Po przeżyciach w jaskini przyjemnie było z TomaszKiem poleżeć na kocyku przed muzeum górnictwa miedzi w Miedziance.
Wypoczynek na zielonej trawce w oczekiwaniu
na grupę eksplorującą drugą jaskinię fot. Czesio1
Wieża szybowa w Miedziance fot. Eksplorator63
Muzealna Izba Górnictwa Kruszcowego w Miedziance fot. Eksplorator63
Już na wejściu był „warsztat” do wybicia pamiątkowej „monety” w aluminium (za 3 zł), lub w miedzi (za piątala). Być w Miedziance to samo przez się rozumie że wybiłem w miedzi, o tyle jest to ciekawa moneta, że awers posiada w formie odwzorowanej pierwszej polskiej monety zaborowej (pokazywał ją TomaszK – przed wejściem do jaskini!) z wybitym napisem, „z krajowej miedzi”, a więc tej, którą wydobywano właśnie w Miedziance, bo innej miedzi kraj wówczas nie miał! (podobno do nabycia w oryginale na allegro za 15 zł).
Winnetou wybija pamiątkową monetę w miedzi fot. Winnetou
Dalej trzy czy cztery sale, gdzie pokazano zarówno minerały, mundury (i inne ubiory górnicze, jak chociażby ten „czesiowy” z „miedzianą stopą”, ale także narzędzia – rekonstrukcje stylu pracy górnika w tym również film o złożach w Miedziance i ich eksploatacji w ciągu wieków, w tym również wzmiankę o książce Niziurskiego.
Zlotowicze wsłuchani i wpatrzeni w opowieść
o złożach w Miedziance fot. Eksplorator63
Kopia dokumentu z 1869 roku o przekazaniu terenów
Góry Miedzianka wspólnocie wsi Miedzianka fot. Winnetou
Eksponaty muzealne fot. Winnetou
Eksponaty muzealne fot. Eksplorator63
Eksponaty muzealne fot. Eksplorator63
Wydobycie miedzi fot. Czesio1
Wydobycie miedzi fot. Czesio1
Księżycowe pole górnicze fot. Czesio1
Eksponaty muzealne fot. Czesio1
Czesio1 z Wojtkiem Miedzianą Stopą fot. Czesio1
Wojtek Miedziana Stopa fot. Czesio1
Legenda o Wojtku Miedziana Stopa fot. Czesio1
"Dawno temu żył sobie gwarek ubogi, ale wesoły, imieniem Wojtek.
— A co to znaczy gwarek, proszę pana? — przerwał Batura.
— Ano... tak dawniej górników tu nazywali. Żył więc sobie ten gwarek ubogo, ale wesoło, bo wiatrogłów był wielki i trzpiot. Ojca mu skała przygniotła i został ino z faśnikiem bele jakim i gołymi rękami, ale nie przejmował się wcale, po karczmach chodził, miodek pijał, muzykantom płacił, dziewczynom podarki kupował, aż resztę talarków ojcowskich przepuścił.
Były wtedy na górników czasy ciężkie, bo żupnicy[3] cudzoziemce olborę[4] ciągnęli i zamkosty[5], i jeszcze różne opłaty od gwarków, a o kopalnie nie dbali. Na próżno skarżyli się gwarkowie i z pismami do Warszawy jeździli. Czasy były niespokojne, wojenne, pankowie głowy podnosili, gdzie tam ludkowi gwareckiemu u kanclerzy sprawiedliwości szukać. Psuły się nie naprawiane pompy, waliły się nie odbudowane stropy, woda zalewała kopalnie, coraz ciężej było o urobek. Podupadał ludek gwarecki.
Ten i ów, nie mogąc wyjść na swoje, sprzedawał koncesje możnym panom i przechodził do nich na służbę.
A był w okolicy niejaki Piekutowski, szlachcic zamożny i chciwy, który miał największe na pola górnicze apetyty. I mówi ten Piekutowski:
„Sprzedajże mi ty, Wojtku, swoje prawo i pracuj dla mnie, to ja ci talarków brzęczących odliczę”.
Widzi Wojtek, że nie obstanie, tak i sprzedał panu swoje prawo.
A Piekutowski kutwa był i bardzo swoich gwarków o tę miedź pilił, bo potrzebował pieniędzy. Na nowy dwór, który mu włoscy mistrze stawiali, i na posag dla córki, którą za wojewodę chciał wydać, a najwięcej na proces z familią Osieckich, którą z torbami chciał puścić.
Pół wieku już się procesowali i żadna strona nie mogła wygrać. Raz jedna była na górze, raz druga, ale do egzekucji nie dochodziło, bo każda miała silne plecy, więc to protektorom na ucho szepnie, to sędziom podsypie i już rewizja procesu, i dawaj od nowa!
Zawziął się wreszcie Piekutowski i ślubował uroczyście w kościele piekutowskim dach cały blachą miedzianą pokryć, jakiej i biskupi w Kielcach na zamku nie mieli, jeśli mu Matka Boska pozwoli Osieckich z torbami puścić.
Ciśnie więc gwarków, pili; oni robią, co mogą, ale jemu wciąż mało. Wezwał ich do siebie w jedną niedzielę i powiada:
„Niedobrze pracujecie, ludkowie mili, oj, oj, ręka mnie świerzbi... Każę was przećwiczyć i przepędzę, jak mi Bóg miły”.
To oni tłumaczą:
„Drzewo miał pan wielmożny kazać dać i faśników nie ma, i liny już stare... pękają, a pompy stoją zepsute”.
„Ejże, ejże — Piekutowski na to — tylko po karczmach siedzicie. Tobie nos sczerwieniał — mówi do jednego — a ty — do Wojtka się obraca — za dziewkami się włóczysz, ekonom się skarżył, że dziewkom na wsi głowy zawracasz”.
Poczerwieniał Wojtek, bo w rzeczy samej podobała mu się jedna kmiecia córka i do niej uderzał. A zakochany był mocno. Ale ona była pańszczyźniana i żeby ją pojąć za żonę, musiał mieć zgodę pańską.
Skłonił się więc panu do ziemi i powiada:
„Dopraszam się łaski jaśnie wielmożnego pana, co by mi pozwolił Ewkę, córkę Janusa, za żonę pojąć”.
Zdziwił się pan i wąsa podkręcił.
„Co, żenić się chcesz? — powiada. — Słyszycie, gwarkowie mili, świat się przewraca, ten drapichrust o ożenku pomyślał. Czekaj no — powiada — już ja cię wyswatam, mam tu w kredensie panny służebne na małżeńskie związki od lat statecznie wyczekujące. Dziewki zdrowe, gospodarne, pobożne, skromne, przy dworze ogładzone”.
„Dopraszam się łaski jaśnie wielmożnego pana — Wojtek na to — ja ino o Ewkę od Janusa stoję”.
„Hm, a czemuż ty o nią tak stoisz?” — podkręcił pan wąsa.
„Miłuję ją z całej duszy” — Wojtek na to.
A pan powiada:
„Skoro taki zbereźnik, jak ty, tak ją sobie upodobał, musi to być dziewka gładka”.
„Oj gładka!” — wzdycha Wojtek.
Pan się uśmiechnął pod wąsem.
„Urwipołć jesteś, mój Wojtku, lekkoduch i hałaburda — powiada — nie wiem, czy sumienia mojego grzechem śmiertelnym nie obciążę, jeśli tobie tę dziewczynę wydam. Przyślij no ją do mnie, niech ja zobaczę, pogadać z nią muszę”.
Pełen nadziei poszedł Wojtek do dziewczyny, opowiedział o życzeniu pańskim i z bijącym sercem do dworu wyprawił. Poszła pokazać się i już nie wróciła. Spodobała się panu i w służbie na pokojach mieć ją zechciał.
Przychodzi Wojtek na trzeci dzień i kłania się panu, a prośbę swoją ponawia. Pan brwi zmarszczył.
„Wiesz, że ci jestem życzliwy, mój Wojtku. Dziewkę twoją do pokojów wziąłem, żeby się przy dworze ogładziła, iż byś miał żonkę nie jak kołek nie ociosany albo brzozową miotłę, ale jako boginię” — i uśmiecha się.
„Dopraszam się łaski — Wojtek na to — niech ta ona będzie zwyczajna, ale własna. Na boginię się jej i tak przerobić nie da, już ja wiem. A ociosać, to ja sam ociosam, przeciem gwarek”.
„Ej, mój Wojtku — pan na to — żartowniś jesteś i hultaj, a ja ojcem ludowi jestem, sumienie ojcowskie we mnie się zżyma, takiemu obibokowi jak ty dziewuszkę niewinną oddać.
Radziłem się księdza plebana i otośmy postanowili za wiatrogłowa, lenia i fanfarona dziewczyny nie wydawać”.
Zbladł Wojtek.
„Jakże to, panie wielmożny?”
„Ustatkuj się, żywot zmień, na ojca swego pracowitość pomnij i do roboty się przyłóż.
Przyniesiesz mi dziesięć cetnarów miedzi, dziewka będzie twoja. Inaczej na oczy mi się nie pokazuj!”
Poznał Wojtek, że chciwy pan na kantar[6] go wziął, ale co mógł poradzić? Rozpacz go ogarnęła, przez dwa dni w karczmie się upijał, potem cały dzionek przespał, a na trzecią noc wziął się do roboty.
Szły długie miesiące, a on gniazda miedzi w górze szukał, tropił żyły zielone i błękitne, wykuwał w skale chodniki głębokie, ale do dziesięciu cetnarów wciąż było daleko. Zawziął się jednak, prawie nie wychodził z kopalni, broda mu rosła, oczy ślepły, a on wciąż miedzi szukał.
Zaczął bić w skale upadową głęboką, coraz niżej się spuszczał... Jak jeszcze nikt dotąd.
„Na co ci to, Wojtek? Rzuć!” — śmieli się z niego ludzie, że się tak w robocie zatraca, ale on nie słuchał.
