Z wielką niecierpliwością, jak co roku zresztą, czekałam na zlot. W piątkowe, kwietniowe przedpołudnie pojechałam do Łodzi, by w dalszą podróż na Dolny Śląsk wybrać się z panną Moniką, Olą i Zaliczką. One też nie mogły doczekać się wyjazdu więc już w południe nasz pojazd mknął w stronę Wrocławia. Po drodze postanowiłyśmy zatrzymać się w Oleśnicy.
Jest tam sporo miejsc wartych odwiedzenia. Nas zainteresował: rynek z ratuszem, Biblioteka łańcuchowa i Bazylika Mniejsza pw św. Jana Apostoła.
Oleśnica to zabytkowe miasto, a jego historia sięga XIII wieku, kiedy to gród otrzymał prawa miejskie. Świadectwem wielowiekowych dziejów miasta są jego zabytki. Po zaparkowaniu samochodu skierowałyśmy się w stronę rynku. W centralnej jego części znajduje się kilka budynków, w tym XV wieczny ratusz. Budynek jest w pełni zmodernizowany na potrzeby władz miejskich, z zewnątrz nadal przypomina o czasach średniowiecznych. To wrażenie, w szczególności, zapewnia wieża będąca najstarszą częścią Ratusza i jednocześnie najwierniejszym odwzorowaniem architektury sprzed setek lat. Oleśnicki rynek zachęca do długich, wolnych spacerów i jest idealnym miejscem na relaks. Zrelaksowałyśmy się więc siedząc na ławeczce, zajadając przysmaki z plecaka.
Hanka z Zaliczką i Olą na rynku w Oleśnicy fot. panna Monika
O godzinie 13.00 czekał na nas przewodnik, który oprowadził nas po Bazylice i pokazał bibliotekę.
Z racji zawodu bardzo mnie intrygowała ta biblioteka. Biblioteka łańcuchowa to miejsce, w którym książki są przymocowane do regału za pomocą łańcucha, który jest wystarczająco długi, aby umożliwić wyjęcie książek z półek i przeczytanie, ale nie usunięcie ich z samej biblioteki. Tą w Oleśnicy założył w 1594 roku Karol II. Znajduje się w niewielkim pomieszczeniu nad kruchtą bazyliki. W swych zbiorach posiada obecnie 230 woluminów cennych książek. To jedyna taka biblioteka w Polsce. Po dokładnym spenetrowaniu prawie wszystkich książek zeszłyśmy do kościoła by tam obejrzeć zabytkowe wyposażenie i posłuchać historii tego miejsca.
Hanka w Bibliotece w Oleśnicy fot. panna Monika
Hanka w Bibliotece w Oleśnicy fot. panna Monika
Zaliczka w Bibliotece w Oleśnicy fot. panna Monika
Przewodnik pokazał nam również podziemną kryptę Podiebradów z nagrobkami tumbowymi.
Pierwsze ciekawe miejsce zaliczone więc można było udać się w dalszą drogę. Celem naszej podróży były Wambierzyce.
Bazylika w Wambierzycach fot. Czesio1
Gdy dotarłyśmy na miejsce czekał już na nas Czesio z Kiką (Majką). Wszyscy byliśmy głodni więc z ochotą udaliśmy się do restauracji by tam w przytulnych, ciepłych wnętrzach zaspokoić głód i cieszyć się ze spotkania.
Obiadek w Wambierzycach fot. Czesio1
Po posiłku zrobiliśmy zakupy artykułów spożywczych na kolację i pojechaliśmy do naszej bazy noclegowej. Dom noclegowy „Pod Mnichem” to duży, wygodny, ośrodek, spełniający wszystkie nasze wymagania. Była wiata, miejsce na ognisko, zaplecze kuchenne, duży pokój na wieczorne pogawędki, spokojna okolica, piękne widoki, parking, mili właściciele. W tak cudownym miejscu na pewno kolejny samochodzikowy zlot będzie niezapomnianym przeżyciem.
"Pod Mnichem", nasza baza noclegowa w Wambierzycach fot. Czesio1
"Pod Mnichem", nasza baza noclegowa w Wambierzycach fot. Czesio1
"Pod Mnichem", nasza baza noclegowa w Wambierzycach fot. Czesio1
"Pod Mnichem", nasza baza noclegowa w Wambierzycach fot. Czesio1
"Pod Mnichem", nasza baza noclegowa w Wambierzycach fot. Czesio1
Mnich w tle fot. Czesio1
"Pod Mnichem", nasza baza noclegowa w Wambierzycach fot. Czesio1
Sobota, przedostatni dzień kwietnia, pierwszy pełny zlotowy dzień. Na ten dzień zaplanowaliśmy wędrówkową część naszego zlotu. W planach Szczeliniec Wielki i Błędne Skały, czyli w wielkim skrócie Góry Stołowe. A raczej ich część po polskiej stronie granicy.
Szkoda, że te nasze forowe spotkania są takie krótkie, że mamy do dyspozycji tylko kilka dni, bo Góry Stołowe są piękne również po czeskiej stronie. Teplickie i Adrspaskie Skalne Miasta to niesamowite miejsca i aż żal, że będąc tak blisko nie możemy tam pojechać.
Ale głównym mottem podziemnego zlotu jak sama nazwa wskazuje były podziemia Kotliny Kłodzkiej, dlatego miłośnikom gór pozostał tylko jeden dzień do delektowania się pięknymi widokami.
Dla mnie to ważny punkt programu z osobistych powodów. Już za cztery tygodnie ruszam na szlak wielkiej przygody. Mój plan to Główny Szlak Beskidzki, ponad 500 km w ciągu maksymalnie 21 dni od Ustronia po Wołosate! Góry Stołowe są dla mnie ostatnim sprawdzianem, który może dać mi odpowiedź na pytanie czy jestem przygotowany do realizacji projektu GSB 2023.
Wczesnym rankiem wyruszyliśmy naszymi wehikułami z naszej bazy noclegowej w Wambierzycach okrężną drogą do Karłowa. Piszę okrężną, bowiem najkrótsza trasa tj. Szosa Stu Zakrętów, która dostarcza ekstremalnych wrażeń w postaci dużej ilości zakrętów, wąskiej miejscami drogi i drzew niemalże wychodzących na spotkanie kierowcom, jest niestety w remoncie.
Zaparkowaliśmy samochody na parkingu w Karłowie i grupą kilkunastu osób ruszyliśmy ku Szczelińcowi. Początkowo szliśmy szlakiem żółtym i niebieskim, mijając po drodze różne kioski i kramy, dające okazję do mniej lub bardziej sensownego wydania pieniędzy. Wkrótce wkraczamy w las i drogą pośród dużych głazów docieramy do skrzyżowania szlaków.
Zbiorówka przed wejściem na szlak fot. Czesio1
Ścieżka pnie się teraz stromo w górę, podejście ułatwiają kamienne stopnie, jedne z najstarszych w Sudetach, ułożono je już na przełomie XVIII i XIX wieku. Po drodze mijamy różne grupy skalne, najciekawsze są opisane tablicami informacyjnymi.
"Podpórki" skał na szlaku fot. Czesio1
Po kilkunastu minutach wspinaczki docieramy do budynku schroniska wybudowanego w stylu szwajcarskim w połowie XIX wieku.
