podwórcu katedralnym.
Było tu bardzo mroczno. Księżyc wisiał nad Zalewem Wiślanym, ale potężny masyw gotyckiej katedry rzucał cień na południową część podwórza.
Na chwilę zatrzymaliśmy się bezradni, na próżno usiłując wzrokiem przebić gęstą ciemność. Potem doszedł naszych uszu jakiś szmer od strony zbudowanego na łuku przejścia z kapitularza do katedry. Wydawało się nam, że ktoś szedł pod łukiem, kierując się do północnej części podwórca, położonej między katedrą i północną stroną obwarowań.
Nie miałem przy sobie latarki elektrycznej, a ciemno było, że jak to się mówi, choć oko wykol. Katedra spoczywała w mroku, rozświetlone były tylko okna w muzeum mieszczącym się w pałacu biskupim. Paliło się też w jakiejś małej przybudówce muru warowni, chyba u kościelnego. A blask od okien padał na ziemię tylko w promieniu kilku metrów, dalej już zalegała nieprzenikniona ciemność. Brnęliśmy przez nią nieomal po omacku, aż zgęstniała jeszcze bardziej. Znaleźliśmy się pod przejściem na łuku.
W północnej części podwórca było nieco jaśniej, bo — jak mówiłem — księżyc świecił nad zalewem i choć wysokie mury obronne zasłaniały jego blask, to przecież księżycowa poświata, odbita od murów katedry, spływała w dół i oświetlała nieco murawę podwórca.
Ta część warowni jest rzadko odwiedzana przez turystów, bo też stanowi jakby wąską uliczkę między murami i kościołem. Rośnie tu wysoka trawa, przez którą prowadzi ścieżka. Widzieliśmy uliczkę niemal do końca, aż do wspartych o mur budynków zabytkowych kurii. Jeśli nie omylił nas słuch i Batura wszedł właśnie tutaj, to musielibyśmy go zobaczyć. Nawet gdyby biegł z szybkością pośpiesznego pociągu, nie zdołałby w tym czasie obiec dookoła potężnej budowli. Ale Batury nigdzie nie było. Ruszyliśmy naprzód, pilnie rozglądając się na wszystkie strony, a przede wszystkim zwracając uwagę, czy ktoś nie chowa się w załomie murów warowni. Tych załomów było tu zresztą sporo, a w każdym z nich zalegał mrok, który mógł ukryć człowieka.
W jednym z takich załomów znaleźliśmy żelazne boczne drzwi do katedry. Wydawało się, że są zamknięte na głucho. Sprawiały wrażenie nie używanych od wielu lat. Ale Batura jakby zapadł się pod ziemię. Należało go więc szukać nawet tam, gdzie na pozór szukać go nie należy.
Zosia Walczyk chwyciła za klamkę drzwi. I drzwi uchyliły się zupełnie lekko, nawet bez szmeru, jakby ich zawiasy zostały świeżo naoliwione.
Zapaliłem zapałkę i zobaczyliśmy wąski korytarzyk, prowadzący wprost do bocznej nawy w katedrze. Weszliśmy tam, zapałka zaraz zgasła mi w palcach. I oto znowu otoczyła nas przeogromna ciemność.
Bo wyobraźcie sobie wypełnioną nocą potężną halę świątyni. Przez wąskie, wysoko umieszczone, okna spływa bardzo niewiele księżycowego światła, wszystko więc pogrążone jest niemal w zupełnym mroku. Jeśli wszedł tu Batura — a nie ulegało wątpliwości, że to zrobił — szukanie go tutaj było bezużyteczną stratą czasu. Były tu setki miejsc jakby wymyślonych tylko po to, aby ukryć tego, kto chciał się ukryć. Filary, ołtarze, załomy murów, kaplice, drewniane stalle, ławki, prezbiterium, ambony, boczne nawy, chór z organami. A ja nie dysponowałem nawet latarką elektryczną. Zapałki rozpraszały mrok co najwyżej w promieniu kilku metrów. Gdy zaś gasły, ciemność stawała się jeszcze głębsza.
Staliśmy w bocznej nawie, nadsłuchując. Może Batura zdradzi się czymś i usłyszymy odgłos jego dalszych kroków?
Ale we fromborskiej świątyni była taka cisza, że aż w uszach dzwoniło. Nasze oddechy wydawały się strasznie głośne.