Tak minęło sześć lat, a na siódmy rok odnalazł wreszcie gniazdo olbrzymie, większe niż komnata w zamku biskupim, ale gdy ostatni głaz odłupywał, spadła ze stropu skała i lewą mu stopę zmiażdżyła. I odjęli mu stopę, a kowal dorobił mu miedzianą.
I poszedł do pana, i powiedział:
„Odkryłem gniazdo olbrzymie, wydobyłem dziesięć cetnarów rudy i wydobędę jeszcze dziesięćkroć tyle”.
Pan wąsa podkręcił.
„Dałem ci szlacheckie słowo, to i dotrzymałem, idź i bierz sobie dziewkę, którąś umiłował”.
Poszedł Wojtek na dziedziniec i do drzwi najdroższej zastukał. Wychyliła się główka o włosach pięknie utrefionych i poznał Ewkę, choć po pańsku przebraną, ale umiłowaną, a ona widząc człeka zarośniętego, obszarpanego i kulawego, nie poznała go i wzięła za żebraka, i krzyknęła:
„Idźcie do kuchni, biedny człowieku, tam biednych karmią!”
ścisnęło mu się serce i zawołał:
„Ewuś, nie poznajesz mnie?!”
Wzdrygnęła się na ten głos i przyjrzała mu dobrze.
„Przyszedłem po ciebie, żebyś żoną moją została, pan pozwolił”.
Zobaczył, jak poczerwieniała jej piękna twarz i czarne brwi się zmarszczyły gniewnie.
„Idź precz, kulasie, nie znam cię! — krzyknęła. — No, precz, bo cię psami poszczuję!”
Cofnął się przerażony, z bólem wielkim w sercu, i zapłakał. I poznał, że pan mu ją odebrał.
Z goryczy i rozpaczy ogromnej zapuścił się w podziemne chodniki i prawie z nich nie wychodził. A z odkrytego gniazda bez przerwy rwano rudę, że końca nie było widać, i wybrano wielką komnatę, którą nazwano „Zieloną”, bo gdy się tam weszło z lampą, błyszczała zielono od kryształów malachitu, i nie było drugiej podobnej w całym królestwie.
Ale zanim zdążył Piekutowski Osieckich z torbami puścić i ślubowanie wypełnić, Szwed bluźnierczy zza morza na kraj najechał i po całej Rzeczypospolitej rozlazł się jak robactwo. Ich król, człowiek chytry, od razu zwąchał, że taka kopalnia to interes. A sam pieniążków potrzebował więcej niż tysiąc Piekutowskich, bo na wojnę się zapożyczył i siedział w kieszeni u lichwiarzy.
Naznaczył więc namiestnika i kazał mu miedzi, ile się da, ciągnąć. No i przyjechał ten namiestnik z majstrami i rajtarami, i rozpytuje się, kto by był tu taki w kopalni rozeznany, żeby ich mógł oprowadzić. I powiedzieli mu, że Wojtek Miedziana Stopa, bo nikt lepiej niż on w kopalni się nie rozeznawał. Posłali po niego. I zobaczyli brodatego kuternogę o ponurym spojrzeniu.
„Prowadź, stary diable, po swoim piekle!” — krzyknęli.
I powiódł Wojtek onych Szwedów w głębie kopalni, i pokazywał im jej bogactwa rozliczne, a na końcu zawiódł ich do Zielonej Komnaty.
I stanęli Szwedzi oślepieni bogactwem kruszcu, i oczu nie mogli oderwać od malachitowego stropu i ścian.
A kiedy tak stali, rozległ się huk straszliwy i dudnienie.
To Wojtek Miedziana Stopa wysadził chodnik i na wieki pogrzebał pod gruzami onych Szwedów i siebie, kryjąc bogactwa one, iżby złej sprawie nie służyły.
I jest podanie, że zwróci je dopiero wtedy, gdy lud wolny od ciemiężycieli się stanie.
— To on zginął? — zmartwił się Stachurka.
— Nie zginął — rzekł przyciszonym głosem Mikołaj. — On nie mógł zginąć... Po swoim podziemnym królestwie z lampą chodzi i pilnuje skarbów Góry. Czasem górnika przed śmiercią ostrzeże... czasem dziecku się pokaże.
— A nie próbowali dokopać się do tej Zielonej Komnaty? — spytał Karlik.
— Próbowali... ho... ho, próbowali. Ale na próżno. Nie mogli natrafić. I już potem Wilcza
Góra nie dawała z siebie miedzi... chyba tyle tylko, żeby zwabić, nadzieją poszukiwaczy mamić. Wiercili tu i pan Staszic, i Austriacy, i dziedzice. Ciągle trafiali na żyłki, na gniazdka, lecz na prawdziwe gniazdo nie mogli trafić. Ale ono jest — ukryte głęboko... Dobrze go Wojtek Stopa strzeże."
Oczywiście nie zapomnieliśmy wpisać się pamiątkowej księdze oraz nakleić powyżej naklejki z naszym forum.
Forowy wpis do pamiątkowej księgi Muzealnej Izby
Górnictwa Kruszcowego w Miedziance fot. Czesio1
Idąc śladem chłopców z „Księgi urwisów”, eksplorując kopalnię staliśmy się częścią tej historii – jakby dalszym ciągiem książkowej historii – i tego chyba nikt nam już nie odbierze.
Przygodo, gdzie jesteś?
O sobie daj znać.
Przygodo, gdzie jesteś?
Przyjdź, imię swe zdradź.
Brawa dla Winnetou, który jako pierwszy napisał swoją część relacji ze zlotu w Górach świętokrzyskich!!
Niech to będzie za przykład i zachętę dla pozostałych, aby nie czekali tylko pisali swoje relacje i przesyłali do mnie na priv.
Zazwyczaj miejsce spożywania zlotowego obiadu jest warte co najwyżej jednozdaniowej wzmianki w szerszej relacji, z pochwaleniem regionalnej potrawy. Ale tym razem było inaczej, bo i miejsce było niezwykłe.
Zlotowicze na parkingu przed Schroniskiem
PTTK "Jodełka", TomaszK trzyma w ręku książkowy
rekwizyt czyli Żubrówkę. fot. Ater
Winnetou i Renata fot. Ater
Czesio1, Eksplorator63 i Mysikrólik fot. Ater
Schronisko PTTK w miejscowości święta Katarzyna na skraju Gór świętokrzyskich, powstało już w 1957 roku i było miejscem kilku ważnych wydarzeń z „Klubu Włóczykijów” Edmunda Niziurskiego.
Schronisko PTTK "Jodełka" fot. Czesio1
Schronisko PTTK "Jodełka" fot. Psycholog
Ogród przed Schroniskiem PTTK "Jodełka" fot. Czesio1
Ogród przed Schroniskiem PTTK "Jodełka" fot. Czesio1
Autor zaaranżował tu przypadkowe spotkanie wszystkich bohaterów książki: „Włóczykijów” czyli grupy stryja Dionizego, konkurencyjnej grupy Rocha i dyżurnych złodziejaszków – Kadryla i Nieszczególnego. Wszyscy wynajęli pokoje w schronisku, a jak się okazuje, jest tych pokoi aż 30.
Pokoje w Schronisku PTTK fot. Czesio1
W jednym z nich Kadryl z Nieszczególnym opryskiwali się z wielkich kanistrów wodą kwiatową „Big beat”, aby stłumić zdradzające ich zapachy waleriany i jaśminu. W innym pokoju podmienili zabytkową butlę wuja Hieronima, na butelkę żubrówki skradzioną w sklepie w Bodzentynie, kompromitując Dionizego przed milicją.
"Stryj Dionizy przydybał Rocha w świetlicy schroniska.
- Kogo ja widzę! - uśmiechnął się jakoś krzywo Roch. - A nie mówiłem że się jeszcze spotkamy? Jak przebiegają poszukiwania?
- Wracam właśnie spod Diabelskiego Kamienia - mruknął posępnie Dionizy
- Ach tak! No, to chyba stryjaszek już wie...
- Wiem, ale nie dowierzam.
- Nie wierzy stryj, że znalazłem butlę dziadka Hieronima? A to nieładnie.
- Mój drogi, jesteś nieodpowiedzialną latoroślą rodu Kiwajłłów - zagrzmiał stryj. - Powiedziałbym odnogą boczną i zdziczałą. Obawiam się, że zwyrodniałą na dodatek. Jednym słowem nie mam do ciebie zaufania i żądam, abyś mi pokazał ową butlę.
- Proszę bardzo - wzruszył ramionami Roch.
- Chwileczkę! Obywatelu! Czy obywatel nazywa się Roch Kiwajłło? -usłyszeli nagle tubalny głos. Zbliżał się do nich tęgi, atletyczny milicjant w stopniu kaprala.
- Tak. A o co chodzi? - zapytał zdziwiony Roch.
- Obywatel będzie przesłuchany - powiedział funkcjonariusz i spojrzał spod daszka na Rocha, ciekaw, jakie to na nim zrobiło wrażenie.
- Widzę, że obywatel się przeląkł! - dodał zadowolony.
- Nie... nie bardzo - wyjąkał Roch i nerwowo okrążył stolik.
- Pan utyka nieco - zauważył kapral.
- Tak, otarłem sobie piętę...
- I macie, obywatelu, opatrunek na palcu.
- Skaleczyłem się przy otwieraniu konserwy. Ale czy przyszedł pan spytać mnie o zdrowie?
- Nie tylko. Chciałem obywatela zapytać, czy mógłby mnie obywatel poczęstować żubrówką?
- Co takiego... Pan pije na służbie?
- Przepraszam, ale to ja zadaję pytania.
- Nie mam żubrówki..
- Już wypiliście, obywatelu, czy też schowaliście?
- Panie kapralu... ja nie rozumiem... do czego właściwie pan zmierza?!
- Czy byliście wczoraj w Bodzentynie?
- Byłem.
- I co tam robiliście, obywatelu?
- Uzupełniałem prowiant.
- Żubrówką?
- Co pan wciąż z tą żubrówką!