Schronisko na Szczelińcu Wielkim fot. Czesio1
Panorama z tarasu widokowego przed schroniskiem fot. Czesio1
Czesio na Szczelińcu Wielkim fot. Czesio1
Taras widokowy na Szczelińcu fot. Czesio1
Zbiorówka na Szczelińcu fot. Czesio1
Przed schroniskiem znajduje się taras widokowy z którego rozpościera się rozległa panorama w kierunku północno-zachodnim i północnym od Karkonoszy po Góry Sowie.
Naprzeciw schroniska w 1988 roku w piaskową skałę wmurowano tablicę ku czci Franza Pabla, twórcy zagospodarowania szczytu. Był on długoletnim przewodnikiem oprowadzającym turystów po Szczelińcu od 1790 roku aż do śmierci w 1861 roku. Odwiedzający Szczelinie Król Prus Fryderyk Wilhelm III nadał mu pierwszą urzędową nominację przewodnicką w Europie.
Obok znajduje się również tablica upamiętniająca wejście na Szczeliniec w dniu 29 sierpnia 1790 roku J. W. Goethego i druga tablica poświęcona pobytowi na szczycie w dniu 26 sierpnia 1800 roku przyszłego prezydenta USA J. Q. Adamsa.
Za budynkiem schroniska znajduje się kasa biletowa, zwiedzanie dalszej części jest płatne. A ponieważ wejście stanowi pętlę z zejściem w innym miejscu radzi nie radzi musimy uiścić opłatę. Musimy również jakoś przemycić Florka, czyli psa PiTTa, ponieważ wprowadzanie zwierząt na Szczeliniec jest zabronione. No nic, trzeba zaryzykować, bo przecież nie zostawimy psa na szczycie.
Tuż za kasą znajdują się najwyższe partie skalne Szczelińca: Kaczuszki, Wielbłąd, Małpolud i Fotel Pradziada, który jest najwyższym punktem szczytu.
Panorama z drugiego taraswidokowego przed schroniskiem fot. Czesio1
Zbiorówka na drugim tarasie widokowym fot. Czesio1
Fotel Pradziada, najwyższy punkt Szczelińca Wielkiego fot. Czesio1
Fotel Pradziada, najwyższy punkt Szczelińca Wielkiego fot. Czesio1
Wielbłąd fot. Barabasz
Małoplud fot. Czesio1
Dzieci na tle Małpoluda fot. Czesio1
Przez wąskie szczeliny powstałe w wyniku rozsuwania wielkich bloków skalnych przy krawędzi piaskowcowej płyty docieramy do Diabelskiej Kuchni a następnie do Piekiełka. Powiało tu mroźnym powietrzem, nic więc dziwnego, że leży tu jeszcze śnieg.
Kolejny taras widokowy fot. Czesio1
Między szczelinami jeszcze zima fot. Czesio1
Diabelska Kuchnia fot. Czesio1
Śnieg na szlaku fot. Czesio1
Zlotowicze w Diabelskiej Kuchni fot. Czesio1
Schodami w górę wychodzimy na platformę widokową, którą dla kontrastu temperaturowego nazwano Niebem. Niestety pogoda zaczęła się delikatnie psuć, chmury spowiły niebo i nie mogliśmy podziwiać pięknych widoków.
Schody do Piekła fot. Czesio1
Niebo fot. Czesio1
Trawersując wąskie szczeliny mijamy kolejne ciekawe formy skalne: Kołyskę Ducha Gór, Kwokę siedzącą na gnieździe, Koński Łeb, Kazalnicę i Słonia. Stąd odchodzimy na chwilę na kolejny taras widokowy, ale podobnie jak poprzednio widoków z powody pogody nie uświadczyliśmy.
Kołyska Ducha Gór fot. Czesio1
Trochę gimnastyki na szlaku fot. Czesio1
I trochę przeciskania się w szczelinach fot. Czesio1
Kwoka siedząca na gnieździe fot. Czesio1
Taras widokowy fot. Czesio1
Taras widokowy fot. Czesio1
Zaczyna delikatnie kropić, wieje wiatr więc żwawym marszem schodzimy w dół. Po kilkunastu minutach zamykamy pętlę na węźle szlaków i wracamy do pozostawionych na parkingu wehikułów.
Zejście ze Szczelińca Wielkiego fot. Czesio1
Jeszcze tylko ciepły posiłek w jednym z przydrożnych barów...
Grochówka z wkładką plus kawa na rozgrzewkę po zejściu ze Szczelińca fot. Czesio1
Prosto po wizycie na Szczelińcu, udaliśmy się na zwiedzanie Błędnych Skał.
Zlotowicze przy wejściu do rezerwatu "Błędne Skały" fot. Czesio1
Wejście na szlak Błędnych Skał fot. irycki
Pierwszy punkt widokowy na szlaku fot. Czesio1
Ich obszar ma powierzchnię ok. 22 ha. Obejmuje on swoim zasięgiem zespół osobliwych form skalnych o wysokości 6 – 11 m, wytworzonymi wskutek wietrzenia piaskowca ciosowego. Błędne Skały to labirynt szczelin i zaułków, niekiedy niezwykle wąskich, oddzielających bloki skalne kilkunastometrowej wysokości. Wiele skał ma własne nazwy np.: „Skalne Siodło”, „Kurza Stopka”, „Labirynt”, „Tunel”, „Wielka Sala”.
Skalne Siodło fot. Czesio1
Korzenie drzew na skałach fot. irycki
"Podpórki" skał fot. Czesio1
Labirynt skalny fot. irycki
Wielka Sala fot. irycki
Kurza Stopka fot. irycki
Czesio z Kiką fot. Czesio1
Zaliczka z Olą fot. panna Monika
Błędne Skały fot. irycki
Labirynt skalny fot. irycki
Tunel fot. irycki
Błędne Skały fot. irycki
Błędne Skały fot. Czesio1
Błędne Skały fot. Czesio1
W pobliżu Błędnych Skał znajduje się „Głaz Trzech Krzyży”. Kiedyś był to pilnie strzeżony punkt celny między hrabstwem kłodzkim a Królestwem Czech. Na głazie tym znajduje się szereg dat, które, jak mówi legenda, ryto dla upamiętnienia przyłapania przemytników (najstarsza – 1616r.).
Wiata na szlaku Błędnych Skał fot. Czesio1
Zlotowicze odpoczywają po wyjściu ze skalnego labiryntu fot. Czesio1
Zaliczką z Kiką fot. Czesio1
Na terenie Błędnych Skał znajduje się punkt widokowy, na platformie o nazwie „Skalne Czasze”. Widoczny stąd jest m.in. Szczeliniec Wielki i Mały, Broumovska Vrchovina, miejscowość Machov, a przy dobrej widoczności zobaczyć możemy także Karkonosze!
Punkt widokowy przy "Skalnych Czaszach" fot. irycki
Punkt widokowy przy "Skalnych Czaszach" fot. Czesio1
Punkt widokowy przy "Skalnych Czaszach" fot. Czesio1
Zdziwiły nas tabliczki ostrzegające przed żmijami, do tej pory zastanawiamy się, czy w Błędnych Skałach naprawdę żyją żmije, czy to tylko sposób zniechęcenia turystów do zbaczania ze szlaku.
Chodzenie jest zdrowe.