A w tej ciemności płonęła tylko czerwona lampka przed głównym ołtarzem...
Byłem już zdecydowany opuścić katedrę, zamknąć żelazne drzwi, stanąć przy nich na warcie, a Zosię Walczyk wysłać na poszukiwanie kościelnego lub proboszcza, aby powiadomić ich, że złodziej zakradł się do katedry. Lecz zanim dojrzała we mnie ta decyzja, prawie równocześnie — ja i Zosia — zauważyliśmy nikły blask sączący się skądś, po prawej stronie, w pobliżu głównego ołtarza.
I natychmiast, nie umawiając się i nie dając sobie żadnych porozumiewawczych znaków, poszliśmy ostrożnie w tamtą stronę. Minęliśmy nawę główną i stwierdziliśmy, że światło wypływa zza uchylonych żelaznych drzwi w ścianie. Czyżby Batura ukrył się w jakimś bocznym pomieszczeniu? Ale dlaczego niedokładnie zamknął za sobą drzwi?
Zosia Walczyk odchyliła je nieco szerzej, skrzypnęły złowrogo, z jakimś ponurym, nieprzyjemnym piskiem. Zobaczyliśmy niewielki podest i wąskie, prowadzące w dół kręcone schody. Wiodły one chyba do podziemnych krypt kościelnych. W małej niszy na podeście palił się ogarek świecy. To jego blask oświetlał schody i wypływał aż do nawy.
Serce zaczęło mi bić bardzo głośno. Znajdowaliśmy się na tropie jakiejś niezwykłej zagadki. Schody do podziemia — czy wyobrażacie sobie, że może być lepsza gratka dla poszukiwacza przygód?
Nie wahałem się ani przez chwilę. Wszedłem na podest i wziąłem z niszy palącą się świecę. Ja pierwszy, a za mną Zosia Walczyk — krok za krokiem po kamiennych stopniach zaczęliśmy schodzić do podziemia.”
Tomasz z Zosią obchodzą Katedrę w poszukiwaniu Batury fot. Konfiturek
Tomasz z Zosią wchodzą do Katedry fot. Konfiturek
Tomasz z Zosią uchylają żelazne drzwi w ścianie fot. Konfiturek
Harcerze świetnie wczuli się w swoje role. Podążaliśmy za nimi od schroniska najpierw schodami w dół, potem uliczką wzdłuż Katedry, mostem prowadzącym na dziedziniec katedralny aż znaleźliśmy się wewnątrz Katedry. Scenka kończyła się w momencie gdy Tomasz i Zosia zniknęli za drzwiami prowadzącymi w głąb podziemi, gdzie znajdować się miał Teufelsbild czyli Diabelski Obraz a za nim ukryty drugi schowek pułkownika Koeniga.
Po powrocie z przeszłości zebraliśmy się przed głównym ołtarzem, gdzie Pan Tadeusz opowiedział nam kilka ciekawych historii związanych z Katedrą. Jak choćby ta o srebrnym zestawie lichtarzy, na których wykonanie potrzebowano 150 kg srebra. Skarbiec katedralny nie posiadał aż tyle srebra więc brakującą część materiału zebrali kanonicy. Gdy Jan Gotfryd Schlaubitz wykonał w latach 1756–58 okazały krzyż i sześć lichtarzy, zdobionych wicią roślinną, roceille'ami i główkami aniołków okazało się, że srebra trochę zostało. Aby więc waga srebra zgadzała się z tym co otrzymał do wykonania zestawu, przetopił pozostałą część na sztabkę i ukrył wewnątrz krzyża nikomu o tym nie mówiąc. Dopiero w latach 90–tych XX wieku Andrzej Gagis podczas prac konserwatorskich odkrył ową sztabkę i wykorzystał ją do uzupełnienia braków w zestawie.
Katedra nocą fot. Konfiturek
Katedra nocą fot. Konfiturek
Zlotowicze zebrani przy głównym ołtarzu Katedry fot. Konfiturek
Zlotowicze zebrani przy głównym ołtarzu Katedry fot. Konfiturek
Niestety nie udało nam się tym razem usłyszeć nocnego koncertu organowego jak to miało miejsce w czasie naszego poprzedniego zlotu we Fromborku. Ale co się odwlecze to nie uciecze, będzie pretekst, żeby tu jeszcze kiedyś wrócić.