- Obywatel dokonał włamania do sklepu z alkoholem w Bodzentynie, skąd zabrał obywatel butelkę żubrówki delikatesowej, jedynej w całym mieście."
Sklep w Bodzentynie był niestety zamknięty, o czym przekonała się jedna z naszych załóg, kierująca się jak my wszyscy wskazaniami GPS. Wszyscy wpisaliśmy adres schroniska „Jodełka, Kielecka 3”, ale nie wszyscy dodali „św. Katarzyna” i jeden z naszych samochodów wylądował przypadkowo w centrum Bodzentyna.
Schronisko PTTK specjalizuje się obecnie w organizowaniu wesel, stąd bardzo rozbudowane sale restauracyjne, ale nadal jest 100 miejsc noclegowych dla turystów odwiedzających Góry świętokrzyskie.
Po zjedzeniu obiadu mogliśmy rozejrzeć się po schronisku. Bufet połączony z recepcją to miejsce, w którym Nieszczególny zakupił pączek, aby wkrótce skropić go walerianą przed akcją na dachu schroniska.
"Wieńczysław Nieszczególny wyjmował właśnie z kieszeni marynarki małą buteleczkę apteczną z kolei wydobył kupiony w bufecie pączek i rozłupał go na dwie połowy. Jedną zjadł, a do drugiej nakapał starannie kilkadziesiąt kropli z buteleczki.
- Oho... widać zaraz przystąpi do akcji - szepnął podniecony Teopiryd -i będzie to bardzo gruba akcja!
- Skąd wiesz?
- Bo odmierzył znacznie więcej kropel waleriany niż zwykle. Normalnie zażywa tylko trzydzieści.
- Już zażył - szepnął Kornel - ciekawe, co teraz zrobi.
- Cicho bądź, nie gadaj tyle... Wystarczy jak będziesz patrzył - zganił go Pirydor.
Tymczasem Wieńczysław Nieszczególny, zjadłszy pączek z walerianą, westchnął ciężko, po czym spojrzał w dół i wyraźnie się wzdrygnął.
- Chyba nie jest dziś w formie - zauważył Pirydor - to gołoborze dało mu w kość! Kto wie, czy nie odłoży roboty...
- Mnie nie dasz gadać, a sam gadasz... - zamruczał Kornel z pretensją.
- Nie, jednak przystąpi do akcji - szepnął rozgorączkowany Teopiryd -widocznie waleriana mu pomogła.
Istotnie, Nieszczególny zdecydował się widać w końcu przystąpić do działania, bo westchnąwszy jeszcze parę razy, wyciągnął z plecaka zwój taterniczej liny i umocował jej koniec do komina. Następnie zdjął marynarkę i starannie zawiesił na antenie telewizyjnej."
TomaszK przy recepcji Schroniska PTTK fot. Czesio1
Chcieliśmy aby umożliwiono nam wejście na dach, ale pan w portierni, niestety nie czytał Niziurskiego. Chyba jednak przekonał go nasz entuzjazm, bo w końcu wyciągnął skądś klucz i zaprowadził nas na strych.
O ile całe schronisko jest nowoczesne po wielkim remoncie sprzed kilku lat, o tyle strych prezentuje wystrój sprzed kilkudziesięciu lat: drewniane, nie malowane belki stropowe, podłoga bez wylewki, wieloletni kurz. To tutaj Kornel z Pirydionem skradając się za Nieszczególnym między suszącym się praniem, wyszli na dach.
"Pirydor skinął na Kornela i obaj wymknęli się na palcach z jadalni. Nieszczególny, nie śpiesząc się, swobodnym, leniwym krokiem wszedł po schodach na górę, aż do wejścia na strych.
Chłopcy ostrożnie posuwali się za nim. Nieszczególny podłubał chwilę przy zamku, po czym otworzył drzwi bezszelestnie i zniknął w mroku poddasza.
- Pewnie chce wyjść na dach - szepnął Kornel - ale po co?
- Zaraz się przekonamy - odparł Teopiryd.
Odczekawszy chwilę, jak koty wielkimi susami pokonali resztę schodów i wsunęli się cicho na strych.
Nie było tu już ciemno, ponieważ otwarta klapa włazu na dach wpuszczała sporo światła.
Lawirując między rozwieszoną bielizną pościelową, chłopcy podeszli pod właz. Kornel nie mógł się powstrzymać z ciekawości i od razu wysadził głowę przez otwór.
- Co robisz? Zobaczy nas! - syknął Teopiryd.
Na szczęście Wieńczysław Nieszczególny nie zauważył Kornela. Stał na grzbiecie dachu, tuż przy kominie, obrócony bokiem do włazu i ocierał pot z czoła."
TomaszK i Winnetou na strychu Schroniska PTTK fot. Czesio1
Czesio1, TomaszK i Winnetou na strychu Schroniska PTTK fot. Czesio1
Wyjścia na dach już nie ma, najwyraźniej przy ostatnim remoncie uznano je za zbędne. A szkoda, bo tam odbyła się piękna scena, kiedy Wieńczysław Nieszczególny nie zdołał przekonać milicjantów że ćwiczy wspinaczkę wysokogórską i został przez nich ściągnięty na ziemię.
"Wkrótce na dachu pojawił się Nieszczególny. Był wyraźnie spłoszony, bo na dole słychać było warkot motoru i jakieś podniecone głosy. Przez chwilę rozglądał się niezdecydowany, a potem rozwiązał gorączkowo plecak, wyciągnął z niego pękatą butlę i chował ją do otworu wentylacyjnego w kominie.
W tej samej chwili rozległ się milicyjny gwizdek.
- Obywatelu! - zawołał z dołu atletyczny milicjant.
- Słucham obywatela - powiedział grzecznie Nieszczególny.
- Co obywatel robi na dachu?
- Uprawiam ćwiczenia wysokogórskie.
- Tutaj?!
- Jadę właśnie w Tatry i po drodze zatrzymałem się tu, zwabiony urokiem Łysogór... A że muszę codziennie ćwiczyć, więc z braku innego obiektu wybrałem dach!
- Surowo się zabrania! - zagrzmiał funkcjonariusz. - Obywatel może uszkodzić poszycie dachu oraz rynny! Gdzie obywatel mieszka?
- W numerze „dziewięć".
- Obywatel natychmiast zejdzie i poczeka na mnie w swym pokoju.
- Czy obywatel ukarze mnie mandatem?
- Przesłucham obywatela w znacznie poważniejszej sprawie.
- Jako podejrzanego?
- Na razie jako świadka. A teraz proszę nie pytać i schodzić.
- Tak jest, obywatelu, już schodzę! - odparł posłusznie Nieszczególny."
Strych Schroniska PTTK fot. Czesio1
Schody ze strychu fot. Czesio1
TomaszK opowiada o inspiracjach Niziurskiego... fot. Psycholog
...a Czesio rejestruje wykład na kamerce fot. Psycholog
Zbiorówka przed Schroniskiem PTTK "Jodełka" fot. Psycholog
Kupioną legalnie żubrówkę postanowiliśmy wypić już w bazie.
Żubrówka i "Klub włóczykijów" fot. TomaszK
Ostatnio zmieniony 24 cze 2020, 13:56 przez TomaszK, łącznie zmieniany 3 razy.
Następnym punktem naszego zlotu był Stąporków, gdzie odwiedziliśmy nieczynną stację kolejową. Dlaczego? Dlatego, że to miejsce było częściowo pierwowzorem miasteczka Niekłaj, przewijającego się w jednej powieści Edmunda Niziurskiego i kilku opowiadaniach.
W książce jest scena pozwalająca na geograficzną lokalizację Niekłaja, kiedy światek Dauer wysłany przez Piratów, udaje się do kasy dworcowej, aby kupić Bosmanowi bilet do Gdyni.
Stacja Stąporków fot. Psycholog
„– Dzieciom nie sprzedajemy biletów nad morze i w góry – powiedziała kasjerka.
– Dlaczego?
– Takie jest zarządzenie… Sprzedaje się tylko do Końskich, do Skarżyska i do Opoczna – powiedziała kasjerka i zatrząsnęła okienko.”
Tory w stronę Końskich fot. Czesio1
Tory w stronę Skarżyska fot. Czesio1
Jedynym miastem które spełnia te kryteria, jest właśnie Stąporków. Niziurski w czasie okupacji pracował w kieleckiej hucie „Ludwików”, a w Stąporkowie i Końskich były odlewnie. Mógł je zatem odwiedzać jako pracownik przy załadunku. Skojarzenie z Niekłajem jest tym bliższe, że do 1967 roku stacja kolejowa w Stąporkowie nosiła nazwę Niekłań.
Opuszczona stacja kolejowa robi swoiste wrażenie. Gdyby to była noc, budynek z wybitymi szybami, drzwiami zasłoniętymi płytami metalowymi, stojący przy zardzewiałym torowisku, mógłby nawet być sceną z horroru. Ale kiedy przyjechaliśmy było piękne słońce i 30 stopni jak przed dwoma laty w Paryżu.
Stacja kolejowa w Stąporkowie fot. Psycholog
Stacja kolejowa w Stąporkowie fot. Ater
Stacja kolejowa w Stąporkowie fot. Ater
Stacja kolejowa w Stąporkowie fot. Ater
Zlotowicze przed stacją w Stąporkowie fot. Winnetou
Zlotowicze przed stacją w Stąporkowie fot. Winnetou
Zlotowicze przed stacją w Stąporkowie fot. Ater
TomaszK opowiada o inspiracjach Niziurskiego fot. Ater
TomaszK opowiada o inspiracjach Niziurskiego fot. Winnetou
TomaszK z książką "Awantura w Niekłaju" fot. Winnetou
Oczywiście nie bylibyśmy sobą bez próby penetracji dworca w Niekłaju i grupa odważnych poszła obejrzeć budynek od tyłu, aby sfotografować kasę biletową.