No to wybraliśmy się z małą ekipą na zwiedzanie Fortu Karola. Punkt startowy to Parking na Lisiej Przełęczy, do Fortu niecałe 10 minut. Ale ten Fort właśnie był po to, by był blisko Lisiej Przełęczy. Fort a raczej strażnica została wybudowana w 1790 roku w celu kontrolowania przygranicznego traktu prowadzącego do Radkowa. W tym czasie w Prusach królował Fryderyk Wilhelm II (od 1786 roku), który początkowo widział zagrożenie ze strony Austrii, jakkolwiek ostatecznie zawarł porozumienie z Austrią. Ten właśnie Król Pruski wziął udział w II i III rozbiorze Polski. Ponadto ten właśnie Król zaplanował grabież skarbca koronnego na Wawelu w 1795 (skradziono m.in. Koronę Chrobrego, którą przetopiono w 1809 roku na rozkaz Fryderyka Wilhelma III).
Ciekawostka 1: korona ta powstała dopiero na koronację Władysława I Łokietka w 1320 roku.
Ciekawostka 2, podobno nieliczne drobne przedmioty pozostawione na Wawelu przez Prusaków trafiły do kolekcjonera Tadeusza Czackiego, od którego odkupiła je Izabela Czartoryska do muzeum w Puławach.
Ciekawostka 3: Tadeusz Czacki z Marcinem Molskim wizytowali Frombork w 1802 roku. I tutaj zaczyna się robić ciekawie. Bo jak pamiętamy, na obrazie Matejki z 1873 roku Kopernik obserwuje niebo na czymś w rodzaju balkonu. Owszem, był wzdłuż murów ganek o szerokości 1m, ale kompleksowa analiza sugeruje minimum 2m na 2m solidnego, trwałego podłoża!!! W sprawozdaniu Czackiego pojawia się po raz pierwszy nowa lokalizacja, „Gwiazdouważnia”, osobna wieżyczka niedaleko mieszkania Kopernika. Czacki z Molskim także szukali grobu Kopernika. Znaleźli grób koło epitafium. Tylko że było to nowe epitafium, które pojawiło się w 1760 roku bliżej ołtarza głównego i tak naprawdę znaleźli pochówek biskupa Fleminga z XIV wieku. I w ten oto sposób Zlot na Dolnym Śląsku jest w pewnym sensie „Samochodzikowy”
Ze strażnicy niewiele zostało – fragment murów, platforma widokowa oraz resztki bram.
Fort Karola fot. kadr z filmu zlotowego
Fort Karola fot. Czesio1
Fort Karola fot. kadr z filmu zlotowego
Fort Karola fot. kadr z filmu zlotowego
Z platformy doskonale widać Szczeliniec, na którym dopiero co byliśmy.
Widok z Fortu Karola fot. Czesio1
Widok z Fortu Karola fot. Czesio1
Widok z Fortu Karola fot. Czesio1
Widok z Fortu Karola fot. Czesio1
Widok z Fortu Karola fot. Czesio1
Tęcza nad Wambierzycami fot. Barabasz
Zdrowe jedzenie też jest zdrowe.
A zatem po powrocie do bazy czas uzupełnić kalorie. Kujawski Żurek by Hanka!!!
Szlachetny Żurek,
Nikt się nie dowie jak smakuje,
Aż cię Hanka na Zlocie ugotuje.
Bo Hanka na Żurku zna się,
I zawsze doda tego co trzeba,
Do Żurku smacznego, aromatycznego.
Czy to kwaśnego, czy to słodkiego,
Czy to z jajkiem, czy to z boczkiem,
Czy to z grzybami, czy to z ziołami,
Czy to z chrzanem, czy to z czosnkiem
Żurek jest dobry, gdy Hanka gotuje.
Zupko wyśmienita, mój los szczęśliwy
Dopiero teraz jest Zlot Prawdziwy!!!
Przygotowywanie kujawskiego żurku fot. panna Monika
Kujawski żurek gotowy fot. Czesio1
Czesio niesie gar z kujawskim żurkiem fot. Barabasz
Popołudniowe rozmowy Zlotowiczów przy grillu fot. Barabasz
Degustacja kujawskiego żurku fot. Barabasz
Może ktoś ma ochotę na kiełbaskę z grilla? - zachęca Asia Barabaszowa fot. Czesio1
Popołudniowa biesiada fot. Barabasz
Wieczorne rozmowy Zlotowiczów fot. Czesio1
Co też ta Marysia opowiada? - dziwi się Hanka fot. Czesio1
Vaco opowiada o teatralnym spektaklu, a TomaszK wrzuca zdjęcia na forum fot. Czesio1
Chłodny wieczór majowy wygonił Zlotowiczów do domku fot. Czesio1
Po wędrówkach Szczelińcu Wielkimi i po smacznym obiedzie grupa zlotowa z różnych powodów rozdzieliła się. Część pojechała do Błędnych Skał, kolejna grupa wróciła do bazy, a my zdecydowaliśmy się pojechać do Czermnej, aby zwiedzić Kaplicę Czaszek.
Na miejscu po zakupie biletów musieliśmy poczekać z 10 minut, z uwagi na długą kolejkę chętnych do odwiedzenia tego miejsca.
Gdy weszliśmy dużą grupą do bardzo małego pomieszczenia okazało się, że było tak tłoczno, iż każdy sobie zasłaniał, więc prawie w ogóle nie widzieliśmy ścian i jedynie sufit było dobrze widoczny.
Sama kaplica jest w stylu barokowym i ma prawie 450 lat oraz jest tylko jednym z trzech takich miejsc w Europie. Założycielem budynku był wtedy proboszcz parafii Wacław Tomaszek który razem z grabarzem Langnerem zbierał te czaszki. W kaplicy jest ponad 2 tysiące ludzkich czaszek i piszczeli równo ułożonych na ścianach i suficie, a na dodatek w piwnicy pod budynkiem jest ich jeszcze więcej niż w samej kaplicy, tylko że leżą w nieładzie.
Psycholog, Małgosia, Hanka i Agnieszka w Kaplicy Czaszek fot. TomaszK
Czułem się tam nieswojo zdając sobie sprawę, że te wszystkie kości należały do zmarłych ludzi.
Przewodnik w szybkim tempie opowiedział o historii kaplicy i zakazał robić zdjęć. Prezentował kilka czaszek leżących na stole i opowiedział trochę wydumane historie o każdej z nich.
Małgosia, TomaszK, Hanka, Agnieszka, Kika, Ola i panna Monika fot. TomaszK
Po powrocie do bazy TomaszK, który kiedyś był już w kaplicy opowiedział nam ciekawostkę, iż rzekoma czaszka księdza Tomaszka jest tak naprawdę czaszką kobiecą.
Sama kaplica jest to naprawdę dziwną, ale ciekawą atrakcją turystyczną, szkoda, że nie można było robić zdjęć ale niektórzy łamali te zasady.
Tytułowe dla zlotu „Podziemia Kotliny Kłodzkiej”, zaczęliśmy zwiedzać drugiego dnia. Tego ranka byliśmy już w komplecie i kawalkadą pięciu samochodów pojechaliśmy do Kłodzka. Wydawało się, że problemem będzie znalezienie miejsc do parkowania w okresie Długiego Weekendu, ale okazało się że przyjezdni jeszcze śpią i było gdzie zostawić samochód w centrum miasta.
Zaczęliśmy od Podziemnej Trasy Turystycznej, wiodącej piwnicami średniowiecznych kamienic od podnóża twierdzy, do centrum miasta. Kiedy tu byłem 25 lat temu, zwiedzało się w odwrotnym kierunku, ale widocznie nastąpiło przebiegunowanie i kierunek się zmienił.