Katedra Fromborska nocą fot. Konfiturek
Katedra Fromborska nocą fot. Konfiturek
Katedra Fromborska nocą fot. Konfiturek
Katedra Fromborska nocą fot. Konfiturek
Katedra Fromborska nocą fot. Konfiturek
Niebo nad Katedrą fot. Konfiturek
Katedra Fromborska nocą fot. Konfiturek
Katedra Fromborska nocą fot. Konfiturek
Katedra Fromborska nocą fot. Konfiturek
Katedra Fromborska nocą fot. Konfiturek
Katedra Fromborska nocą fot. Konfiturek
Katedra Fromborska nocą fot. Konfiturek
Katedra Fromborska nocą fot. Konfiturek
Ostatnio zmieniony 20 mar 2019, 11:18 przez Czesio1, łącznie zmieniany 2 razy.
Niekwestionowanym hitem rozrywkowo–konkursowym zlotu fromborskiego okazała się nocna gra terenowa wymyślona i zorganizowana przez oldmalarza i PiTTa.
Przyczyn ogromnego sukcesu gry terenowej było kilka. Primo: było to zdecydowane novum na naszych zlotach.
Secundo: gra odbywała się w nocy, co potęgowało jej atrakcyjność, tajemniczość i wzbudzane emocje.
Tertio: Zlotowicze podzieleni byli na kilkuosobowe grupy, które rozsiane były po całym Fromborku, dzięki czemu poszczególne grupy nie wiedziały, co robią pozostałe, a tym samym sukcesy i porażki grup konkurencyjnych pozostawały tajemnicą do końca.
Gra rozpoczęła się późnym wieczorem na terenie ośrodka. Wtedy to Zlotowicze zostali podzieleni na grupy, a Organizatorzy wyjaśnili zasady gry. Przyznać trzeba, że już same zasady okazały się wymagającą zagadką, nad którą trzeba było się dłuższy czas pogłowić.
PiTT wyjaśnia zasady gry terenowej fot. kadr z filmu zlotowego
Oldmalarz tłumaczy zasady szyfrów fot. kadr z filmu zlotowego
Grupa TomaszaL próbuje zgłębić zagadki fot. kadr z filmu zlotowego
Grupa TomaszaL próbuje zgłębić zagadki fot. kadr z filmu zlotowego
Kiedy zasady zostały wyjaśnione, a grupy nazwane, zabawa się rozpoczęła.
Kilkuosobowe grupy wyposażone w mapy terenu z zaznaczonymi na nich punktami konkursowymi ruszyły na nocny podbój Fromborka. Wszystkim przyświecał jeden cel: być szybszym i lepszym od konkurencji.
"Trzy cienkie Bolki i jeden As”
ruszają na podbicie Fromborka fot. kadr z filmu zlotowego
Organizatorzy postawili poprzeczkę naprawdę wysoko, a ponadto wystawili nerwy Zlotowiczów na próbę, gdyż podczas nocnej wycieczki trzeba było odwiedzić między innymi dwa fromborskie cmentarze. Inne miejsca, w jakie zaprowadziła nas mapa, to fromborska przystań, wzgórze katedralne, obóz harcerski i otaczający go las oraz uliczka, przy której mieszkał książkowy staruszek znający podobno tajemnicę Diabelskiego Drzewa.
Pierwsza zagadka ukryta była na cmentarzu
przy ulicy Braniewskiej fot. kadr z filmu zlotowego
Pierwsza zagadka nocnej gry terenowej fot. Czesio1
Yvonne wpisuje rozwiązanie pierwszej zagadki fot. kadr z filmu zlotowego
Cóż to była za przednia zabawa!
Członkowie grupy, do której należałam, z wielkim entuzjazmem i okrzykami radości witali każde odnalezione zagadki, które poumieszczane i pochowane były w różnych miejscach Fromborka. Okrzyki te po jakimś czasie zmieniały się w pojękiwania rozpaczy i odgłosy będące oznaką wysiłków naszych mózgów. Zagadki i pytania przygotowane przez Organizatorów nie należały bowiem do najłatwiejszych. Na szczęście okazało się, że na większość pytań można odpowiedzieć pod warunkiem, że opanowało się treść książki do perfekcji. Zdecydowanie trudniejsze od pytań były zagadki zaszyfrowane lub przedstawione za pomocą zdjęć, które miały nas naprowadzić na rozwiązanie.