Próba eksploracji stacji od tylnej strony fot. Ater
Jedno z pomieszczeń stacji fot. Ater
Wybite fragmenty okien ukazują drewniane
schody prowadzące na piętro fot. Ater
Niestety bezskutecznie i po wykonaniu tradycyjnego zdjęcia zbiorowego, pojechaliśmy do Końskich, szukać pierwowzoru Dzikiego Ogrodu.
Zlotowicze przed stacją w Stąporkowie fot. Psycholog
Zlotowicze przed stacją w Stąporkowie fot. Psycholog
Ruszamy do Końskich fot. Ater
Po drodze sfotografowaliśmy jedyny na świecie pomnik kaloryfera. Odlewnia w Stąporkowie przez kilkadziesiąt lat wytwarzała żeliwne kaloryfery, a złośliwi nazwali Stąporków miastem grzejników.
Na piątek organizatorzy zlotu zaplanowali zwiedzanie Muzeum im. Orła Białego w Skarżysku–Kamiennej.
Zlotowicze przed Muzeum im. Orła Białego w Skarżysku fot. Winnetou
Zlotowicze przed Muzeum im. Orła Białego w Skarżysku fot. Czesio1
Muzeum im. Orła Białego w Skarżysku fot. Winnetou
Gwoździem programu miał być wrak StuG IV – niemieckiego działa samobieżnego skonstruowanego w 1943 r. na podwoziu czołgu, zniszczonego w 1945 r., i wydobytego następnie w Niekłaniu. Ponieważ historia ta budzi skojarzenia z motywem czołgu, przez który prowadziło wejście do tunelu w „Awanturze w Niekłaju”, postanowiliśmy rzecz całą zbadać.
Muzeum mieści się w dziewiętnastowiecznym budynku administracyjnym Huty „Rejów”, należącej do Staropolskiego Okręgu Przemysłowego.
Motocykl K-750 fot. Czesio1
Eksponaty w muzeum fot. Czesio1
Eksponaty w muzeum fot. Czesio1
Rewolwer Colt fot. Psycholog
Rewolwer Nagant fot. Psycholog
Forowy wpis w pamiątkowej księdze muzeum fot. Psycholog
Karabiny maszynowe fot. Czesio1
Myśliwiec bombardujący fot. Czesio1
Kuchnie polowe fot. Czesio1
Wyrzutnia rakiet fot. Czesio1
Wyrzutnia rakiet fot. Czesio1
Myśliwiec rozpoznawczy fot. Winnetou
Radziecki samolot transportowy IŁ-14 fot. Czesio1
Radziecki samolot transportowy IŁ-14 fot. Psycholog
PiTT za sterami samolotu transportowego IŁ-14 fot. Czesio1
Transporter opancerzony fot. Czesio1
Transporter opancerzony fot. Czesio1
Wyrzutnia rakiet fot. Czesio1
Wyrzutnia rakiet fot. Czesio1
Myśliwiec przechwytujący MIG-21PF fot. Czesio1
Radziecki czołg T-34/85 fot. Czesio1
Działo samobieżne ASU-85 fot. Czesio1
Transporter opancerzony fot. Czesio1
Wóz zabezpieczenia technicznego fot. Czesio1
Największe wrażenie robi wystawa plenerowa - półtorahektarowa kolekcja militariów, wśród których obejrzeć można m.in. samoloty Jak–23, S–75 Wołochów, Ił–14 oraz kuter torpedowy ORP „Odważny”, który po zakończeniu kariery wojskowej rozpoczął karierę filmową. Zagrał on mianowicie w „Podróżach Pana Kleksa” – na jego pokładzie arcyłotr Alojzy Bąbel ścigał profesora.
Kuter torpedowy projektu 664 ORP "Odważny" fot. Czesio1
Kuter torpedowy fot. Czesio1
Kuter torpedowy fot. Winnetou
Kuter torpedowy fot. Ater
Widok z kutra torpedowego fot. Ater
Jako bardziej pasujący do zdjęcia grupowego TomaszK wytypował kadłub niemieckiego czołgu średniego wydobyty w Lścinie k. Jędrzejowa, niestety, zapał forowiczów do zrobienia grupowej fotki spowodował niemal całkowite zasłonięcie eksponatu.
Wrak StuG IV, pojazd wydobyty w miejscowości
Niekłań Wielki koło Końskich fot. Czesio1
Tablica informacyjna przed wrakiem StuG IV fot. Czesio1
TomaszK przy wraku StuG IV, pierwowzoru czołgu
z książki "Awantura w Niekłaju" fot. Winnetou
"Wszedł do starodrzewu. Wiatr wzmagał się, chmury raz po raz zasłaniały księżyc. Graby i wiązy opuszczały gałęzie aż do ziemi, jak ręce chciwe i niespokojne... Poznał, że zbliża się do Polany Ostów. Tak nazywali szerokie zbocze pagórka, z którego biło źródło dające początek strumieniowi i gdzie ugrzązł wrak rozbitego niemieckiego czołgu."
Niemiecki czołg Panzer IV fot. Winnetou
Niemiecki czołg Panzer IV fot. Czesio1
Zlotowicze przy niemieckim czołgu Panzer IV fot. Ater
Zlotowicze przy niemieckim czołgu Panzer IV fot. Psycholog
Oprócz militariów wielkoformatowych w Muzeum zobaczyć można wiele eksponatów związanych z działalnością oddziałów partyzanckich na Kielecczyźnie, z czasów II wojny światowej oraz z okresu powojennego. Jeżeli ktoś chciałby zobaczyć autentyczny niemiecki mundur z czasów ostatniej wojny, motor z koszem lub broń kojarzące się mocno że „Stawką większą niż życie” lub innymi produktami kinematografii, to Muzeum stwarza ku temu świetną okazję.
Ostatnio zmieniony 29 cze 2020, 19:29 przez panna Monika, łącznie zmieniany 1 raz.
Czesio1 pisze:Gdyby ktoś chciał obejrzeć zdjęcia z ostatniego zlotu to wrzuciłem już wszystko co dostałem od Zlotowiczów na naszego Forowego OneDrive'a:
Kolejny ciepły dzień (dobrze, że nie upalny!) i poranny wyjazd śladem Kornela i stryja Dionizego po Górach świętokrzyskich – dziś wyprawa na gołoborze.
Niestety nie sprawdziliśmy, że dziś Boże Ciało i wjazd na św. Krzyż był dozwolony pod sam klasztor. Tak więc jedni z rozkoszą, a inni z wysiłkiem wspinaliśmy się na szczyt. Podejście niestety nie od strony tzw. „Pielgrzyma” i dymarek świętokrzyskich tylko asfaltem. Na szczęście brzegi drogi były zalesione i upał nie dokuczał.
W drodze na święty Krzyż fot. Psycholog
W drodze na święty Krzyż fot. Czesio1
Wejście na szlak na święty Krzyż fot. Eksplorator63
Droga przez las fot. Ater
Tablica informacyjna na szlaku fot. Eksplorator63
Mini-zbiorówka na szlaku fot. Psycholog
Przed samym szczytem budka z biletami na gołoborze (honorowano wszelkie zniżki!). Niestety byłem zawiedziony – bo choć widok z platformy widokowej piękny, to nawet nie mogliśmy dotknąć choć jednego kamienia na gołoborzu.
Wejście na gołoborze fot. Eksplorator63
Tablica informacyjna fot. Czesio1
Gołoborze fot. Ater
Z nostalgia wspominałem wycieczkę szkolną z przed bodajże 40 lat, gdy swobodnie można było chodzić po gołoborzu i doznawać wrażenia zjazdu po osuwających się kamieniach – i jakby namacalnie doświadczać wrażeń Kadryla i Nieszczególnego. (No może niekoniecznie do końca tych opisanych w rozdziale „Krew na gołoborzu”).
Widok z gołoborza na okolicę fot. Psycholog
Widok z gołoborza na okolicę fot. Czesio1
Widok z gołoborza na okolicę fot. Psycholog
Opis widoku fot. Eksplorator63
Pochwaliłem się, że w młodości czytałem jako lektor/ministrant w kościele, więc naturalnym było, że to ja przeczytam (silnym i dobitnym głosem – a jakże warto się pochwalić) stosowny fragment z „Klubu włóczykijów”). No i trzeba przyznać, że inni turyści także wysłuchali tego fragmentu, nie przeszkadzając nam w kontemplacji dziejących się tu przeżyć.
Winnetou czyta fragment "Klubu włóczykijów" fot. Ater
"Gdy stanęli wreszcie u stóp ostatniego rumowiska, panowała tu już zupełna cisza. Kornela i Pirydora nigdzie nie było widać. I nic nie wskazywało na katastrofę.
Poszli dalej krawędzią lasu, rozglądając się niespokojnie.
- A jednak te kamienie chyba były poruszone - Polipirydion wskazał kilka głazów leżących pod drzewami. - Mają jakby inny kolor i są wilgotne...
- Tak, wyglądają jakby były przewrócone na drugą stronę - powiedziała Joanna - a tutaj, patrzcie! Rozgniecione świeżo jagody!
Wtem archiwariusz wydał słaby okrzyk. Joanna i Polipiryd spojrzeli na niego. Starszy pan stał struchlały i wlepił oczy w duży głaz przed sobą.
- O Boże, krew! - wybełkotał Polipiryd.
Joanna pochyliła się nad głazem. Tak, nie ulegało żadnej wątpliwości. Na wielkim odłamie kwarcytu lśniła w słońcu nie zastygła jeszcze strużka czerwonej krwi. Wszyscy troje patrzyli na nią zdrętwiali i najgorsze myśli przychodziły im do głowy.
Nagle usłyszeli chrzęst spiesznych kroków. Z gęstwiny gałęzi wyłoniła się jasna, rozczochrana czupryna Kornela, a za nią krótko ostrzyżona głowa Pirydora.
- Cali? Zdrowi? - Dionizy dopadł do nich niespokojnie.
- Jak stryj widzi - uśmiechnął się Kornel.
- Co tu się właściwie stało?! - zapytała Joanna.