Trasa podziemna w Kłodzku fot. Czesio1
Trasa podziemna w Kłodzku fot. Czesio1
Zlotowicze w podziemach Kłodzka fot. irycki
Trasa podziemna w Kłodzku fot. irycki
Skarb w podziemiach Kłodzka fot. irycki
Piekarnia fot. Czesio1
Trasa podziemna w Kłodzku fot. irycki
Trasa podziemna w Kłodzku fot. irycki
Trasa podziemna w Kłodzku fot. Czesio1
Trasa podziemna w Kłodzku fot. Czesio1
Trasa podziemna w Kłodzku fot. Czesio1
Podziemia nie sprawiają wrażenia połączonych współczesnych piwnic, za dużo tam korytarzy, rozgałęzień, ciągów schodów, są nawet studnie, nie ma za to zamkniętych odgrodzonych boksów. W podziemiach rozmieszczono liczne dioramy ukazujące życie w dawnych wiekach, piekarnie, małe browary, ale także więzienie a nawet sale tortur. Tych sal tortur zwiedziliśmy w czasie tego zlotu więcej, odnoszę wrażenie, że to ulubiony chwyt marketingowy, mający przyciągać turystów.
Po wyjściu z podziemi, wróciliśmy górą do twierdzy. Twierdza Kłodzka ma 300 lat, powstała jako punkt obrony jednego z naszych zaborców (Prusy) przeciwko drugiemu (Austrii), podobnie jak zwiedzana tego samego dnia twierdza w Srebrnej Górze. Największą rolę odegrała w czasach wojen napoleońskich, potem było tu więzienie, był tu przetrzymywany Wojciech Kętrzyński, bojownik o polskość Mazur, znany nam z „Niewidzialnych”. Twierdza zagrała w wielu filmach, m.in. serialu „Czterej pancerni i pies”.
Zlotowicze w drodze ku Twierdzy fot. Barabasz
Twierdza Kłodzko fot. Czesio1
Zlotowicze w drodze ku Twierdzy fot. Czesio1
Zlotowicze w drodze ku Twierdzy fot. Czesio1
Twierdza Kłodzko fot. Czesio1
W oczekiwaniu na godzinę wejścia fot. Czesio1
Twierdza Kłodzko fot. Czesio1
Twierdza Kłodzko fot. Czesio1
Zaczynamy zwiedzanie fot. irycki
Zaczynamy zwiedzanie fot. irycki
Zlotowicze wsłuchani w głos przewodnika fot. Czesio1
Twierdza Kłodzko fot. Czesio1
Zwiedzać można część nadziemną, ale ta jest nieciekawa i wybraliśmy podziemia. Podziemia Twierdzy Kłodzkiej to nie tylko magazyny broni i amunicji, pomieszczenia dla żołnierzy i korytarze do prowadzenia ognia przez wąskie strzelnice.
Największą atrakcją są tunele minowe, podobno najlepiej zachowane w Europie. To niskie, wąskie korytarzyki, rozgałęziające się jak gałązki choinki, wychodzące daleko poza mury twierdzy. W razie oblężenia, korytarze znajdujące się pod pozycjami nieprzyjaciela, miały być wypełniane beczkami z prochem i wysadzane.
Podziemne korytarze twierdzy fot. irycki
Podziemne korytarze twierdzy fot. irycki
Podziemne korytarze twierdzy fot. Czesio1
Barabasz w podziemiach fot. Czesio1
TomaszK w podziemiach fot. Czesio1
Wąska strzelnica fot. Czesio1
Wąskie korytarze w podziemiach utrudniały zwiedzanie fot. irycki
Podziemny korytarz fot. Czesio1
Twierdza Kłodzko fot. Czesio1
Twierdza Kłodzko fot. irycki
Ufff, wreszcie na powietrzu fot. irycki
Zlotowicze odpoczywają po podzimenych zwiedzaniach fot. Czesio1
Twierdza Kłodzko fot. Czesio1
Korytarze minerskie były najbardziej klaustrofobiczną częścią zwiedzania, miały 90cm wysokości, szło się gęsiego w całkowitej ciemności, zgięty w pół, miejscami na czworakach, przejście kilkudziesięciu metrów było dla wielu osób nie lata wyzwaniem. Na zakończenie zbiorówka w twierdzy.
Zbiorówka w Twierdzy Kłodzko fot. Czesio1
Koniec zwiedzania z przewodnikiem fot. Barabasz
Twierdza Kłodzko fot. Barabasz
Brama wyjściowa fot. Barabasz
Kłodzko fot. Barabasz
Kłodzko fot. Barabasz
Czesio z Kiką na tarasie Twierdzy fot. Czesio1
Zlotowicze na górnym tarasie Twierdzy fot. Czesio1
Po zwiedzeniu podziemnej części Twierdzy Kłodzko kto chętny mógł zwiedzać koronę twierdzy, ale większość wybrała wycieczkę do miasta. Kłodzko to urokliwe średniowieczne miasteczko, z zabytkami i kafejkami. W rynku Starego Miasta odbywał się kiermasz, można były spróbować ludowych specjałów – serów, pieczywa, wędlin i alkoholi.
Srebrna Góra to górnicze miasteczko założone w XIV w. po odkryciu rud wiadomego kruszcu. Jest malowniczo położone pod przełęczą oddzielającą Góry Sowie od Bardzkich.
Muszę przyznać, że tę miejscowość darzę wielkim sentymentem, bywałem w niej regularnie od czasów licealnych. Widziałem ją jeszcze w czasach dla niej łaskawych, później kolejny w jej historii upadek i wręcz wylewającą się na ulice biedę. Od kilku lat znowu jest kolorowa i tętniąca życiem. I z pewnością nie odwiedziłem jej ostatni raz.
Po wojnie prusko-austriackiej Srebrna Góra została przyłączona do Prus i podjęto decyzję o ufortyfikowaniu szczytów wokół przełęczy. Budowa głównej twierdzy zajęła 13 lat. Wraz z fortami Wysoka Skała (zwanym przez lata ze względu na lokatorów fortem Harcerz) i położonym na przeciwległym szczycie, Ostróg (który w czasie wojny był niemieckim obozem jenieckim), główna twierdza z Donżonem stanowiła największą w Europie górską twierdzę. Uprzedzając fakty, niezdobytą w walce (a próbował Napoleon).
Wzgórza wokół Srebrnej Góry fot. Barabasz
Wzgórza wokół Srebrnej Góry fot. Barabasz
Wzgórza wokół Srebrnej Góry fot. Barabasz
Zwiedzanie twierdzy poprzedził obiad w hotelu, z którego mogliśmy podziwiać panoramę miasteczka. Wielka szkoda, że większości z nas nie udało się zobaczyć Srebrnej Góry z bliska.
Obiad w Hotelu "Srebrna Góra" fot. Czesio1
Po przemarszu do przełęczy przed nami pozostała już tylko kilkunastominutowa wspinaczka pod bramy twierdzy. Muszę w tym miejscu donieść, że niektórzy byli już tak wycieńczeni poprzednimi atrakcjami, że musieli skorzystać z usług lokalnych przewodników. Byli wśród nich także najmłodsi z nas...
Gdy udało nam się już dotrzeć na szczyt i zakupić bilety, udaliśmy się przed wejście do Donżonu, gdzie polecono nam zaczekać na przewodnika. Podczas oczekiwania dojrzałem przebranego za pruskiego żołnierza pana, który właśnie „rozpoczynał” odebrane ze stoiska gastronomicznego piwo. Zażartowałem, że chyba zlokalizowałem naszego przewodnika i że to chwilę potrwa. No cóż, to co miało być żartem, okazało się nim nie być. Na szczęście obawy związane ze skutkami diety przewodnika okazały się płonne.