Rozszyfrowywanie zagadek było niemałym wyzwaniem i świetną zabawą, co bardzo integrowało grupę. Okazało się, że każdy członek grupy ma uzdolnienia w pewnym kierunku. Jedni byli lepsi w odkrywaniu drogi do rozwiązania, inni lepiej kojarzyli obrazki i zdjęcia, a jeszcze inni lepiej znali treść książki. Owocowało to tym, że dzięki wspólnemu zaangażowaniu, po jakimś czasie zagadki i pytania przestawały być dla nas tajemnicą.
Kolejna zagadka ukryta na terenie Fromborka fot. kadr z filmu zlotowego
Krążyliśmy po nocnym Fromborku zauroczeni pięknem tego miasteczka, jego ciszą, spokojem i historią otaczającą nas z wszystkich stron.
Grupa "Łowcy przygód" nawet w trakcie marszu
próbowała rozwiązywać zagadki fot. kadr z filmu zlotowego
Grupa "Łowcy przygód" fot. kadr z filmu zlotowego
"A cóż to za nocni Goście w moim mieście?"
- zdaje się zastanawiać Kopernik fot. Czesio1
Katedra nocą fot. Czesio1
W pewnym momencie doszły nas jakieś dziwne okrzyki, śpiewy i radosny śmiech. Okazało się, że właśnie minęła północ, z co za tym idzie, zaczęły się urodziny Zlotowicza Atera, który wraz ze swoją grupą już zaczął je świętować. Dołączyliśmy z przyjemnością do grupy urodzinowej i zaśpiewaliśmy Aterowi gromko „Sto lat!”.
Pełni niezapomnianych wrażeń, chociaż trochę rozczarowani, że nie udało nam się odnaleźć jednego punktu, wróciliśmy do bazy noclegowej, gdzie oczekiwali nas już Organizatorzy.
Kiedy zebrały się wszystkie grupy, zgodnie stwierdziliśmy, że gra terenowa była rewelacyjna. Organizatorzy otrzymali od nas wielkie brawa i słowa oczekiwań kolejnych takich gier podczas następnych zlotów.
Ostatnio zmieniony 21 mar 2019, 19:00 przez Yvonne, łącznie zmieniany 2 razy.
Poniedziałkowy poranek powitał nas piękną, słoneczną pogodą. Nastał czas aby przygotować kolejny wspólny posiłek. Tym razem daniem głównym miała być jajecznica na kiełbasie na ognisku. Oczywiście głównym szefem kuchni był Mysikrólik. Nie bacząc na niewyspanie się po nocnej grze terenowej po ulicach Fromborka nasz Forowy Ogniomistrz zerwał się o poranku by rozdmuchać tlące się jeszcze iskry wczorajszego ogniska.
Ognisko powoli się rozpala fot. kadr z filmu zlotowego
Ogniomistrz Mysikrólik już gotowy fot. kadr z filmu zlotowego
Spomiędzy drobnych gałązek nieśmiało pojawił się malutki dymek co było sygnałem, że możemy rozpocząć przygotowanie składników do jajecznicy. Johny kroił kiełbaskę, Hanka obierała a Mysikrólik kroił cebulkę, a Barabasz zajął się szczypiorkiem.
Kiełbaskę kroi johny fot. kadr z filmu zlotowego
Johny zadowolony ze swojej funkcji fot. kadr z filmu zlotowego
Cebulka też się kroi fot. kadr z filmu zlotowego
Mysikrólik skupiony na krojeniu, żeby nie stracić
przy tym palca fot. kadr z filmu zlotowego
Hanka obiera cebulę fot. kadr z filmu zlotowego
Hanka obiera cebulę fot. kadr z filmu zlotowego
Twarda kobieta z tej Hanki, zamiast płakać przy cebuli
to się jeszcze śmieje fot. kadr z filmu zlotowego
Szczypiorek się kroi fot. kadr z filmu zlotowego
Barabasz również skupiony na krojeniu zieleninki fot. kadr z filmu zlotowego
Kiedy wszystko było przygotowane Mysikrólik rozpoczął swój zlotowy rytuał. Najpierw olej, potem kiełbaska, cebulka i rozbite wcześniej przez Hankę do słoika jajka.