- Mały wypadek - odparł Pirydor. - Nieszczególny i Kadryll trochę narozrabiali. Zaczęli podważać kamienie i kilka głazów stoczyło się z pochyłości.
- Nieszczególnego to nawet przygniotło - wyjaśnił flegmatycznie Kornel - o tutaj, w tym miejscu.
Oniemiały ze zgrozy Dionizy zauważył wśród głazów skrwawiony strzęp odzieży.
- Mówisz to tak spokojnie, Kornelu - zadyszała Joanna - nie chcesz chyba powiedzieć, że biedak leży tutaj pod kamieniami?
- Co ma wisieć, nie utonie - odparł sentencjonalnie Kornel. "
Zbiorówka na gołoborzu fot. Psycholog
Później wejście na szczyt z wieżą przekaźnikową i zaraz tzw. „siodło” na którym posadowiono klasztor.
święty Krzyż fot. Eksplorator63
Wokół klasztoru moc pielgrzymów, turystów i wiernych szykujących się do procesji. (ale jak zauważyłem, osób noszących maseczki było sztuk 1 – (sic!)).
Na świętym Krzyżu fot. Eksplorator63
Na świętym Krzyżu fot. Eksplorator63
Na świętym Krzyżu fot. Ater
Na świętym Krzyżu fot. Ater
Zbiorówka na świętym Krzyżu fot. Eksplorator63
Zbiorówka na świętym Krzyżu fot. Psycholog
Na świętym Krzyżu fot. Eksplorator63
Wejście na święty Krzyż od Nowej Słupi fot. Czesio1
Wejście na święty Krzyż od Nowej Słupi fot. Psycholog
Odpoczynek, lody i wreszcie wejście do katakumb, gdzie wg. legendy leży m.in. Jeremi Wiśniowiecki (ów „Jarema” z „Ogniem i Mieczem” Sienkiewicza).
Nie wiem, czy wszyscy z rozkoszą chcieli oglądać to „truchło”, ale na pewno wszyscy z rozkoszą weszli w chłód podziemi. Na wejściu powitał nas optymistyczny i niosący nadzieję napis: „Czym ty jesteś ja byłem, czym ty będziesz, ja jestem”.
Krypty na świętym Krzyżu fot. Czesio1
Krypty na świętym Krzyżu fot. Czesio1
TomaszK w podziemnych kryptach fot. Czesio1
Tak „pokrzepieni” zagłębiliśmy się w mrok gdzie zza krat wyzierały trumny chowanych tu braci zakonnych, bez żadnych opisów, bo celem zakonnika – jak to wyjaśniał przewodnik – nie było „szukanie chwały ziemskiej”. Później sala pamięci „Jaremy” którą ozdabiały gadżety przywołujące historię XVII w oraz prelekcja nawiedzonego przewodnika, który jakoby dotarł do moskiewskich źródeł, opisujących „prawdziwą historię polski”.
Szczątki Jeremiego Wiśniowieckiego fot. Ater
Szczątki Jeremiego Wiśniowieckiego fot. Czesio1
Zlotowicze w krypcie fot. Ater
Książę Jeremi Wiśniowiecki fot. Czesio1
Wieża Radiowo-Telewizyjnego Centrum Nadawczego
na świętym Krzyżu fot. Eksplorator63
Z mieszanymi uczuciami weszliśmy znowu na słońce no i „załapaliśmy się” na wychodzącą z klasztornego kościoła procesję, a więc grupowo spełniliśmy „katolicki obowiązek publicznego uczestnictwa w manifestacji naszych uczuć religijnych” niestety wszyscy byli tak przejęci przeżywaniem misterium, że nikt nie uwiecznił „na kliszy” tego wiekopomnego dla forum wydarzenia.
W tle procesja Bożego Ciała na świętym Krzyżu fot. Czesio1
Powrót tą sama droga w dół. Ponieważ schodzenie ze szczytów (niezależnie jak wysokich) jest bardziej uciążliwe niż wchodzenie, toteż abym nie pozostawał samotny na końcu grupy, towarzyszył mi pełen poświecenia TomaszK, który dzielnie wspierał mnie w trudzie powrotnej pielgrzymki.
No i kolejny etap dzisiejszej trasy, przestępczym śladem Kamila Bogumilskiego i Nikośia Wieczysławskiego w św. Katarzynie – ale to już następna relacja.
Przygodo, gdzie jesteś?
O sobie daj znać.
Przygodo, gdzie jesteś?
Przyjdź, imię swe zdradź.
Winnetou pisze:Powrót tą sama droga w dół. Ponieważ schodzenie ze szczytów (niezależnie jak wysokich) jest bardziej uciążliwe niż wchodzenie, toteż abym nie pozostawał samotny na końcu grupy, towarzyszył mi pełen poświecenia TomaszK, który dzielnie wspierał mnie w trudzie powrotnej pielgrzymki.
Wprawdzie było dokładnie na odwrót, ale taka wersja bardziej mi pasuje
W Stąporkowie nie ma żadnego większego parku, który mógłby być pierwowzorem Dzikiego Ogrodu z „Awantury w Niekłaju”. Ale 12 kilometrów dalej, przy tej samej linii kolejowej, położone jest większe miasto, Końskie. Tu także jest odlewnia żeliwa funkcjonująca od okresu międzywojennego, zatem i tu mógł bywać młody Niziurski. Ale ważniejsze jest to, że w Końskich znajduje się zespół pałacowo-parkowy, bardzo podobny z opisów do Dzikiego Ogrodu. Co ciekawe, tak jak w książce przylega do zakładów odlewniczych.
Odlewnia w Końskich, położona tuż przy parku. fot. TomaszK
Jedno z wejść do Parku Miejskiego w Końskich, domniemane miejsce urzędowania parkowego stróża - Mułły fot. kadr z filmu zlotowego
Zlotowicze wchodzą do parku w Końskich fot. Winnetou
Samochody pozostawiliśmy na parkingu pod „Biedronką”, zakładając że wracając zrobimy zakupy na wieczornego grilla.
Park w Końskich jest bardzo rozległy i w chwili obecnej jest czysty i wypielęgnowany, ale w latach 60-tych był prawdopodobnie zarośnięty i zaniedbany.
Park Miejski w Końskich fot. Czesio1
Duży remont pomieszczeń pałacowych i zapewne samego parku, miał miejsce dopiero na przełomie lat 80-tych i 90-tych. Prawdziwego pałacu zresztą nigdy tu nie było, zostały wybudowane tylko boczne skrzydła.
Spacerując po parku odwiedziliśmy tajemniczy kopiec z żelaznymi drzwiami zamkniętymi na głucho, prawdopodobnie pałacową lodownię, chociaż w Internecie można znaleźć informacje o podziemnym przejściu do pobliskiego kościoła.
Tajemniczy kopiec w parku fot. kadr z filmu zlotowego
Tajemniczy kopiec w parku fot. kadr z filmu zlotowego
Tajemnicze żelazne drzwi pod kopcem fot. Czesio1
PiTT z Mysikrólikiem próbują sforsować żelazne
drzwi pod kopcem fot. Czesio1
Była też tajemnicza barierka mostu wyrastająca niespodziewanie z trawnika – pamiątka po zasypanym w latach 80-tych potoku, przecinającym kiedyś park. Przez ten potok przepływający pod murem, zastęp „Jaszczurek” przedostawał się do Dzikiego Ogrodu.
Przy tajemniczej barierce mostu TomaszK opowiada
o inspiracjach Niziurskiego fot. Winnetou
TomaszK opowiada o inspiracjach Niziurskiego fot. Winnetou
TomaszK opowiada o inspiracjach Niziurskiego fot. Winnetou
Kolejne wejście do parku fot. Psycholog
Długo szukaliśmy „roztrojonego buka”, obok którego miało znajdować się wejście do podziemi w których ukryto „skrzynie Szwajsa”, zawalone przez czołg zatopiony w bagnie. Czołg obejrzeliśmy już rano w Muzeum Orła Białego, a i buk udało się odnaleźć, jedyny w parku obsadzonym głównie dębami.
Rozstrojony buk w parku fot. Czesio1
Rozstrojony buk w parku fot. Winnetou
Rozstrojony buk w parku fot. Ater
Eksplorator63, panna Monika, Czesio1 i Matylda fot. Winnetou
Potem była pora na obiad i szczęśliwym trafem restauracja zarezerwowana telefonicznie przez Czesia, także znajdowała się w parku.
Obiad w restauracji w parku fot. Winnetou
Po obiedzie obejrzeliśmy z zewnątrz Oranżerię Egipską i skrzydła pałacowe z miejscową biblioteką.
Dawna Oranżeria Egipska fot. Psycholog
Hanka przed wejściem do Biblioteki Publicznej w Końskich fot. Winnetou
Ogrody przy skrzydłach pałacowych fot. Czesio1
Ogrody przy skrzydłach pałacowych fot. Czesio1
Dwa boczne skrzydła pałacowe fot. Czesio1
Zlotowicze odpoczywają w cieniu ogrodów pałacowych fot. Winnetou
Zlotowicze przed głównym wejściem do Parku Miejskiego w Końskich fot. Winnetou
Alejka w stronę glorietty fot. Winnetou
Centralna część glorietty parku w Końskich fot. Winnetou
Orzeł u szczytu glorietty fot. Winnetou
A po zakupach w Biedronce wyruszyliśmy z powrotem do bazy w Bocheńcu.
TomaszK pisze:Od zlotu minął kwartał, obawiam się że więcej relacji już nie będzie. Czesiu czy mógłbyś wydrukować fotoalbum ? Ja się piszę na jeden egzemplarz.
Chyba ściągnąłem Cię myślami TomaszKu bo od kwadransa obrabiam kolejną część relacji.
Mam jeszcze trzy fragmenty do obróbki i wrzucenia na forum. Dajmy jeszcze czas do końca września na napisanie relacji. Ale to już jest ostateczny termin. Co będzie to się ukaże co nie to zostanie ujęte w relacji i w fotoalbumie kto nawalił.
