Czesio1 pisze:Zlot się zgadza ale scenki kręciliśmy jeszcze przed Nieszawą
No przecież wiem.
Tę scenkę z Milady podałam, jako przykład, bo ona tam tak pięknie wyglądała z tymi rudymi włosami
Scenkę w Zdrojowej też pamiętam, a jakże!
Yvonne pisze:
No przecież wiem.
Tę scenkę z Milady podałam, jako przykład, bo ona tam tak pięknie wyglądała z tymi rudymi włosami
Scenkę w Zdrojowej też pamiętam, a jakże!
To był ostatni punkt programu w którym uczestniczyłem i ja. Stąd też jest to ostatni odcinek serialu. Zlot jeszcze sienie skończył. Było jeszcze kilka punktów programu ale o tym dowiedzieć się możecie już tylko z relacji naszych Zlotowiczów.
Dzień rozpoczął się tradycyjną jajecznicą oraz powiewem nowości: rybą. Solidnie posileni udaliśmy się konwojem na drugą stronę jeziora do Miłkokuku.
Przygoda wzywa nas, ruszamy do Wiłkokuku (Miłkokuku) fot. Ater
"Za zakrętem wyłoniła się wioska Miłkokuk - kilkanaście drewnianych i słomą krytych zagród."
Wyprawa rozpoczęła się od poszukiwania domu nauczyciela. Zwartą grupa minęliśmy leśniczówkę lecz coś poszło nie tak, ponieważ zatrzymaliśmy się dopiero na polanie, przy której znajdowało się pojedyncze gospodarstwo. Po krótkiej naradzie uznaliśmy, że to raczej niewłaściwe miejsce i zawróciliśmy. Odnaleźliśmy kilka położonych obok siebie budynków, tuż nad brzegiem jeziora Wiłkokuk, które w jakiś sposób pasowały do opisu z książki, chociaż nadal odległość od leśniczówki była zbyt duża.
Zlotowicze w Wiłkokuku (Miłkokuku) w poszukiwaniu
domku nauczyciela fot. Ater
Gdzie oni idą, przecież domek musi być w tamtym kierunku -
zastanawia się TomaszeK fot. Ater
A może to jest dom będący pierwowzorem domku
nauczyciela - wskazuje RobertH na... fot. Ater
...ten dom fot. Ater
A może to ten dom? fot. Ater
Drewutnia obok domku fot. Ater
Gdy większość zlotowiczów udała się między zabudowania, część żwawo ruszyła polną drogą, która odchodziła od głównego traktu. Z racji dokładnego zlustrowania osiedla, stopniowo proporcje się zmieniały i po kilkunastu minutach wszyscy zlotowicze spotkali się na końcu tajemniczej drogi, tuż nad brzegiem jeziora Zelwa.
Patrz johny, gdzie oni znowu idą? - pyta irycki... fot. Ater
...wskazując na oddalających się Zlotowiczów fot. Ater
Eksplorator63, johny, Agnieszka, Mysikrólik i Hanka
idą w kierunku w którym poszedł wcześniej Czesio fot. Ater
W miejscu tym ukazała nam się niewielka osada składająca się z kilku drewnianych domów oraz przesłuchujący mieszkańców Czesio. Niestety, ta działalność nie przyniosła jednoznacznych rozstrzygnięć.
Zlotowicze w poszukiwaniu domku nauczyciela fot. Ater
"Nieco z boku stała samotna chałupa, w której mieściła się wiejska szkółka. Dom nauczyciela znajdował się za szkołą - drewniany, mały, ogrodzony niskim żywopłotem."
Może ten dom jest pierwowzorem domku nauczyciela? fot. Czesio1
Dom w Wiłkokuku (Miłkokuku) nad jeziorem Zelwa fot. Ater
Dom w Wiłkokuku (Miłkokuku) nad jeziorem Zelwa fot. Czesio1
"W sadzie zagrody sąsiadującej z domem nauczyciela, pod jabłonką o rozległej koronie, gospodarzyli moi trzej przyjaciele."
Pojawiły się poszlaki sugerujące, że być może to te zabudowania zostały opisane jako szkoła z domem nauczyciela, jak fakt istnienia rozebranego już domu wraz z niewielkim sadem.
Drzewa owocowe w miejscu, gdzie stał
domniemany domek nauczyciela fot. Czesio1
Jednakże odległość i przede wszystkim zabudowa przy bocznej drodze w jeszcze większym oddaleniem od leśniczówki sugerowały coś zupełnie przeciwnego. Ale ta wybita szyba nie dawała nam spokoju...
"- A może złodziej siedzi tam nadal? - powiedziała Anka.