Zlotowicze w oczekiwaniu na przyjście przewodnika fot. Czesio1
Zlotowicze w oczekiwaniu na przyjście przewodnika fot. Czesio1
To znaczy nie tak zupełnie, ale humor przewodnika doprawiony ekstraktem z chmielu był wyśmienity i nie przekraczał żadnych norm kultury, czego mogliby się niektórzy obawiać. Zostaliśmy oprowadzeni po większości twierdzy, zaopatrzono nas w wiedzę historyczną, anegdoty i opisy przedmiotów zgromadzonych w gablotach.
Przewodnik po Srebrnej Górze fot. Czesio1
Wejście do Twierdzy Srebrna Góra fot. Czesio1
Armata fot. Czesio1
Przewodnik opowiada o ubiorze żołnierzy fot. Czesio1
Twierdza Srebrna Góra fot. Czesio1
Skrzynia oficerska fot. Czesio1
Mogliśmy się m.in. dowiedzieć na czym polegał system nagradzania w armii pruskiej („brak kary”), zorganizowano nawet zakłady z makietą w tle z cyklu „gdzie się obecnie znajdujemy?”, mogliśmy odczuć (zobaczyć i usłyszeć) „jak to jest” po wystrzale z broni prochowej w małym pomieszczeniu...
Karny osiołek dla żołnierzy fot. Czesio1
Makieta Twierdzy fot. Czesio1
Wnętrze Twierdzy fot. Czesio1
Trzeba przyznać, że forty są solidnie rewitalizowane, oglądaliśmy fragmenty twierdzy, których nie udało mi się zobaczyć podczas kilku poprzednich odwiedzin.
Zlotowicze wsłuchani w opowieści przewodnika fot. Czesio1
Koło deptakowe przy studni fortecznej fot. Czesio1
Twierdza Srebrna Góra fot. Czesio1
Makieta Twierdzy fot. Czesio1
Ostatnie opowieści przewodnika fot. Barabasz
Na dziedzińcu Twierdzy fot. TomaszK
Zwiedzanie zakończyliśmy tradycyjnym, grupowym zdjęciem z naszym cudownym przewodnikiem. Co zapobiegliwsi zaopatrzyli się u niego w pewne dobro. Zyski z transakcji zostały już po chwili skonsumowane, ponieważ monety nie lubią leżeć w kieszeni zbyt długo.
Zbiorówka z przewodnikiem fot. Czesio1
Zbiorówka z przewodnikiem fot. TomaszK
Widok na okolicę z Twierdzy Srebrna Góra fot. Barabasz
A kto chciałby sobie przypomnieć miasteczko, koniecznie musi obejrzeć 3. sezon serialu „Szadź”. Inną, filmową ciekawostką jest to, że zalana ulica z kilkoma kamienicami widoczna w serialu „Wielka woda”, została zbudowana w nieczynnym basenie, także w Srebrnej Górze.
W malowniczych Górach Sowich, paśmie Sudetów Środkowych, pod koniec II wojny światowej realizowane było jedno z największych i najbardziej tajemniczych przedsięwzięć budowlanych nazistowskich Niemiec – Projekt Riese (niem. olbrzym). W ramach projektu powstało wiele podziemnych obiektów – sztolni, komór i szybów – tworzących siedem kompleksów. Projekt nigdy nie został ukończony.
Na temat przeznaczenia projektu Riese powstało wiele, mniej lub bardziej spekulacyjnych teorii. Począwszy od nowej siedziby Hitlera i poszczególnych organizacji militarnych III Rzeszy, poprzez podziemne laboratoria i fabryki, aż po miejsce prac nad cudownymi broniami, które miały zapewnić zwycięstwo w wojnie lub kryjówkę dla zrabowanych w podbitych krajach dóbr.
Niezależnie od tego, jak było naprawdę, jedno jest pewne. Do budowy zaangażowano robotników przymusowych i więźniów niemieckich obozów. Śmiertelność wśród pracowników była bardzo duża, z uwagi na wyniszczającą pracę ponad siły, choroby, złe warunki bytowe, głód i wypadki.
Porzucone i zniszczone obiekty są obecnie częściowo udostępnione do zwiedzania. Jedno z takich miejsc, Sztolnie Walimskie – kompleks Rzeczka, odwiedzili także zlotowicze.
Kamień przed sztolnią w Walimiu fot. irycki
Zlotowicze przed wejściem do sztolni w Walimiu fot. Czesio1
Sprzęt wojskowy przed sztolnią w Walimiu fot. Czesio1
Tego dnia było chłodno, ale słonecznie. Wejście do kompleksu to nowoczesny budynek kas, wokół rozstawiono trochę dość przypadkowo dobranego sprzętu wojskowego oraz nieco artefaktów z samego obiektu, np. elementy kolejki do wywożenia urobku skalnego.
Sztolnie w Walimiu mają łącznie 500 metrów długości i są częściowo wzmocnione żelbetową konstrukcją. Wejścia do obiektu strzeże niewielka wartownia. Pod ziemią jest wilgotno, chłodno, po ścianach spływa woda.
Oprócz korytarzy w Walimiu wykuto dwie ogromne kilkudziesięciometrowe komory. Nie zostały one wykończone, trudno też w pełni docenić ich rozmiar, bo przegrodzone są zawałem skalnym który powoduje, że podczas zwiedzania trzeba na chwilę wyjść jedną ze sztolni na zewnątrz i powrócić do obiektu kolejną sztolnią.
W pomieszczeniu obok wartowni wyeksponowano metalowe przedmioty odkryte podczas prac adaptacyjnych i badawczych, a także plansze prezentujące podstawowe dane na temat innych obiektów kompleksu Riese.
Wartownia w sztolni fot. Czesio1
Tablice informacyjne innych sztolni projektu Riese fot. Czesio1
Tablice informacyjne innych sztolni projektu Riese fot. Czesio1
Tablice informacyjne innych sztolni projektu Riese fot. Czesio1
Przedmioty odkryte podczas prac adaptacyjnych i badawczych fot. Czesio1
Przedmioty odkryte podczas prac adaptacyjnych i badawczych fot. Czesio1
Mapa projektu Riese fot. Czesio1
Kompleks Rzeczka zwiedza się z przewodnikiem, który opowiada zarówno o samym obiekcie, jak i o okolicznościach jego powstania, w tym o niewolniczej pracy więźniów, którzy w fatalnych warunkach masowo ginęli. Powstanie tajemniczych podziemnych labiryntów zostało okupione ludzkim cierpieniem i śmiercią.
W jednej z podziemnych komór eksponowana jest replika pocisku V-1, gdyż wśród teorii na temat przeznaczenia podziemnych konstrukcji Riese pojawia się i taka, która mówi o chęci umieszczenia w wykutych halach fabryk produkujących broń. Fabryki te, dzięki ukryciu w zboczach gór, byłyby odporne na ewentualne bombardowania. Poza tym obszar Gór Sowich pozostawał poza zasięgiem większości bombardowań alianckich.