Przypominam jeszcze raz: OSTATECZNY TERMIN NADSYŁANIA RELACJI Z BOCHEńCA TO:
30 WRZEśNIA 2020R.!!!
Duża część akcji książki „Księga urwisów”, toczy się w starych sztolniach Miedzianki. Miedzianka to nazwa wioski, ale także wzgórza, w którym przez kilkuset lat wydobywano minerały miedzi – niebieski azuryt i zielony malachit. W okresie zaborów, z miedzi wydobytej w sztolni w Miedziance, bito monety z napisem w języku polskim - „Z miedzi kraiowey”. Po II wojnie światowej przez kilka lat (1948-1954) próbowano tu wydobywać miedź na skalę przemysłową w nowoczesnej kopalni, ale zaprzestano po okryciu bogatych złóż pod Głogowem. Akcja książki toczy się w 1952 roku, kiedy rozwojowi kopalni towarzyszył optymizm i entuzjazm. To w tej kopalni toczy się akcja rozdziałów, w których Karlik i Wiktor, postanowili na własną rękę szukać „Zielonej Komnaty”. Tam jednak nie mogliśmy się dostać, bo kopania jest zalana wodą. Poszliśmy zatem tam gdzie w miarę sucho – do starej sztolni i jaskini.
Wyprawę zaczęliśmy od przebrania się w stroje grotołazów. Idąc do sztolni mijaliśmy „pole księżycowe” – miejsca indywidualnych poszukiwań minerałów miedzi, przez mieszkańców okolicznych wiosek.
Zlotowicze przygotowują się do eksploracji sztolni fot. Ater
Zlotowicze gotowi do eksploracji sztolni w Miedziance fot. Ater
Zlotowicze gotowi do eksploracji sztolni w Miedziance fot. Ater
Łąka przed wejściem do sztolni fot. Czesio1
Wejście do sztolni od łatwiejszej strony fot. Czesio1
Jaskinia w Sztolni Zofia na Miedziance ma rozwinięcie poziome i poza jednym miejscem położonym w samym środku, jest bezpieczna. Podzieliliśmy się na dwie grupy, łatwiejszą, mającą penetrować sztucznie wykutą sztolnię i trudniejszą, penetrującą naturalną jaskinię. Penetrowaliśmy z dwóch stron, z założeniem spotkania się w połowie drogi, w komnacie z głębokim, niebezpiecznym szybem, a następnie powrotu, każda grupa własną drogą.
Grupę „łatwiejszą” tworzyły trzy gracje – Hanka, Ania i Renata oraz dwóch forowych dziadków – TomaszK i Eksplorator 63.
Grupa łatwiejsza rusza ku sztolni fot. Eksplorator63
Grupa łatwiejsza rusza ku sztolni fot. Eksplorator63
Wbrew pozorom, penetracja sztolni wcale nie była łatwa, kilka razy musieliśmy chodzić na czworakach, przydały się też kaski ochronne, które wielokrotnie uchroniły nasze głowy od guzów. Zaczęliśmy od wczołgania się do wejścia o wysokości 60cm.
TomaszK wchodzi do sztolni fot. Hanka
Renata wciska się do wejścia fot. Eksplorator63
Dalej chodnik był nieco wyższy, można było iść w pozycji wyprostowanej. W kilku miejscach odchodziły w bok odgałęzienia, ale ślepe, o czym można było się przekonać świecąc w głąb latarką szperaczem.
Niski chodnik w sztolni fot. Eksplorator63
Wąskie przejście między korytarzami fot. Eksplorator63
W jednym miejscu natknęliśmy się na kamień zerwany ze stropu, który umożliwiał wprawdzie przeciśnięcie się obok niego osobie szczupłej, ale ja musiałem się przeczołgać się pod nim, po błocie.
TomaszK przeciska się wąskim przejściem fot. Hanka
Ania Aterowa w sztolni fot. Hanka
Jeszcze jedno wąskie przejście... fot. Eksplorator63
Krótko potem chodnik rozszerzał się w wysoką komnatę, w której dnie widniał głęboki otwór. Było to miejsce planowanego spotkania, a otwór stanowił wejście do prawie pionowej sztolni o głębokości 30 metrów. Miejsce to pojawia się w „Księdze urwisów” jako szyb z drabinami ustawionymi jedna nad drugą. W latach 50-tych pewnie tak to wyglądało, ale teraz była tylko goła skała i informacja w opisie jaskini, że już raz ktoś w tym miejscu zginął.
...i docieramy do miejsca spotkania z grupą trudniejszą fot. Hanka
Na pojawienie się drugiej grupy musieliśmy czekać 20 minut, ale wreszcie po drugiej stronie komnaty ukazały się światła latarek i usłyszeliśmy głosy kolegów.
Grupa trudniejsza dotarła do miejsca spotkania fot. Hanka
Grupa łatwiejsza w miejscu spotkania fot. Czesio1
Po zrobieniu pamiątkowych zdjęć, wróciliśmy do naszego wyjścia, a następnie dołączyliśmy do reszty grupy.
Wspólne spotkanie po udanej penetracji sztolni fot. Hanka
Wspólne spotkanie po udanej penetracji sztolni fot. Hanka
Ostatnio zmieniony 01 sty 1970, 01:00 przez TomaszK, łącznie zmieniany 1 raz.
Proszę wszystkich zlotowiczów zalegających z nadesłaniem relacji, o sprężenie się i wypełnienie zaległości. Mam pewien pomysł na promowanie naszego forum, przynajmniej w świętokrzyskiem.
TomaszK pisze:Proszę wszystkich zlotowiczów zalegających z nadesłaniem relacji, o sprężenie się i wypełnienie zaległości. Mam pewien pomysł na promowanie naszego forum, przynajmniej w świętokrzyskiem.
Przyłączam się do prośby TomaszKa. Panie i Panowie, wystarczy poświecić pół godzinki i można spokojnie napisać swoją relację. Sam tekst, bo zdjęcia i opisy robię ja. Podobnie jak foto-album. Wy macie napisać TYLKO SAM TEKST.
Lista Przebojów Programu 3. Któż z nas nie słuchał czy to w młodości czy to teraz tego kultowego programu? Od 38 lat co piątek mogliśmy poznać ulubione utwory słuchaczy Trójki.
Gdy w drugiej połowie maja po aferze politycznej nastąpiła przerwa w emisji Listy Fantomas wpadł na pomysł zrobienia naszej forowej listy przebojów. Zestaw do głosowania powstał na podstawie nadesłanych przez Forowiczów 10 ulubionych utworów (po pięć polskich i zagranicznych). W ten sposób powstał zbiór 120 utworów, teraz mogliśmy przystąpić do głosowania. Wybieraliśmy po 20 piosenek, które najbardziej przypadły nam do gustu według zasad zaproponowanych przez Fantomasa:
5 pkt. - wybieramy pięć piosenek
3 pkt. - wybieramy pięć piosenek
2 pkt. - wybieramy pięć piosenek
1 pkt. - wybieramy pięć piosenek
Głosowanie było tajne, dzięki czemu do samego końca nikt, oprócz Fantomasa, nie wiedział jak kształtuje się lista.
Zanim jednak nadszedł czas na premierową forową listę przebojów czekała nas wspaniała słodka niespodzianka. Otóż TomaszK osiem lat temu nastawił w domu miód pitny dwójniak zrobiony według specjalnej receptury. Ponieważ miód ów miał się nadawać do spożycia dopiero po ośmiu latach, został więc zakorkowany, opatrzony specjalną pieczęcią z napisem "Nie otwierać przed rokiem 2020!" i odstawiony głęboko w najtajniejszy zakamarek.
Rok powstania tegoż trunku ma dla nas dodatkowe znaczenie bowiem w tym to 2012 roku po raz pierwszy część z nas się poznała na żywo. Innymi słowy właśnie w 2012 roku odbył się pierwszy forowy zlot w Radzyniu Chełmińskim!
Osiem lat minęło jak z bicza "szczelił" i oto nadszedł ten moment w który chyba sam TomaszeK nie wierzył. Że miód ten dotrwa do 2020 roku! A jednak się udało!!
TomaszK opowiada o historii dwójniaka fot. kadr z filmu zlotowego
TomaszK opowiada o historii dwójniaka fot. kadr z filmu zlotowego
Czas na zerwanie pieczęci z dwójniaka fot. kadr z filmu zlotowego
Pieczęć dwójniaka fot. kadr z filmu zlotowego
Dwójniak fot. kadr z filmu zlotowego
Po degustacji wspaniałego dwójniaka Mysikrólik rozpalił grilla, czekając na smażoną kiełbaskę popijaliśmy różne trunki.
Popołudniowy odpoczynek fot. Hanka
Zlotowicze gotowi do słuchania premierowego
notowania Forowej Listy Przebojów fot. Hanka
Gdy wybiła godzina 19:05 połączyliśmy się telefonicznie z Fantomasem, który na żywo zaprezentował nam premierowe notowanie Forowej Listy Przebojów.
Połączenie z Fantomasem, który prezentuje listę fot. kadr z filmu zlotowego
Najpierw było po polsku. Miejsce dziesiąte wspólnie podzieliły Budka Suflera – „Noc Komety” i Perfect – „Nie Płacz Ewka”. Potem zestaw utworów zagranicznych, kolejno: 9. Pink Floyd – „Wish You Were Here”; 8. Clannad – “Robin (The Hooded Man)”; 7. The Doors – “Riders on The Storm”; 6. Uriah Heep – „Lady in Black”; 5. Omega – „Dziewczyna o perłowych Włosach” I 4. Direct Straits – „Brothers in Arms”.
Przenośny głośnik, z którego płynie lista przebojów fot. kadr z filmu zlotowego
Gdy tak siedzieliśmy przy radioodbiorniku (tzn. telefonoodbiorniku) słuchając kolejnych pozycji listy przypomniały mi się dawne licealne czasy. W długie jesienno–zimowe wieczory przełomu 1992 i 1993 spotykaliśmy się w gronie kilku znajomych i słuchając listy graliśmy w tysiąca. Czasem braliśmy czynny udział w liście biorąc udział w konkursie na odgadnięcie pierwszej piątki danego notowania. Ech, to były czasy...