Zajrzałem przez wybitą szybę i wnętrze kuchni oświetliłem latarką elektryczną. Zobaczyłem kilka sprzętów kuchennych i półotwarte drzwi do pokoju."
Barabasz zagląda do domku nad jeziorem fot. Ater
"- Trzeba się tam dostać - zdecydował Kozłowski. Zaprotestowałem:
- Tak nie wolno. Należy zawiadomić milicję. Włażąc tam, możemy zatrzeć ślady po włamywaczu."
Namierzyliśmy włamywacza, który ukradł tajemniczy
dokument Templariuszy fot. Ater
"- O, tutaj! Właśnie tu wisiał dokument templariuszy - nauczyciel wskazał puste miejsce na ścianie. - Był oprawiony w ramkę za szkłem jak obrazek. Nie ma go. Zniknął."
Czy to tu na miejscu tej widokówki wisiał
tajemniczy dokument Templariuszy? fot. Czesio1
Zlotowicze w rozmowie z mieszkańcem Wiłkokuku (Miłkokuku) fot. Ater
Zlotowicze nad jeziorem Zelwa fot. Czesio1
Zlotowicze nieco zawiedzeni opuszczają miejsce,
w którym według książki mógł stać domek nauczyciela fot. Ater
Gdy dojechaliśmy do mostku nad rzeczką między jeziorami zaczęła się już psuć pogoda, więc rekonesans został skrócony do minimum. Obok betonowego mostku obejrzeliśmy jakieś relikty, być może wcześniejszego drewnianego mostku, jak opisano go w książce.
Mostek nad rzeczką łączącą jezioro Zelwa
z jeziorem Miłkokuk fot. Czesio1
"Wkrótce minęliśmy leśniczówkę stojącą na skraju lasu, potem - obok drewnianego mostka nad rzeczką łączącą Jezioro Zelwa z jeziorem Miłkokuk - napotkaliśmy lincolna Petersenów."
Mostek nad rzeczką łączącą jezioro Zelwa
z jeziorem Miłkokuk fot. Czesio1
Rzeczka łączącą jezioro Zelwa
z jeziorem Miłkokuk fot. Czesio1
Do położonej niedaleko leśniczówki dotarliśmy już w strugach deszczu, dlatego nasza wizyta w zasadzie ograniczyła się do zajrzenia na posesję przez płot. Poczyniono pewne próby spenetrowania otaczającego zabudowania od lewej strony zalesienia, ale poza odnalezieniem zrujnowanego, niewielkiego budynku nie ujawniono innych atrakcji.
Leśnictwo Wiłkokuk (Miłkokuk) fot. Czesio1
Leśnictwo Wiłkokuk (Miłkokuk) fot. Czesio1
Leśnictwo Wiłkokuk (Miłkokuk) fot. Czesio1
Wyprawa zakończyła się równie tradycyjnym oznaczeniem tabliczki z nazwą miejscowości forową naklejką. Po wykonaniu grupowego zdjęcia, ruszyliśmy do bazy.
Wiłkokuk (Miłkokuk) fot. Czesio1
TomaszK przed znakiem Wiłkokuk (Miłkokuk) fot. Ater
Naklejka forowa na znaku Wiłkokuk (Miłkokuk) fot. Czesio1
Zbiorówka przy znaku Wiłkokuk (Miłkokuk) fot. Ater
Zbiorówka przy znaku Wiłkokuk (Miłkokuk) fot. Czesio1
Przy coraz mocniej padającym deszczu opuszczamy
Wiłkokuk (Miłkokuk) fot. Ater
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez Vasco, łącznie zmieniany 2 razy.
Sejny od wieków były miastem wielu kultur. Obok Polaków mieszkali tu także Żydzi, Litwini oraz Białorusini. świadectwem dużej diaspory żydowskiej jest synagoga zbudowana w latach 80–tych XIX wieku, w miejscu starej świątyni.
Synagoga w Sejnach fot. Czesio1
Synagoga w Sejnach fot. Yvonne
Aż do wybuchu II wojny światowej synagogę wykorzystywano zgodnie z jej przeznaczeniem. W czasie wojny została zdewastowana przez Niemców, później natomiast była między innymi magazynem, jak i remizą strażacką. Dziś biała synagoga należy do Gminnego Ośrodka Kultury. Jest miejscem spektakli, wystaw i koncertów. Budynek jest orientowany na wschód. Wzniesiono go na planie prostokąta w stylu, który stanowi połączenie neoklasycyzmu z neogotykiem.
Synagoga w Sejnach fot. Czesio1
Synagoga w Sejnach fot. Czesio1
Sejny fot. Czesio1
Bazylika Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny to kolejny zabytek na w wielokulturowych Sejnach. Zbudowana została na początku XVII wieku w stylu późnorenesansowym. Natomiast w XVIII wieku dokonano jej przebudowy w duchu baroku wileńskiego.