Replika pocisku V-1 fot. Czesio1
TomaszK w sztolni walimskiej fot. Czesio1
Sztolnia w Walimiu fot. Czesio1
W komorach obiektu Rzeczka prezentowanych jest wyjątkowy zbiór grafik wykonanych przez jednego z przymusowych robotników, wcześniejszego więźnia Auschwitz – węgierskiego Żyda Imre Holló. Na wykonywanych po kryjomu rysunkach udokumentował on między innymi scenki z obozu AL Riese Dörnhau. Grafiki przedstawiają drastyczne sceny znęcania się, egzekucji oraz niewolniczą pracę, a także wcześniejsze wydarzenia z getta i obozu Auschwitz. Rysunki szczęśliwie przetrwały, wyjątkowo przeżył także ich twórca, co niestety nie było udziałem wielu z przedstawionych na ilustracjach osób. Dziś kopie tych grafik prezentowane są w podziemiach obiektu Rzeczka i przypominają nam o ludziach, którzy stracili życie podczas budowy między innymi tego obiektu.
Zbiór grafik Imre Holló fot. Czesio1
Zbiór grafik Imre Holló fot. Czesio1
Zbiór grafik Imre Holló fot. Czesio1
Zbiór grafik Imre Holló fot. Czesio1
Podparty fragment niewykończonej komory przypomina o śmiertelnym wypadku studenta, który w latach powojennych zginął przygnieciony w obiekcie Rzeczka. Dziś sztolnie i komory są zabezpieczone. Aby urozmaicić zwiedzanie i przybliżyć odrobinę warunki, w jakich odbywały się prace nad konstrukcją obiektu, wykorzystywane są nagrania dźwiękowe i efekty świetlne. Jest tak np. w największej niedokończonej komorze.
Podparty fragment komory upamiętniający tragedię studenta w sztolni fot. Czesio1
Komora sztolni fot. Czesio1
Wejście do szybu II fot. Czesio1
Wózek do transportu urobku fot. Czesio1
Sprzęt do pracy w sztolniu fot. Czesio1
Sprzęt do transportu urobku fot. Czesio1
Praca w sztolni fot. Barabasz
Zlotowicze na powietrzu fot. Barabasz
Po zakończeniu zwiedzania zlotowicze zapozowali do pamiątkowego zdjęcia wraz z przewodnikiem oprowadzającym nas po podziemiach obiektu Rzeczka.
Zbiorówka z przewodnikiem przed wejściem do szybu III fot. Czesio1
Następnym etapem zlotu był obiad w Dziećmorowicach koło Wałbrzycha. Mimo wietrznej pogody jedliśmy na zewnątrz, ciesząc się promieniami słońca i pięknymi widokami. Chyba każdy jednak nadal, za sprawą wizyty w mrocznych podziemiach obiektu Riese, choć trochę rozpamiętywał tragiczne wydarzenia z okresu II wojny światowej, które działy się tuż obok, kilkadziesiąt lat wcześniej – „ten podły czas, porę burz”.
Jezioro przed Karczmą Góralską w Dziećmorowicach fot. Czesio1
Obiad w Karczmie Góralskiej w Dziećmorowicach fot. Barabasz
Obiad w Karczmie Góralskiej w Dziećmorowicach fot. Czesio1
Obiad w Karczmie Góralskiej w Dziećmorowicach fot. Czesio1
Obiad w Karczmie Góralskiej w Dziećmorowicach fot. Czesio1
Obiad w Karczmie Góralskiej w Dziećmorowicach fot. Czesio1
Obiad w Karczmie Góralskiej w Dziećmorowicach fot. Czesio1
Niezwykła uroda zamku Grodno przyciągnęła tego dnia rzesze turystów.
Zamek Grodno (niem. Kynsburg, Königsberg) wybudowany został na szczycie góry Choina (ok. 450 m n.p.m.) na styku Gór Wałbrzyskich i Sowich, nad doliną rzeki Bystrzycy Świdnickiej.
Dzieje zamku Grodno sięgają zamierzchłych czasów, według legend 800r. Pierwszy zachowany dokument świadczący o istnieniu zamku pochodzi z 1315r. Powszechnie budowę murowanego zamku przypisuje się Piastowi Śląskiemu księciu Bolkowi I Surowemu.
W 1392r. Zamek Grodno wraz z całym księstwem świdnicko-jaworskim został wchłonięty do Korony Czeskiej. W XV w. Zamek Grodno stał się siedzibą rycerzy-rozbójników, którzy wraz ze swoimi drużynami trudnili się w okolicy rozbojami i grabieżą.
Tablica przed zamkiem Grodno fot. Czesio1
W XVI wieku zamek został przebudowany w renesansowym stylu. Z tego okresu przebudowy pochodzą przepiękne detale rzeźbiarskie i architektoniczne, zwłaszcza portale z szarego piaskowca w pomieszczeniach zamku górnego oraz zaliczany do najpiękniejszych na Śląsku portal budynku przedbramia.
Brama na dziedziniec zamkowy fot. Barabasz
Zlotowicze odpoczywają po wspinaczce na górę Chojna fot. TomaszK
Zamek Grodno fot. Barabasz
Zamek Grodno fot. Barabasz
Renesansowy portal z piaskowca fot. panna Monika
Fragment przepięknego sgraffita na budynku bramnym fot. panna Monika
Zlotowicze na dziedzińcu zamku Grodno fot. Czesio1
Ten piękny obiekt postanowiliśmy zwiedzać z przewodnikiem.
Forowicze zasłuchani w słowa przewodnika fot. Barabasz
Nasz cicerone okazał się nieszablonową postacią. Piszącej te słowa skojarzył się natychmiast z Letycją Douffet, bohaterką „Letycji i lubczyku” Schaffera w niezapomnianej kreacji Mai Komorowskiej. O Letycji jako przewodniczce krytyk (Stanisław Bubin) napisał: historie opowiadane przez Letycję są niebywałe, fantasmagoryczne. Publika – dzieci, młodzież i dorośli, bez różnicy – słucha jej opowieści z rozdziawionymi ustami, a niekiedy popada w trans. Postaci historyczne, ze świata realnego, dawni mieszkańcy posiadłości, uczestniczą w gawędach Lettycji w wydarzeniach niebywałych, niezwykłych, całkowicie nieprawdopodobnych, z pogranicza jawy i snu... I nasz przewodnik zdawał się być jak w transie i odgrywać, niczym Maja Komorowska, rolę życia w swoim teatrze. Nie istniał dla niego czas (a skoro nie istniał to i nie upływał), miejsce ani grupa, którą miała oprowadzać. W mniejszym lub większym oszołomieniu słuchaliśmy jego relacji, niestety, nasza wytrzymałość miała swoje (indywidualne) granice. Niektórzy dotrwali do sali tortur, inni trwali jeszcze chwilę. Zamek był pełen zwiedzających, także nasz przewodnik nie miał problemu ze znalezieniem słuchaczy z tej czy innej grupy, a ja zastanawiam się do dziś, czy nie oprowadza po kolejnych komnatach, snując historie i prowadząc dialog sam ze sobą.
Zlotowicze na dziedzińcu zamku Grodno fot. Czesio1
Forowicze na tle wieży widokowej fot. Czesio1
Zlotowicze na dziedzińcu zamku Grodno fot. Czesio1
Zlotowicze na dziedzińcu zamku Grodno fot. Czesio1
Zamek Grodno fot. Barabasz
Zamek Grodno fot. Barabasz
Zamek Grodno fot. Barabasz
Zamek Grodno fot. Czesio1
Zamek Grodno fot. Czesio1
Zamek Grodno fot. Czesio1
Zamek Grodno fot. Czesio1
Zamek Grodno fot. Czesio1
Zamek Grodno fot. Czesio1
Zamek Grodno fot. Czesio1
Zamek Grodno fot. Czesio1
W XVII wieku rozpoczął się okres upadku – zamek przeszedł kolejno zdobycie i zniszczenie przez Szwedów, bunty chłopskie, zniszczenie wieży wskutek uderzenia pioruna, zawalenie murów, kościoła i części zamku oraz rozbiórkę przez okolicznych mieszkańców.