Forowe Gracje na bieżąco dzielą się wynikami
listy przebojów ze znajomymi fot. kadr z filmu zlotowego
I teraz te wspomnienia wróciły dzięki forum, dzięki zlotowi, dzięki Wam Drodzy Przyjaciele. Ale wracam do piątkowej opowieści. Oto przed nami pierwsza trójka. Jakie to będą piosenki? Jedno wydawało mi się pewne. Że wśród nich i to prawdopodobnie na pierwszym miejscu będzie „Jolka, Jolka pamiętasz”. Wszak to utwór który towarzyszy nam na każdym zlocie. Podróż autokarem do Francji, potem ostatnie chwile w Paryżu na schodach parkowych, wreszcie w chłodny majowy wieczór skupieni w jednym domku w ponad dwadzieścia osób słuchających końcówki polskiego Topu. Za każdym razem śpiewaliśmy „Jolkę”.
A jednak stało się inaczej. Miejsce trzecie. Najwyżej sklasyfikowana polska piosenka. To Maanam – „Krakowski Spleen”. Piękne wspomnienie głosu zmarłej dwa lata temu Kory. Utwór, który odnosił się do atmosfery stanu wojennego w Polsce, stał się z czasem symbolem chęci wyzwolenia się z marazmu, apatii i chandry oraz dokonania zmiany w swoim życiu.
Na drugim trochę żużla jak mawiał Marek Niedźwiecki. Deep Purple – „Child in Time”. Fantastyczna ballada. Która ma już ponad 50 lat! Krótki tekst a mimo to utwór trwa ponad 10 minut. Rozkręca się powoli, niczym Lokomotywa z wiersza Tuwima. Z każdą minutą coraz szybciej aż wreszcie wybrzmiał najpiękniejszy krzyk w historii hard rocka. „Sweet child in time you'll see the line, the line that's drawn between the good and the bad.”.
Czas na miejsce pierwsze naszej forowej listy. Cóż to może być? Fantomas podgrzewa atmosferę z ogromną ciekawością czekamy na rozstrzygnięcie. Jeszcze chwila i już wiemy, że nasze premierowe notowanie Forowej Listy Przebojów wygrał Archive – „Again”. Dla mnie utwór niezwykły, klimatyczny, wciągający, absolutnie genialny. 16 minut wspaniałej muzycznej uczty. Bo jeśli „Again” to tylko w wersji długiej.
"To już koniec?" - zastanawia się Agnieszka PiTTowa.
Czas z premierową listą przebojów minął bardzo szybko fot. kadr z filmu zlotowego
Gdy wybrzmiały ostatnie dźwięki podziękowaliśmy Fantomasowi za ułożenie i poprowadzenie Forowej Listy. Na koniec nie mogło zabraknąć ABC – „ Look of love”, który od lat jest jinglem Trójkowej Listy.
Choć wyniki wywołały burzliwą dyskusję na forum już po zlocie to mam nadzieję, że nie poprzestaniemy na tym jednym notowaniu i jeszcze nie raz wybierzemy nasze ulubione utwory.
Ostatnio zmieniony 13 wrz 2020, 13:12 przez Czesio1, łącznie zmieniany 1 raz.
Czesio1 pisze:Do relacji Tomaszka ze sztolni dodałem jeszcze trzy zdjęcia:
A ja poproszę o usunięcie jednego zdjęcia, tego podpisanego "popołudniowy odpoczynek". Hanka i Panna Monika jakoś grubo wyszły, tak nie wypada.
A w każdym razie, żeby to zdjęcie przypadkiem nie znalazło się w fotoalbumie.
Czesio1 pisze:Do relacji Tomaszka ze sztolni dodałem jeszcze trzy zdjęcia:
A ja poproszę o usunięcie jednego zdjęcia, tego podpisanego "popołudniowy odpoczynek". Hanka i Panna Monika jakoś grubo wyszły, tak nie wypada.
A w każdym razie, żeby to zdjęcie przypadkiem nie znalazło się w fotoalbumie.
Podczas wyjazdu do Bocheńca, niemalże codziennie mijaliśmy majestatyczne wieże na wzgórzu zamkowym. Dopiero w przed ostatnim dniu ruszyliśmy zwiedzać ten piękny średniowieczny zamek świadczący o naszej bogatej historii.
Zamek w Chęcinach, widok z rynku miejskiego fot. Czesio1
Zamek w Chęcinach fot. Czesio1
Zamek w Chęcinach fot. Winnetou
Zamek w Chęcinach fot. Psycholog
Chęciny fot. Psycholog
Chęciny fot. Psycholog
Posąg Kazimierza Jagiellończyka u podnóży zamku fot. Czesio1
Armata do obrony warowni fot. Czesio1
Chęciny fot. Eksplorator63
Vasco i Czesio1 na ostatnim podejściu na zamek fot. Eksplorator63
By zaatakować szczyt rozdzieliliśmy się na dwie grupy, jedna ruszyła przez miasto (najsampierw posilając się lodami by mieć siły na ,,szturmowanie" zamku), druga natomiast ruszyła swoimi samochodami na parking i stamtąd ruszać na zamek.
Oczywiście grupa która ruszyła przez miasto była pierwsza i musiała czekać na drugą. Było na co czekać.
Jako, że w czasie naszej wizyty trwał długi weekend dodatkową atrakcją była rekonstrukcja historyczna z czasów powstania chmielnickiego i dotyczyła poddania zamku przez siły Chmielnickiego i Szwedów. Inscenizacja ta miała elementy pirotechniczne i pokaz szermierki historycznej.
Historyczna inscenizacja na zamku w Chęcinach fot. Winnetou
Historyczna inscenizacja na zamku w Chęcinach fot. Winnetou
Historyczna inscenizacja na zamku w Chęcinach fot. Winnetou
Historyczna inscenizacja na zamku w Chęcinach fot. Winnetou
Historyczna inscenizacja na zamku w Chęcinach fot. Winnetou
Winnetou w towarzystwie bohaterów inscenizacji fot. Winnetou
No i oczywiście nie można zapomnieć o Białe Damie która ukazała się na jednej z wież.
Uwaga! Nadchodzi Biała Dama! fot. Winnetou
Hanka w towarzystwie Białej Damy fot. Czesio1
Nasza przewodniczka pokazała nam wszystkie części zamku jak również jego historię która sięgała 1306 roku.
Nasza pani przewodnik po zamku w Chęcinach fot. Czesio1
Rycerz Czesio fot. Czesio1
Winnetou zakuty w dybach fot. Czesio1
Skarbczyk w kaplicy zamkowej fot. Psycholog
Raczej w podręcznikach nie znajdziemy informacji które od niej usłyszeliśmy, jakoby Bona wracając do Włoch po śmierci męża zatrzymała się na tym zamku i gdy przekraczała pobliski most jeden wóz się przewrócił i wpadł do rzeczki. Nikt z poddanych jej nie pomógł. Kolejną ciekawostką były badania archeologiczne które zostały tam przeprowadzone i dzięki którym poznaliśmy w jaki sposób był zamek budowany i została odkryta nieznana część budowli. Nie tylko wieże które kojarzą się w czasach staropolskich z więzieniem ale również cały budynek był więzieniem w którym przetrzymywano np. „Andrzej Garbaty (najstarszy z Olgierdowiczów) – przyrodni brat, a zarazem zacięty wróg Władysława Jagiełły oraz Hińcza z Rogowa, który wtrącony głęboko do brudnej wieży w Chęcinach omal nie wyzionął ducha od smrodu w więzieniu”, jak pisał Jan Długosz w swych „Kronikach”. Po wygranej bitwie pod Grunwaldem w 1410 r. przetrzymywano na zamku znaczniejszych jeńców krzyżackich, więziony był też, wzięty do niewoli w bitwie pod Koronowem, Michał Küchmeister (późniejszy wielki mistrz krzyżacki w latach 1414-1422), jak podaje strona zamku.
Zlotowicze wsłuchani w głos pani przewodnik fot. Czesio1
Widok z wieży zamkowej na okolicę fot. Winnetou
Widok z wieży zamkowej na okolicę fot. Winnetou
Zlotowicze na zamkowej wieży fot. Winnetou
Zlotowicze na zamkowej wieży fot. Czesio1
Dziedziniec zamkowy fot. Czesio1
Skazany na dwa lata w lochu Joannes Trzcinski fot. Psycholog
Słyszałam od małżonka i dzieci, że w Chęcinach się bardzo zmieniło (na plus) i że dużo się tam dzieje. I rzeczywiście, patrząc na relację Atera, Chęciny się bardzo rozkręciły. Przynajmniej od moich szkolnych czasów.
A pamiętasz TomaszKu co powiedziałeś jak zapytałem Cię czy słyszałeś "szczały" na zamku? (dla niewtajemniczonych dodam, że TomaszKowi oczywiście nie chciało się wchodzić pod górę na zamek i zamiast tego wolała wylegiwać się na kocu na trawce przy parkingu)
Ostatnio zmieniony 27 wrz 2020, 16:30 przez Czesio1, łącznie zmieniany 1 raz.
śladami Henryka Sienkiewicza w Oblęgorku, rozpoczęcie zlotu
Gdy rozpoczyna się zlot lubię już rano zapakować bagaż do samochodu i wyruszyć niespiesznie do celu. Na kolejne nasze forowe spotkanie też wyjechałam dość wcześnie. Z Kutna zabierałam w dalszą podróż Anię, Atera i Mysikrólika. Nie wiem czy na tamtym dworcu PKP chcieli sprawdzić czy dalej jest tam „brudno i brzydko, że pękają oczy” (moim zdaniem jest całkiem ładnie) czy tak akurat pasowała droga. Pociągi przyjechały punktualnie i po powitaniu ruszyliśmy już w czwórkę w dalszą drogę.