Bazylika Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny
w Sejnach fot. Czesio1
Nas zachwyciła przepięknymi i bogatymi wnętrzami. Większość wyposażenia pochodzi z XVIII wieku. Najcenniejszym zabytkiem jest pochodząca z XV wieku figura szafkowa Matki Boskiej z Dzieciątkiem.
Bazylika Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny
w Sejnach fot. Yvonne
Bazylika Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny
w Sejnach fot. Czesio1
Bazylika Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny
w Sejnach fot. Czesio1
Ogromne wrażenie wywarły na nas także przepiękne neobarokowe organy. Obecnie Bazylika Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny w Sejnach to miejsce kultu maryjnego oraz corocznych koncertów w ramach Międzynarodowego Festiwalu Organowego Młodych Juniores Priores Organorium Seinensis.
Bazylika Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny
w Sejnach fot. Czesio1
Klasztor podominikański w Sejnach znajduje się przy Bazylice Nawiedzenia Najświętszej Marii Panny.
Klasztor podominikański w Sejnach fot. Czesio1
Klasztor podominikański w Sejnach fot. Czesio1
Dziś w murach klasztornych mieści się muzeum. Eksponaty prezentowane są naprawdę niesamowite.
Klasztor podominikański w Sejnach fot. Czesio1
Zwiedzaliśmy sale poświęcone sprzętom domowego użytku w PRL. Wielu z nas mogło odnaleźć eksponaty, w tym radioodbiorniki, czy telewizory, które w przeszłości używano w ich domu.
Muzeum w klasztorze podominikańskim fot. Czesio1
Muzeum w klasztorze podominikańskim fot. Czesio1
Muzeum w klasztorze podominikańskim fot. Czesio1
Muzeum w klasztorze podominikańskim fot. Czesio1
Kolejną salą był sala harcerska. Mundurki harcerskie, finki, pasy, kroniki drużyn harcerskich, chusty z podpisami to wszystko przypominało nam, że dla wielu z nas w przeszłości harcerstwo było naszym światem. Znaleźliśmy też chustę z końca lat 60–tych, czyli z okresu, kiedy Pan Samochodzik wraz z harcerzami odbył niesamowitą podróż w poszukiwaniu skarbu Templariuszy.
Harcerska Izba Pamięci fot. Czesio1
Harcerska Izba Pamięci fot. Czesio1
Harcerska Izba Pamięci fot. Czesio1
Harcerska Izba Pamięci fot. Czesio1
Harcerska Izba Pamięci fot. Yvonne
Harcerska Izba Pamięci fot. Yvonne
Harcerska Izba Pamięci fot. Yvonne
Harcerska Izba Pamięci fot. Yvonne
Harcerska Izba Pamięci fot. Yvonne
RobertH wskazuje na starej mapie Suwalszczyzny miejsce,
w którym znajdujemy się fot. Yvonne
Stara mapa Suwalszczyzny fot. Czesio1
Witraż klasztorny fot. Czesio1
Sala muzealna fot. Czesio1
Były także sale poświęcone regionalnej twórczości rękodzielniczej, oglądaliśmy piękne witraże oraz obrazy pędzla lokalnych twórców.
Muzeum w klasztorze podominikańskim fot. Czesio1
Muzeum w klasztorze podominikańskim fot. Yvonne
Muzeum w klasztorze podominikańskim fot. Czesio1
Muzeum w klasztorze podominikańskim fot. Czesio1
Piękną ekspozycją była wystawa twórczości ludowej rodziny Kubraków z Grudziewszczyzny.
Ekspozycja twórczości ludowej rodziny Kubraków
z Grudziewszczyzny fot. Czesio1
Ekspozycja twórczości ludowej rodziny Kubraków
z Grudziewszczyzny fot. Czesio1
Ekspozycja twórczości ludowej rodziny Kubraków
z Grudziewszczyzny fot. Czesio1
W Sejnach spędziliśmy wspaniały czas. Pomimo tego, że pogoda nas nie rozpieszczał, a aura przypominała raczej weekend marcowy niż długi weekend majowy to zadowoleni powróciliśmy do bazy w Posejnelach.
Ostatnio zmieniony 20 paź 2019, 19:03 przez Fantomas, łącznie zmieniany 1 raz.
Powoli dobiegamy do końca naszych opowiadań zdjęciowo-filmowych z ostatniego zlotu który miał miejsce w Posejnelach.
Wszystkie odcinki serialu zostały już opublikowane. Gdyby ktoś chciał obejrzeć je raz jeszcze to są one dostępne na naszej forowej chmurze:
Brakuje nam już tylko jednej części relacji, mam nadzieję, że to również zostanie uzupełnione i będziemy mogli zrobić foto-album (o ile rzecz jasna znajdą się chętni do zakupu).