Patelnia gotowa, można się w niej przyglądać,
może któraś z dziewczyn potrzebuje lusterka? fot. kadr z filmu zlotowego
Troszkę oleju fot. kadr z filmu zlotowego
Patelnia się grzeje fot. kadr z filmu zlotowego
Produkty gotowe do smażenia jajecznicy fot. Czesio1
Najpierw kiełbaska fot. kadr z filmu zlotowego
Kiełbaskę należy delikatnie wymieszać fot. kadr z filmu zlotowego
I podsmażyć na ognisku fot. kadr z filmu zlotowego
Dodajemy cebulkę fot. kadr z filmu zlotowego
Uff, ale dymi się fot. kadr z filmu zlotowego
Kiełbaska z cebulką już się smaży fot. kadr z filmu zlotowego
Hanka z Barabaszem rozbijają jajka fot. kadr z filmu zlotowego
Dostawa jajek! fot. kadr z filmu zlotowego
Dodajemy jajka na patelkę fot. kadr z filmu zlotowego
Mieszamy wszystko nad ogniskiem fot. kadr z filmu zlotowego
Skupienie na twarzy Mysikrólika fot. kadr z filmu zlotowego
I oto jajecznica już gotowa! Smacznego!! fot. kadr z filmu zlotowego
Nie wiem czy tym razem było „tylko” trzydzieści jaj czy też pięćdziesiąt. To jest mniej istotne. Ważniejszy jest niezaprzeczalny fakt, że jajecznica jak zwykle była PRZE–PYSZ–NA!
Jajecznica na kiełbasie na ognisku powinna się stać stałym elementem każdego zlotu. Bo jak mawiał w „Niesamowitym dworze” dyrektor Marczak: „To wspaniała i pożywna potrawa.”.
A do tego przygotowywana i spożywana w tak zacnym gronie!
Zaraz po śniadaniu zostały ogłoszone wyniki nocnej gry terenowej, a Kapituła wręczyła nagrody.
Główna nagroda w grze terenowej fot. Konfiturek
Zawartość IV schowka pułkownika Koeniga fot. Czesio1
W skład Kapituły weszli organizatorzy konkursu: PiTT, oldmalarz i zbychowiec.
Na wstępie, z udziałem uczestników i dużymi emocjami, omówiono kolejne zagadki.
W oczekiwaniu na ogłoszenie wyników gry terenowej fot. Konfiturek
PiTT podaje rozwiązania zagadek fot. Konfiturek
PiTT podaje rozwiązania zagadek fot. Konfiturek
PiTT podaje rozwiązania zagadek fot. Konfiturek
PiTT podaje rozwiązania zagadek fot. Konfiturek
Oldmalarz wyjaśnia jeden z szyfrów zagadki fot. Konfiturek
PiTT podaje rozwiązania zagadek fot. Konfiturek
Pierwsze miejsce zajęła drużyna „Łowcy przygód” – Yvonne, Hanka, Wilhelm Tell, Sokole Oko i Czesio1, na drugim znalazł się zespół złożony z Vasco, Janusza, Barabasza i TomaszaL. Trzecie miejsce, ze szczególnymi gratulacjami za sportowe podejście, uzyskała drużyna „Trzy Cienkie Bolki i jeden As” czyli johny, Ater, Mysikrólik i Psycholog.
I już wiemy która drużyna zwyciężyła! fot. Konfiturek
Yvonne jako kapitan drużyny „Łowcy przygód" fot. Konfiturek
„Łowcy przygód" zwycięzcami nocnej gry terenowej fot. Konfiturek
Sokole Oko, Wilhelm Tell, Yvonne, Hanka i Czesio1 fot. Konfiturek
Na drugim miejscu ekipa Vasco, Barabasza,
TomaszaL i Janusza fot. Konfiturek
„Trzy Cienkie Bolki i jeden As” czyli johny, Ater,
Mysikrólik i Psycholog na trzecim miejscu fot. Konfiturek
Pamiątkowym zdjęciem zostali też uhonorowani zlotowicze, którzy pozostając w bazie, wspierali duchowo uczestników biegu – Eksplorator63, Anna, TomaszK i Agnieszka.