Zamek został uratowany przez profesora Johanna Gustava Büschinga z Wrocławia, któremu sąd po protestach przyznał Zamek Grodno w dożywotnie użytkowanie. Dzięki działaniom prof. Büschinga zamek został zabezpieczony przed dalszym niszczeniem i uchroniony przed rozbiórką, a w kolejnych latach przystosowany do celów turystycznych.
Obecnie można zwiedzać budynek bramny, budynek kaplicy z renesansowym portalem, sień zamkową, salę tortur, krzyże pokutne, loch księżniczki Małgorzaty, dziedziniec górny, salę rycerską, salę myśliwską, sale książęce i salę mokra. W zamku znajduje się również Centrum Bioedukacji Multimedialnej z nowoczesną salą multimedialną poświęconą rezerwatowi przyrody „Góra Choina” i salą kinową.
Trudno chyba wyobrazić sobie forowy Zlot bez konkursu. Tradycji stało się zadość i wieczorem usiedliśmy pod wiatą, by dać się owładnąć duchowi rywalizacji. Mimo że Zlot nie był „samochodzikowy” (bo, nad czym ubolewam, żadna z pozycji kanonu nie działa się w Kotlinie Kłodzkiej), to konkurs, przeprowadzony przez TomaszKa, jak najbardziej dotyczył książek o Panu Samochodziku. A ściślej – podziemi w tychże książkach. Okazuje się, że jest ich tam wcale niemało.
Organizator konkursu TomaszK fot. kadr z filmu zlotowego
Formuła konkursu była w sumie bardzo prosta. Wszyscy uczestnicy podzieleni zostali na w miarę równoliczne grupy. W każdej grupie byli dorośli i dzieci. Każdy zespół po kolei odpowiadał na pytanie zadawane przez prowadzącego. Jeśli zespół odpowiedział prawidłowo, otrzymywał punkty. Jeśli jednak nie znał odpowiedzi lub odpowiedział błędnie, prawo odpowiedzi przypadało temu z pozostałych zespołów, który zgłosił się jako pierwszy.
TomaszK wyjaśnia zasady zabawy fot. kadr z filmu zlotowego
Notatnik asystenta organizatora gotowy do uzupełniania punktami fot. kadr z filmu zlotowego
To spowodowało, że rywalizacja była niezwykle emocjonująca. Często było tak, że ledwie TomaszK skończył zadawać pytanie, w górze było już kilka rąk od kilku różnych zespołów, które liczyły, że pytanemu powinie się noga i to oni otrzymają prawo udzielenia odpowiedzi poza kolejnością. TomaszK musiał wykazywać się nie lada refleksem, żeby ocenić, kto podniósł rękę jako pierwszy.
Drużyna "Australia nie istnieje": panna Monika i Zaliczka fot. kadr z filmu zlotowego
Drużyna "Mroczne krowy": PiTT i studenci fot. kadr z filmu zlotowego
Drużyna "Team △=b2−4ac": TomaszL, Hanka i Psycholog fot. kadr z filmu zlotowego
Drużyna "FC po nalewce": Barabasz + rodzina fot. kadr z filmu zlotowego
Drużyna "Jamajki": irycki, Kika i Ola fot. kadr z filmu zlotowego
Stopień trudności pytań, a więc i liczba punktów jakie można było otrzymać za poprawną odpowiedź, stopniowo rosły. Początkowe mogły wydawać się banalne. Te ostanie wcale banalne już nie były! Mimo iż zawsze wydawało mi się, że kanon znam nieźle, to na wiele z nich nie potrafiłem udzielić prawidłowej odpowiedzi.
Nic dziwnego, że liczba błędnych odpowiedzi wzrastała. A każda błędna odpowiedź to szansa dla pozostałych zespołów. Wzrastała więc także nerwowość. Każdy błąd kosztował coraz więcej. A błąd to przecież nie tylko zła odpowiedź na pytanie, ale także spóźnienie się z podniesieniem ręki i strata ewentualnej szansy na odpowiedź poza kolejnością!
Konkursowicze w trakcie zabawy fot. kadr z filmu zlotowego
Co ja tu napisałem? - zastanawia sięTomaszK próbując odczytać kolejne pytanie fot. kadr z filmu zlotowego
Wreszcie padło ostatnie pytanie, udzielona została ostatnia odpowiedź i… nastąpiło oczekiwanie na podliczenie punktów. Mimo że TomaszK poradził sobie z tym bardzo sprawnie, nam, uczestnikom, chwila ta zdawała się nie mieć końca. Jednak koniec nastąpił i odczytany został werdykt. Pierwsze miejsce zajął zespół Mroczne krowy w składzie: PiTT i studenci.
Konkursowe nagrody: kwarc różowy, agat, galena, jaspis, geoda kwarcowa, geoda z ametystami fot. kadr z filmu zlotowego
Podziękowanie dla TomaszKa za zorganizowanie konkursu fot. kadr z filmu zlotowego
"Polska pod ziemią" - czyżby zapowiedź kolejnych podziemnych zlotów? fot. kadr z filmu zlotowego
TomaszK dumnie prezentuje książkę "Polska pod ziemią" fot. kadr z filmu zlotowego
Po konkursie wszyscy mieli znakomite humory. Zwycięzcy – bo zwyciężyli. A cała reszta – bo wzięli udział w fajnej zabawie, a to jest najważniejsze. W sumie przecież nie chodzi o to, by złapać króliczka, ale o to, by go gonić. Niezależnie od zajętego miejsca, spędziliśmy miło czas w gronie przyjaciół i to się liczy!
Nie chcę pani schlebiać, ale jest pani uosobieniem przygody. Gdy patrzę na panią łowiącą ryby, pływającą po jeziorze, nie wyobrażam sobie, aby istniała bardziej romantyczna dziewczyna.
Zlot samochodzików to zlot survivalowy.
Pieczonka z kociołka to punkt obowiązkowy.
Forowicze się zlatują,
W ogień się wpatrują,
Kiełbaski szykują,
Do stołu startują,
Porcje pałaszują.
TomaszeK jest spełniony,
Bo kociołek opróżniony.
Kociołek gotowy do pieczenia fot. Czesio1
Kociołek już na ognisku fot. Czesio1
TomaszK z Filipkiem fot. Barabasz
Obok kociołka i kiełbaski się pieką fot. Czesio1
TomaszK, PiTT i Agnieszka fot. Czesio1
Panna Monika, irycki i Marysia fot. Czesio1
Asia, Małgosia, PiTT i Agnieszka fot. Czesio1
Małgosia, PiTT i Agnieszka fot. Czesio1
Hanka przy ognisku fot. Barabasz
Pieczenie kociołka fot. Barabasz
Pieczonka gotowa! fot. Czesio1
Degustacja pieczonki fot. Czesio1
Degustacja pieczonki fot. Czesio1
Po tak pysznym daniu humory wszystkim dopisywały fot. Czesio1
Po tak pysznym daniu humory wszystkim dopisywały fot. Czesio1
Po takim posiłku wieczorem grupa Zlotowiczów wybrała się zdobyć najbliższy szczyt. Nocna eskapada nie trwała długo, bo jak nazwa pensjonatu wskazuje, najbliższe pasmo to pasmo Mnicha. Skala trudności? PTTK powinno przyznawać punktu ujemne za przejście pasma Mnicha. Wiecie jak wyglądają Krupówki? Tak właśnie wygląda pasmo Mnicha.