Ostatnio zmieniony 21 lip 2019, 19:52 przez Czesio1, łącznie zmieniany 2 razy.
Czesio1 pisze:będziemy mogli zrobić foto-album (o ile rzecz jasna znajdą się chętni do zakupu).
Oczywista, że się znajdą
Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna.
Pytałeś o uwagi przed wydrukowaniem fotoalbumu. Mam jeszcze jedną, żeby w podpisach pod zdjęciami ze zwiedzania Wiłkokuku, nie było pod każdym tekstu "Wiłkokuk (Miłkokuk)". Teraz jest osiem razy. Dotarło do nas. Wiemy że Wiłkokuk to książkowy Miłkokuk.
TomaszK pisze:Pytałeś o uwagi przed wydrukowaniem fotoalbumu. Mam jeszcze jedną, żeby w podpisach pod zdjęciami ze zwiedzania Wiłkokuku, nie było pod każdym tekstu "Wiłkokuk (Miłkokuk)". Teraz jest osiem razy. Dotarło do nas. Wiemy że Wiłkokuk to książkowy Miłkokuk.
chkaplan pisze:Czemu tak tu pusto - od czerwca minęło już prawie pół roku - czy cała para poszła w filmotekę ?
Przeniosłem post do tematu zlotowego bowiem w temacie relacji nie piszemy komentarzy.
Co do pytania to bardzo słuszna uwaga. Dzięki chkaplan za motywujące przypomnienie. Całość już w zasadzie mamy, czekam tylko na dopisek do jednej z relacji. Powoli będziemy wrzucać kolejne części.
No ładnie, po trzech miesiącach od publikacji dopiero ktoś to zauważył. To może dajmy sobie spokój z tymi relacjami skoro nikt tego nie czyta? Bo sporo czasu to zajmuje a jak się okazuje nikomu to niepotrzebne.
Poprawię jak będę przed komputerem. Dzięki VdL.
No ładnie, po trzech miesiącach od publikacji dopiero ktoś to zauważył. To może dajmy sobie spokój z tymi relacjami skoro nikt tego nie czyta? Bo sporo czasu to zajmuje a jak się okazuje nikomu to niepotrzebne.
Poprawię jak będę przed komputerem. Dzięki VdL.
Ja czytam prawie zawsze opisy zdjęć.
Przejrzałam teraz losowo z dziesięć/piętnaście i u mnie podpisy są poprawnie :shock:
Więc nie rozumiem uwagi.
Opis do zdjęcia jest zawsze POD danym zdjęciem, prawda?
Ostatnio zmieniony 20 paź 2019, 20:05 przez Yvonne, łącznie zmieniany 1 raz.
Yvonne pisze:
Ja czytam prawie zawsze opisy zdjęć.
Przejrzałam teraz losowo z dziesięć/piętnaście i u mnie podpisy są poprawnie :shock:
Więc nie rozumiem uwagi.
Opis do zdjęcia jest zawsze POD danym zdjęciem, prawda?
Bo już poprawiłem. Chodziło o relację Fantomasa z Sejn.
Mamy już całość relacji ze zlotu w Posejnelach. W dziale z relacjami na dniach pojawią się brakujące części.
W związku z tym możemy robić foto-album. Czy są chętni? Nie znam na razie kosztów bo są one uzależnione od liczby osób oraz wydawnictwa które nam te albumy zrobi. Na razie proszę o wstępne deklaracje chęci nabycia foto-albumów.
Ostatnio zmieniony 23 paź 2019, 08:53 przez Czesio1, łącznie zmieniany 1 raz.
Ostatnio zmieniony 23 paź 2019, 12:31 przez johny, łącznie zmieniany 1 raz.
POLEXIT!
... To live is to die... - Cliff Burton
volenti non fit iniuria!
When you walk through a storm, Hold your head up high, And don`t be afraid of the dark. At the end of a storm, There`s a golden sky...
Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna.
Tym, co dla wielu z nas jest ważne podczas forowych zlotów, jest możliwość przeżycia przygody. Mniejszej lub większej, bardziej lub mniej oryginalnej, ale jednak przygody. Czasu jakoś odmiennego od tego, co wypełnia często większość naszej codzienności. Wyjątkowego momentu. Poczucia, że dzieje się coś niezwykłego, co warto zapamiętać, sfotografować, opisać. Utrwalić na później. Coś na tyle specjalnego, że będziemy chcieli do tego wrócić. Wrócić do przeszłości, choć przecież nie jest to możliwe. Fotografie, które utrwaliy tę część naszego zlotu, też zamroziły pewne przeżycia, ludzi, miejsca. Myśląc o tym nie sposób nie wspomnieć zbioru Susan Sontag "O fotografii". Zdjęcia pełnią ważną rolę w naszej kulturze, choć nie zawsze jakoś głębiej się nad nimi zastanawiamy.