Pamiątkowe zdjęcie Zlotowiczów nie biorących
czynnego udziału w konkursie fot. Konfiturek
Nagrody znajdowały się w skrzyni, opisanej jako zawartość czwartego schowka pułkownika Koeniga, której zawartość została jednak podmieniona przez Baturę.
Były też nagrody dodatkowe. Anna wręczyła pamiątki Psychologowi, jako najmłodszemu uczestnikowi konkursu i PiTTowi jako głównemu organizatorowi, a zbychowiec wręczył wszystkim zabytkową monetą pojawiającą się w książce, denar Chrobrego, Princes Polonie.
Wspomnienia nocnej gry fot. Konfiturek
Zbychowiec wręcza wszystkim Zlotowiczm
unikatową monetę fot. Konfiturek
Denar Chrobrego, Princes Polonie
nagrodą od zbychowca fot. Konfiturek
Czesio1, Ater i Adam fot. Konfiturek
Czas dobrać się do skrytki pułkownika Koeniga fot. Konfiturek
Zawartość IV schowka pułkownika Koeniga fot. Konfiturek
Zawartość IV schowka pułkownika Koeniga fot. Konfiturek
Zawartość IV schowka pułkownika Koeniga fot. Konfiturek
Ostatnio zmieniony 19 mar 2019, 20:51 przez TomaszK, łącznie zmieniany 1 raz.
Katedra fromborska jest imponującą średniowieczną budowlą, która pomimo zniszczeń doznanych w kolejnych wojnach, zachowała średniowieczny charakter.
„Lecz oto i warownia fromborska. Wysokie, czerwono-brunatne mury z zębami strzelnic, potężne wieżyce obronne, bramy z kratownicami.
Po kamiennych schodkach zszedłem w głąb fosy obronnej, stanowiącej dziś asfaltową stromą ulicę. Minąłem bramę zachodnią i na podwórzec katedralny dostałem się od strony południowej, przez główną bramę flankowaną półokrągłymi pięknymi basztami obronnymi. Dziedziniec wokół kościoła jest duży, rosną na nim dziś stare wiekowe drzewa, przeważnie dęby. Kiedyś wzdłuż murów obronnych zbudowane były kurie, to jest mieszkania dla kanoników, albowiem wedle przepisów kościelnych każdy kanonik we Fromborku, a było ich szesnastu, musiał mieć jedno mieszkanie wewnątrz warowni, a drugie za murami, co brzmiało po łacinie: „curia intra muros” i „curia extra muros”. Rzecz jasna te kurie za murami były znacznie wygodniejsze, otaczały je ogrody i zabudowania gospodarcze, albowiem wedle przepisów każdy kanonik musiał mieć trzy konie pod wierzch dla siebie i swojej osobistej służby.”
Nasz Przewodnik po Katedrze Pan Tadeusz Kochański fot. Konfiturek
Zwiedzanie Katedry czas zacząć fot. Konfiturek
Katedra Fromborska fot. Konfiturek
Katedra Fromborska fot. Konfiturek
Nasz Przewodnik po Katedrze, znany nam z poprzedniego zlotu, Pan Tadeusz Kochański oprowadził nas, pokazując kolejne ciekawostki, których nie można przeczytać w przewodnikach. Opowiadał o kolejnych ołtarzach kanoników, o tablicach nagrobnych wmurowanych w podłogę, tak startych przez stopy wiernych że stają się niewidoczne.
„Do katedry wchodzi się przez dwa bogato rzeźbione portale kamienne. Wnętrze katedry ma dziewięćdziesiąt metrów długości. Pierwsze, co uderza wchodzącego — to ogromna ilość ołtarzy, przeważnie barokowych i rokokowych, wyróżniających się niezwykłą robotą snycerską. W lewej nawie zachował się do dziś stary ołtarz główny, poliptyk z tysiąc pięćset czwartego roku, jeden z najcenniejszych przykładów późno-gotyckiej rzeźby na Warmii. W czasach późniejszych zbudowano główny ołtarz, już murowany, w stylu późnego baroku, wzorowany na ołtarzu głównym katedry wawelskiej. Wykonali go kamieniarze spod Dębnika koło Krakowa, kamienne bloki ołtarza płynęły Wisłą aż do Fromborka — jeszcze jeden przykład więzi Polski z tym zagubionym nad Zalewem Wiślanym miasteczkiem.”