Hanka, Mysikrólik, Ater i Ania w drodze na zlot fot. Hanka
Mysikrólik to bardzo miły i spokojny kolega ale gdy na kolejnym Tirze, którego bałam się wyprzedzić, wyczytał już wszystkie napisy i nauczył się numeru rejestracyjnego na pamięć – nie wytrzymał. Na stacji benzynowej prawie siłą (tzn. grzecznie poprosił) zabrał mi kluczyki i dużo sprawniej prowadząc golfa pognał w stronę Bocheńca. Ustawiając nawigację zauważyłam, że na naszej trasie jest Oblęgorek. Postanowiliśmy tam skręcić i zwiedzić Muzeum naszego noblisty Henryka Sienkiewicza. Do pałacu prowadzi aleja lipowa. Wolnym spacerowym krokiem, podziwiając szpaler drzew i mijając Czerwoną Bramę ruszyliśmy do muzeum.
Alejka lipowa prowadząca do muzeum fot. Ater
Alejka lipowa prowadząca do muzeum fot. Hanka
Alejka lipowa prowadząca do muzeum fot. Hanka
Kilka słów o tym miejscu.
Muzeum powstało 26 października 1958 roku z inicjatywy dzieci pisarza, córki Jadwigi i syna Henryka. W 1900 roku, z okazji 25-lecia pracy literackiej, dla przyszłego noblisty polskie społeczeństwo zorganizowało zbiórkę na zakup majątku w Oblęgorku i ufundowało go w podziękowaniu za jego pracę. Do dworku Henryk Sienkiewicz przybył w maju 1902 roku. Używał go głównie jako miejsce letniego wypoczynku i pracy. W tym okresie Henryk Sienkiewicz pracował m.in. nad powieściami W pustyni i w puszczy, Na polu chwały, jak i nowelą Dwie łąki (1903). W dworku przebywał do jesieni 1914 roku. Opuścił Oblęgorek pod koniec września w wyniku I wojny światowej wyjeżdżając do Szwajcarii. Po śmierci pisarza jego żona Maria i syn Henryk Józef zamieszkali na stałe w dworku, gdzie przebywali do 1944 roku. Po zakończeniu II wojny światowej majątek w wyniku nacjonalizacji uległ parcelacji. Dla rodziny po pisarzu pozostawiono pałacyk wraz z 49 ha ziemi.
Muzeum w Oblęgorku fot. Hanka
Muzeum w Oblęgorku fot. Ater
Hanka i Mysikrólik przed muzeum w Oblęgorku fot. Ater
Na parterze odtworzony został wygląd i wystrój pomieszczeń z czasów pobytu pisarza. Znajdują się tu gabinet do pracy i salon dla gości. Pozostałe pomieszczenia to jadalnia, palarnia i sypialnia.
Na piętrze ulokowano ekspozycje poświęcone pisarzowi. Wcześniej zajmowane przez dzieci, obecnie zgromadzone są zbiory biograficzno-literackie. Wystawione tam zostały m.in. dzieła tłumaczone na wiele języków oraz listy i pamiątki osobiste.
Muzeum w Oblęgorku fot. Ater
Muzeum w Oblęgorku fot. Ater
Hanka przy obrazie Henryka Sienkiewicza fot. Ater
Muzeum w Oblęgorku fot. Hanka
Muzeum w Oblęgorku fot. Hanka
Muzeum w Oblęgorku fot. Hanka
Muzeum w Oblęgorku fot. Ater
Muzeum piękne. Spędziliśmy tam godzinę podziwiając eksponaty, obrazy, wystrój i wczytując się w historię tego miejsca. Nie spacerowaliśmy już po parku pełnego dębów, lip, grabów i klonów bo do Bocheńca zbliżał się Czesio i chcieliśmy już dotrzeć na miejsce.
Parking przed Ośrodkiem w Bocheńcu fot. Czesio1
Stołówka Ośrodka w Bocheńcu fot. Czesio1
Domki Ośrodka fot. Czesio1
Gdy przejechaliśmy bramę ośrodka Ptaszyniec w Bocheńcu na powitanie wyszedł Czesio. Po powitaniach obejrzeliśmy nasze domki i dokonaliśmy podziału i zakwaterowania. Na jednym z domków już tradycyjnie zawisł przywieziony przez Eksploratora nasz baner.
Forowy baner przed jednym z naszych domków fot. Czesio1
Eksplorator63, Hanka, Ater, Ania TomaszK i Mysikrólik fot. Czesio1
Eksplorator63, Czesio1, Ater, Ania TomaszK i Mysikrólik fot. Hanka
Pozostało już tylko czekać na kolejnych zlotowiczów. Dużo frajdy sprawił nam TomaszeK, gdy po przyjeździe wypakował reklamówki pełne kolorowych kasków. Zakupił je dla zlotowiczów byśmy bezpiecznie penetrowali szyb kopalni miedzi w Miedziance.
Popołudniowy odpoczynek fot. Ater
Popołudniowy odpoczynek fot. Ater
TomaszK, Eksplorator63, Mysikrólik i Czesio fot. Ater
Niezwykle miło przy smakołykach, pysznych trunkach, ugotowanym żurku mijał nam pierwszy zlotowy wieczór.
Kąpiel w Wiernej Rzece i ostatnie wieczorne atrakcje
Ośrodek „Ptaszyniec”, w którym miała miejsce nasza baza, był położony nad rzeczką Łośną zwaną w dolnym jej biegu Wierną Rzeką. To właśnie tą rzeczkę upamiętnił Stefan Żeromski w swej powieści. W sobotni wieczór znaleźli się chętni by po całodziennych trudach zażyć kąpieli w tej słynnej rzece. Podjechaliśmy na parking obok kąpieliska i tam dwie kobiety: Matylda i Hanka oraz trzech odważnych panów: Mysikrólik, PiTT i Psycholog zanurzyli swe ciała w rzece. Z tym zanurzeniem był mały kłopot, bo woda w Wiernej Rzece sięgała miejscami raptem kolan i to kolan Matyldy.
Mysikrólik, Psycholog, PiTT i Matylda w Wiernej Rzece fot. Hanka
Ale gdy położyliśmy się na dnie, czysta woda przyjemnie chłodziła nasze ciała. Wspominaliśmy wówczas nasze kąpiele w rzece obok zamku we Francji. Tam też codziennie kąpaliśmy się po całodziennym zwiedzaniu.
Hanka w Wiernej Rzece fot. Hanka
Ekipa kąpielowa zanurzona w Wiernej Rzece fot. Hanka
Taplanie w wodzie najbardziej spodobało się chyba Matyldzie, ale zrobiło się już późno trzeba była wracać, bo przed nami był nasz ostatni zlotowy wieczór. Towarzyszyła nam muzyka, pyszne dania z grilla, wyśmienite trunki.
Tego również dnia dzięki Vasco, który przywiózł ze sobą płytę, obejrzeliśmy film z 1956 roku pt. „Tajemnica dzikiego szybu”. Jest to film oparty na motywach powieści Edmunda Niziurskiego „Księga urwisów”, czyli jednej z trzech książek śladami których ruszyliśmy w Góry świętokrzyskie.
Projekcja filmu "Tajemnica dzikiego szybu" fot. Winnetou
Projekcja filmu "Tajemnica dzikiego szybu" fot. Winnetou
Projekcja filmu "Tajemnica dzikiego szybu" fot. Psycholog
Kiełbaska i mięsko już prawie gotowe fot. Psycholog
Matylda porwała do zabawy Anię Aterową fot. Psycholog
Grill już powoli dogasa fot. Psycholog
Najważniejsza jednak była nasza radość ze spotkania, moc wrażeń z miejsc, które mogliśmy razem zwiedzić i nadzieja, że kolejny zlot odbędzie się w bardziej licznym gronie.
Na zlocie bocheńskim niewiele było czasu na gry planszowe. Grafik był napięty i większość osób wolne chwile odpoczywała w cieniu drzew, z kubeczkiem pysznego miodu produkcji TomaszKa, lub wina bychawskiej winnicy Czesia.
Nie mniej udało nam się zagrać kilka partyjek Tajniaków.
Czesiu, nagrywasz? fot. kadr z filmu zlotowego
To mogę spokojnie rozkładać karty fot. kadr z filmu zlotowego
Grę czas zacząć! fot. kadr z filmu zlotowego
Zabawa jest przednia fot. kadr z filmu zlotowego
Brylował oczywiście Vasco, który duży talent ujawnił już na zlocie we Fromborku. Jak zwykle było bardzo wesoło, bo gra polega na odgadywaniu myśli, skojarzeń kapitana drużyny, przez resztę. W tym czasie drugi zespół stara się wyprowadzić przeciwników na manowce, sugerując coraz to bardziej absurdalne odpowiedzi. Zasady są bardzo proste, co powoduje, że zagrać może każdy i to praktycznie z marszu. Skład drużyn często się zmienia, ale nie ma to większego znaczenia, zwłaszcza, że chwilę po zakończeniu, nikt już nie roztrząsa poprzedniej partii, skupiając się na następnej. No chyba, że ktoś wyjątkowo dziwnie skojarzył słowo–hasło i naraził się przez to na drobne, przyjacielskie uszczypliwości i docinki.
Ty Vasco zwolnij, daj innym pograć fot. kadr z filmu zlotowego
W roli widza dołącza do stołu Eksplorator63 fot. kadr z filmu zlotowego
Grono grających znacznie się powiększyło fot. Czesio1
Grono grających znacznie się powiększyło fot. Czesio1
Wielkim sukcesem organizatorów był udział TomaszKa, który raczej stroni od gier, woląc zagrzewać do boju, niż brać udział samemu.
Grono graczy było z resztą całkiem spore. Udział wzięli prawie wszyscy oprócz Czesia i Eksploratora. Ich cmokanie nad kubkami świadczyło jednak o tym, że miody i justowe w tym roku wyszły wyśmienicie.