Wiele z naszych przygód ma charakter dość specyficzny i dla laików może nie zawsze zrozumiały, jak na przykład możliwość zobaczenia miejsca, które opisane zostało w książce o przygodach Pana Samochodzika. Czasem jest to szansa na zadumę nad jakimś dziełem sztuki, zabytkiem architektury, osiagnięciem naukowo-technicznym. A niemal zawsze - możliwość podziwiania przyrody, iluzja bliskości z naturą, która została wyparta z naszych miast. Zawsze przygodą jest też spotkanie ludzi, z którymi coś nas łączy, jak choćby sympatia do przygód Tomasza N.N. czy też wspólne wcześniejsze przeżycia.
Czasami przygody związane są z miejscem, w którym się znajdujemy. Z tym, co można tam zobaczyć i przeżyć, nawet jeśli nie wiąże się to przygodami Tomasza. Nienacki, konstruując przygody Pana Samochodzika częstokroć tak prowadził akcję, by pokazać atrakcje i miejsca warte uwagi w danym regionie. Taką atrakcją - choć nie znajdziecie jej w książce o poszukiwaniu skarbów Templariuszy - jest spływ tratwami rzeką Biebrzą. Mała przygoda, ale intensywna.
Miejsce rozpoczęcia spływu fot. Barabasz
Nurt Biebrzy w miejscu organizacji spływu jest powolny, a rzeka silnie meandruje. Organizatorzy spływu lojalnie nas uprzedzili, że czeka nas to, czego najbardziej nie lubią flisacy.
Nie był to lekki deszcz, kapiący od dłuższego czasu. Mieli na myśli przeciwny wiatr.
Dwie tratwy już gotowe do spływu, dwie kolejne w drodze fot. Czesio1
Biebrzańskie tratwy nie są szczególnie zaawansowane technologicznie. Drewniana platforma spoczywa na pływakach wykonanych z beczek. Na niej zbudowany jest dość toporny domek, podzielony na sypialnię i część jadalną. Sprzęt ratunkowy, para wioseł i kilka kilkumetrowych drewnianych drągów - pychów - dopełniają wyposażenia. Prócz tego jeszcze kilka drobiazgów: siekiera, saperka itd. Tratwa ma płaski dach, na którym można rozbić namiot, oraz ogromną powierzchnię ścian, która - jak się okazało - działa jak żagiel. Słabiutki nurt rzeki nie wystarcza do pokonania siły wiatru.
Czesio1 i johny gotowi do spływu fot. johny
Spływ rozpoczęty!! Pierwsze nieśmiałe ruchy kijami. fot. Czesio1
Za radą pracowników firmy, która organizowała nasz spływ, tratwy zostały związane w jeden długi pociąg. Dzięki temu nie rozdzieliśmy się, łatwiej było sobie pomagać, ale jednocześnie tak ogromny pojazd miał wielką bezwładność i trudno było nim operować, zwłaszcza w zakrętach. Drągi, choć kilkumetrowe, czasem nie siegały dna. Wiosła nie były zbyt efektywne. A załoga dopiero musiała się zgrać.
Pierwsze problemy na trasie, zepchnęło nas do brzegu... fot. Czesio1
Mocne odepchnięcia Mysikrólika i johny'ego i płyniemy dalej fot. Yvonne
Nawet młodzież chwyciła za kije, tu Wiewiórka fot. Ater
Wszystkie ręce na pokład! - każdy musiał się zaangażować. Dopiero wspólny wysiłek pozwalał mozolnie pokonywać kolejne metry rzeki. Drzewa, wyznaczające cel naszego rejsu, w linii prostej były bardzo blisko. Ale dzieliło nas od nich wiele zakrętów rzeki i odcinki wypadające dokładnie pod wiatr.
Dla Fantomasa zabrakło kija więc macha wiosłem fot. Czesio1
Główny sternik spływu Vasco fot. Ater
Tak jak na galerach bębniarz podawał rytm dla wioślarzy, tak Vasco podjął się jakże trudnej misji wskazywania nam celu. Motywacyjnej roli tej funkcji nie sposób przecenić - w każdym razie nikt nawet nie próbował podważać autorytetu Vasco stojącego na dachu tratwy. Był dla nas niczym Kolumb wskazujący brzegi Ameryki (tylko bez późniejszych smutnych konsekwencji tego odkrycia).