Pan Tadeusz Kochański opowiada o historii Katedry fot. Konfiturek
Katedra Fromborska fot. Konfiturek
Organy katedralne fot. Czesio1
Zlotowicze wsłuchani w głos Pana Tadeusza fot. Konfiturek
Katedra Fromborska fot. Konfiturek
Katedra Fromborska fot. Konfiturek
Zatrzymaliśmy się na chwilę przy marmurowym nagrobku ozdobionym rysunkiem kościotrupa zaczerpniętym z księgi Wesaliusza, która widzieliśmy w szpitalu. św. Ducha, jednak rzeźbiarz nie znał anatomii, bo narysował szkieletowi kilka dodatkowych kręgów szyjnych.
"We wszystkim co czynisz pamiętaj na swój koniec
a unikniesz grzechu" - głosi napis na nagrobku fot. Czesio1
Pan Tadeusz pokazuje na posadzce ślad, który podobno
zostawił... mały dinozaur fot. Konfiturek
Katedra Fromborska fot. Konfiturek
Katedra Fromborska fot. Konfiturek
Katedra Fromborska fot. Konfiturek
Dłużej zatrzymaliśmy się przy grobie Mikołaja Kopernika. Miejsce grobu zostało wytypowane jeszcze w latach 70–tych, o czym wspomina Tomasz w „Zagadkach Fromborka”.
„— W starym foliale, zawierającym notatki dotyczące administracji kapituły, odkryto wzmiankę, że pewien kanonik nazwiskiem Jan Zanau opiekował się ołtarzem przy czwartym filarze. W aktach kapituły istniało szesnaście list, tak zwanych kanonikatów, z nazwiskami kolejno następujących po sobie kanoników. Otóż Jan Zanau, jak wynikało z jednej z tych list, był poprzednikiem Kopernika. Po nim astronom przejął ołtarz i miejsce w stallach. Skoro więc Jan Zanau opiekował się czwartym ołtarzem, to był to również ołtarz Mikołaja Kopernika i przy tym filarze najprawdopodobniej został on pochowany. Znaleźć jego zwłoki nie będzie tak trudno, albowiem jak wynika z akt kapituły, astronoma pogrzebano w czterdzieści osiem lat po śmierci jego poprzednika, a dopiero w sześćdziesiąt pięć lat po Koperniku odbył się następny pochówek w okolicy czwartego filaru. A więc na przestrzeni stu trzydziestu lat zwłoki Mikołaja Kopernika były jedynymi, które zostały złożone przy czwartym filarze. Możliwości współczesnej wiedzy pozwalają sądzić, że trumnę i kości Kopernika uda się zidentyfikować. Trzeba tylko zorganizować odpowiednią ekipę naukową, uzyskać zgodę władz kościelnych i zdjąć posadzkę przy czwartym filarze... Może jeszcze jedna zagadka Fromborka zostanie wówczas rozwiązana?”
Miejsce to zbadano dopiero ponad 30 lat później.
Trumna ze szczątkami astronoma spoczywa pod posadzką Katedry, można ja zobaczyć przez szklaną szybkę, wstawioną w miejsce jednej z płytek podłogi.
Grób Mikołaja Kopernika fot. Czesio1
Figurki w Katedrze fot. Konfiturek
Figurki w Katedrze fot. Konfiturek
Figurki w Katedrze fot. Konfiturek
Jezus na krzyżu fot. Konfiturek
Jezus na krzyżu fot. Konfiturek
Katedra Fromborska fot. Konfiturek
Katedra Fromborska fot. Konfiturek
Tadeusz Kochański fot. Konfiturek
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez TomaszK, łącznie zmieniany 1 raz.
Po opuszczeniu Katedry Pan Tadeusz zaprowadził nas do książkowego Oktogonu, czyli Wieży Radziejowskiego.
„Ale każdego, kto zjawi się na fromborskim dziedzińcu katedralnym, zanim przystąpi do oględzin katedry, wabią swym widokiem dwie potężne baszty. Pierwsza — w południowo-zachodnim narożu — to dzwonnica. W swej dolnej kondygnacji jest ona późnogotyckim, ośmiobocznym bastionem o murach siedmiometrowej grubości. Nazywają ją „oktogonem”. Wzniesiono ją niegdyś jako pomieszczenie dla dział fortecznych. Znacznie później, bo w drugiej połowie siedemnastego wieku, biskup Radziejowski postawił na oktogonie czworokątną wieżę barokową z przeznaczeniem na dzwony.