Z jednej strony 523m n.p.m, z drugiej strony 522 m n.p.m. a pomiędzy nimi około 1km płaskiego grzbietu. Poszukiwanie szczytu 522 m zakończyło się sukcesem i wspólnym zdjęciem.
Nocna eksploracja Mnicha fot. Czesio1
Ekipa eksplorująca Mnicha nocą fot. Czesio1
Nocna eksploracja Mnicha fot. Czesio1
Ekipa eksplorująca Mnicha nocą fot. Czesio1
I tu moglibyśmy zakończyć nasza opowieść, ale ...czy wiecie że Góry Stołowe to zrąb tektoniczny, jeden z wielu w Sudetach, który ulegał erozji, tzw. cofanie się progów. Próg od strony północnej cofnął się, ale pozostał ostaniec Mnich – góra świadek świadczący o dawniejszym większym zasięgu płyty kredowej. Winne są spływające z Gór Stołowych wody, w tym wypadku wody potoku Cedron, który tak blisko przepływał obok naszej Pieczonki z Kociołka. Chwila moment i nasz Kociołek znalazłby się w nurcie Cedronu... jakieś kilka milionów lat tylko.
Do zabytkowej kopalni rudy uranu jechaliśmy z wielką ciekawością, w końcu to niezwyczajna kopalnia, gdyż wydobywało się tu pierwiastek promieniotwórczy więc każdy odczuwał mały dreszczyk czy po wyjściu nie będziemy czasem świecić.
Z ciasnego parkingu przy drodze krótką ścieżka pod górkę dotarliśmy do wejścia, gdzie już oczekiwali ludzie z innych grup. Wyposażeni zostaliśmy w kolorowe kaski ochronne niczym inżynier Karwowski, które miały chronić nasze głowy przed niskim sklepieniem. Niestety same powodowały zagrożenie, gdyż spadały na innych, kiedy chcieliśmy spojrzeć do góry. Więcej zabezpieczeń nie było, żadnych ołowianych płaszczy, nie poczęstowano też nawet jednym kieliszkiem płynu lugola, ani nawet kieliszkiem Ducha Puszczy dla odwagi.
Przewodnik po kopalni uranu w Kletnie fot. Barabasz
Zlotowicze w kopalni fot. TomaszK
Zlotowicze w kopalni fot. TomaszK
TomaszK w kopalni fot. TomaszK
Zlotowicze w kopalni fot. TomaszK
Przewodnik po wprowadzeniu nas do kopalni opowiedział krótką historię tego miejsca, historię z życia planety zwanej Ziemią, a także trochę opowiedział o samym uranie (pierwiastku nie planecie). Do konkretnego zwiedzania przydzielona nam została tylko malutka część całej kopalni (konkretnie sztolnia nr 18), która była położona bardzo płytko i poznanie jej nie pozwoliło poznać ogromu tego miejsca, szczególnie jej tajemnic na głębszych pokładach.
Na wejściu ujrzeliśmy plan kopalni, która kiedyś składała się z 20 sztolni, długość wszystkich korytarzy miała ponad 35 km. My wybraliśmy trasę łatwą więc mogliśmy zwiedzić tylko ok 400 m. a to tylko taka reprezentacyjna zajawka, bardzo łatwa do przejścia (w nomenklaturze narciarskiej trasa zielona). Możliwa jest także trasa ekstremalna, której zwiedzanie to już kilka godzin łącznie z historycznymi, średniowiecznymi pokładami.
Magnetyt fot. Czesio1
Podest pomieszczenia kasowego nad sztolnią kopalni, liny do przejść ekstremalnych do sztolni ametystowej fot. Czesio1
Eksponaty w kopalni fot. Barabasz
"Zenek" z wiertnicą fot. Czesio1
Sztolnia w kopalni fot. Barabasz
Wózek do transportu minerałów fot. Czesio1
Wózek do transportu minerałów fot. Czesio1
Sztolnia w kopalni fot. Barabasz
Eksponaty w kopalni fot. Czesio1
Szkło uranowe fot. Czesio1
Szkło uranowe fot. Barabasz
Przy wejściu na ścianach prezentowano nam tablice edukacyjne na różne tematy z powstawania ziemi, organizmów i innych procesów fizyczno-chemicznych z których powstały rudy i minerały, ale nikt zbytnio nie poświęcał im uwagi. Większość korytarzy to wydrążone skały czasami wzmocnione żelazno-betonowo i drewnianymi konstrukcjami. W samej kopalni było dosyć chłodno więc trzeba było się grubiej przyodziać. Same tunele były dosyć wąskie więc było trochę ciasno i często się potykaliśmy nawzajem o siebie. Co do rudy uranu to było jej tyle co kot napłakał, przewodnik głównie pokazywał raczej inne minerały, z widocznym odziaływaniem tego promieniotwórczego pierwiastka. Podziwialiśmy zatem widoczne smugi fluorytów, ametystów, barytów, chalkopirytów, chalkozynów czy malachitów i innych kolorowych kamieni, niczym z golgoty w Licheniu (kto był ten wie). Pewną odmianą były jasnoniebieskie kryształowe naczynia podobno kiedyś zwyczajne w naszych domach, które podświetlone światłem ultrafioletowym świeciły na zielono, właśnie ze względu na zawarty w nich uran. Oczywiście ich tu nie wydobywano (a szkoda, od razu przypomniała mi się kopalnia zegarków w przygodach Tytusa, Romka i A'Tomka!) tylko specjalnie dostarczono i wyeksponowano. Można też było obejrzeć wyposażenie górników, czyli lampy, świdry i inne tajemnicze narzędzia. Same niewidzialne oddziaływanie rudy uranu przewodnik zaprezentował na małej próbce za pomocą specjalnego licznika, poza tą próbką licznik prawie nic nie wskazywał więc czuliśmy się bezpieczni.
Pozostałości dawnej kopalni sprzed 70-iu laty fot. Czesio1
Najładniejsza ściana kopalni w Kletnie fot. TomaszK
Najładniejsza ściana kopalni w Kletnie fot. Czesio1
Sztolnia kopalni fot. TomaszK
Zbiorówka przed kopalnią uranu w Kletnie fot. Czesio1
Trzeba wspomnieć, że samą rudę uranu wydobywano tu dosyć krótko, bo w latach 1948-1953, kopalnia była ściśle tajna i zarządzana przez wojska radzieckie, wcześniej kopalnia służyła do wydobywania innych minerałów i metali. Łącznie wydobyto ok 20 ton uranu. Dodatkowym bonusem po wyjściu z kopalni były hałdy znajdujące się na zewnątrz kilkaset metrów poniżej wejścia do kopalni w których poszukiwaliśmy fluorytów, była to całkiem fajna zabawa na świeżym powietrzu. Wszyscy się jej poświęciliśmy i kilku z nas udało się znaleźć nasze skarby, czyli półprzeźroczyste fioletowe kamyki, które swoim okiem oceniał TomaszK.