Vasco stojąc na dachu również chwycił za kij fot. Czesio1
TomaszK w akcji fot. Czesio1
Ufff, a miało być łatwo i przyjemnie, kto mnie
namówił na te tratwy? fot. Czesio1
Psycholog z Fantomasem wiosłują fot. Ater
Spływ rejestruje kamerką Czesio1 fot. Ater
Znowu utknęliśmy i czort karty rozdaje - martwi się Fantomas fot. Ater
Czesio1 mocno napiera kijem o dno i wkrótce tratwy
znowu płyną fot. Yvonne
RobertH też dokłada swoje siły fot. Yvonne
Nawet Yvonne chwyciła za wiosło widząc jak ciężko
płyną tratwy pod wiatr fot. Yvonne
Hanka obiera ziemniaki do żurku fot. Yvonne
Gdy dzielna załoga nadludzkim wysiłkiem woli pokonuje żywioły, równie cieżka praca trwa "pod pokładem". Hanka dba o to, aby zapewnić dzielnym flisakom i flisaczkom pożywienie. Nie jest to łatwe, bo tratwy trochę się bujają, udarzają o brzeg. Tymczasem trzeba urzymać garnek na palniku... Przygotowanie w takich warunkach obiadu nie jest łatwe. Na szczęście znaleźli się fachowi pomocnicy.
Teraz pora na kiełbaskę fot. kadr z filmu zlotowego
Żurek już się gotuje, za przykrywkę służy
tacka grillowa i odwrócona patelnia fot. kadr z filmu zlotowego
Żurek fot. kadr z filmu zlotowego
Czesio smaży kiełbaskę z cebulką fot. kadr z filmu zlotowego
Kiełbaska z cebulką do żurku fot. kadr z filmu zlotowego
Żurek już prawie gotowy, daleko do bazy końcowej? fot. johny
Yvonne, Anka i Magda grillują kiełbaskę fot. Yvonne
Biebrza fot. Czesio1
Cała naprzód fot. Czesio1
Biebrza fot. Czesio1
Spływ tratwami fot. Czesio1
Spływ tratwami fot. Czesio1
Kapitan PiTT na tratwie, z tyłu Janusz fot. Yvonne
Kolejny zakręt przed nami fot. Yvonne
Baza końcowa spływu fot. Czesio1
Baza końcowa spływu fot. Czesio1
Z uwagi na warunki pogodowe pokonaliśmy krótszą część trasy. Kolejny możliwy przystanek był kilka kilometrów dalej. Nie dopłynęlibyśmy tam przed nocą. Przygoda na tratwach okazała się przy wietrznej pogodzie dużym wyzwaniem. Chyba wszyscy z utęsknieniem wypatrywali naszego docelowego portu, który wreszcie odkrył się za kolejnym zakrętem rzeki. Jeszcze kilka zgranych manewrów i zacumowaliśmy.
Hurrrrrrraaaaa, dobiliśmy do celu!! fot. Ater
Gdzie ten TomaszeK się wspina? fot. Ater
No i co, mówiłem że damy radę!! fot. Ater
Jest czad! fot. Ater
Jesteśmy wielcy! fot. Ater
Czesio i Barabasz z Szymonem fot. Ater
Yvonne przy tratwie fot. Yvonne
Dostawa żurku prosto z tratw fot. Ater
Janusz, Vasco, Yvonne i Adam zadowoleni ze spływu,
a z tyłu czai się Czesio z kamerką fot. Ater
Hanka rozkłada do miseczek kiełbaskę i jajka fot. Ater
Hanka rozkłada do miseczek kiełbaskę i jajka[ fot. Czesio1
Tak smacznego żurku w takiej scenerii nigdy nie jedliśmy fot. Czesio1
Konsumpcja żurku pod drewnianą wiatą fot. Czesio1
Wspólne pokonanie przeciwieństw rejsu zbliżyło nas. Zasłużony posiłek stał się dobrym wprowadzeniem do tego, aby powiedzieć kilka miłych słów i podziękować Johny'emu za zaangażowanie włożone w organizację zlotu. Johny otrzymał książkę - upominek, a ponadto mnóstwo uśmiechów i podziękowań.
Uwaga, uwaga, a teraz czas na podziękowanie dla... fot. Ater
...Organizatora zlotu johny'ego fot. Ater
Dziękujemy za już i prosimy o więcej fot. Ater
A to drobny upominek od nas... fot. Ater
...książka o Admirale Unrugu, uśmiech wielkiego
zadowolenia ukazał się na twarzy johny'ego fot. Ater
Zbiorówka na tratwach fot. Ater
Ostatecznie udało się pokonać trudności - tak wygląda ekipa, która dopłynęła wspólnie do mety. Choć rejs był męczący, trzem uczestnikom nie było dość. Zdecydowali się na nocleg w dość spartańskich warunkach na tratwie. Przenikliwe zimno, deszcz bębniący o cienki dach... To już jednak zupełnie inna historia.