(...)
Z ławki, gdzie siedzieliśmy, widzieliśmy wyraźnie zwalistą sylwetkę ośmiobocznej wieżycy. I wtedy to doznałem olśnienia. Aż mrówki przeszły mi po grzbiecie. Czułem, że jestem na tropie rozwiązania niezwykłej zagadki. Jeszcze chwila — i będę wiedział to, co przez tak długi czas nie dawało mi spokoju.”
Wieża rzeczywiście ma ośmiokątną podstawę, chociaż wyższe piętra zbudowane są na planie kwadratu. W jednej z niższych kondygnacji zainstalowane jest wahadło Foucaulta, prosty ale ogromnych rozmiarów przyrząd służący do ilustrowania ruchu obrotowego ziemi.
Wahadło Foucaulta fot. Konfiturek
Wahadło ma postać kuli zawieszonej na kilkunastometrowym sznurze, wykonującej powolne ruchy wahadłowe nad okręgiem wysypanym drobnymi kamykami. W dłuższym okresie czasu można było zauważyć, że płaszczyzna wahań zmienia się, co wynika z obrotów Ziemi wokół własnej osi.
Kilka osób próbowało dotknąć kuli, ale pan Tadeusz przestrzegł ich, że w ten sposób mogą wstrzymać ruch kuli ziemskiej. Zabrzmiało to bardzo wiarygodnie.
Zbychowiec próbuje dotknąć kuli fot. Konfiturek
Zbychowiec próbuje dotknąć kuli fot. Konfiturek
Wahadło Foucaulta fot. Konfiturek
Wahadło Foucaulta fot. Czesio1
Ci którzy weszli na taras widokowy pokonując kilkaset schodów, zostali nagrodzeni rzeczywiście pięknymi widokami, na Frombork, okoliczne wzgórza, Zalew Wiślany i zlotowiczów którzy zostali na dole.
Zlotowicze na wieży Radziejowskiego fot. Konfiturek
Katedra Fromborska fot. Konfiturek
Katedra Fromborska fot. Czesio1
Hanka na tle Katedry fot. Czesio1
Czesio1 na tle Katedry fot. Czesio1
Zalew Wiślany fot. Konfiturek
Zalew Wiślany fot. Konfiturek
Zalew Wiślany fot. Konfiturek
Port we Fromborku fot. Konfiturek
Zalew Wiślany fot. Konfiturek
Zalew Wiślany fot. Konfiturek
Zalew Wiślany fot. Konfiturek
Zalew Wiślany fot. Konfiturek
Grupa oczekująca na dole fot. Konfiturek
Wahadło Foucaulta fot. Konfiturek
Wahadło Foucaulta fot. Konfiturek
Wahadło Foucaulta fot. Konfiturek
Wahadło Foucaulta fot. Konfiturek
Na zakończenie, po uzyskaniu zgody pani pilnującej wejścia, przykleiliśmy w małym okienku naklejkę forową.
Naklejka forowa na okienku wieży Radziejowskiego fot. Czesio1
Naklejka forowa na okienku wieży Radziejowskiego fot. Czesio1
Prosto z wieży, pan Tadeusz zaprowadził nas do pobliskiego budynku kanonii św. Stanisława, położonego poza Wzgórzem Katedralnym. To tu przed laty mieściło się schronisko PTTK, w którym nocowali Pan Samochodzik i Cagliostro. Nasz przewodnik ujawnił nam, że budynek był połączony ze Wzgórzem przejściem podziemnym, obecnie częściowo zasypanym.
Kanonia św. Stanisława czyli dawne Schronisko PTTK fot. Konfiturek
Ostatnie chwile z Panem Tadeuszem fot. Konfiturek
Yvonne w podziękowaniu za poświęcony nam czas
wręcza Panu Tadeuszowi płytę z naszym audiobookiem
"PS i zagadki Fromborka" fot. Konfiturek
Dziękujemy Panie Tadeuszu fot. Konfiturek
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez TomaszK, łącznie zmieniany 2 razy.