Zbiorówka na tratwach fot. Ater
Przygoda przeżyta! Ci, którzy się na nią zdecydowali, będą pamiętać koryto rzeki wśród wysokiej roślinności, wiatr, wysiłek, zmęczenie. Wspólne zmagania z trawami, kolejne zakręty, zasłużony posiłek. A zdjęcia pomogą nam w przywoływaniu tych wspomnień. Może zachęcą też kogoś, by pójść w nasze ślady. By przeżyć własną małą przygodę na Biebrzy. Na tratwie i z przygodą na ty.
Opowieść o tym, że ciepłe łóżko i wygody nie są czymś, co kojarzy się z przygodą
Zapowiadana na etapie przygotowań do zlotu możliwość zanocowania na tratwach wydawała się wielu osobom atrakcyjna. Nocleg na wodzie, obozowe klimaty – to wszystko kojarzy się zlotowiczom z wakacyjnym nastrojem przygód w powieściach Nienackiego. Wiele z nich dzieje się nad wodą – rzeką, jeziorem czy zalewem.
Niestety zaplanowany rejs tratwami Biebrzą okazał się dużym wyzwaniem. Przeciwny wiatr, przenikliwe zimno, deszcz... Zdecydowana większość zlotowiczów zdecydowała się na rezygnację z noclegu na tratwie. Jak to jednak czasami bywa, dla kilku osób takie właśnie warunki stanowiły atrakcję. PiTT i Psycholog od początku nastawieni byli na to, że niezależnie od pogody pozostaną na noc na tratwie. Wyzwanie podjął także Sokole Oko.
Większość Zlotowiczów już odjechała, pozostała
pusta przystań, i wszechogarniająca cisza fot. PiTT
Podczas spływu cały czas słychać było nasze głosy: „Razem, mocniej! Teraz z lewej burty! Znosi nas!” Wspólny posiłek też był okazją do licznych rozmów. Gdy jednak pozostało nas tylko trzech, wokół zapanowała cisza. Przesadą byłoby powiedzieć, że pustka, bo wokół było mnóstwo śladów cywilizacji. Byliśmy razem, a to też zmienia sytuację. Jednak była to taka namiastka odosobnienia, która trochę zmienia nasze nastawienie. Trzeba przecież sobie poradzić, jakoś zadomowić się na tę jedną noc na tratwie. Pomyśleć o jedzeniu, o cieple i wygodzie. Wiele do zrobienia, ale też wiele czasu, który warto byłoby jakoś sensownie spędzić.
Psycholog i Sokole Oko wybrali się do najbliższego – choć jednak dość oddalonego – sklepu, aby uzupełnić nasze zapasy. Potem jedliśmy, piliśmy i rozmawialiśmy. Graliśmy wspólnie w karcianą grę Red 7. Słuchaliśmy muzyki, bo – przyzwyczajonym do gwaru miasta – często nie jest nam przecież łatwo znosić ciszę. Rozmawialiśmy o obozowym życiu, o wcześniejszych przygodach na wodzie, o noclegach w namiotach. O zlotach i książkach. Zwyczajne sprawy, ale w ciasnym, oświetlonym latarką wnętrzu tratwy nabierały jakiegoś specjalnego charakteru. Szum płomienia gazowego, chlupot wody, świsty wiatru. Siedzieliśmy początkowo okutani w kurtki i bluzy, sącząc herbatę z kubków. To wszystko tworzyło jakieś krótkotrwałe poczucie wspólnoty.
Tratwa, na której mieliśmy spędzić noc, z pozoru była do tego przystosowana. Część ze stołem i ławami można było zamknąć brezentową osłoną i zasuwanymi ścianami ze sklejki. Część sypialna posiadała drzwi. Jednak pomiędzy elementami konstrukcyjnymi pozostawione zostały ogromne, kilku–kilkunastoceentymetrowe szczeliny, przez które dostawał się wiatr. Latem zapewne byłyby to wrota do inwazji owadów. Aby spędzić noc we w miarę komfortowych warunkach trzeba było jednak zabezpieczyć wnętrze przed wpływem żywiołów. Karimaty, koce, brezentowa płachta. Taśma izolacyjna. Upychanie dziur kamizelkami ratunkowymi, zasłanianie szczelin kurtkami i bagażami. Namiastka ogrzewania – płomień palnika na butli gazowej. Wreszcie śpiwory, ciepłe ubrania. Byliśmy gotowi. Tak zabezpieczone wnętrze stało się wręcz przytulne i ciepłe. Jeszcze kilka obowiązkowych zdjęć i czas spać.
Noc zapowiadała się zimna. Wiało dość mocno, zanosiło się na deszcz. Gdy śpimy na tratwie, do zwyczajnych odgłosów nocy poza domem dołączają się dźwięki falek uderzających o beczki– pływaki. Trzeszczenie konstrukcji tratwy. Bębnienie ulewnego deszczu o cienki dach i ściany. Niewiele dzieli nas od nieprzyjaznej pogody na zewnątrz. Części odgłosów w ogóle nie potrafimy rozpoznać. Czy to zwierzęta? Gałęzie drzewa? Zmęczeni szybko zasnęliśmy, a te odgłosy stanowiły tło naszych snów.
Sokole Oko i Psycholog powoli już zasypiają fot. PiTT
Pokój sypialniany na tratwie fot. PiTT
Chłopcy zmęczeni całodziennym wysiłkiem
szybko zasnęli głębokim snem fot. PiTT
Rano przywitał nas chłodny ale pogodny ranek. Na dachu tratwy zebrały się całe litry wody – ślady po nocnej ulewie. Zajęliśmy się śniadaniem. Jajecznica, pieczywo, konserwa i herbata – wszystko smakuje w takich warunkach lepiej. Po śniadaniu nadszedł czas na zwinięcie naszego tratwianego obozowiska. Nim opuściliśmy nasz tymczasowy dom, do przystani zdążyły dopłynąć nowe tratwy. Już wkrótce dołączyliśmy do pozostałych zlotowiczy.
Słowa uznania należą się Sokolemu Oku i Psychologowi. Dzielnie znosili trudy i angażowali się. A trzeba pamiętać, że obozowe życie to nie tylko przyjemności i miłe przeżycia, ale też wyrzeczenia i niewygody, zmywanie naczyń, sprzątanie i inne niezbyt porywające czynności...
Poranek na rzece fot. PiTT
Przygotowanie śniadania na turystycznej kuchence
gazowej fot. PiTT
Poranne śniadanie w takich warunkach
smakuje wyśmienicie fot. PiTT
Często jeżeli coś jest łatwe, nie postrzegamy tego jako zbyt atrakcyjne. To dość banalna obserwacja, ale sprawdza się choćby w opowieściach. Jeżeli wszystko się udaje bez trudu, jeżeli wyprawa, rejs czy jakaś inna aktywność mija bez kłopotów, znacznie trudniej przykuć uwagę słuchaczy. Trudności, wysiłek ich pokonywania, związane z nimi emocje – to tworzy dynamiczne historie, które odbiorcy pochłaniają z wypiekami na twarzach. Perypetie bohaterów często stanowią budulec literatury. W wypadku literatury nowożytnej taki schemat ustawicznie powraca – począwszy od chansons de geste, poprzez romanse pikarejskie, aż po – przeskoczmy sobie kilkaset lat – powieści o Panu Samochodziku.
Nie ma nic złego w samym fakcie, że wiele naszych przeżyć zamyka się w czterech ścianach naszych domów, w instytucjach naukowych, w pracy czy w szkole. W świecie wirtualnym też wiele jest dla nas, podobnie w obcowaniu z dziełem literackim czy filmem. Czasami jednak potrzebujemy chyba – choćby iluzorycznego – kontaktu z naturą. Zwyczajnej – w mniejszym lub większym stopniu – troski o podstawowe potrzeby – schronienie, wyżywienie itd. Jeżeli chcemy przeżyć coś takiego w realnym świecie musimy opuścić strefę komfortu: ciepłe łóżko, cywilizacyjne udogodnienia. Dziś chyba częściej jest to kwestia samodzielnego stawiania przed sobą wymagań i ograniczeń, które potem pokonujemy, a nie faktycznej potrzeby życiowej. Nawet jeśli jedną z ważniejszych rzeczy miałoby być to, że będziemy mogli o tym komuś opowiedzieć czy pokazać zdjęcia – i tak warto! Wciąż jest to bowiem przygoda – która coś w nas zmienia i coś nam daje. „Witaj, witaj przygodo zielona...”
Ostatnio zmieniony 23 paź 2019, 21:17 przez PiTT, łącznie zmieniany 1 raz.
Czesio1 pisze:Mamy już całość relacji ze zlotu w Posejnelach. W dziale z relacjami na dniach pojawią się brakujące części.
W związku z tym możemy robić foto-album. Czy są chętni? Nie znam na razie kosztów bo są one uzależnione od liczby osób oraz wydawnictwa które nam te albumy zrobi. Na razie proszę o wstępne deklaracje chęci nabycia foto-albumów.
Jako ostateczny opóźniacz przygarnę chętnie album
Niestety Czesio to ma zawsze ze mną przeboje, żeby wydostać ode mnie relację...